Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

No to znów dobiłam do 76 kg. To już 20 kilogramów, które chcę zrzucić z początkowych kilku, które chciałam zrzucić zakładając konto dekadę temu. Jem emocjonalnie, jem z nudów, jem by regulować emocje. Myślę, że jak to opanuję, reszta przyjdzie sama. Uprawiam sport, lubię być na świeżym powietrzu. Lubię jeść warzywa, nabiał i białe pieczywo. Moim problemem jest przede wszystkim ilość, a nie to, co jem.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 125894
Komentarzy: 4907
Założony: 26 marca 2022
Ostatni wpis: 22 stycznia 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Babok.Kukurydz!anka

kobieta, 39 lat, Piernikowo

172 cm, 77.90 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

21 września 2024 , Komentarze (12)

Pod koniec sierpnia, na urodziny Ukochanego, pojechaliśmy na camping. Tym razem wybrałam camping we Fryzji - historycznej części Holandii, która szczyci się swoją odrębnością, językiem oraz walką z Holendrami na przestrzeni wieków. Poznaliśmy tam legendę farmera, któremu podbito ziemię i zabito żonę, a który później stał się wojownikiem o wolność fryzji - Grutte Pier-a. Lokalnie wyrabia się także browar na jego cześć - a którego piwo nam zasmakowało. Logo piwa ukazuje dwie twarze Grutte Piera.

Przypomina mi to inną fryzyjską legendę o Redbadzie, który bronił Fryzji przed chrześcijanami.

Fryzowie słyną też z rasy krów i koni. Znane nam czarno białe krasule, nazywane są właśnie rasą holsztyńsko-fryzyjską na cześć regionu, z którego pochodzą. Podobnie z końmi fryzyjskimi, znanymi z czarnego w typie kruczym umaszczenia oraz długich grzyw i ogonów. Są to konie raczej niewielkie, często do ciągnięcia niewielkiego wozu niż pod siodło. Ale i tak bywają użytkowane.

Rozbiliśmy namiot na przytulnym kampingu dla kamperów. Codziennie pojawiały się nowe kampery, a stare odjeżdżały. Takie miejsce noclegowe dla ludzi, którzy zwiedzają Europę jadąc z własnym łóżkiem i kuchnią. Chciałabym kiedyś spróbować takiego życia. Mam nadzieję, że emerytura będzie dla mnie właśnie pod znakiem takich podróży. Moja nauczycielka holenderskiego właśnie tak z mężem zjeździła Hiszpanię i Portugalię rok temu. Wydaje mi się to bardzo romantyczne.

Postawiliśmy namiot w bardzo wietrzny dzień. Nie było mowy o rozstawianiu żagla, bo nam wyrywało go wciąż z rąk. Tego weekendu wiatr miał osiągnąć moc 8 bft. Jest to prędkość do około 100 kmph w porywach. Namioty są z reguły odporne na wiatr o mocy 50 kmph. Niestety nie myślałam o wietrze, kiedy wyjeżdżaliśmy z domu. Wszystko było zaplanowane pół roku do przodu. Godzinę po rozstawieniu namiotu i ulokowaniu się w nim, podjęłam decyzję o przeciągnięciu go wraz z całym majdanem w inne miejsce. Schowaliśmy się za żywopłotem sąsiada campingu i trochę to nas osłoniło od największych podmuchów. Mimo to namiot tańcował dniami i nocami - pierwszej nocy prawie nie dając nam spać. Momentami wgniatało sufit w sypialnie tak, że mogłam do podtrzymywać ręką, leżąc. To było momentami bardzo straszne przeżycie. Siedząc w przedsionku dostawałam czasem namiotem w głowę.


Mąż miał bardzo zły humor z tego powodu. Miało być fajnie, zabraliśmy rowery, a tymczasem dupa. Nie szło wyjść na zewnątrz bo tak wiało i momentami padało, że odechciewało się wszystkiego. Siedzieliśmy więc pierwszy dzień w środku, z prowiantem z lokalnego sklepu i odpoczywaliśmy zestresowani, nie wiedząc czy nie powinniśmy się spakować póki jest jasno, bo wiatr połamie namiot i tyle z tego będzie.

W piątek rano było z jego nastrojem jeszcze gorzej. Ja byłam już spokojniejsza, wiedząc, że przeżyliśmy noc, ale dla niego wyjazd był już nieudany. Na wieczór miałam rezerwację w restauracji, aby świętować jego urodziny, ale Ukochany chciał aby ją odwołać. Nie potrafiłam mieć aż tak czarnego nastroju, więc postanowiłam coś zrobić z tym dniem i wyciągnąć go na spacer, skoro wiatr uniemożliwia jazdę rowerem. Nawet elektrycznym! Niestety nie dał się porwać i postanowiłam, że ja musze wyjść, bo się uduszę w tej atmosferze negatywnych myśli.

Jak już pisałam - Fryzowie są ludźmi dumnymi ze swojej odrębności od Holendrów. Jak na przykład wtedy, gdy podczas konferencji holenderskiego piosenkarza na Eurowizji [jeszcze przed dyskwalifikacją] dziennikarz Omroep Friesland zadał pytanie po fryzyjsku i Joost Klein zaczął udzielać odpowiedzi w tymże języku. Dziennikarz powiedział, że jest z Leeuwarden wypowiadając tą nazwę nie jak Holendrzy - leułwarden, ale jak Fryzowie - lojwarden. Podobnie sprawa ma się z miejscowością, w której się zatrzymaliśmy - Eanjum. Na znaku drogowym ktoś zakleił pierwszą literę, bo po fryzyjsku ta miejscowość nazywa się Anjum. Ciekawe czy Ślązacy też tak mają.

Dalej idąc na spacer, robiłam zdjęcia przede wszystkim moim aparatem. Ustawiłam tryb na zdjęcia czarno białe, bo miałam naprawdę parszywy nastrój. Poniżej wybrane zdjęcia ze spaceru, a pod linkiem znajdują się wszystkie zdjęcia. Jestem ciekawa, czy przypadnie wam coś do gustu.

I kolor.

Pogoda podczas spaceru zepsuła się do tego stopnia, że musiałam skrócić trasę i jak najszybciej wrócić do namiotu. Na campingu czekał na mnie mąż z ręcznikiem i ubraniami na przebranie, więc poszłam pod prysznic i umyłam się oraz ubrałam suche ciuchy - nawet bielizna mi zamokła na amen. To było mega przyjemne uczucie.

Nastrój męża był już wtedy lepszy. Wstał, zjadł śniadanie i nawet zebrał siły, aby jednak wyjść na tą kolację. Wzięliśmy auto i poszliśmy zwiedzać Zoutkamp, gdzie w restauracji Oude sluis zjedliśmy urodzinową kolację.

Zdecydowanie nie polecam tej restauracji. Jakkolwiek wszystko było bardzo smaczne - nawet bezalkoholowe wino, które piłam bo byłam tego dnia BOBem - czyli desygnowanym kierowcą - to ceny były nieadekwatne do wielkości porcji. To trochę kalafiora, które widać na zdjęciach kosztowało 16,50 euro! Za takie pieniądze można kupić dwa duże kebaby! Albo niemal całe danie główne w niektórych restauracjach. Dania główne, które z reguły dostajemy to około 200-300g steak, w zależności od opcji, którą się wybierze. Tutaj w tej cenie był steak 100g. Ceny kompletnie nieadekwatne do porcji. A gdy zwróciłam na to uwagę, usłyszałam, że mogę sobie domówić. Gdyby nie frytki i surówka do dania głównego to wyszlibyśmy głodni. Pomimo zjedzenia 4 daniowego obiadu. A nie było to menu degustacyjne, które tak uwielbiam, tylko pełne porcje!

Cała kolacja wyniosła mnie 140 euro!

Później poszliśmy na spacer po miasteczku. Ma ono klimat właśnie Fryzji - maleńkie domki, ceglane uliczki! Fryzja to niemal inny kraj.

Przez cały weekend obserwowaliśmy przez kamerkę, jak radzi sobie nasz kot. Został on w domu i przychodził do niego nasz kolega. Mamy maszynę do karmienia, która wydziela porcje o stałych godzinach, kicia sama ma dostęp do salonu jak i wychodzi na dwór kiedy chce - ma też fontannę z wodą. Zaś na kanapie rozłożyliśmy koc, na którym wie, że wolno jej spać. Zwykle kicia kładzie się na moim miejscu na kanapie, ale tym razem daliśmy koc na miejscu męża, aby zobaczyć, czy wybierze koc czy kanapę - wybrała koc. Za każdym razem. Za każdym razem też, gdy była ładna pogoda - nie było jej w domu, a gdy przechodziła burza, którą my też mieliśmy na campingu - kicia była w domu. Wracała też na większość nocy.

Cały wyjazd można podsumować jako udany - wkrótce dam kolejne wpisy z kolejnymi zdjęciami. Każdemu chętnemu, kto lubi spokój, ciszę, sielskość i lokalne produkty rolne - polecam Fryzję. Dookoła pełno jest mini standów z wyrobami okolicznych rolników - od serów, po mięso na kilogramy przez ciasteczka czy wełniany sweter rybacki z prawdziwej, gryzącej owczej wełny [150 euro!]. 

15 września 2024 , Komentarze (2)

Trochę trzeba było czekać na ten wpis. Niemal dwa tygodnie. Jednak mentalnie ostatnio jestem słaba, a życiowo wiecznie zajęta - także nic nie robieniem. Ciężko się zebrać, aby przelewać myśli na tekst pisany, kiedy wszystko krąży w obszarze "dajesz ciała na całej linii". Spróbuję jednak systematycznie tutaj nadrobić zaległości. To nic, że dom wymaga sprzątania, to nic, że powinnam próbować się poruszać i może iść na spacer, że powinnam zobaczyć, czy pranie wyschło i nastawić kolejną pralkę... Zrobiłam sobie tyle zaległości ze wszystkim, że na każdym etapie odechciewa mi się tego dotykać, bo wiem, że czeka mnie odgruzowywanie.

Miesiąc temu - 17 sierpnia mój mąż skoczył z 4 km ze spadochronem. Tego samego dnia spędziliśmy wieczór i noc w miejscowości Koedijk koło Alkmaar, gdzie odbywa się co roku gondeelvaart. Jest to parada platform na wodzie, która odbywa się zawsze w 3 sobotę sierpnia. BTW. daty wydarzeń w Holandii są często rozpisane jako któraś tam niedziela, czy wtorek danego miesiąca. Albo zawsze w tygodniu 28 czy 39. W ten sposób wszyscy wiedzą, kiedy będzie impreza, choć nikt nie zna dokładnie dat. Na tej samej zasadzie funkcjonuje tutaj rolnictwo oraz produkcja szklarniowa, a ja mam zawsze urlop w tygodniu 40 i 41 [w tym roku wyjątkowo 41 i 42].

Gondeelvaart jest połaczony zawsze z kermisem - czyli festynem - w Koedijk. Przyjeżdżają straganiarze, wesołe miasteczko, zespoły grają na żywo oraz pojawiają się foodtrucki. W tym roku jedliśmy mega pyszne frytki, a za butelkę wody płaciłam 2,50! Wzięliśmy w tym roku swoje składane krzesełka, aby nie siedzieć na trawie i obserwowaliśmy w ciemności piękne platformy. Tematyka była różna - filmy, kultura, wydarzenia. Były Potwory i spółka, były ryczące lata 20-te, czy burleska.

Straż pożarna jak co roku zrobiła inscenizację gaszenia pożaru, a na innej platformie dzielnie walczono z powodzią wypompowując wodę z zalanego domu.

Była też szafa grająca i tancerze tańczący twista.

Więcej zdjęć z tego wieczoru znajdziecie po linkiem do galerii google.

Zaś później w nocy pojechałam z koleżanką na plażę, bo miała być zorza polarna. Niestety było zbyt pochmurnie, a sam księżyc bardzo mocno świecił i nie zobaczyłyśmy nic. Posiedziałyśmy jednak z grubych kurtkach i jadłyśmy ciastka, rozmawiając. Było fajnie.

Dzień ten trwał więc bardzo konkretnych 20 godzin i miałam problem potem aby dojść do siebie. Ale było warto. 

12 września 2024 , Komentarze (15)

A oporne pisanie sprawia, że przytłacza mnie to wszystko jeszcze bardziej i nie potrafię się zebrać.

W takim bardzo skrócie to kiedyś kolega z pracy się ze mnie śmiał, że nawet z szydełkowania wychodzę z kontuzją. 

Więc moja ręka wygląda tak:

a noga tak:

Z biegania na razie nici. Nie wiem nawet jak skręciłam kostkę. Po prostu ubierałam się na bieganie i zobaczyłam, że jestem niebieska i opuchnięta.

Przymusowo więc mam przerwę. Za to w tym czasie byłam na meczu. Kilka miesięcy temu kupiłam bilety na mecz reprezentacji. Holendrzy grali z Niemcami. Mój pierwszy mecz na stadionie. Bardzo mi się podobało i chętnie będę jeszcze kiedyś kibicować na żywo.

31 sierpnia 2024 , Komentarze (11)

Mam dziś niewiele czasu i ciężko mi wypocić jakiś wpis dla was. Zaraz zmykam do warsztatu ceramiki odebrać mój kubełek na mini-kawę. Później mąż zabiera mnie i kolegę na dzień pełen wrażeń z okazji jego urodzin [które były tydzień temu]. 

Dziś tylko podrzucę zdjęcia i zmykam. Na dniach postaram się ogarnąć kolejne wpisy, bo mam masę zdjęć i bardzo dużo się działo. 

Za namową mojej pani od pedicure, biegam obecnie z wełną między palcami. Gdy biegam, moje palce o siebie pocierają i mam często pęcherze, szczególnie na paluchach, ale także pod palcami. odkąd stosuję wełnę owczą, nie mam z tym problemu. Minusem jest, że po pierwszym użyciu wełna się mocno sfilcowała i teraz przy każdym jej myciu, muszę ją rozrywać i formować płaty, które potem owijam wokół palców. Szkoda, ze nie jest nadal taka puchata jak na początku, ale spełnia swoją funkcję. Kupiłam 3 woreczki i używam obecnie tylko dwóch. Może dołożę trzeci dla lepszego efektu. Podczas biegu nie czuje się tej wełny wcale. Wchłania pot, lanolina dobrze wpływa na skórę a sama wełna nie ma swojego zapachu oraz nie przechodzi zapachem potu. Polecam. 

Podrzucę dziś też link do albumu ze zwierzakami w Zoo w Warmenhuizen. Mi się szczególnie spodobała sójka oraz onyx. Piękne zwierzęta. Znajdziecie tam też największego zimorodka na świecie! Krewniaka naszego polskiego zimorodka.

https://photos.app.goo.gl/SXxu...

Mam nadzieję, ze spotkamy się tu wkrótce.

16 sierpnia 2024 , Komentarze (18)

Mąż mówi, że jego przygotowywanie mi niskokalorycznych posiłków nie zda się na nic, bo ja się nie chcę tak naprawdę odchudzać.

Ja chcę schudnąć. Wyhodowałam brzuch z tych, których nikt nie chce oglądać. Mój biust jest często za ciężki - zwłaszcza przy miesiączce. Krótkich spodenek nie mogę nosić, bo mi się uda obcierają. Pod pachami podobnie. Wstydzę się siebie jak chyba jeszcze nigdy. Mam taki właśnie brzuch jak postać po lewej. 

Mój wygląd i waga sprawiają, że mi smutno. Jak mi smutno to chce mi się jeść niemal wszystko, pić gorącą czekoladę, pić alkohol. Napędzam się w tej spirali użalania się nad sobą. Kompozycja mojego ciała się zmieniła. Ważę 77 kg, ale nie wyglądam jak rok temu mając 77 kg. Jakoś tak się rozlałam. Na plecach mam już po 2 fałdy. Pod paskiem brzuch leży mi na udach. 

Bardzo siebie ostatnio nie lubię. 

13 sierpnia 2024 , Skomentuj


Nowy wpis na blogu. Trochę się pokrywa a tym co było tutaj w ostatnich dniach. https://kolekcjonermarzen.word...

12 sierpnia 2024 , Komentarze (7)


Mamy fajną kombinacje czynników pogodowych w tym tygodniu. Mamy spadające gwiazdy. Zorze polarna. A nawet bioluminescencję alg morskich. Wszystko to widziałam zeszłej nocy. Było bajecznie. 


A u was było widać?

10 sierpnia 2024 , Komentarze (6)


Realizuje dalej plan treningowy. Niestety w niedziel nie będę mogła pobiec zakładane go treningu, bo najpierw będę w pracy, a potem mąż umówił nas z kolegą do zoo. Wieczorem zaś jadę z koleżanką na plażę, aby patrzeć w niebo i może będzie widać zorze polarna. 


 Bieg więc spróbuję wykonać w poniedziałek. Gdzieś pomiędzy spaniem a szydełkowaniem w ogrodzie. Może też będę smażyć frytki, bo mąż ma  ochotę zjeść...

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.