5 października 2013, 18:31
Od początku roku do wakacji schudłam 23 kg - ważyłam 50 kg przy wzroście 166. Wszystko było ładnie, elegancko aż to teraz. Żrę co popadnie, trzymam się tylko godzin posiłków i to nie zawsze. Zazwyczaj do południa jest ok, a po - po prostu masakra. Jem co znajdę w lodówce, a kiedy brzuch mam napchany jak baba w ciąży to myślę tylko jak się tego pozbyć. Mam celiakię i za każdym razem kiedy zjem za dużo jem czegoś, czego mi nie wolno aby tylko mnie przeczyściło albo żebym to zwymiotowała. Lecą mi włosy, czuję się źle, chce mi się płakać... Jestem tak beznadziejna, nie nadaję się po prostu do niczego, nie radzę sobie sama ze sobą, wszystko się dosłownie pieprzy. Mam wrażenie że lepiej było się nie odchudzać, jeść byle co i być pasztetem ale szczęśliwym, a nie szczupła dziewczyną, która jest ZEREM. Nie lepiej się powiesić albo rzucić z mostu, co nie? Jestem dnem, które nie powinno żyć.
- Dołączył: 2013-08-21
- Miasto: Białystok
- Liczba postów: 1932
5 października 2013, 18:35
a czemu grubsze kobiety są dla ciebie "pasztetami" ?? Można dobrze wyglądać mając troszkę więcej ciałka, zresztą spokojnie możesz ważyć nawet 60kg. przy twoim wzroście .
- Dołączył: 2011-07-30
- Miasto:
- Liczba postów: 4762
5 października 2013, 18:36
Z tego można wyjść, spokojnie! Każdy ma wzloty i upadki. Jesteśmy "tylko" ludźmi. Myślałaś o wizycie u psychologa? Może potrzebna Ci taka osoba