Nad Dłużkiem:
Kamping ogromny, przyczepy z werandami jedna na drugiej prawie, ogromne namioty, ktoś, kto tylko z auto wysiadł to już bębnił, gromada psów i dzieci😱 .. ALE, psy nie szczekają i są wszystkie na smyczy, dzieci się nie wrzeszczą, ich rodzice też nie, a namiot rozbiliśmy na suchej wyspie po środku błota i rano ptaki podchodziły mi prawie pod nogi, łypiąc jak to one jednym okiem. I było cicho. A na drogach w lesie stada kurek rosły (S. już w domu kaszę z nimi zrobił). I wieczorne/nocne właściwie pływanie w super ciepłym i czystym jeziorze. 117,5 km nakręcone po lasach i wzgórzach.
Zgniłocha (obejrzane tak "po drodze" dwa kempingi i kopanie się w piachu). Jeden ogromny, tłum ludzi leżących na piachu nad jeziorem jak stado fok, nikt nie chodzi po lesie, Ci co chodzą to do baru po drugiej stronie drogi, po lody po frytki i po piwo. Nikt na rowerze nie jeździ. Drugi malutki, nad taką odnogą jeziora, że bardziej wąski staw to przypomina, z plażą pełną ludzi po drugiej stronie.
Tak blisko siebie, a tak inaczej...