Jedyna przyjemność z bycia grubym to jedzenie. Ważę ponad 111kg, mój cel to 109 i operacja. Od dwóch dni mocno się za siebie wzięłam. Zero słodyczy, słodkich napojów, fast foodów i nie zdrowych rzeczy.
Jem bardzo zdrowo, dużo warzyw, jajka, chude mięso. Pracuje nad produktami mącznymi i chlebem.
Kocham chleb najlepiej z masłem. Nie sądziłam, że łatwiej będzie mi zrezygnować z słodyczy, a nie z chleba.
Chyba mam jakiś syndrom odstawienia cukru czy coś. Od tych dwóch dni czuje się koszmarnie! Miałam tak mało energii, że robiłam niezbędne minimum. Wahanie humoru, podenerwowanie, uczucie "pustki".
To mnie mega martwi, okazuje się, że jedzenie było dla mnie tak ważnym elementem życia, że czuje się jakbym straciła coś... Trudno to opisać. Czuje taką pustkę i smutek gdy nie mogę zjeść ciastka i wypić coli.
Wczoraj skończyłam szybciej pracę i przez resztę dnia nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Myślałam o słodyczach. Marzyłam aby położyć się przed telewizorem z paczką chipsów, colą i czekoladą. Chciałam tam spędzić wieczór. Dziś z perspektywy czasu przeraża mnie to przywiązanie do jedzenia.
Jednym z warunków operacji balistycznej jest praca z psychologiem. Zapiszę się w przyszłym tygodniu i zacznę chodzić regularnie. Nie chcę, żeby głowa wygrała, to moja życiowa szansa.
Mam duże wyrzuty sumienia, że zaniedbuje swoje domowe obowiązki. Gdy byłam mała to sprzątanie należało do codzienności. Często też gotowałam i robiłam wszystko co robią dorośli. Jako nastolatkę wszyscy mnie chwalili za porządek. Gdy zaczęłam spotkać się z MOIM to tak samo, zawsze był pod wrażeniem, że nie ważne kiedy wpadnie u mnie lśni.
Po drodze gdzieś tam się wypaliłam... Wcześniej lubiłam sprzątać i gotować, teraz mam do tego wstręt.
Włączam audiobooka lub radio i staram się zrobić to co trzeba jak najszybciej. Zawsze muszę się do tego zmuszać, wystarczy jeden dzień słabego samopoczucia, a już w mieszkaniu robi się bałagan.
Mój oczywiście pomaga i też sprząta... Tylko robi to TAK WOLNO! Jak zjarany zółw.. XD
Ostatnio była taka sytuacja, że teściowa wpadała zapowiedziana tylko godzinę wcześniej. Od razu rzuciliśmy się do sprzątania. 😁
Ja zrobiłam z 20 rzeczy, a mój dwie. Przez jakieś 20 minut to on mył zlew... Staram się wtedy nie denerwować, bo ma wiele wspaniałych zalet i sprzątanie nie jest jego mocną stroną. Jednak wtedy miałam ochotę wyrwać mu tą szczotkę i w szale zrobić to sama.
Po kolejnych 5 minutach, podstępem wysłałam go wyrzucić śmieci i wyczyściłam ten zlew w minutę.
Przez to zwolnione tępo mojego. Często czuje, że dbanie o porządek w domu jest tylko na mojej głowie. Jestem przekonana, że jak kiedyś będzie nam się lepiej powodziło lub się przeprowadzimy, to zatrudnię sobie jakąś pomoc do sprzątania. Szkoda życia na latanie z szczotką codziennie. 😎