- Dołączył: 2008-10-28
- Miasto: Toruń
- Liczba postów: 33
7 września 2009, 19:24
Witam,
szczerze mówiąc nie byłam pewna gdzie umieścić ten post. Zdecydowałam, że znajdzie się on w dziale "odchudzam się" (więcej, poddział "porażki" - i nie chodzi tu o niemoc schudnięcia, lecz o zrąbaną psychikę) z prostej przyczyny - chyba nigdy nie przestanę...
Nigdy nie byłam u dietetyka ani psychologa, więc teoretycznie nie mam stwierdzonej ani anoreksji ani początków bulimii, jednak któraś opcja jest wielce prawdopodobna.
Moje życie od kilku lat składa się z epizodów przygnębienia spowodowanych jedzeniem oraz chwil radości spowodowanych "postem". Kocham jedzenie (nie jeść!), uwielbiam gotować, czuć woń przypraw... Ostatnio miałam solidnego dołka z powodu wg mnie - nadmiernego jedzenia. Nie wiedziałam co robić, aby czuć jedzenie i nie przybrać kilku kilo.
Przypadkiem, podczas jedzenia winogron, "odkryłam" pewną rzecz... Owoc miał wyjątkowo twardą i grubą skórkę więc ją wyplułam do kosza... Tak to się zaczęło... i trwa już 3 tydzień. Od tej pory dziennie spożywam około 200-300 kcal (wafle ryżowe, owoce, warzywa, jogurty), resztę - aż wstyd - wypluwam, np. jakiś kawałek ciasta, kanapkę, kotleta, małego wafelka, w sumie normalny pokarm, który pokryłby dzienne zapotrzebowanie mojego organizmu (śladowe ilości kalorii lądują w moim żołądku przez tę paskudną "metodę"). Dodam że jem w samotności. Mama, która wychowuje mnie sama już dawno do tego przywykła. Poza tym pracuje na zmiany więc wiem, kiedy będę sama w domu. Nic nie podejrzewa. Niedługo zaczną się studia, będzie mi jeszcze łatwiej. Problemy standardowe - wypadanie włosów, zatrzymanie okresu (co bywało już wcześniej), suchość skóry, ogólne osłabienie i - oczywiście - chudnięcie (które mnie satysfakcjonuje, jak napisałam wcześniej - moje odchudzanie nigdy się nie skończy... ach, pewnie się przyda, dla lepszej orientacji - waga 55, jak nie mniej, nie ważę się, nie lubię; wzrost -173). Dodatkowo mój żołądek odzwyczaja się od jedzenia, po małym kęsie czegokolwiek o ile dotrze do mojego żołądka robi mi się niedobrze, w tym momencie muszę się położyć na 5 minut. Wszystko mija.
Jestem rozsądną dziewczyną, wiem jak bardzo ryzykuję, wiem, że potrzebuję pomocy. Wiem, że moje zachowanie jest nienormalne. Nie chcę na chwilę obecną wciągać w to moją mamę, jeszcze nie.
Dlatego proszę kogokolwiek, kto zna dobrego lekarza (najlepiej psycholog, ewentualnie dietetyk), który specjalizuje się w zaburzeniach odżywiania i przyjmuje na terenie Trójmiasta, o podanie mi informacji, namiarów. Bardzo chciałabym normalnie funkcjonować ale jestem świadoma, że sama sobie nie poradzę. Nie pomogą komentarze typu "nie marnuj jedzenia", "kolejna głupia dziewucha", "nic nie zdziałasz", "rozwalisz sobie żołądek" itp. Uwierzcie mi, ja to naprawdę wiem, a nie o wiedzę tu chodzi a o psychikę i zrozumienie przypadku. Na temat trawienia i przyswajania pokarmu też czytałam, więc proszę oszczędzić mi wykładów w tej dziedzinie. Nie tego potrzebuję.
Mam poważny problem i potrzebuję pomocy. To jest mój pierwszy krok w stronę normalności.
Jeszcze raz ponawiam prośbę - dobry (sprawdzony) psycholog, dietetyk na terenie Trójmiasta.
Pozwólcie, że wrócę do moich codziennych czynności...
Pozdrawiam.
M.
PS.
Jeżeli ktoś ma podobny problem niech śmiało pisze. Może poznanie czyichś przypadków pomoże mi przejść przez ten anormalny okres mojego życia. Może komuś też się zrobi lżej...
Edytowany przez Michalina1988 7 września 2009, 20:50
- Dołączył: 2008-10-28
- Miasto: Toruń
- Liczba postów: 33
7 września 2009, 21:49
> Ja jem 3500 kcal dziennie i moja waga ani drgnie
> w górę! jestem szczęśliwa :-) nie mam nadwagi ani
> niedowagi!ważne tylko co się je - ja czasami
> wyplunę jak postanowię sobie, że odstawiam ser
> żółty albo czekoladę i się zapomnę jak robię
> dziecku albo mężowi posiłek pozdrawiam -
> Dziewczyny wyluzujcie nie warto być dla siebie,
> aż tak okrutnym, życie jest krótkie i trzeba łapać
> te motyle dopóki fruwają ....
mimo dobrych chęci - takie 'mówienie' nic nie da.
Pozazdrościć stabilnej wagi i szczęścia.
Edytowany przez Michalina1988 7 września 2009, 21:50
- Dołączył: 2008-04-19
- Miasto: Wrocław
- Liczba postów: 449
7 września 2009, 23:04
a ja walczę z bulimią
aktualnie zwycięsko. silna wola, wsparcie ukochanego....jestem czysta parę tygodni, pod kontrolą dietetyka. szukam psychiatry, nie chce wracac juz na dno na ktorym bylam...
- Dołączył: 2008-10-28
- Miasto: Toruń
- Liczba postów: 33
8 września 2009, 23:08
Ja żyję sama ze swoją przypadłością.
Wstydzę się komukolwiek z moich bliskich powiedzieć co dokładnie robię , gdy nikt nie patrzy...
- Dołączył: 2008-10-28
- Miasto: Toruń
- Liczba postów: 33
13 września 2009, 17:31
Ucichło...
Krótkie sprawozdanie - u mnie bez większych zmian (mniejszą jest to, że przyjmowany pokarm został zredukowany, ten, który dociera do żołądka jak i ten "smakowany").
Co raz więcej czytam o tzw. ED-NOS (niesprecyzowane zaburzenia odżywiania; bardzo interesujące; jest i mój przypadek)
Sił mi brak, fizycznych. Witaminy (Vigor) może i coś dają; tym gorzej, po wykończeniu pudełka będę jeszcze słabsza?
AAAaaaaaaaaaa....!!!!!! (tylko tu, w ten sposób mogę się "wykrzyczeć")
inne, nowe (?) zaburzenie: http://www.cowtoruniu.pl/artykul-502 (tu również odnalazłam część siebie)
- Dołączył: 2007-07-28
- Miasto: Kraków
- Liczba postów: 340
13 września 2009, 18:08
HEJ dziewczyny ja własnie czekam na wizytę do lekarza w Krakowie już 6 miesięcy ide za tydzień troszkę się boje.Choruje na bulimie od 2,5 roku od kiedy urodziłam córkę ,moja rodzina sie przez to rozpada ,generalnie stalam sie osobą bardzo nerwową,płaczliwa rozchwianą emocjonalnie.Cierpia na tym wszyscy i ja bardzo sie męcze ,cały czas myśle o jedzeniu to jest straszne to zawładnęło całym moim zyciem.Generalnie choroba jest nasilona na maksa wymiotuje codziennie po 2 czy 3 razy juz od dawna bez przerw nawet jak zjem coś co uznam że bedzie zbędne i waga skoczy a nie tylko z obżarstwa ,jestem takze uzalezniona od tabletek przeczyszczajacych biorę po 6 regularnie co 3/4 dni jestem w szponach tej choroby i naprawde starałam się sama ale bez powodzenia.Jestem juz tak strasznie zmeczona tą choroba ze czasami życ mi się nie chce a przecież mam dzieci,rodzine .Gdybym mogła cofnąć czas nigdy bym nie wpadła w szpony bulimi,odchudzała bym się z glowa a nie głupio lepiej chudnać powoli ale zdrowiej .Pozdrawiam .
16 września 2009, 10:51
Po pierwsze zaakceptować siebie - to jest przyczyna zaburzeń odżywiania.
Wiem że to brzmi banalnie,ale wiem o czym mówię.
Problemy z jedzeniem są skutkiem niskiej samooceny, poczucia bezradności i osamotnienia, najgorsze że ślady zostają do końca życia...
Ostrą fazę anoreksji niby mam już za sobą, mam kochającego męża, synka, jestem w ciąży, mam dobrą pracę, jestem kochana i lubię siebie, ale gdy czasem spojrzę w lustro nadal widzę grubego słonia i to że mówię sobie - jesteś w ciąży, brzuszek jest piękny, czasem nie pomaga i nie mogę jeść bo nie chcę być gruba... Pomaga rozmowa z kochaną osobą, kontakt z ludźmi którzy potrafią obiektywnie na mnie spojrzeć, czas dla siebie( takie domowe spa pod hasłem: jestem księżniczką, należy mi się relaks i pyszne jedzonko:)
Trzeba znaleźć inny sposób dowartościowania się - nie jesz, bo udowadniasz jak silna jest Twoja wola, wymiotujesz lub wypluwasz aby odczuwać przyjemność jedzenia a równocześnie chudnąć,myślisz że to cwany sposób aby dokonać niemożliwego - cieszyć się jedzeniem i chudnąć, ale same wiecie że to wykańczająca choroba... Trzeba znaleźć inny sposób - mieć zdrową pasję, zainteresowania...
Psycholog i terapeuta mogą pomóc, ale więcej zrobi osoba naprawdę bliska , która chce pomóc, choć chwilami jest bardzo ciężko...
Przede wszystkim trzeba dbać o siebie i poczucie własnej wartości.
- Dołączył: 2008-10-28
- Miasto: Toruń
- Liczba postów: 33
16 września 2009, 19:11
nie jest regułą, że brak akceptacji siebie jest przyczyną zaburzeń odżywiania. Może najczęstszą.
Nie potrzebuję siebie dowartościować. Nie jestem zdołowaną kobietą z poczuciem bezradności, beznadziejności. Nie udowadniam sobie jak bardzo mam silną wolę - wiem, że jest silna. I nie mówię tu o nawykach żywieniowych. Nie brak mi również pasji ani zainteresowań.
Nie mniej jestem sama (brak partnera), aczkolwiek posiadam prawdziwych przyjaciół. Jednak rozmawiając, próbując raczej poruszyć temat mojego odżywiania (ile można dusić to w sobie?) kończyło się podobnie - zbywaniem lub sensu pozbawionymi regułkami, o których pisałam na początku. Sumując - brak rozumienia.
Szczerze - nie mam z kim o tym porozmawiać. Mogę podjąć kolejną próbę. Jeżeli uda mi się porozmawiać - będę szczęśliwa. Muszę zauważyć, że nie byłabym do końca szczera w rozmowie - nie przyznałabym się do mojego nowego nawyku. Na to gotowa nie jestem. Powiedziałabym obcej osobie, bliskiej nie.
Lubię chudą sylwetkę, lubię smak jedzenia. Jak dotąd brak porozumienia. Ze wszystkiego zdaję sobie sprawę. Sama nie podołam.
Błądzę.
Jak długo jeszcze?
16 września 2009, 21:04
JA mam problem z kompulsami...
codziennie się odchudzam......
a odbywa się to tak......
w pracy zalewam 4 łyżki otrąb wrzątkiem, taka owsianka to moje śniadanie
po kilku godzinach zjadam jogurt oczywiście light lub jabłko
potem wracam do domu jem obiad zazwyczaj niskokaloryczny, ale już sama we włsnym pokoju...
jem...... w zamknięciu, w tajemnicy przed całym światem... odchudzać będę się jutro... jest obiad, potem kanapki, potem słoik dżemu, potem lody, potem idę czegoś szukam... widzę mleko i grysik.... gotuję sobie grysik, potem zrobię sobie sałatkę z tuńczyka... o! zostało jeszcze trochę słonecznika! jem ten słonecznik... jescze jest trochę lodów w zamrażarce kończę je... już trochę boli brzuch przerywam... za jakąś godzinę stwił, więc robię sobie kanapkę... dwie?... trzy... cztery?!!
o tym nie wie nikt... tylko ja.... i teraz Wy.....
cała reszta świata wie, że się odchudzam... ciągle tylko nei mogę schudnąć... nie wiadomo dlaczego... przecież ona tak mało je... nawet ćwiczy!
próbowałam iść na terapię.... ale nawet tego nie umiałam... jeżdziłam 40 km do Pani psycholog, bardzo dobrej, o doskonałej renomie, drogiej... jeździłam tylko po to żeby też jej wciskać kity, że właściwie to ja mam niską samoocenę niewiadomo dlaczeog,zę lubię ćwiczyć, jem tak średnio, wcale nie dużo, a jestem gruba nie wiadomo skąd.... po jakimś czasie znudziło mi się jedzenie, bo wkurzały mnie jej zabawy z muszelkami i wypisywaniem różnych list...wydałam kilkaset złotych nie wynisząc zupełnie nic z tych spotkań... jedynie z satysfakcją, że nawet ją umiałam przechytrzyć, że nawet ona nie domyśliła się że mam problem z kompulsami, myślała, że mój poblem polega jedynie na niskiej samoocenie.....
Chcę z tym zerwać... tylko ja naprawdę nie wiem jak.. jak mam napady to siedzę calymi dniami pod kocem i jem... i sie doluje i placzę i wymyślam milion powodów do płaczu i kłótni z moim mężczyzną, po to żeby nie chciał ze mną rozmawiać...
Mam trochę siebie dość...................