Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Jestem internetowe zwierzę, od bardzo dawna. Pierwsze komputery własnoręcznie sobie składałam, tak zwane klony ajbiema. Czytywałam kiedyś namiętnie fantastykę, teraz jakby mniej. Lubię wyprawy rowerowe, baseny z nie za zimną wodą, żeglowanie po Cykladach, koszenie trawnika.... Ach, i jeszcze - byłam kiedyś, przez 3 lata, Pierwszą Damą polskiego Tomb Raidera. ______________________
_____________
Mam pamiętnik otwarty dla wszystkich. Nie ma potrzeby zapraszania mnie do znajomych. Jeśli ktoś chce mnie czytać i śledzić na bieżąco - to wystarczy dodać do ulubionych pamietników. Bo wśród vitaliowych znajomych chcę mieć tylko prawdziwych ZNAJOMYCH.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1845733
Komentarzy: 19150
Założony: 16 marca 2009
Ostatni wpis: 15 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jolajola1

kobieta, 62 lat, Warszawa

158 cm, 63.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w wiecznej pogoni za stabilnym 55

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

25 stycznia 2013 , Komentarze (103)

jednego dnia o jednej godzinie, z dwóch różnych kont
przy czym powód zgłoszenia jest napisana JEDNAKOWYMI ZDANIAMI

bogobojnym trollom i panterkowym idiotkom serdecznie życzę żeby groteskowo utyły i żeby sie z nich śmiano na ulicy !


oczywiście, że zmienię zdjęcie podane w przyczynie zgłoszenia, ale zmienie tak, że niektórym dym z uszu pójdzie

... hmmm
.. albo może nie zmienię ? może się pokłócę z adminem, który do mnie napisał
przeciez inkryminowane zdjęcie wisi tu już chyba ze 2 tygodnie, nie pamiętam dokładnie . .i admini i moderzy vitaliowi przez ten czas wielokrotnie odwiedzali mój pamiętnik, tamten wpis ze zdjęciem również .. sami z siebie nie zareagowali
hhhmmmm . . .
chyba się pokłócę !
jak sie wyśpię . .jestem ledwie żywa, o 5:30 zakończyliśmy montowanie czujnikow skimerów i okablowania, ręce mam poparzone kwaskiem i pokłute sopelkami cyny



ach ! już sobie wyobrażam te złośliwe osoby, upasione jak tuczne maciorki, z pupskami trzęsącymi sie galaretowato przy każdym kroczku, te zasapanie po pokonaniu schodów do autobusu, te strużki cuchnącego potu. . błeee, cudowny widok

20 stycznia 2013 , Komentarze (30)

Przynajmniej do końca zimy


Ze wstydu.

Z zażenowania powtarzającymi się wpadkami i z, niepokojącego bardzo, trendu rosnącego. Powolutku rośnie, podstępnie, po ćwierć szklanki, niby pomijalnie, niezauważalnie . . . a potem nagle wali wagowym wynikiem po oczach.

 

To odzywają się we mnie genetyczne atawizmy. W końcu rasa człowiecza liczy sobie chyba koło 40 tysięcy lat, to jak mam z tym walczyć moimi pięćdziesięcioma dopiero? Geny krzyczą: zimno? trzeba jeść? biało? trzeba jeść!

No to jem.

Dzisiejszej nocy, gdym wróciła z radosnego odśnieżania w czynie społecznym . . ehhh. . . atawizmy tak natarczywie wołały z lodówki. . .

Najchętniej spuściłabym zasłonę milczenia na to nocne jedzenie i na wagowynik dzisiejszy. A tu wypada na Vitalii opisać . .

głupio mi i wstyd

nie lubię, gdy mi głupio i wstyd

więc chyba przestanę tu pisać

 

do wiosny

 

 

Jedyną zimą, gdy chudłam i/lub perfekcyjnie trzymałam wagę, to była ta, gdy w tygodniu co najmniej 3 razy byłam na siłowni, a bywało że i 5 razy, za każdym razem 2,5 godziny najmarniej, i jeszcze basen odwiedzałam kilka razy w tygodniu.

Teraz nie ma opcji aż takiej aktywności fizycznej. I już nigdy chyba nie będzie.



 

Więc sobie zimowo powolutku przytywam.

Liczenie kcali vitaliuszowe nie pomaga.

Nie chcę się czuć nieprzyjemnie raportując tu przytywanie

Więc zabieram swoje zabawki i sobie stąd idę

Do wiosny


ps.

pewnie wpadnę co jakiś czas, z textem o dupie_maryni, bo pisanie to nałóg

19 stycznia 2013 , Komentarze (10)

przesunęłam vitaliowy pasek ku prawej (oczywiście, że powinno być "ku lewej", dzięki Reniu)
wszędzie jest mnie tyle samo, ale nie w pasie .. jak zawsze, przy nabieraniu ciała, najpierw rosnę brzuchem do przodu, potem biodrami na boki, potem znika talia, ale przyrost z przodu w pasie naj-najpierwsiejszy

pilnuję paszczy . . i przez większość czasu mi sie udaje . ..  ale przez mniejszą mniejszość nie

idziemy ze Staśkiem na sanki do jordanka
a na obiad będzie pizza albo inne świństwo z pobliskiego KFC, nie chce mi sie gotować, a poza tym raz na jakiś czas można zaszaleć niedietetycznie . . . hmmmm?.. kiedy ja ostatni raz zajrzałam/jadłam coś z KFC? w lecie chyba? kukurydzę?

17 stycznia 2013 , Komentarze (39)

Sybaryta z Sybaris.

Sybaris - legendarne greckie miasto. Do dziś nieodkryte. Nieodkopane. Istnieje tylko w zapisach i zabytkach. Wiadomo, że było naprawdę.

Miasto tak bogate, że już od prawie półtora tysiąca lat nazwa jego mieszkańca jest na całym świecie synonimem rozleniwionego bogacza, otaczającego się luxusem z najwyższej półki.

Dla mnie miasto jak najbardziej rzeczywiste. Wszak Turms Nieśmiertelny pochodził z Sybaris.

tu link o Sybaris na Viki 

 



 

Czy jedno z żyć mojego kota pochodzi z Sybaris?

Przecież jeszcze jesienią był normalny !

Rozbestwił się. Rozkaprysił. Zbeszczelniał.

A taki był niekłopotliwy kotek. Owszem, czasem odstawiał numery, ale takie. . . hmmm . . zrozumiałe

Kot córczęcy.

Rozbestwił się pokarmowo.

Jeszcze 2 lata temu na FiBi opisywałam koci experyment pokarmowy "ile łiskasa zje w jeden dzień kotek karmiony dotychczas kitkatem" . . Okazało się, że bardzo dużo! Pierwszego dnia zjadł półtorej puszki, drugiego tylko jedną niecałą. Smakowało małemu kotkowi

Teraz grymasi! Ale - chyba sami jesteśmy sobie winni. W święta kot dostał od każdego prezenty, niestety, żywnościowe. Wypasione karmy, bardzo drogocenne pasztety, chrupki lecznicze i chrupki luxusowe.

Nie chce jeść normalnej karmy.

Ulubionego dotychczas tuńczykowego łiskasa w galaretce .. . Ach, to całe przedstawienie jest ! Pierwszą o poranku osobę, zdążającą do kuchni, oplątuje kot, tańczący w ósemkach wokół nóg. Odgłosy wydaje dziwne, coś pomiędzy pytającym gruchaniem gołębia a kocim sennym mruczomiałkaniem. Najpierw robi sfinksa przy misce i tylko wodzi oczami. Potem zaczyna się stawianie kociego słupka, oparty przednimi łapami o szafki miauczy pytająco i coraz bardziej nagląco. A gdy się osoba poranna opiera albo jest za śpiąca, to kot wytacza armaty. Robi nagle umierającego kota, bezwładnie się wywraca na bok w pobliżu miski, łapy wyprężone i włącza ochrypłą syrenę, wycie, które resztę śpiących na nogi podnosi. "Jak to??? Kot tak strasznie umiera z głodu i nikt go nie poratuje??? Nie zlituje się??? Okruszka kotu żałujecie???"

A gdy dostanie mokrą karmę, ulubioną dotychczas, w galaretce - to najpierw robi skulonego sfinksa nad krawędzią miski, potem długo i z wahaniem wącha. I na człowieka podejrzliwie patrzy. A potem ostrożnie tylko galaretkę wylizuje. Reszta obsycha.

Świnia, nie kot! Niewdzięcznik!

 

Cholery można dostać!

I siedzi godzinami pod lodówką, wypatrzył, że na jej szczycie jest jeszcze maleńka puszeczka gurmonta. Między oczyma kota a tą malutką puszeczką rozpięta jest świecąca sieć pożądania.

I jeszcze, pieron, wie gdzie jest ta luxuśna sucha karma! Tylko czyha na otwarcie szafki pod zlewem! I znowu włącza ochrypłą syrenę.

Przecież nie będę go karmiła tylko tym drogim kocim żarciem, bo z torbami bym poszła !

 


Jedno tylko kota ratuje. Źle sypiam ostatnio.

Bywają złe, tak normalnie złe sny. Wczoraj na przykład byłam mikrofonem w kamerze przyrodnika, który filmował kwiatek od dołu. A na tym smacznym/pachnącym kwiatku siedziały pluskwiaki brązowe. Głos przyrodnika tłumaczył biologicznie (nagrywanie głosu i obrazu jednocześnie) czemu te robaczki tam siedzą. Zbliżenie, najazd kamery na spód kwiatka. Jeden z tych robali SPADŁ na mnie, brr. Brrrrr do obudzenia, ale po takim śnie z powrotem zasnąć można od razu.

Ale też prawie każdej nocy odwiedza mnie koszmar senny w towarzystwie potwora adrenalinowego. Spać potem nie mogę, bo co mi powieki opadną, to zaraz je strach otwiera, strach przed powtórką.

Kot to jakoś wyczuwa. Słyszy moje bezsenne obracanie się na łóżku. Przybiega. Łapami drepcząc magicznie wydeptuje potwora, wygania z mojego pobliża. I mruczy! Mruczy tak głośno jak młode kociaki tylko potrafią, mruczeniem koszmary odpędza. Zasypiam z kotem pod pachą, z futrem włażącym do ust. Bezpieczna.

Dobry kot.

 

Ale tam !

Dobry czy nie dobry - nic to, jutro córczę przylatuje, już skończyła sesję. Niech ona się z wybrednym jedzeniowo kotem handryczy.

 

 



Vitaliowo bardzo ok.

Wystarczy konsekwencja i samokontrola. Wystarczą godziny spędzane z dala od osobistej lodówki. Wystarczy mieć przygotowany posiłek na późny i głodny okropnie powrót do domu. By się wewnętrzny łasuch nie rzucał na bułę i ser i dżem i słodkie i majonez i śmietanę prosto z pojemnika.

Wczoraj 57,7

Dzisiaj o zbyt wczesnym poranku 57,0. Przedśniadaniowo się nie ważyłam, nie miałam czasu.

 


Wczoraj ze skarbowego na Jagiellońskiej wracałam tańcząc. Hehe, nie z radości. Tylko w słuchawkach zaplatał mi się Marc Anthony ze swoim I nned to know. (linki do posłuchania TU  albo TU ). Naprawdę, trudno tego słuchać i chodzić nietanecznym krokiem.

Wieczorem też potańczyłam, na kompie puściłam Anthony'ego w kółeczko i obserwowałam, jak Panu i Władcy nogi i ramiona zaczynają się poruszać. Wykorzystałam go tanecznie.

 

 

Kot leży mi na kolanach, grzeje i mruczy. W misce zostały obsuszone grudki łiskasa.

15 stycznia 2013 , Komentarze (17)

przecież nie na TAKIM poziomie!
wczoraj 57,8 a dzisiaj znowu 58,2

zeszłej zimy, w styczniu i lutym, też waga mi podstępnie, po ociupince, rosła
a teraz jeszcze dodatkowo rozstrojony organizm mam, rozsynchronizowany okropnie, przez  te codzienne długie rehabilitacje i przed głód po długotrwałym częstym skoczybruzdowaniu i przez brak regularnego rowerowania

ktoś mógłby powiedzieć, że rozdzieram szaty z powodu kilograma czy dwóch, a inne vitalijki to naprawdę mają problemy, wielokilogramowe
vic polega na tym, że ja jestem bardzo drobnej budowy oraz wzrostu siedzącego psa, więc każde pół kilo natychmiast staje się na mnie widoczne, zwłaszcza, że osadza się głównie w obszarze brzusznym . . nie! nie jako oponka, tylko jako balonik z przodu


 chyba będę w piątek zmuszona przesunąć pasek w kierunku absolutnie niesatysfakcjonujacym

13 stycznia 2013 , Komentarze (18)


wczoraj po ponad 5 godzinach skoczybruzdowania w śniegu po kolana, wygibasów nad i pod linkami mierniczymi, mierzeniem obwodów drzew na granicach  . . i jeszcze trzeba pilnować, by wszystko w zgodzie z prawem. . i dlaczego to ja mam być rozjemcą ? . .
a stopy bolą, płoną, pieką . . przy każdym kroku przypomina mi się Mała Syrena, nie ta z Disneya, tylko oryginalna, od pana Andersena
a bark prawy boli, a tu mi każą wężowym ruchem prawą ręką podać dołem siatki koniec miarki, a krzaki kłują, śnieg leżącej mnie pod kołnierz wchodzi


wróciłam przemęczona, przemarznięta, nogi mokre, buty przemoczone, powieki opadające i dygot
najpierw kubek rosołu gorącego, potem brokułowa zupka z kubka, znowu gorący rosół, pity jak najbardziej wrzący, siorbany drobniutkimi łyczkami znad krawędzi naczynia, gorący kubas dłonie grzeje
potem mięsko z rosołu, to królewski, więc i mięsko od zwierza z rogami, od zwierza bez rogów i od ptaka
w roli jarzynki wystąpił bób, pożerany ze skórką

aha, przed wieczorem Pan i Władca przyniósł winogrona
wyjątkowo dobre, słodkie i twarde
podobno było ich ponad kilogram

..... piszę "podobno" bo rano zobaczyłam pusty talerz, a pamiętam, że pół wieczoru siedziałam w kuchni nad książka i drinkiem i, hehe, chyba byłam w zbyt bliskiej odległości od owocków
Pan i Władca się zarzeka, że nie podjadał, więc wychodzi na to, że je osobiście wchłonęłam, hmmmmm... możliwe (jeżeli chodzi o dobre winogrona to ja mam niezłe możliwości wchłaniania, prawie jak czarnych czereśni)

a ponieważ nie odwiedzałam efektywnie wucetu, to mam w sobie i mięsko i bób i winogrona - czego waga nie omieszkała mi późnym porankiem wytknąć
58,2 kg
no cóż, sama chciałam
zima nie jest dobra dla mojej szczupłości





ps.
bardzo byłam zdziwiona poruszeniem, jakie wywołało moje stare ciążowe zdjęcie - a przecież ono było tylko dla vitaliowej znajomej dane, żeby nie narzekała, że jej ciążowo za duży brzuch urósł

TU będzie o tych mniej przyjemnych odczuciach:
- z pobłażaniem czytałam co niektóre zarzuty, że to nieestetyczne, że takich ciał nie należy pokazywać, że konieczna bielizna, że bez fotoszopa (sic!) nie należy
- rozśmieszona czytałam zarzuty o posiadanie owłosienia, hihi, to chyba pisały młode bardzo osóbki, nie zdające sobie sprawy, jaki przed ćwierćwieczem był poziom higieny i jaka "moda" w sprawach owłosienia
- zażenowana przeczytałam  wiadomość na PW, że to pornografia... głupio mi się zrobiło, że ktoś używa słów, których znaczenia nie zna i odesłałam do jakiegokolwiek słownika znaczeniowego
- żal nad nadawcą PW poczułam, gdy dostałam nakaz modlitwy pokutnej za sianie zgorszenia
wszystkie z tych głosów przyjmuję jednak ze zrozumieniem, bo wszak różni ludzie mogą mieć różny poziom wykształcenia, poczucia odpowiedniości, poziom wrażliwości estetycznej i poziom tolerancji na goliznę
i jeszcze jedno, wszystkie negatywne głosy, o których powyżej, były napisane normalnym językiem, w miarę poprawnie napisane, kulturalnie, bez wyzwisk, agresji, wyrażały po prostu negatywne nastawienie

jedna tylko skurewetka umysłowa i emocjonalna (to cytat z Toy Wars, a nie przekleństwo, skrzyżowanie krewetki z kurwą) . . wywaliłam natychmiast jej komentarze . .. pewne rzeczy, pewne działania zawsze i wszędzie będą budzić moje niedowierzanie, że można być tak podłym tylko dla własnej satysfakcji i bezcelowo . . była tu kiedyś, sporo schudła, potem przestała chuść, więc ogon podkuliła i stąd uciekła  .. jakim trzeba być agresywnym dnem emocjonalnym, żeby wpaść na portal, gdzie się kiedyś wroga miało i z nagła, niesprowokowana, bluzgać do tego wroga, wyzwiskami słać, wyśmiewać . .
ręce opadaja, gumka od majtek opada

9 stycznia 2013 , Komentarze (93)

Naprawdę, chciałam. Sama z sie! Wciąż chcę.

Ale wczoraj mi było tak głupio i tak przykro....

Od lat wypycham synalka z domu. Nie możemy na dłuższą metę być w jednym pomieszczeniu, bo warczymy albo i gorzej. O sprawy ważne i o duperele, chwilami o wszystko. Potem się godzimy albo obrażalsko milczymy i tylko wrednie dogadujemy pod nosem. On miał opory przed całkowitym opuszczeniem domu, chwilami życiowego niefarta, chwilami to było czyste wygodnictwo. Wyprowadza się, wraca, nie zawsze z własnego lenistwa, bo nie zawsze słowni aktualni pracodawcy.

Od połowy jesieni jest prawie u siebie, nawet niedaleko, 400 metrów od bloku mojego taty, a do domu taty ode mnie rowerem jest 3,33 km.

Owszem, widzimy się prawie codziennie, bo przecież pracuje teraz u nas. Gdy w Wigilię grypa go nagła złapała, to od razu do domu rodzinnego go wzięliśmy, ciasno było, ale przecież tu ma ciepło i opiekę. Wiemy, że nie odchodzi na drugi kraniec świata!

Ale dopiero wczoraj . . za serce i za gardło mnie chwyciło . . wziął od mnie ogromniastą stadionową ruską torbę, zza biurka powyciągał statywy, stojaki, lampy, tła, to wszystko wielkoformatowe fotograficzne badziewie. A potem poszedł do piwnicy i wytargał zapakowane swoje stare pluszowe zabawki i osobiste albumy ze zdjęciami.

Stałam w drzwiach ze ściśniętym gardłem i mokrymi oczami.

Dziecko dojrzało i nareszcie usamodzielniło się! Poczuło się na tyle pewnie i stabilnie, że zabiera do siebie swoje zabawki.

Tyle lat tego chciałam, więc dlaczego teraz jest mi smutno?...

 

ps. Oczywiście dzisiejszym porankiem zdążyliśmy się zetrzeć, o głupstewko, potem pogodzić.

 

 

Ja nie mam syndromu pustego gniazda!!!

Ja uwielbiam samotność, doskonale się z nią czuję. Od zawsze. Pamiętam mój płacz, gdy właśnie się dowiedziałam, lat temu prawie 30, że jestem w ciąży. Siedziałam w wannie i ryczałam . . ale nie że trzeba ślub, że jeszcze studia, że co ja powiem rodzicom, że życie zmarnowane i takie tam standardy. Hehe - nie! ja ryczałam pod tytułem "już nigdy nie będę sama, jak ja to wytrzymam?"

 

Syndrom pustego gniazda ma Pan i Władca. Co drugi wieczór mruczy smutno, stojąc w drzwiach pokoju córczęcia - Sama zobacz jak to nieodpowiednio wygląda! Zamiast Pyśki jest tylko pyśkowy kot i światełka świąteczne nad pustym pyśkowym łóżkiem.

 

Tak a propos kota. To jest to nałogowy połykacz choinkowej lamety zwanej też włosami anielskimi. Kradł ją z choinki od lat, a potem jadł, jadł, jadł . . .  a potem robił dłuuuuuuugie kupy, albo biegał po domu z lametą w tyłku, ciągnąc za sobą kupsko. Błeee!

Choinka bez włosów anielskich to nieprawdziwa choinka. Walka z kotem trwa więc choinkowo corocznie.

W tym roku wszystkie lamety kończą się wysoko, około moich ud. Kotu niewygodnie sięgać, kolce w łapki kłują, gdy się próbuje na gałęziach opierać.

Dziś rano śniło mi się mlaskanie, zakończenie nieprzyjemnego snu. Obudziło mnie mlaskanie. W realu mlaskanie !!! Co za potwór mlaszcze?! I to tak niebezpiecznie blisko moich uszu?..

Krzesło stało niebezpiecznie blisko choinki, kot usiadł na jego samiuteńkim brzegu, naciągnął całe ciało ku sufitowi, wyciągnął maxymalnie do góry łepek i  . . . no tak! złapał lametę, jedną niteczkę i właśnie wciągał w siebie. Mlaszcząc głośno.

Zobaczył moje otwarte oczy. Uciec nie mógł (próbował!), bo lameta jednym końcem na choince, a drugi jej koniec już głęboko w przewodzie pokarmowym.

Ależ miał głupią minę!!!!

Wyciągnęłam z niego 43 cm lamety. Zmierzyłam. Stanowczo wolę wyciągać to z góry kota, a nie z tyłu kota.

 

 


wagowo tak se .. ..

waga się buja, jednego dnia jest 56,7, drugiego dnia 57,3, i znowu . . . i znowu . . . w te i we wte . . .

 


dziś trzeci dzień rehabilitacji . . z doświadczenia wiem, że najbardziej bólowy . . już wczoraj wieczorem było niedobrze . . teraz, mimo że jeszcze nie wieczór, już jest niedobrze . .  teoretycznie od jutra powinno być lepiej . . . tylko ten zbliżający się wieczór trochę mnie przeraża - płonąca lewa podeszwa, kłujący prawy bark

proszeczki przygotować muszę, na ból i na sen

tylko proszę sobie nie robić nadziei, że znowu będę w stanie "na haju" pisała na Vitalii, jak 19 stycznia zeszłego roku. O nie! Vitaliowe linearne pismo typu B było tylko raz!

 


Zaległe fotki daję

Dla Milly, polewanie skrzydła samolotowego różowym antyzimowym glutem. Na wysięgniku były 3 czujniki na pomarańczowych patykach i silne światło i kamera podglądu i dysza rozpylająca.





Dla Toperzycy. Ty nie chrzań, że masz duży brzuch. Tu masz mój duży brzuch, a do porodu jeszcze był z miesiąc. Ty masz maleństwo!


("zgodnie z zaleceniami" foto zmienione, karnawałowe różowe nasutniki )
ach, nie - tu edycja z 30 stycznia - casting gaciowy bezapelacyjnie wygrała fotka w szortach, więc "zgodnie z drugim, groźnym ostrzeżeniem" zmieniam


Zaległe z Sylwestra, radość pod jakimś dobrze wspólnie zagranym numerze.



Ze Sztokholmu.

Ręce tej panienki w metrze podają praprzyczynę mojego nocnego zgubienia. A raczej to, z czego nalewa.


A to cmentarz przy którym nocą płakałam z zagubienia. Pod palcem z lewej charakterystyczne nagrobki. Po wpisaniu w gógla/grafikę "mosaiska begravningsplatsen" wyskakują właśnie te nagrobki. Można nawet w mapach góglowych sprawdzić odległość od tego cmentarza do Stockholm Hostel przy Alstromergatan .. wstyd mi do dzisiaj, byłam tak blisko . . .

 



wszystko na dzisiaj

jeszcze tylko oblot zaprzyjaźnionych pamiętników, w kuchni zasmażane buraczki i z pilotem przed tivi

już mi proszeczek głaszcze zwoje mózgowe, zaczyna mnie przekonywać, że nic NIE boli i że wszystko jest różowe i błękitne i jak najbardziej okej

7 stycznia 2013 , Komentarze (22)

w szpitalu na Szaserów rozpoczynam dzis 3-tygodniowy turnus rehabilitacyjny, trochę na osteofit w barku, więcej na ostrogi piętowe
luźny czas będę miała jeno w łikendy


waga, jak na połikendową, przyzwoita - 56,9 o świcie
przedśniadaniowo się nie ważyłam

oblot zaprzyjaźnionych pamiętników wieczorem

6 stycznia 2013 , Komentarze (10)

waga 56,8

5 stycznia 2013 , Komentarze (13)

ze wszystkim
z liczeniem kalorii
z jedzeniem słodkiego za dużo
z konsekwencją
ze spadkiem wagi - bo jest 57,6


córczę odleciało
już tęsknię, ale po cichutku


noc koszmarna
kot wył, nie wiem, czy za panią czy żeby go na dachy wypuścić, czyżby już kocia wiosna?
a do mnie wróciły zgodną parą nocne koszmary i osobisty potfór adrenalinowy
mój śpiący umysł produkuje koszmary wyjątkowo logiczne, wyjątkowo bolące i odrażająco rzeczywiste, po gwałtownym przebudzeniu, częstokroć z wrzaskiem, nie mam pewności, czy to aby przypadkiem nie było naprawdę - przecież ja nie pamiętałam świadomie, że 35 lat temu w drugiej klatce w bloku u rodziców blokowały się drzwi wejściowe i nie zatrzaskiwały czasem . . i że ten drobny fakt udaremni mi i moim sennym podopiecznym skuteczną ucieczkę przed złem . . . a potfór adrenalinowy skorzysta z okazji, za gardło zadławi, potem lepkim i zimnym obleje, sercem załomoce jak kratami więzienia, cisnienie podniesie do starosferycznych wysokości i mózg przez oczy będzie chciał wykopać


dzisiaj mam skoczybruzdowanie z geodetą na spornej granicy
nie wiem, jak dam radę, po tej nocy ledwie żyję
sińce pod oczami mam jakości wyśmienitej, koloru śliwek węgierek, wielkości śliwek dąbrowickich

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.