Temat: BED czy Bulimia-Potrzebuje Waszej rady

Chce się udać w niedalekiej przyszłości na terapie,jednak nie wiem czy to odpowiednia dla mnie forma pomocy sobie i innym-ludziom z mojego otoczenia..Nie wiem jak silnej woli potrzeba aby poradzić sobie samemu, bo z tego co mi wiadomo uzależnieniach od danych zachowań lub substancji, to z tym sie po prostu żyje..Nie wyrasta się z zaburzeń na tle psychicznym-z tym się uczymy żyć-poprzez abstynencję,budowanie wiary w siebie-a do tego bardzo ale to bardzo potrzebne jest wsparcie-drugiego Człowieka!!!

Więc zwracam się do Was z wielką prośbą również o to-jeżeli znacie lub macie wśród znajomych, rodziny specjalistę w dziedzinie leczenia zaburzeń, lub psychiatrę-kogokolwiek kto mógłby udzielić fachowej odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie..

Przedstawię coś, z czym się borykam właściwie od 12 roku życia,czyli całe pasmo chudnięcia i tycia.
Powody- są wiadome,znane,podobne lub takie same jak u innych ludzi-niedojrzałość emocjonalna, wielka potrzeba akceptacji, niska samoocena, potrzeba uwagi,miłości i pewnie wiele innych o których nawet sama nie wiem-także możliwe biologicznych,wrodzonych-teraz to nie najistotniejsze.
Zaczeło sie od ograniczania ilości pokarmów,później eliminowania kaloryczności,itd, w wieku 16 lat właściwie przywykłam do diet i przestałam się z nimi rozstawać.18 lat schudłam do 38 kg i doprowadziłam tym samym do półrocznego zaniku miesiaczki, znów zaczełam tyć-później zastosowałam 3-tygodniową głodówkę,następnie włączyłam regularne intensywne ćwiczenia fizyczne które kontynuowałam przez kolejne 2 lata-czasem były to nawet 5-8 godzinne niustanne treningi areobowe, wymyśliłam genialnie spowalniające metabolizm diety-np. jadałam tylko sniadania.
Po zawodzie miłosnym z 47 kg w ciągu półtora miesiąca przytyłam do 63,a nastepnie 67 kg(wczesniej najwieksza waga siegała 56 i ani grama wiecej-Wtedy jadłam dosłownie wszystko-bółki,chałwy,pizze-opychałam sie do bólu-jadłam wszytsko to co sniło mi sie nocami przez pare lat wstecz,to czego sobie odmawiałam-np.pieczywa którego nie jadłam ok.3-4 lat.
Póżniej bezowocne kilku dniowe próby schudniecia-nie wiedziałam już co robie,co się dzieje..Aż-Cud-zrozumiałam coś (nie na długo jednak )okazało sie ze ludzie lubia mnie za to jaka jestem nie jak wygladam-mało tego mialam lepsze relacje niz wczesniej-bo zaczelam byc soba-pogodzilam sie z wygladem bo przeciez musialam wychodzic z domu,byla szkola-i wtedy tez na 4 miesiace zaprzestalam jakichkolwiek diet i obsesji jedzenia-i wtedy udalo mi sie utrzymac wage równa przez te 4 miesiace,nie myśląc o schudnięciu o obsesji jedzenia.
Do normalnej wagi wróciłam na detoksie
-jedzeniu warzyw i owoców i dokladaniu po trochu wiekszej gamy skladnikow odzywczych-niestety powtarzalam go kilkakrotnie-co wiecej zaczelam modyfikowac -W ciagu pierwszego miesiąca schudlam ok 12kg, i odczuwałam coraz mniejszą potrzebe jedzenia, więc  zaczelam jesc 3 jablka dziennie,schudlam do 51 kg caly czas wlasnie wtedy tak intensywnie cwiczac.Później walczylam z efektem jojo i tak z wagi 49 w ciagu tygodnia wracalam do 56 i spadalam do 50 i wtedy juz byly kompulsy albo tydzien na jedzeniu 1/4 jablka dziennie. Po zmianie miejsca zamieszkania znów przytyłam i znow zastosowalam swoj wlasny detox chudnac 4 kg,pozniej w sumie byly juz tylko kompulsy i tak tylam do 60 chudlam do 54 przez pare dni jedzenia mniej i znowu tylam,zamieszkalam sama-wtedy dopiero zaczelam sobie pozwalac-pizze,lody-wtedy chyba znowu wazylam na moje oko jakies 67 kg

- to wszystko dzialo sie na przelomie miesiecy-wlasciwie tygodni,dni! Kiedy juz zaczelam znowu nienawidzic siebie,a wlasciwie nieczuc sie kobieco przestałam jeść
-stracilam apetyt,malo sypialam
 jadlam jakis lisc salaty raz na 4 dni,czasem kupilam sobie jakąś czekolade, kawalek kurczaka z frytkami-innym razem miałam wyrzuty sumienia z powodu zjedzonej oliwki.przez pierwsze 10 dni nie jadlam kompletnie nic, przez kolejne 4 tygodnie jadalam tylko raz na 4 dni wlasnie to co ww.
Po tym miesiacu zaczelam sie intensywnie obiadac-slodycze,śmieciowe jedzenie na miescie-w tydzien przytylam z 54 do 60 kg..obiadalam sie przez jakies 2 tygodnie po czym odkrylam cudowna metodę intuicyjnego jedzenia-czyli jedzenia wtedy kiedy jestesmy glodni tyle ile potrzebujemy i to na co mamy szczególna ochote-oraz duzo pić-mysle ze ta metoda w polaczeniu z przestrzeganiem godzin, por oraz wielkosci porcji posilkow-i ich jakosci to zdrowe racjonalne odzywianie-ktore u mnie..trwalo 4 dni-pozniej znowu troche wiecej podjadalam i znow mniej i wiecej i mniej i wlasciwie od miesiaca jest tak samo-ostatnio wytrzymalam 5 dni jedzac "normalnie"nawet brzuch mi spadł w tym czasie az nie wytrzymalam i zjadlam wszystkie slodycze ukradzione od..

Zapomnialam dodać, co byłam w stanie zrobić kiedy nie miałam już nic słodkiego(a także mięsa,serów)
Czułam sie jak narkomanka-
raz zjadlam starego 5-cio letniego barana ze swieconki, zrobilam miksture z szkl.czekolady w proszku dodajac tylko odrobine mleka-po zjedzeniu czego krecilo mi sie w glowie i czulam sie jak na haju..Zjadlam też zapakowany juz prezent dla przyjaciółki, a nie zlicze ile razy obiadalam,okradalam kogoś z bliskich i staralam sie to ukryć...Ja w pewnym momencie,nie mając pieniedzy byłam już nawet w stanie sprzedać sie za słodycze-dosłownie-spotykałam się z kimś tylko dlatego ze zabierał mnie do kawiarni i kupował słodycze.Nie miałam wtedy pieniędzy, a i tak wyszłam jak zabłodzki na mydle ,nie doczekałam się słodyczy,bo zerwałam znajomość zanim doszło do czegoś wiecej .
A  po kazdym kompulsie tak bardzo siebie nienawidze,a czujac sie grubsza jem jeszcze wiecej i jem i jem az faktycznie tyje..i taki w kolo macieju.

Otóż czasami czuje, że to co robie jest normalne i nie widze problemu w swoim zachowaniu, czasem chce skończyć rujnowanie własnego życia oraz swoich bliskich, zastanawiam się czy to drugi typ bulimii,czy kompulsje i właśnie takie jest moje pytanie.

Bo problem..jednak jest i..Jest niebezpieczny, bo sprawy zaszly za daleko i omal nie byłoby mnie dziś tutaj.
Ja czasem czuje silny jadłowstręt zazwyczaj po dniach kompulsów kiedy nudzi mi się mój coraz to gorszy wygląd i te obiadanie i wtedy postanawiam diete-a jem..coraz mniej-I nie mam ochoty siegac po jedzenie,nikt tez nie moze mnie do tego zmusic-
Chyba ze-sama zobacze cos pysznego i wtedy mysle sobie ze mi to nie zaszkodzi ale wtedy nigdy nie konczy sie na 1 kawałku-i znow sie obiadam tygodniami, a pozniej znow wręcz głoduje.

Dlatego zachęcam teraz wszystkie osoby z zaburzeniami do zdania się na pomoc lekarza,nie działania na własną ręke. Ja leczyłam sie własnie tak na własna ręke, tyle razy byłam pewna że jestem w stanie opanować problem, ze jestem taka silna-a tak naprawde bylo coraz i coraz to gorzej-a ile lat minęło..

 I nie myślcie, że ten problem z obsesją wagi to nie problem-bo inni to mają dopiero problemy lub, że nie wyobrażacie sobie życia bez tej dysfunkcji i co to by było tracąc jedyną drogę ucieczki-Wiem że to patologia-ze moze wiele razy przez ta chorą fobie inni sie nade mna litowali,nie musialam pracowac,liczylam na lut szczescia i czesto je mialam,ze co by bylo jakbym miala zaczac ciezko pracowac, wyjsc z domu-byc soba-to jak wyjsc bez ochronnego płaszcza,zupełnie nago.
Jednak wiem ze tez to tylko ciagle niszczylo moja samoocenie-wiare w siebie, dewastowało mój organizm, no i w tym najgorszym przypadku prawie mnie zabiło-sama sie prawie przekreciłam-na własne życzenie jednak nie panowałam nad tym. Owszem ludzie cierpia na nieuleczalne choroby,nowotwory,przezywają tragedie życiowe- a jaka jest śmiertelność ED? Jak nie zabija nas to obżarstwo,czy głodzenie sie to w koncu sami sie zabijemy..Albo? Zaczniemy zyc-naprawde zyc-obudzimy sie z tego letargu..

Ja..ja teraz moze skupiam sie szczególnie na sobie-jednak nadal nie wiem czy mój problem jest na tyle "problemem"aby angażować w to czas, tyle osób, trud, przechodzic przez terapie..I czesto zrzucam go gdzies na boczny tor..A bo jest lepiej..kilka dni.Radze sobie sama jest nadzieja,pozniej znow jest upadek-pozniej znow sie podnosze..Tylko ja mam juz dosyć tego siedzenia w domu, tej niecheci do pracy-tego strachu jak wygladam, że przytylam-Odbudowalam nieco pewnosc siebie-ale nadal jestem taka jakaś nieprzystosowana,i niedojzala emocjonalnie-Nawet wiedzac co ze soba zrobiłam-czesto czuje sie jak taki wrak-jak frankenstein-zal mi tych lat ktore zmarnowalam-tego zdrowia ktore zniszczylam,i ze wlasciwie latwiej i lepiej dla wszystkich by bylo zyc w tym bagnie, ktore mam,bo tak bedzie taniej i szybciej sie wykoncze i bedzie 1 problem mniej. Ale kocham tych ludzi, których kocham..I mam te marzenia o których marze. Czuje sie winna, że widze jakiś error w swoim funkcjonowaniu, że szukam czyjejś pomocy-właściwie to mam duże wsparcie u bliskich,ale nie czuje sie przez nich rozumiana. Pewnie po terapii dojrzalabym, ze ranie swoich bliskich, póki co nie widze nadzieji w leczeniu a nadal miewam złudna nadzieje ze sama sobie ze sobą poradze-Odwiedźcie mnie od tej mysli.
Cześć :) Na dzień dobry muszę Ci powiedzieć, że strasznie współczuje, bo wiem przez co przechodzisz Jeszcze w lutym ważyłam około 52kg, parę dni temu około 72... prawie 20kg! Zwykłemu śmiertelnikowi może się to nie mieścić w głowie. Dla nas to norma.
Jeżeli mam być szczera, dla mnie lekarz ni jest wart nic. Psycholog nie powie Ci nic czego byś już nie usłyszała, lub nie przeczytała. Psychiatra przepisze Ci leki, od których się uzależnisz, a uzależnisz - bo po tej chorobie widać, że jesteś wrażliwa i podatna nie.
Najważniejszą rzeczą jest to by porozmawiać z kimś zaufanym. Przyjaciółka, mama, siostra... Możesz mi wierzyć, że Ci pomoże, i to będzie szczera pomoc a nie taka za którą musisz płacić.
Następną rzeczą jest uświadomienie sobie, że odchudzanie zaczyna się w głowie i to właśnie tam siedzi Twój problem.
Twoim największym problemem jest to, że masz wrażenie, że TY możesz schudnąć tylko jedząc mało, nie pozwalając sobie na nic dobrego i szybko. TO NIE PRAWDA !  Możesz jeść wszystko, ciastka, cukierki, biały chleb, pizze... ALE NA PRZEMIAN Z ZDROWYMI RZECZAMI. I jeść !!!!! Najgorsze, że unikamy posiłków. Nie jemy, bo wydaje nam się, że zjemy za dużo, a w tym samym momencie znowu budzimy w głowie ten głos, który gdy poczujemy głód będzie krzyczał. I rzucisz się znowu na jedzenie z poczuciem beznadziejności. 

Twoim jedynym rozwiązaniem jest przemyślenie sobie tego, zaakceptowanie, że dla ludzi nie jesteś sympatyczniejsza gdy jesteś chudsza. Nie stajesz się mądrzejsza... Bycie chudym wiąże się z tym, że czujesz się wspaniale we własnym ciele, Twoje ubrania pasuje, czujesz się atrakcyjnie. ALE NIE STAJESZ SIĘ PRZEZ TO MNIEJ WARTOŚCIOWYM CZŁOWIEKIEM !
Krok drugi, zapytać się ile dla siebie znaczysz. Czy dane sobie słowo jest coś warte, jeżeli nie, daj te słowo innej osobie którą kochasz i nie chcesz zawieść. Mama jest najlepszą osobą, i nie wstydź się tego. TO JEST CHOROBA!  Wstyd, że nie chcesz nic z tym zrobić i marnujesz swoje życie, na wieczne kompulsy i głodówki.
Polecam dietetyka. Dobrze wydane pieniądze. Książki, programy telewizyjne o zdrowym odżywianiu. Jedz śniadanie, obiad, kolację, 2 przekąski... I wiesz co ...celebruj każdy posiłek, ciesz się nim, że go masz, i myśl, że teraz więcej zjeść nie musisz, bo zaraz kolejny posiłek.

Powodzenia w działaniu! Z całego serca Ci tego życzę. I pamiętaj, nie wyjdziesz z tego żadną głodówką, oczyszczaniem, dietą cud... tylko normalnym jedzeniem.
Nie jest wstydem choroba i nie jest wstydem niemoc nie pozwalająca na zrobienie z tym czegokolwiek, bo taki jest obraz choroby. Jestem "doświadczoną" kompulsowiczką, od paru lat borykam się z tym problemem. Nie chodzę na terapię, pracuję nad sobą sama. Przełom nastąpił w momencie, kiedy dotarło do mnie z całą mocą, że mam nienormalny stosunek do jedzenia, że jedzenie pełni w moim życiu funkcje inne niż tylko odżywienie mojego organizmu, że przez jedzenie krzywdzę siebie i bliskich, że bywam agresywna, miewam nieuzasadnione huśtawki nastroju, ciągi jedzeniowe, podobnie jak alkoholik ma ciągi alkoholowe, niezdrowe wahania wagi. Zrozumiałam, że jestem uzależniona od jedzenia, że bardzo szkodzę swojemu zdrowiu. Ale dopóki sama tego dogłębnie nie zrozumiałam, to wszyscy mogli mi dookoła mówić, co mam robić i jak postępować. Tak naprawdę, to tylko Ty sama możesz siebie przekonać, żeby się z tego leczyć. Ja uważam, że warto bo każde uzależnienie, każda taka dysfunkcja, bruździ w życiu, pogarsza jego jakość i stosunki z bliskimi, ale musisz chcieć i być gotowa na wysiłek - czy to samodzielny, czy z pomocą psychologa.
To nieprawda, że psycholog jest nieprzydatny. Jeżeli to jest zaburzenie odżywiania o głębszych korzeniach, to może pomóc, naprowadzić na jakąś ścieżkę, która pozwoli jakoś się z tego wyplątać, bo niektórych mechanizmów zachodzących w głowie, w psychice, człowiek nie jest w stanie ocenić i rozpoznać sam. Są też grupy samopomocy, podobnie jak AA, są anonimowi żarłocy. Niektórzy korzystają z terapii lub AŻ, niektórzy z jednego i drugiego, każdemu odpowiada co innego. Ja nie należę do AŻ, ale podczytuję forum, próbuję wcielać w życie niektóre ich metody. Jedno jest pewne - tam nikt cierpiący na kompulsje nie zostanie wyśmiany i nikt nie będzie wmawiał, że taki problem nie istnieje.
Nic konkretnego nie umiem Ci poradzić, nie znam Cię. Wiem, że dla mnie największym problemem było przyznanie przed samą sobą, że z tym aspektem swojego życia kompletnie sobie nie radzę, bo zawsze chciałam mieć wizerunek osoby, której się wszystko udaje. Teraz już tak nie uważam, wiem że każdy ma prawo do słabości i błędów, i nie jest przez to gorszym człowiekiem. Moją słabością są właśnie kompulsje - a przyznanie tego faktu wcale nie wyklucza chęci pracy nad tym, wręcz przeciwnie, mobilizuje mnie do tego. Poza tym to każdy musi sam stwierdzić czy czuje, że ma szansę poradzić sobie sam. Ja obserwuję swoją przypadłość przez wiele lat, wiem coraz więcej i mam poczucie, że chcę sama się z tym mierzyć. Ale gdyby to wymknęło mi się spod kontroli i gdybym czuła, że absolutnie nie dam rady sama, to nie miałabym problemu, żeby zgłosić się po pomoc - od tego są właśnie terapeuci.
Dziękuję Wam bardzo..
I to uczucie, że nie jestem sama-Boże jakbym chciała żebyśmy wyleczyły się z kompulsów i żeby wtedy życie stało się wartościowsze.

Obie poruszyłyście znajome mi i bardzo istotne sprawy-Właściwie to wszystko co zrobić chcąc wyzdrowieć, Ja równies węszyłam długo, pracowałam nad sobą,nad zrozumieniem siebie, czytałam wszystkie istotne informacje,oglądałam filmy, czytałam ksiązki, rozmawialam z innymi ludzmi zarówno wtajemniczonymi,jak i z mojego otoczenia którym ten problem byl nieco mniej znany-ale dzieki nim równiez doszlam do wielu konkluzji. Ale jednak nie poradze sobie bez pomocy specjalisty-i na tym chyba koniec tematu, Wlasciwie to zachęciłyście mnie do tego żeby jednak poddać się terapii-Bo afirmacje, rozmowa z bliskimi, to już za mna i zawiodło, a ja sama jestem zdolna do takich zachowań pod wpływem głodu lub rozdraznienia obiadaniem , że nie odpowiadam za siebie..


Później odpisze dokladnie-Ja myśle, że juz nie panuje nad tym, ze to jest silniejsze,np. przez ostatni tydzień czułam się na siłach żeby wyjsc z tego -robiłam to co Jaznikamko mi poradziłaś..I liczyłam się z tym, że kompulsy wrócą-ale że z tą wiedzą nie rozchwieje się jak wcześniej. Jednak od paru dni znowu sie obiadalam-a teraz..boje sie ze przejde w ta druga skrajność-zeby zabic w sobie poczucie winy,ukarać siebie I wiem że na dzien dzisiejszy bylam byc w stanie przez kolejne pare tygodni nie jesc nic-malo tego-apetyt mam,mialam zawsze,jeztem lakomczuchem..Ale mam tez jadlowstret-straszny,na mysl o jedzeniu w tej chwili robi mi sie niedobrze.. Nie zjadlam jeszcze sniaania-i chociaz wiem ze to tylko spowolni moj metabolizm to mam tak spuchnieta twarz i wyrzuty sumienia ze dzisiaj nie jestem w stanie jesc normalnie,jakbym sie "przemeczyla" jedzac zdrowe normalne posilki-jutro juz byloby lepiej-a ja nie zjem nic albo zaczne od czekolady,od frytek i bede sie obiadac- I wiem ze to bardzo silne,silniejsze-chociaz moglabym sie postarać-ale nie..

Naprawde odrzuca mnie od jedzenia na ten moment..

Co to jest? Jezeli wlasciwie okres niejedzenia lub wyrzutów sumienia po liściu salaty jest nawet dluzszy niż okres obiadania sie-a wlasciwie równy-raz nie nawidze jeść,innym razem kocham to.

Jeszcze jedna kwestia którą chciałam poruszyć to właśnie samopoczucie-Nie jedząc czuje się świetnie, nie mam wyrzutów sumienia co do wyglądu,jednak czuje wewnetrznie ze robie cos zlego swojemu organizmowi, i po dlugim okresie niejedzenia, przestaje sypiac-jestem jak kat nad swoim cialem-I taka samą formę taka przyjmuje obiadajac sie-Gdy zjem ten pierwszy wiekszy posilek-zaczynam jesc bo mowie sobie, że juz zniszczylam swój wygląd a teraz jedz,nawet nie masz sily ale masz za kare jesc-a po to jedzenie ide jak narkomanka,moje nogi ciagna sie po ziemi nie nadazaja za wyciagnietymi ramionami-ile mialam sytuacji w krorych bralam juz cos do reki i odkladalam,i tak w kółko az w koncu poległam. Czuje sie wtedy to silne napiecie,stres-dobrze ze znajomi mnie wtedy nie widza-jednak nie mam juz problemu z obiadaniem sie przy kims a jedzeniem w samotnosci-w samotnosci bardziej sie skupiam na jedzeniu i jest to dla mnie wieksza radosc.. Jednak ogólnie wole jesc na dworze lub przy kimś-moze podswiadomie wiedzac ze wtedy zjem mniej.

A jedzac tyle ile powinnam-i tak czuje sie obiedzona a moglam jesc czekoladki,wszystko..I to poczucie winy ze jednak moglabym jesc mniej we mnie siedzi-dlatego najkrotsze byly u mnie wlasnie te okresy zdrowego odzywiania-bo w pewnym momencie czulam ze nie robie nic specjalnego,ze przestaje chudnąć albo ze wyglądam jakoś nieatrakcyjnie i wtedy zaczynam sie znowu obiadać.

Z całego serca dziękuję Wam za porady i życzę żeby Wam się wszystko ulozylo.

O! i musze poprawic wątek bo pisałam nieprzytomna nad ranem:P
Osobiście mi to wygląda na bulimię anorektyczną - ale nie widząc Cię , ie widząc jak się zachowujesz, nie rozmawiając z Tobą oko w oko nikt Ci nie postawi diagnozy.

Przeglądając wpisy innych przed oczami mi stanęło - nie idź do psychologa, on Ci nic nie powie, a psychiatra nafaszeruje Cie lekami od których się uzależnisz. Chyba nigdy nic głupszego nie usłyszałam - bez urazy ...

Psycholog nie powie Ci co masz zrobic, nie da Ci gotowej odpowiedzi, ALE pomoże znaleźć przyczyne ( co jest konieczne do pozbycia się problemu - a zadziwiające jest to co może byc przyczyną, często np osoby ze skłonnościami do bulimii pochodzą z rodzin fanatyków religijnych hę!), pomoże Ci wybrać drogę, pomoże Ci wybrać cele. Przyjaciółka będzie dla Ciebie przyjaciołką, rodzice rodzicami , bliscy bliskimi, ale oni sie na tym nie znają! Nie wiedzą na czym polega mechanizm zaburzeń odzywiania! Oczywiście ich wsparcie , a czasem nawet tzw terapia uczestniczaca, rodzinna jest niezbędna i bardzo pomocna.

Widac, że chcesz sobie z tym poradzić, męczysz sie i masz obecnie motywację do leczenia - póki tak jest powiem ci tylko jedno : SIO DO PSYCHOLOGA!!!!!

Pozdrawiam i powodzenia!

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.