Jak na spowiedzi. Dzisiaj weszłam na wagę po miesiącu. Spodziewałam się wzrostu i się nie rozczarowałam 😉.
Ciężko na niego pracowałam przez ten miesiąc:
1. Bardzo mało ruchu typu sport, chodzenie, areo. Najpierw rehabilitacja, zabiegi na moje dłonie. Przez dwa tygodnie po 2 h. Wymusiło to na mnie jazdę autem, inaczej bym nie zdążyła syna do szkoły a potem na 8.00 na zabiegi. Pogoda kiepska, brak energii, mnóstwo zajęć i auto poszło w ruch. W domu też brak czasu i chyba trochę chęci i motywacji do ćwiczeń. Miałam inne priorytety.
2. Dieta. Kalorycznie może i bez tragedii ale za to węgli prostych masa, niestety poległam na całej linii i przed świętami i w święta i po świętach. Były wypieki, torty (własnej roboty czekoladowe z kremem z serka mascarpone i bitej śmietany - niestety na cukrze), były lody, sorbety, winogron i banany. Czyli kwintesencja tego co mi szkodzi. Do tego kluski śląskie, pomidorowa z makaronem itp. Wiem od czego tyję i inaczej być nie mogło. Mimo, że ilości nie ogromne ale węgle.
3. Woda. Za mało piłam. Nie pilnowałam. Piłam jak mi się chciało a nie tak jak powinnam regularnie. Na plus to to, że napoje bez kcal, woda, woda z wit C, kawa, herbata, morwa biała, herbata czerwona, żadnych soków itp. Pepsi czasem ale Zero. Niestety wpadło kilka kaw zbożowych z mlekiem a to też na cenzurowanym jest.
4. Głowa. Zaprzątnięta czymś całkiem innym.
CZYM SIĘ ZAJMOWAŁAM PRZEZ TEN MIESIĄC.
Dziećmi i domem przede wszystkim.
Męża nie było przez ponad tydzień, był na zgrupowaniu sportowym. Syn najmłodszy miał koncert w szkole, brał udział w dniach otwartych a ja z nim.
Wyprawiłam najmłodszemu urodziny w domu dla kolegów i koleżanek - 13 dzieci i tyleż samo rodziców :) działo się.
Ale największe wyzwanie to ... przeprowadzanie nas wewnątrz domu. Najpierw info podstawowe: u mnie w domu ja jestem od malowania, łatania dziur, robienia przecierki itp. Syn wierci (potrafię ale oddałam pałeczkę), mąż jest od spraw elektryczno-gazowo-ogrodowych.
Moi młodsi synowie mieli duże pokoje połączone łukiem. Pierwszy pokój przechodni, oba z dużymi oknami. Na tym samym półpiętrze był pokój gościnny - jedyny nie odświeżony jak się tu wprowadziliśmy 5 lat temu, nadal z tapetą w misie, odchodzącą tu i ówdzie. Pierwsze piętro to syna najstarszego dwa małe pokoje, pierwszy przechodni bez okna z łóżkiem i pianinem, drugi z oknem i balkonem z biurkiem regałem szafą i sofą. Nasza sypialnia to pokój 30 m z tarasem też 30 m. plus w suterenie pokoik syna do przyjmowania kolegów z własną toaletą i niziutkim sufitem i pokoik na poddaszu z ogromną szafą w zabudowie, kanapą narożną i ławą z litego drewna (w kolorze nie pasującym do naszego salonu).
Tak było.
Synowie średni i najmłodszy od dłuższego czasu nie mogą się dogadać, każdy z nich potrzebuje swojej przestrzeni. Syn najstarszy nie mieścił się w swoich pokoikach. Wielbiciel książek a miejsca na kolejne regały brak.
Wyremontowałam pokój gościnny (jak mąż był na wyjeździe) i przeniosłam tam najmłodszego syna. Najstarszy zajął naszą sypialnię. Średni pokoiki najstarszego. Dokupiliśmy trzy regały (jeden dla najmłodszego i dwa dla najstarszego), dwa biurka po 140 cm. To wszystko składaliśmy. Ja z mężem i ja z synem. Bo mistrzem odczytywania instrukcji i odszukiwania śrubek jestem ja.
My zajęliśmy dwa spore pokoje, pierwszy przechodni to mój salonik/gabinet z kanapą narożną z poddasza, ławą, biurkiem i meblami w zabudowie idealnymi na dokumenty itp. Kanapę trzeba było rozkręcić po narożnik był nie po tej stronie i mi do koncepcji nie pasował. Mąż z synem byli "przeszczęśliwi" jak go znosili z poddasza a potem przekręcali. Drugi pokój to sypialnia z szafą na całą ścianę (była tu zawsze).
W byłym gościnnym musiałam zedrzeć tapetę, połatać dziury i wymalować sufit i ściany. Pokój po najstarszym dla średniego też wymagał malowania. Łącznie z sufitami.
Do tego przeniesienie części mebli. Wypróżnienie wszystkich szaf, szuflad itp. Wymycie. Przejrzenie zawartości, segregacji i układanie na nowo.
A najgorsze w tym wszystkim jest to, że te cholernie czasochłonne czynności spalają bardzo mało kcal 😭
W tym czasie nie odpalałam nawet kompa. Bo dzieci do szkoły chodziły trzeba było normalnie, wyprać, ugotować, przywieść, zawieść, pójść do lekarza itp. Nie było czasu.
A i jeszcze kilka podniszczonych mebli oklejałam nową okleiną :)
A to parę fotek.
Pokój najmłodszego przed, w trakcie i po.
I pokój średniego (po starszym bracie), zdjęcia po remoncie:
Mam problemy ze skupieniem na kilku celach, jak się wzięłam za remontowanie to już reszta, poza wiadomo stałymi obowiązkami poszła w odstawkę.
Czas teraz znów skupić się na gubieniu nadprogramowych kg.
Plan jest. Ale to już w następnym wpisie. Dziś pewnie nie, jutro też chyba nie, na cały dzień jadę ze średnim synem i jego klasą na wycieczkę.
Miłego dnia i może nie obiecuję ale postaram się wrócić tu na stałe.