Temat: Ed- załamanie motywacji.

Jak już doskonale wiecie od lat zmagam się z ed pod wszelką postacią. Bardzo gładko przechodzę od niejedzenia nic to obżarstwa tak dużego, że większości was ciężko pewnie byłoby sobie to wyobrazić. We wrześniu zeszłego roku z bmi 15.5 prawie po raz drugi trafiłam do szpitala. Wybroniłam się, walczyłam nogami i rękami przez wiele miesięcy. Zbierałam się z dna, zmagałam z depresją. Na początku tego roku czułam się silna, czułam, że udało mi się podźwignąć, że znowu jestem silna i zdrowa. Przytyłam 6kg co dalej oznaczała lekką niedowagę, ale przez jeden z najdłuższych okresów w życiu od początku ed czułam, że jestem szczęśliwa. Nawet kiedy wstawałam wzdęta, mówiłam sobie że jestem przecież chuda, że jest dobrze. Nie mogłam liczyć na specjalistyczną pomoc, przez wzgląd na moją konserwatywną rodzinę. Wyglądało to mniej więcej tak, że roboli wszystko byle tylko uprzykrzyć mi terapię "co znowu płakałaś jakie życie jest okropne tej pani psycholog? pewnie uważa Cię za idiotkę? "- to były teksty na początku dziennym. Ogólnie właśnie oni są moją największą przeszkodą w odzyskaniu stabilizacji, bo o zdrowiu kompletnym już nawet nie marzę. Ciągle się ze mnie śmieją, to że za chuda, to że mi się przytyło kiedy ja od miesięcy utrzymuję tę samą wagę. Ostatnio czuję, że wszystko zmierza w coraz gorszym kierunku. Znowu nie daję rady, moje zdrowe odżywianie poszło gdzieś w odstawkę. Chyba znowu wpadam w błędne koło obżarstwa i niejedzenia. Ciągle tylko marzę o tym by wyprowadzić się od rodziców by móc w spokoju jeść i wymiotować. Po nocach śni mi się chudość i ogromne ilości jedzenia. Tak bardzo chciałabym odzyskać moje wychudzone ciało, móc liczyć żebra na moich plecach i znowu obejmować 43cm udo. Chore nie uważacie? Czuję jak wpadam w obsesję, jakbym po raz trzeci wpadała w ten wir. Zdaję sobie sprawę, że trzecie podejście do schudnięcia prawdopodobnie doprowadzi mnie do śmierci, jeśli nie z wycieńczenia to do samobójstwa bo owe też już planowałam. Wróciła mi depresja, ciągle płaczę. Staram się wykrzesać z siebie resztki życia dla mojego partnera, ale jest mi coraz trudniej. On już wyparł moją chorobę z pamięci, chyba sądzi że to zamknięty rozdział, a ja nie chcę go znowu obciążać, co sprawia że czuję się okropnie samotna z tym wszystkim. W mojej głowie rodzi się plan 14dniowej głodówki, co byłoby najdłuższym postem w moim życiu i prawdopodobnie doprowadzi do zrzucenia tych 6kg....ludzie o czym jak w ogóle myślę, przecież tak dobrze mi szło. Nie wiem co mam ze sobą zrobić, ale czuję że nie mogę na siebie patrzeć, że nie mam już żadnego celu w życiu. Dla rodziny jestem jak obcy, związek mi się kruszy, nie mogę się odchudzać bo mnie zamkną, to po co ja w ogóle mam żyć? najchętniej zostawiłabym wszystko i wyjechała by umrzeć w czterech ścianach jakiejś kawalerki. czuję się jak kompletne dno. Ciężko mi opisać psychologię mojej choroby w jednym poście, to zbyt trudne i złożone, pewnie zdrowej osobie ciężko to zrozumieć, ale musiałam się chociaż trochę wygadać, a wiem że jesteście rozsądniejsze niż dziewczyny z forum pro ana, które jedyne co będę miały do powiedzenia to "schudnij, a będziesz szczęśliwa". Tylko błagam, nie piszcie że mam się udać do specjalisty, bo to jeszcze bardziej mnie zniszczy, szczególnie że czuję się teraz za gruba na leczenie. 

a rozmawilas z psychologiem o swojej rodzinie?moze psycholog powienien z nimi tez porozmawiac?

niestety innego wyjscia niz specjalista nie masz.

Nie wiesz co masz ze sobą zrobić - generalnie zarzuć sobie jakiś konkretny cel np. wyprowadzka od rodziców niech to zajmie ci głowę i myśli dąż do tego bo widzę że twoje problemy powstają przez twoją rodzinę. Uwolnij się od tej toksycznej rodziny.... powodzenia 

Pasek wagi

Kochana, my Ci niestety nie pomozemy , a sama sobie z tym ewidentnie nie radzisz, takze specjalista wydaje sie byc jedynym sensownym rozwiazaniem ..

Aj dziewczyno. Sama piszesz, że dalej masz niedowagę. Pamiętam jak jakiś czas temu dawałaś zdjęcia po przytyciu, wyglądałaś na zadowoloną, Twoje ciało na zdrowe. Czy to nie powinien być sens życia? Ja się za bardzo na ed nie znam, nigdy przez coś takiego nie przechodziłam, ale powiedzenie "w zdrowym ciele zdrowy duch" powinno być chyba uniwersalne :). Ja trzymam za Ciebie kciuki, bo z tych wielu dziewczyn na vitalii, które mają/miały duże problemy z zaburzeniami zawsze sprawiałaś wrażenie najrozsądniejszej. Nie dawaj się.

Wchodzisz na fora pro-ana? Przestań, to Cię zniszczy. Nie wizyta u specjalisty, a wizyty na takich stronkach. 

powinnaś powiedzieć chłopakowi wszystko 

poza tym widzisz ze cie to niszy i tak jesteś bardzo chuda jedz normalnie !

SashaSwift7 napisał(a):

a rozmawilas z psychologiem o swojej rodzinie?moze psycholog powienien z nimi tez porozmawiac?

Trafiłam do jednej pani psycholog tuż przed osiemnastymi urodzinami. Na pierwszej wizycie opowiedziałam jej zapłakana o tym jak gnębi mnie moja rodzina, jak bardzo chcą żebym była idealnym dzieckiem, wychodziła z koleżankami jednocześnie siedząc w domu, wyglądała ładnie jak siostra kuzynki sąsiadki o tym jak od dziecka wpajano mi, że wszyscy w około są lepsi ode mnie i mam brać z nich przykład. Żeby nie było jestem osobą która zawsze miała dobre wyniki w nauce, paski do drugiej klasy gimnazjum (niestety ed też wpłynęło na moją naukę), moim jedynym mankamentem jest to że ja NIGDY nie chciałam być jak inny, a zawsze tego ode mnie oczekiwano. Wracając do tematu opowiedziałam jej, że niemal wychowuję brata, że mam dom na głowie, że ciągle tylko słucham obelg i tak dalej. Skończyło się to bardo długą rozmową owej pani psycholog z moją rodzicielką, która wyszła załamana. Przez całą drogę do domu się nie odzywała, a później zrobiła mi awanturę, że jestem nienormalna. Taka wielce pokrzywdzona, że w dupie mi się przewraca, że nie jem bo robię jej na złość. Później tylko słuchałam komentarzy rodziny typu "po co jesz skoro i tak wyrzygasz?" "brakuje Ci miłości, to idź psa poprzytulaj" itp i td. Dzisiaj jako dwudziestolatka dalej mam syndrom niekochanego dziecka. 

laliho napisał(a):

Aj dziewczyno. Sama piszesz, że dalej masz niedowagę. Pamiętam jak jakiś czas temu dawałaś zdjęcia po przytyciu, wyglądałaś na zadowoloną, Twoje ciało na zdrowe. Czy to nie powinien być sens życia? Ja się za bardzo na ed nie znam, nigdy przez coś takiego nie przechodziłam, ale powiedzenie "w zdrowym ciele zdrowy duch" powinno być chyba uniwersalne :). Ja trzymam za Ciebie kciuki, bo z tych wielu dziewczyn na vitalii, które mają/miały duże problemy z zaburzeniami zawsze sprawiałaś wrażenie najrozsądniejszej. Nie dawaj się.Wchodzisz na fora pro-ana? Przestań, to Cię zniszczy. Nie wizyta u specjalisty, a wizyty na takich stronkach. 

Dziękuję, że uważasz mnie za ogarniętą, to dużo dla mnie znaczy. Może dlatego, że jestem już starsza od większości tych dziewczyn i to nie było moje, że tak powiem pierwsze zderzenie z chorobą i wiedziałam jak bardzo jest ze mną źle. Podobno przyznanie się przed samym sobą do ed to połowa sukcesu, ale ja mimo że się przyznaję to czasem po prostu chcę być chora bo to czyni mnie wyjątkową, a ja chyba na siłę chcę taka właśnie być. 

Miałam długą przygodę z pro aną, do dzisiaj utrzymuję kontakt z kilkoma dziewczynami, ogólnie uważam że polskie prawo powinno zamykać takie strony i jakoś na to wpływać, no ale niestety...ogólnie wchodzę jak mam gorszy dzień, żeby popatrzeć na moje stare zdjęcia...taka psychika. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.