Cały dzień czekam na deszcz. Ma padać, ale nie pada. Byłam w mieście, kupiłam parę bratków i stokrotki i całą drogę się martwiłam czy deszcz minie nie zastanie przy sadzeniu. Miał być i nie ma, a ja się za nic nie biorę, bo nie chcę by mnie przy pracy zastał. Dziś zrobiłam tylko grządkę przy schodach, posadziłam kwiatki i przeniosłam z Krzyśkiem resztę cegieł. Miałam prać poszewki z kanapy, oczywiście ręcznie bo to rękodzieło, miałam prać firanki, miałam przesadzać kwiatki. I nic nie robię, a deszcz nadal nie pada. Cóż chyba tak mi ten dzień zejdzie, a czas przepłynie mi między palcami nie wiadomo kiedy...
Wieczorem będę kończyć malowanie tego serduszka co ostatnio ozdobiłam i pewnie zacznę ozdabiać następne. Może też wezmę się za szydełko, bo kocyki dla kotów same się nie zrobią. Chodzi też za mną wiersz i haiku...Mam też powróżyć, a i zabieg Reiki mam...
Menu: bułka z domowym dżemem z brzoskwini i bzu czarnego, kapusta z grochem i ziemniaki, sałatka jarzynowa tradycyjna.