Temat: Ślubna drama rodzinna

Piszę trochę żeby się wyżalić, a trochę żeby poznać zdanie osób które są neutralne. Pewnie będzie długo. 

W październiku wychodzę za mąż. Mój narzeczony jest brtyjczykiem, mieszkamy razem w UK. Po zaręczynach długo się zastanawialismy czy mamy wyprawić wesele w UK czy w Polsce, ale koniec końców, z wielu względów stanęło na Polsce. 

Drama dotyczy ciotki mojego narzeczonego (siostry mojego teścia, czyli najbliższa rodzina) która na początku wydawała się być w porządku z naszą decyzją, nawet nam powiedziała że możemy liczyć na to że będzie reprezentować matyczną figurę na tym ślubie z racji tego że żadnej z naszych matek nie będzie (ja z moją nie mam kontaktu, a mama narzeczonego nie żyje od wielu lat) i że jakby trzeba było to nam pożyczy pieniądze na organizację wesela. 

Z tym że od jakiegoś czasu, mamy oboje wrażenie, że traktuje wyjazd na ten ślub jako karę. Cały czas rzuca komentarzami ile cała ta wyprawa nie będzie jej kosztowała. Nawet jak dawała mojemu narzeczonemu prezent na urodziny to rzuciła komentarzem że dostaję mniejszy prezent przez to ile podróż na nasz ślub ją wyniesie. Wiem, że nie mam prawa decydować o tym kto jak wydaje swoje pieniądze, ale na biedną naprawdę nie trafiło, a my pokrywamy sporo kosztów typu noclegi czy transport z lotniska do miejsca wesela. Dużo innych gości też nam mówiło że są zaskoczeni jak tanio można polecieć do Polski i że koszty hoteli są niskie. 


Kolejna sprawa że zaczęła też rzucać komentarzami że ma nadzieję że nie będziemy żałować tego że ślub jest w Polsce, bo babcia narzeczonego nie leci i czy nie będzie nam smutno potem oglądając zdjęcia ze jej tam nie ma. Akurat to że babci nie będzie na weselu było głównym powodem dla którego w ogóle myśleliśmy o zrobieniu wesela w UK, ale po przedyskutowaniu z sama babcia i po jej błogosławieństwie postanowiliśmy pobrać się w Polsce. 

Juz nie wspomnę o wymaganiach typu że musi mieć wannę w pokoju hotelowym bo inaczej nie zaśnie. Miejsce w którym bierzemy ślub niestety takich pokoi nie ma. Zaproponowalismy jej hotel 20 minut od tego miejsca, to nie, bo za daleko. Albo to że mamy załatwić żeby autokar którym nasi goście będą jechać musi zrobić przystanek, bo ona musi wstać i rozprostować nogi - to nie jest wielogodzinna podróż. 


No i nie wiem... Mój narzeczony się delikatnie mówiąc wkurzył, tym bardziej że ciotka nie oszczędzała tego typu komentarzy na moim panieńskim w ubiegły weekend i ma ochotę jej powiedzieć że skoro wyjazd na nasz ślub to nagle taka niedogodność dla niej to niech nie przylatuje wcale. 


 Jest nam najzwyczajniej na świecie przykro. Wszyscy nasi przyjaciele z Polski z UK wydają się być naprawdę podekscytowani na nasz ślub, a jakiekolwiek problemy wychodzą od strony rodziny i to tej najbliższej. Przykre jest to, że to jest dla mnie i narzeczonego rok w którym się wydarzyły i wydarza dwie najważniejsze rzeczy w życiu, a ta ciotka zamiast cieszyć się z nami, daje nam do zrozumienia jak wielki to dla niej problem. A może jednak to my przesadzamy? 

vegadula napisał(a):

menot napisał(a):

Kurczę, jak ja się cieszę, że z moim podejściem do życia takie problemy nie mają racji bytu. Ciotce się nie chce przyjeżdżać, to niech tego nie robi i tyle. Na prawdę chce wam się cackać z upierdliwą, DALSZĄ rodziną?

No właśnie sęk jest w tym, że to nie jest dalsza rodzina, tylko najbliższa rodzina mojego narzeczonego. Wszelkie święta, czy rodzinne uroczystości są spędzane z nią. To nie jest ciotka klotka którą widujemy raz na ruski rok. Jeszcze osoba która się zarzeka że była trochę jak matka dla narzeczonego (tia...). Ja też jestem zdania i miałabym ochotę jej powiedzieć że skoro to dla niej taki problem, to niech nie przylatuje, ale to zapewne będzie oznaczało koniec jakichkolwiek relacji i może spowodować rozłam w rodzinie. 

Co do ostatniego zdania - to niech powoduje. U mnie rodzina kilkanaście lat temu się podzieliła (poszło o pieniądze, chcieli zagarnąć majątek, który im się nie należał). Z perspektywy czasu, uważam że dobrze się stało. Nigdy relacji jakiś super wylewnych nie mieliśmy, widywaliśmy się raczej na zasadzie takiej, że "wypada, w końcu to rodzina". Teraz kontakt mamy z tymi, z którymi naprawdę fajnie się spędza czas i z którymi mamy ochotę się zobaczyć, a nie na zasadzie "trzeba to jakoś przetrwać". Po latach wyszło, że to też nie była jedyna sytuacja kiedy się zachowali bardzo nie w porządku. Więc dobrze się stało, że mamy spokój, a nie wiecznie jakieś rodzinne dramy. W tym przypadku to bym się bała, że nawet jak stanę na rzęsach i zorganizuję pięć przystanków autobusu i wannę z hydromasażem, to ciotka będzie wymyślać kolejne rzeczy w nieskończoność i tylko Wam napsuje nerwów, i może finalnie skupi na sobie cała uwagę na weselu, tylko po to, żeby Wam udowodnić, że niby miała rację i wesele w UK by było lepsze. Jeżeli jeszcze raz coś jej nie będzie pasowało, to bym jej zasugerowała grzecznie że nie chcecie jej męczyć, że jak przylot do Polski to tak wielki problem, to może lepiej żeby została w domu, a po powrocie zaprosicie ją na kawę i wspólne oglądanie zdjęć. Jak się ogarnie i przestanie marudzić, to dobrze. Jeżeli zaprzeczy, że nie, chce przyjechać, a dalej potem będzie po raz drugi, trzeci i dziesiąty tak wybrzydzać, to już bym nie sugerowała, tylko oficjalnie powiedziała że zwrócę jej za bilet, ale cofam zaproszenie. 

Himawari napisał(a):

vegadula napisał(a):

menot napisał(a):

Kurczę, jak ja się cieszę, że z moim podejściem do życia takie problemy nie mają racji bytu. Ciotce się nie chce przyjeżdżać, to niech tego nie robi i tyle. Na prawdę chce wam się cackać z upierdliwą, DALSZĄ rodziną?

No właśnie sęk jest w tym, że to nie jest dalsza rodzina, tylko najbliższa rodzina mojego narzeczonego. Wszelkie święta, czy rodzinne uroczystości są spędzane z nią. To nie jest ciotka klotka którą widujemy raz na ruski rok. Jeszcze osoba która się zarzeka że była trochę jak matka dla narzeczonego (tia...). Ja też jestem zdania i miałabym ochotę jej powiedzieć że skoro to dla niej taki problem, to niech nie przylatuje, ale to zapewne będzie oznaczało koniec jakichkolwiek relacji i może spowodować rozłam w rodzinie. 

narzeczony (w tym wypadku moim zdaniem lepiej, żebyś to nie Ty prowadziła rozmowę) może spróbować delikatnie i łagodnie z nią porozmawiać, tłumacząc bez złośliwości, że rozumiecie że podróż jest dla niej wymagajaca, że naprawdę nie musi specjalnie lecieć i chętnie zaprosicie ją na urodzinowe ciastko po powrocie

Też bym tak do tego podeszła. Postarała się z troską jakoś zapytać, czy na pewno ten wyjazd nie jest ponad jej siły, bo dużo o tym wspomina i że może jednak wolałaby zostać. Oczywiście chcielibyście żeby była, ale też nie każdym kosztem i że nie obrazicie się jeśli nie czuje się na siłach żeby przylecieć 😅

Nie dziwię się, że Was to wkurza - mnie ta ciotka zirutowala po samym czytaniu tego co piszesz...

a ile ta Ciocia ma lat , że sie robi taka primadonna?

Nacodzień/wcześniej też taka była?

Pasek wagi

Jedno jej trzeba przyznać- w rolę upierdliwej teściowej wczuła się doskonale. 

Możecie normalnie zapytać o chu jej chodzi bo widzicie zmianę zachowania, ale jeśli to typ urażonej księżnej to lepiej 1000 razy zapewnić, że z trudem, ale jakoś zniesiecie tęsknotę za nią, jeśli podróż jest dla niej zbyt męcząca. Choć ja bym pewnie z grubej rury, bo nienawidzę takich ludzi.


Pasek wagi

Dzieki za odpowiedzi Dziewczyny. Narzeczony też się martwi że ciotka zrobi wszystko, żeby ten dzień zepsuć. Mi się wydaje, że chyba nie byłaby taka podła, chociaż z drugiej strony skoro postanowiła narzekać już na moim panieńskim to sama nie wiem. 

Z tymi relacjami rodzinnymi i ich zrywaniem, to w tej chwili z racji wkurzenia mój narzeczony też mówi że ją wywali ze ślubu i z naszego życia, ale myślę że to nie będzie takie proste, ze względu na to, że tak jak wspominałam każde święta czy rodzinna uroczystość są w jej towarzystwie, a nie chcemy przysparzac kłopotu jego bratu, czy babci którzy być może będą czyli że muszą wybierać między nami a nią. Próbowałam powiedzieć narzeczonemu o tym że może spróbujemy to ugryźć "troska" jak radziłyście, póki co jest chyba zbyt zły żeby o tym myśleć, bo mówi że ma dość skakania wokół niej, ale spróbuję mu jeszcze przegadać. 

Ciotka jest po 60tce, ale lubi o sobie mówić że jest młoda duchem. Lubi podróżować, biega maratony itp. Wydaje mi się że problem jest też w tym że ślub ma być w Polsce, w górach, czyli niekoniecznie gdzieś gdzie chciałaby się wybrać. Gdybyśmy brali ślub na wybrzeżu Amalfii to pewnie w ogóle nie byłoby problemu. 

Co do tego czy zawsze taka była - dla mnie nie. Ale z historii które słyszałam to zawsze miała do kogoś problem. Babcię narzeczonego nieraz traktuje paskudnie, bo to już kobieta w naprawdę sedziwym wieku i nie ma sily/ochoty robić tego co kilka lat temu (np. włóczyć się z nią po angielskich miasteczkach) i ma o to pretensje, niby pod kątem troski, ale tak naprawdę to nie wiem o co jej chodzi. Na ślubie rodziców mojego narzeczonego podobno nawet nie podała ręki mamie A. potem tłumacząc się że "jej nie zauważyła" (nie zauważyła panny młodej?!). A teraz nawet nie zwraca się do naszej córki po imieniu, co podejrzewamy jest związane z tym, że jej imię jest powiązane z imieniem mamy mojego narzeczonego. 

Tak jak teraz to wszystko napisałam i im więcej o tym myślę, tym bardziej jestem wściekła i coraz mniej mam ochotę mieć z nią doczynienia czy na ślubie czy w ogóle 🥲








Po jakimś kolejnym z dpy rzuconym haśle, narzeczony powinien zapytać czy ciocia jest pewna że chce na tym ślubie być, bo jeśli to aż taki problem to może niech się nie zmusza do wyjazdu a po powrocie spotkacie się z nią na obiedzie czy tam kawie. Może ona na to czeka trochę. Głupio jej zrezygnować samej żeby nie było że jej się nie chce. No bo chyba jest na tyle inteligentna, że nie sądzi że takim marudzeniem wpłynie na zmianę miejsca ślubu na UK? Szczególnie że wszystko jest już zapewne na mocno zaawansowanym etapie? Skoro więc wiadomo że nie ma mowy o zmianie miejsca, to nic innego niż to że ona nie chce jechać, ale nie wie jak o tym powiedzieć, nie przychodzi mi do głowy. Jeśli więc o to chodzi, to zapewne skorzysta z opcji nie jechania i problem z głowy. Jeśli natomiast nie chodzi o to, tylko o marudzenie dla samego marudzenia i bycie w centrum zainteresowania, to podejrzewam że zasugerowanie jej aby nie jechała, powinno ostudzić jej zapały i przestanie więcej komentować w obawie że faktycznie jej nie zabierzecie.

Pasek wagi

Karolka_83 napisał(a):

Po jakimś kolejnym z dpy rzuconym haśle, narzeczony powinien zapytać czy ciocia jest pewna że chce na tym ślubie być, bo jeśli to aż taki problem to może niech się nie zmusza do wyjazdu a po powrocie spotkacie się z nią na obiedzie czy tam kawie. Może ona na to czeka trochę. Głupio jej zrezygnować samej żeby nie było że jej się nie chce. No bo chyba jest na tyle inteligentna, że nie sądzi że takim marudzeniem wpłynie na zmianę miejsca ślubu na UK? Szczególnie że wszystko jest już zapewne na mocno zaawansowanym etapie? Skoro więc wiadomo że nie ma mowy o zmianie miejsca, to nic innego niż to że ona nie chce jechać, ale nie wie jak o tym powiedzieć, nie przychodzi mi do głowy. Jeśli więc o to chodzi, to zapewne skorzysta z opcji nie jechania i problem z głowy. Jeśli natomiast nie chodzi o to, tylko o marudzenie dla samego marudzenia i bycie w centrum zainteresowania, to podejrzewam że zasugerowanie jej aby nie jechała, powinno ostudzić jej zapały i przestanie więcej komentować w obawie że faktycznie jej nie zabierzecie.

No właśnie tego nie jestem w stanie zrozumieć. Pamiętam jak dziś, że już po tym jak znaleźliśmy sale i oglosilismy to w rodzinie, była u nas na kawie i powiedziała ten tekst o byciu matyczną figurą na naszym weselu, mój facet jej powiedział że tak, że on chciałaby żeby to właśnie ona trzymała chleb z solą dla nas i tłumaczył jej te i inne polskie tradycje; wtedy też wspomniała że jak coś to ona nam może pożyczyć pieniądze i ogólnie było bardzo miło i sympatycznie. Nie wiem w jakim celu teraz robi te komentarze, kiedy do wesela został ledwo ponad miesiąc, wszystko jest zaklepane i opłacone, ale co ważniejsze, zdecydowana większość przyjezdnych gości ma zabookowane loty? Nie żebyśmy chcieli w ogóle coś zmieniać bo to w końcu jest nasz ślub. Chyba serio to wszystko jest po to żeby nam wbić szpileczki bo nie jest tak jak ona by chciała żeby było. 

vegadula napisał(a):

Karolka_83 napisał(a):

Po jakimś kolejnym z dpy rzuconym haśle, narzeczony powinien zapytać czy ciocia jest pewna że chce na tym ślubie być, bo jeśli to aż taki problem to może niech się nie zmusza do wyjazdu a po powrocie spotkacie się z nią na obiedzie czy tam kawie. Może ona na to czeka trochę. Głupio jej zrezygnować samej żeby nie było że jej się nie chce. No bo chyba jest na tyle inteligentna, że nie sądzi że takim marudzeniem wpłynie na zmianę miejsca ślubu na UK? Szczególnie że wszystko jest już zapewne na mocno zaawansowanym etapie? Skoro więc wiadomo że nie ma mowy o zmianie miejsca, to nic innego niż to że ona nie chce jechać, ale nie wie jak o tym powiedzieć, nie przychodzi mi do głowy. Jeśli więc o to chodzi, to zapewne skorzysta z opcji nie jechania i problem z głowy. Jeśli natomiast nie chodzi o to, tylko o marudzenie dla samego marudzenia i bycie w centrum zainteresowania, to podejrzewam że zasugerowanie jej aby nie jechała, powinno ostudzić jej zapały i przestanie więcej komentować w obawie że faktycznie jej nie zabierzecie.

No właśnie tego nie jestem w stanie zrozumieć. Pamiętam jak dziś, że już po tym jak znaleźliśmy sale i oglosilismy to w rodzinie, była u nas na kawie i powiedziała ten tekst o byciu matyczną figurą na naszym weselu, mój facet jej powiedział że tak, że on chciałaby żeby to właśnie ona trzymała chleb z solą dla nas i tłumaczył jej te i inne polskie tradycje; wtedy też wspomniała że jak coś to ona nam może pożyczyć pieniądze i ogólnie było bardzo miło i sympatycznie. Nie wiem w jakim celu teraz robi te komentarze, kiedy do wesela został ledwo ponad miesiąc, wszystko jest zaklepane i opłacone, ale co ważniejsze, zdecydowana większość przyjezdnych gości ma zabookowane loty? Nie żebyśmy chcieli w ogóle coś zmieniać bo to w końcu jest nasz ślub. Chyba serio to wszystko jest po to żeby nam wbić szpileczki bo nie jest tak jak ona by chciała żeby było. 

Ale to też takie dziwne że na początku wszystko jej pasowało. Co więc i kiedy uległo zmianie? Bo może bym zrozumiała to zachowanie, gdyby od początku była przeciwna i teraz tak marudziła bo nie wyszło na jej. Ale na początku była "za" a przynajmniej nie dawała poznać że była przeciwna. Dziwna kobieta.

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.