Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

No to znów dobiłam do 76 kg. To już 20 kilogramów, które chcę zrzucić z początkowych kilku, które chciałam zrzucić zakładając konto dekadę temu. Jem emocjonalnie, jem z nudów, jem by regulować emocje. Myślę, że jak to opanuję, reszta przyjdzie sama. Uprawiam sport, lubię być na świeżym powietrzu. Lubię jeść warzywa, nabiał i białe pieczywo. Moim problemem jest przede wszystkim ilość, a nie to, co jem.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 125246
Komentarzy: 4907
Założony: 26 marca 2022
Ostatni wpis: 17 stycznia 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Babok.Kukurydz!anka

kobieta, 39 lat, Piernikowo

172 cm, 77.90 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

3 września 2023 , Komentarze (8)

 Dziś znów link do wpisu. Trochę zdjęć, jedzenie, miasto. 

https://kolekcjonermarzen.word...

2 września 2023 , Komentarze (8)

Dziękuję za miłe słowa. Wiem, że ta fryzura była pewnym ryzykiem, ale jestem zadowolona. Dziś już skóra jest niemal przyzwyczajona. Nadal trochę się rozpręża i swędzi, ale przechodziłam to samo jak zaplatał am sobie warkoczyki. Liczę, że wieczorem będzie już okej. Tą noc spało się o wiele lepiej, choćby dlatego, że przyjechał ukochany i użyliśmy jednego spiwodu jako prześcieradła a drugiego jako kołdry. Można się było tulkać. 


Wczoraj wybylysmy na kolację wieczorem. Poszliśmy pieszo przez łąkę i tak też dziś pójdziemy do sklepu. To tylko niecałe 3km

 0onozej jeszcze zdjęcie rozpuszczonych włosów. 

1 września 2023 , Komentarze (27)


No to zrobione. Jestem bardzo zadowolona. Noc była słaba, bo skóra jest jeszcze napięta i dyskomfort mnie budził. I samoloty. Camping znajduje się jakieś 30km od schiphol. 

31 sierpnia 2023 , Komentarze (6)

Dziś jadę zrobić dready. Mam spakowany namiot i wszystko na camping, a męża podrzucę do pracy i jadę się rozbijać. Ukochany dołączy jutro, jak już będę miała dready zrobione. Nie mogę się doczekać. Powyżej zdjęcie moich włosów „przed”.

Będę musiała poprosić kogoś o pomoc w rozbiciu namiotu, bo w pojedynkę się nie da – jest za duży. Myślałam, by wziąć swój 3 osobowy namiot na ten jeden dzień, ale jutro ma padać i rozbijanie w deszczu będzie jeszcze gorsze.

Trzymam deficyt kcal i póki co zleciało trochę wagi. Jak zleci poniżej 70 kg to mogę mówić o sukcesie.

30 sierpnia 2023 , Komentarze (6)


Kiedyś rozmawiałam ze współpracownikiem, co chciałby robić, gdyby nie pracował w szklarni. Powiedział, że miałby sklep wędkarski. Wtedy mnie to zdziwiło, ale wiedziałam, że lubi on wędkować i w zasadzie główny kontakt z ojcem, który rozwiózł się z jego matką, ma tylko kiedy razem jeżdżą do Zelandii wędkować. Opowiadał mi o tych wieczorach nad morzem i zachodach słońca i nawet przez moment sama zapragnęłam wędkować. Mówił, że gdyby miał sklep to miałby dużo czasu na wędkowanie i mógłby obracać się pośród rzeczy, które lubi najbardziej.

I dziś ja się zastanawiam, gdybym miała mieć sklep – jakiego typu sklep by to był. I wiecie co? Ja zawsze w dziale papierniczym i hurtowni szkolnej czułam się jak w disneylandzie. Zapach nowego papieru, kolorowe długopisy i wieczne pióra. Ekierki, linijki i cyrkle. Do tego segregatory, zszywacze, spinacze i artykuły biurowe, których wtedy nie potrzebowałam. Dziś, jak wchodzę to actiona to idę najpierw do papierniczego. Kalendarze, organizery, notatniki. Uwielbiam.

Gdybym miała sklep, byłby to sklep papierniczy ale hobbystyczny, a nie biurowy. Choć może też z elementami. Były by to materiały do scrapbookingu, do wycinanek, kolorowania mandali, robienia map myśli, kaligrafii. Mogłabym osobiście dotykać i testować wszystkie nowe produkty, spotykałabym innych ludzi zafiksowanych w kierunku pisania, notowania, rysowania. A gdy nie byłoby ruchu, skrobałabym sama w jakimś notatniku pod ladą.

29 sierpnia 2023 , Komentarze (9)

Kiedy chodziłam do podstawówki na Polsacie koło 14.30 leciał serial Ostry dyżur. Pierwsza rozpoznawalna rola George’a Clooney’a. Serial opowiada losy lekarzy izby przyjęć jednego ze szpitali w Chicago, poczynając od dnia rozpoczęcia praktyk przez młodego dr Cartera po dzień jego odejścia ze szpitala.

Pierwszy odcinek nazywa się 24 godziny i obejmuje jedną przykładową dobę tego, co może wydarzyć się w takim miejscu. Od zatruć pokarmowych, po wojny gangów i ofiary rabunków. Jednak tym nie wyróżniałby się zbytnio od akcji takich mdłych seriali jak Na dobre i na złe czy Greys anatomy – ER naprawdę potrafił nawiązać więź między oglądającym a bohaterami serialu. I tak w pierwszym odcinku jest scena, która za każdym razem wywołuje u mnie ciarki. Główna pielęgniarka i jedna z głównych bohaterek serialu, trafia do swojej izby przyjęć po przedawkowaniu. Spojrzenia pracowników, zwłaszcza pediatry granego przez Clooney’a są bardzo wymowne. Wielu podejrzewa, że to on jest winien tej sytuacji, on najbardziej.


W pierwszym odcinku tego jednak nie wiadomo. Tło sytuacji nakreśla się stopniowo, jak w dobrze napisanym thrillerze.

Ja jako dziecko nie wyłapywałam takich niuansów – zobaczyłam je dopiero kilka lat temu, gdy do serialu wróciłam. Dla mnie najciekawsze były historie ludzi i ich chorób. Dogadałabym się pewnie z babciami w przychodni. Lubiłam dowiadywać się, skąd przyszły urazy i choroby oraz co stanie się z bohaterami później, gdy się już dowiedzą, co im dolega. Bo nie każdego daje się wyleczyć. Serial od początku lat 90-tych podejmuje tematykę przemocy domowej, nastoletnich ciąż, HIV i AIDS oraz orientacji homoseksualnych i ludzi transseksualnych. Kiedy w Polsce o pewnych tematach się nie mówiło – do dziś wiele tematów jest nie ujawnianych rodzinie z powodu stygmatyzacji – ten serial nie był cenzurowany. Jako dziecko uczyłam się z niego tolerancji oraz tego, że ludzie są różni i wszystkim należy się takie samo traktowanie. Na przykład w odcinku, gdy czarnoskóry chirurg musiał ratować życie mężczyźnie z wytatuowanymi insygniami KKK na ciele.


Późniejsze seriale medyczne już mnie tak nie wciągnęły. Po jednym sezonie dr House’a stwierdziłam, że medycyny tam niewiele, bo nie mieści się z ego głównego bohatera na ekranie. Do dziś nie rozumiem zachwytu nad tym serialem, bo tam chodzi tylko o bycie chamskim geniuszem, któremu przez jego geniusz ludzie dookoła wybaczają najbardziej toksyczne zachowania. Rozmawiając ze znajomymi, którym podobał się ten serial, zrozumiałam, że właśnie ta chamskość im imponowała najbardziej. Ja wolałam oglądać serial o życzliwości i medycynie. Dziś cieszę się, że nie dostałam się na medycynę po liceum. To nie byłoby dobre życie.

28 sierpnia 2023 , Komentarze (3)

W niedzielę opuszczaliśmy Limburgię. W nocy przyszedł deszcz, a rano rosa, więc korzystaliśmy, że właściciel campingu powiedział, że możemy zostać ile chcemy, i czekaliśmy aż namiot wyschnie. W zasadzie do 12 i tak się uwinęliśmy, bo wychodziło momentami słońce i etapami składaliśmy namiot, czekając kolejno aż dane elementy najpierw wyschną w słońcu. Obracaliśmy go jak naleśnika na patelni.

Przy okazji znaleźliśmy źródło hałasu w ostatnich dniach – mysz wyskoczyła nam z połów namiotu. Miała wychodzone tunele pod sypialnią, której nie używaliśmy [składowaliśmy tam tylko torby z ubraniami]. Były tunele w trawie i nawet jamka wykopana w jednym miejscu. Chyba zabierając nasze lokum, zniszczyliśmy jej lokum, bo nasz namiot był świetnym zadaszeniem. W nocy mąż mnie raz obudził, bo było słychać piszczenie. Chodziła wokół namiotu i czasami po namiocie, ale najwidoczniej to, co słyszeliśmy to chodziła pod namiotem. Dobrze, że przebierając się w tamtej sypialni nie nadepnęłam na nią.

Wyjeżdżając na północ zaś wstąpiliśmy do Maastricht na vlaai. Jest to lokalny wypiek, który pokochałam odkąd zamieszkałam w NL. Serniki trafi się lepsze lub gorsze,, ale vlaai chyba zawsze jest udany. Przynajmniej w moim doświadczeniu. Znalazłam kawiarnię/cukiernię, która specjalizuje się we vlaai. Zamówiliśmy kawę i do niej dostaliśmy ciasto dnia gratis – tego dnia był to vlaai z agrestem. Bardzo smaczny.

Później domówiliśmy vlaai ryżowy. Nigdy nie jadłam z ryżem [mój ulubiony to wiśniowy]. Był niesamowity. Przy okazji nasyciliśmy się, jakbyśmy zjedli drugie śniadanie.

Wróciliśmy do domu zaliczając ulewę po drodze. W naszej wsi też było świeżo po deszczu i w ogrodzie jeszcze wszystko było mokre. Wyskoczyliśmy się rozpakować i w tym czasie kicia na nas puściła wiązankę, którą cała wieś usłyszała chyba. Albo tak się cieszyła, albo naprawdę takie c*uje poleciały. Wstąpiliśmy jeszcze na zakupy spożywcze po drobiazgi jak mleko czy owoce, a przy okazji do Actiona po podusię na moje krzesło – dupka wieczorami mi marzła – oraz lampkę do sypialni.

Przy okazji zauważyłam, że są już jesienne dekoracje. Nigdy nie dekoruję domu inaczej niż na gwiazdkę, ale podobają mi się takie dekoracje – pomyślałam o Paulinie z Polski Wiatrak. Paula – masz takie lampiony w kształcie grzybków? Bo – że ten stand znalazłaś – to jestem niemal pewna.

27 sierpnia 2023 , Komentarze (3)

Dziś wpis z telefonu na blogu. Sporo schodziliśmy, świetnie zjedliśmy. 

https://kolekcjonermarzen.word...

26 sierpnia 2023 , Komentarze (13)

Jestem poza domem, więc na wpis zapraszam pod link. 

https://kolekcjonermarzen.word...

Dziś o dniu na drugim końcu kraju. 

25 sierpnia 2023 , Komentarze (10)

Byłam w tygodniu u fizjoterapeutki dłoni. Lekarz powiedział mi, że taki terapeuta specjalizuje się w samej dłoni i ma większą wiedzę niż zwykły fizjo. Cóż.. pani Tamara była naprawdę super miła i wiele mi objaśniła, ale w praktyce nie usłyszałam nic nowego. Zapalenie ścięgna, mam nosić szynę, która trzyma dodatkowo kciuk unieruchomiony, leczenie potrwa tak długo, jak bardzo będę forsować rękę. Mam pomyśleć nad zmianą stylu życia – mniej pracy, mniej szydełkowania, mniej sportów opartych na tej części ciała. No fajnie – w pracy nie powinnam się cackać, bo mnie sumienie gryzie, w domu zaś właśnie znalazłam sobie fajne hobby i teraz powinnam je ograniczyć do minimum. Tenis z umiarem.

Kupiłam noszą szynę, taką właśnie jak na zdjęciu. Chyba jest trochę za duża – mam wpaść w poniedziałek czy kiedyś tam jak będzie Tamara w pracy i chce ona zobaczyć, jak ta szyna na mnie leży. Próbowałam zamówić mniejszą, ale nie mają lewej S na bolu. Całe szczęście bol.com dosyła rzeczy w jeden dzień. W środę zamówiłam, w czwartek paczka leżała pod drzwiami w deszczu. No bo przecież mój listonosz się jakoś nauczył zostawiać mi paczki pod drzwiami – mimo kartki w drzwiach, aby zostawiać u sąsiadów. Ostatnio też szafa drewniana, wełny na sweterek – były u Anneke – ale już nakrętki do butelek sportowych były pod domem pomiędzy donicami. Gdybym nie przenosiła donic to pewnie znalazłabym tą paczkę chu wie kiedy. Teraz też poszłam do Anneke czy ma paczkę i się zdziwiłam. Idąc do domu zauważyłam mokry papier między doniczkami z kwiatami. Na szczęście paczka w środku miała folię i szyna była sucha.

Po wizycie odebrałam męża i pojechaliśmy do innego miasta na spotkanie z doradcą hipotecznym. W międzyczasie poszliśmy na późny lunch. Bardzo lubimy Mojo’s w Alkmaar i wzięliśmy po burgerze. Wliczyłam go w mój bilans kalorii.

Wieczorem jeszcze do męża wpadł kolega z prezentem urodzinowym i zjedliśmy przygotowany przez męża crème brule. Były też toruńskie pierniczki. Posiedzieliśmy aż zaszło słońce i zrobiło się zimno. Pomijając cennik doradcy finansowego, dzień minął nam naprawdę przyjemnie.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.