Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
O filozofii jednego dnia
26 maja 2013
Tytułem wstępu: I know it's hard, I get it - jak to mówi Jillian podczas shreda :D
Zmagacie się i szarpiecie a wszystko żeby się ogarnąć do lata. Bo to lato to jak jakaś magiczna brama, z palm kokosowych, za którą szum morza słychać i gwizdy zachwyconych mężczyzn (koniecznie 1,80 i w górę i tors z abeesami jakby ktoś ich, mężczyzn, na grillu położył) Lato- brama przez którą jak już się (w bikini) jedną nogę przejdzie to będzie to już upragniona meta i drinki (z palemką, wiadomo)
Rozgolasić uda niedoskonałości już-nie-pełne i próbować czerpać radość z nadwodnych aktywności- taki jest plan zapewne.
Nie wiem jak to jest, ale nigdy nie zastanawiałam się nad tym, jak wyglądam na tej legendarnej już "plaży". Gdziekolwiek jestem (ale najbardziej lubię być na Mazurach :) ) byle mnie liznęło trochę słońce a pod ręką banda licealnych przyjaciół lub Kłapouch- i jest pełen relaks, luz bambino, git śmietanka (albo jogurt naturalny.) Myśl o rozstępach, czy innych naocznych działaniach szatana na ziemi, to ostatnie co zaprząta mi głowę. Już prędzej powtórki na wrześniowe egzaminy :D
Ale ale. Nie zmienia to faktu, że fajnie by było, gdyby łapiąc się za uda nie musieć z dezaprobatą marszczyć nosa. Fajnie jakby się wzmocniła kondycha i żeby nie podupadać na sile i duchu, lub nie podupadać jak spółdzielnie rękodzielnicze, po 3 męskich pompkach. Zatem żeby się doczołgać do tego lata- niezależnie od wymagań jakie latu stawiamy-to trzeba trochę wypocić. Powykręcać swe członki na wszystkie strony i dać sobie fizyczne wciry, wycisk najlepiej taki, że po nim nawet woda z Bałtyku smakowałaby jak Muszynianka (audycja zawiera lokowanie produktu)
Więc jak to jak to zrobić. Kiedy dieta już męczy. Kiedy masz ochotę wyrwać loda z ręki bogu ducha winnego, szczerbatego i jak na złość za chudego dzieciaka. Kiedy ćwiczenia odkładasz na za-chwilę-godzinę-na wieczór-ups-nie-poćwiczyłam-dzisiaj.
Z pomocą jak Matka Teresa z Kalkuty rusza ona- filozofia jednego dnia.
To wiedza tajemna, więc usiądź wygodnie, weź kubek zielonej herbaty i posłuchaj przekazu buddyjskich mnichów z najdalszych zakątków Azerbejdżanu
filozofia jednego dnia bierze Cię na stronę i mówi, że tylko dzisiaj. Potem się zobaczy. Dzisiaj to jest wszystko o co ta filozofia Cię prosi. Jest niedziela- czynisz z niej dzień idealny- jesz zdrowo. ruszasz się po kres wytrzymałości. Starasz się wykonać wszystko co na dziś zaplanowałeś. Tylko dzisiaj. Nie ma żadnych stu dni- trzydziestu dni czy innych, które musisz "wytrzymywać". Gdy oddasz tej mojej filozofii jeden dzień, położysz na ołtarzyku w ofiarze całopalnej i położysz grzecznie spać, nagle spływa na Ciebie boskie uczucie. Alem dzisiaj odwalił kawał dobrej roboty. Tego wieczoru możesz robić co chcesz- nawet wizualizować sobie obżarstwo jakiejś, nieokreślonej w bliższej przyszłości niedzieli. Bo nie jesteś na diecie. To tylko jeden taki dzień.
Filozofia jednego dnia ma to do siebie, co magnez B6, że się przyswaja. Wchodzą w krew kolorowi mnisi, napędzają Twoją maszynę życia. Bo następnego dnia wstajesz rano, wypoczęty i masz dwie ścieżki wyboru- możesz zastosować znów filozofię jednego dnia, albo go sobie zepsuć czymkolwiek. Jeśli jesteś przynajmniej średniointeligentnym szympansem i jeśli naprawdę chcesz coś osiągnąć i się wyspałeś i nie jesteś ubezwłasnowolniony z powodu choroby umysłowej ani innych zaburzeń, jeśliś się nie naćpał albo jeśli nie ma w Twoim życiu naprawdę strasznej życiowej sytuacji, to ten wybór będzie prosty jak drut, jak test jednokrotnego wyboru, jak włosy po dobrej prostownicy, jak kąt w kwadracie. No oczywiste, że rozoochocony sukcesem dnia poprzedniego znów zastosujesz filozofię jednego dnia.
Czasem coś się zepsuje. Nie płaczesz. Następnego dnia możesz wstać rano i znów dokonać wyboru. Tym razem wybierz mądrze.
I najlepiej OD RAZU wskakuj w dres i bądź już na dworze, zanim dotrze do Ciebie że może to jednak bez sensu i że czekolada.
Z tych pojedynczych dni, kiedy wszystko jest na maksa (oprócz muzyki po 22, chyba że chcesz się obudzić albo właśnie nie obudzić z kosą w plecach wbitą przez wdzięcznych sąsiadów) złoży się resztka maja, czerwca. Filozofię jednego dnia można odstawić, ale mnisi mówią, że podobno nie warto. I robią groźną minę. Ich twarze kamienieją. I nawet nie śmiem pytać dlaczego, bo już znikają cichym sunięciem bosych stóp za widnokręgiem.
Ja, śmiertelnik, boję się opuszczać filozofię dnia, przejęta lękiem wobec jej nieogarnionej mocy.
W skrócie dla tych, którym nie chciało się czytać: Skop sobie tyłek. Tylko dzisiaj. Poczuj się lepiej. I zobacz co się stanie.
MNISI PATRZĄ.
(Ps: a gdyby tak z okazji Dnia Matki nie dawać jej czekoladek tylko zabrać na wspólny trening? ~~mózg rozjebany~~)
Kluski
30 maja 2013, 17:58Heeeej, wracam do gry! W sumie to trochę ironia przeczytać Twój wpis, który de fakto jest bardzo mądrutki, bo zaczynam odliczanie stu jeden dni (projekt tzw. Boskie Ciało). Chociaż z drugiej strony można powiedzieć, że jednak i jest we mnie filozofia jednego dnia booo na każdy dzień uczyniłam jedną, wyjątkową i wspaniałą kartkę z numerem dnia. Codziennie inną, nową więc rano dokonuję wyboru - być albo nie by, żreć albo nie, ćwiczyć albo nie itd. Jakby nie było, dzięki za te mądre słowa. :))) Fajnie znowu Cię tu odnaleźć! Buziaki. :)
Septemo
29 maja 2013, 12:08Żyć tu i teraz jest najtrudniejszą rzeczą w świecie dzisiejszym ;) Że tak rzeknę :D
DreamsComeTruee
29 maja 2013, 11:44ja Cie chyba kiedys wydam pt: 'filozofie szbadabada - jak zyc z usmiechem'' i bede czytac i czytac i misie nie znudzi:D bo jestes genialna:)))!!!!
ibiza1984
28 maja 2013, 21:31Ooo chałwa! :D I kto to napisał? :D Co do filozofii jednego dnia, to..... czasem ją stosuję i dopiero dziś dowiedziałam się od Ciebie, że nazywa się to w ten sposób. To coś na zasadzie: żyj tak, jakby dziś miał być ostatni dzień Twojego życia.
Rwetes
28 maja 2013, 13:48Ja chciałam mamie kupić dzień w spa, ale strasznie drogie było ;d filozofia jednego dnia jest spoko ;d
queendancing
28 maja 2013, 13:42Ja pitole. Jak ja lubię czytać takie posty hehe:):) zdanie o szczerbatym dziecku-MISTRZ!
fadetoblack
28 maja 2013, 11:19Hahaha, no pasjans uzależnia :D "To jeszcze partyjkę, teraz na pewno wygram" :D
StairwayToHeaven21
27 maja 2013, 19:36Hhehe nie zawiode ''mnichów''!:D
mili80
27 maja 2013, 14:33Sama prawda :) motywujesz kochana, mam nadzieje, że dziś już pobiegane u Ciebie :)
ita1987
27 maja 2013, 10:45Oj nie nie... Jestem na pół przytomność po tej nocy... Ze stania bym się złamała... :-) pozdrowienia ;-) ps. Dziękuję za komentarz! ;-)
zimne.stopki
26 maja 2013, 23:44juz uwielbiam twoj sposob pisania! a filozofia jednego dnia? juz wisi u mnie na tablicy ;)
fadetoblack
26 maja 2013, 22:13Masz całkowitą rację, deska to terminator. Ale może kiedyś też będziemy ją sobie robić ot tak, dla relaksu - z pomocą mnichów oczywiście :D
StairwayToHeaven21
26 maja 2013, 22:06ooo tak! FILOZOFIA JEDNEGO DNIA! Dzięki kochana!:)
holka
26 maja 2013, 22:00Tak też tak uważam,że pisaniem powinnaś zarabiać na życie :)...czytam to co piszesz jak ulubione artykuły w gazecie...nawet z większym zainteresowaniem bo nigdy nie wiem co wpadnie Ci do Twej mądrej głowy :) hihi lub chichi...Chcę zostać wyznawcą tej filozofii jednego dnia!!! Będę się starać! Obiecuję :)
fadetoblack
26 maja 2013, 21:25Wybór prosty jak kąt w kwadracie - piękne :D Powinnaś pisać felietony, Twoje poczucie humoru świetnie się do nich nadaje ;D A filozofia jednego dnia na pewno pomoże tym, którzy nie należą do długodystansowców w biegu po sukces :) Ja też zawsze wolę sobie wyznaczać małe cele we wszystkich dziedzinach życia, dzięki temu odczuwam ciągłą satysfakcję i zadowolenie z siebie ;D
pitroczna
26 maja 2013, 20:52super sprawa! chyba zaczne stosowac, o!
Taritt
26 maja 2013, 20:33Zaczynam żyć według filozofii jednego dnia. Od jutra :D Czytają te Coelhy a tu szabadabadabę trzeba poczytać i już. Ja swojej dałam pudełko Rafaello. Ale tak na serio to masz rację z tym jednym dniem. Kurde, głębokie Ci to wyszło. I mądre.
liliana200
26 maja 2013, 19:34Bardzo fajny wpis, coś innego coś co daje do myślenia. Dzięki co dobra kobieto za niego :))) Hm moja mama to chodząca szczupłość, pot jest jej niewskazany. Woli założyć mini sexowną sukienkę i szpilki :)) Tylko ja to taki pączek w maśle.
Chrysaliss
26 maja 2013, 18:19Dzięki za propozycję, przetestuję i dam znać :). A wpis interesujący, fajnie się Cię czyta :p.
wiolcia2121
26 maja 2013, 18:02No wiesz, to zależy czy mama tez lubi ćwiczyć :D jeśli nie to raczej sie nie ucieszy z takiego prezentu :P