Temat: Bulimia

Piszę ten temat, żeby się wygadać...żeby wylać moje cholerne myśli, więc z góry dziękuję za komentarze typu "powinnaś się leczyć zamiast pisać o tym na forum". 

Więc miałam się leczyć, ale nie nadaję się do leczenia w klinice, a moja rodzina stwierdziła, że psycholog mi nie pomoże i będzie lepiej jak mi wpierdolą, ale mniejsza z tym. Wszyscy się cieszą, bo podobno tyję, wszyscy trują mi dupę jak świetnie wyglądam, bo jem i tak dalej i tak dalej....doprowadza mnie to do szału, czuję jak ulatuje ze mnie życie, mam podły nastrój, ciągle płaczę, moja samoocena pełza po ziemii....ogólnie utrzymuję wagę ok. 51kg z tym, że w piątek jest to 50kg a w niedzielę już 54kg....wygląda to tak, że na tygodniu mam podły humor, czuję się jak gówno więc nie jem prawie nic...dosłownie minimum, wracam do domu jak najpóźniej i zjadam drobny posiłek żeby rodzinka mogła się cieszyć, że tyję...a w weekend budzi się we mnie potwór, pochłaniam dosłownie wszystko na swojej drodze, aż do momentu kiedy jedzenie samo mi wraca...moje anorektyczne ja wcale nie przesadza, pochłaniam dobre 10tyś kcl...i tak w każdy piątek i sobotę w sumie od września, czyli od momentu kiedy moja rodzina magicznie odkryła, że znowu schudłam (po zrzucie 20kg) bo ktoś im powiedział....nie panuję nad sobą...czuję, że jeśli to jeszcze potrwa jakiś czas to skończę ze sobą...po prostu zjada mnie to od środka, całe moje życie kręci się wokoło cholernego jedzenia...niby wiem, że mam problem, ale nie chcę się do tego przyznać przed samą sobą, a co dopiero przed kimś innym...nie wiem co mam robić sama ze sobą, chcę wrócić do momentu kiedy jadłam zdrowo, fakt trochę mało bo 1700kcl, ale czułam się świetnie psychicznie i fizycznie, a teraz? Nawet moje ciało nie daje rady...jak przy 47kg miałam regularny okres, tak teraz w ogóle go nie mam, moja cera to istna porażka, mam wzdęcia, biegunki, boli mnie żołądek i nie potrafię wyjść z tego błędnego koła...a moja rodzina jeszcze mnie w tym wspiera, bo waży wbrew mojej woli w każdą sobotę po jedzonku żeby nie było, co wywołuje we mnie wstręt do własnej osoby, a potem pomagają mi pakować w siebie to żarcie, bo przecież muszę tyć tyć tyć tyć....na prawdę nie daję już sobie rady....

Wybaczcie jeśli to co napisałam, nie ma żadnego sensu, pisałam co mi przyszło na myśl....był ktoś może kiedyś w takiej sytuacji? Jak udało Ci się przerwać ciąg? Bo na tym mi teraz zależy najbardziej...

wilena, ładnie napisałaś o tym cesarzu, tylko w tym wypadku cesarzem jest rodzina, która nie ma pojęcia jak "dawkować" jedzenie, żeby jeszcze przy tym "poddani" byli zadowoleni.

Moim zdaniem sama sobie nie poradzisz, chodź do lekarzy, psychologa, dietetyka... może jeśli ktoś powie dokładnie jak z tego wyjść to przestaniesz się przejmować rodziną i zaczniesz słuchać rad mądrzejszych.

Pasek wagi

51900813  <------------- napisz do mnie,  jeśli chcesz.Też potrzebuję wsparcia D: A mówienie jej, że jest chora, nie pomaga, to tak, jakby powiedzieć choremu na raka od paru lat że jest chory.Ona nie potrzebuje diagnozy, tylko pomocy.Nie jest łatwo powiedzieć obcej "pani psycholog" która jest jak jakaś wyfiokowana niunia, która mówi tylko "yhm..." co jakiś czas, a tak serio to esemesuje z swoim facetem.Nie zrozumie się tej choroby, gdy nie miało się z nią styczności choć raz.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.