Mojemu maluszkowi wyrzynają sie zęby i nie spaliśmy całą noc. Wyprawiłam moją córeczkę do przedszkola, niezastąpiona mamusia zabrała malca na spacer i wreszcie upragniona chwila ciszy w domu. Jedyny plus tego nocnego maratonu to spalenie paru zbędnych kalorii.A i po wczorajszym chwilowym rozluźnieniu w tej materii kolejne malutkie zwycięstwo, pomimo że często mijałam lodówkę dzisiejszej nocy nic nie przegryzlam. No i waga powoli ale ciągle spada w dół. W ogóle zaczynam zastanawiać się nad przejściem na wegetarianizm. W czasach studenckich nie jadłam mięsa ponad dwa lata i czułam sie doskonale. A teraz w związku ze skazą białkową mojego synka nie jem produktów mlecznych i automatycznie częściej siegam po przetwory z mięsa. Jednak widzę że wybitnie mi to nie służy. Moja odporność sięgneła dna, właściwie cały czas coś łapię. Laryngolog nawet skierowała mnie na operację wycięcia migdałków, ale od kiedy zostałam mamą takie decyzje przychodząmi o wiele trudniej. Cóznie jestem już odpowiedzialna tylko za siebie ale również za dwie cudowne istotki. Nie wiem jak Wy ale ja uwielbiam kolor ecru zwłaszcza jego połączenie z meblami w orzechu. Nie wiem skąd moja ekstytacja tym drewnem i w ogóle okresem rokoko. Idąc z duchem czasu powinnam inwestować w art deco i piać poemy na temat wyższości prostoty mebla. A ja uwielbiam rokoko z tym uchwyceniem lekkości i najwyższej jakości snycerką mebla. Od dwóch dni chodzę i podziwiam mój fotel z tamtego okresu jak ktoś ponad sto lat temu mógł tak oddać urok różyczek, roccaili czy liści akantu. Chylę czoła przed tym artystą. A w nocy podziwiając ostatni podarunek od męża wreszcie rozgryzłam chociaż skąd to upodobanie do mebli wykonanych w orzechu. Ten kolor to czysta poezja przypomina mi najlepszej jakości belgijskie czekoladki mleczne kupowane na jednej z bukselskich uliczek prowadzących na Grande Place. A i znowu myślę o jedzeniu pora położyć się i odpocząć...