Temat: okiełznać zwierzaka

Mam problemy z odżywianiem się. Na całej linii.
Najgorsze jednak jest dla mnie jedzenie w towarzystwie. Czuje nieznośną presję otoczenia- na różnych imprezach wszyscy naciskają na mnie żebym więcej jadła. "Jesteś taka chuda, kiedy wreszcie coś zjesz" i zaczyna się kazanie, próby wpychania jedzenia. Świadomość, że zaraz znowu będę wysłuchiwać litanii wywołuje u mnie ogromny stres, który niejednokrotnie zamienia się w napady obżarstwa. Zwłaszcza gdy na stole pojawiają się słodycze- wafelki, cukierki itd. O ile w samotności jestem w stanie się opanować, to w towarzystwie płynę po całej linii. Wtedy wkracza we mnie jakby jakieś zwierze i zaczynam żreć. Bo jedzeniem tego się nie nazwie... I potrafię wchłonąć ogromne ilości mimo mdłości i poczucia przesytu. Nie potrafię się zatrzymać. Nie pomaga gdy przed spotkaniem zjem porządny posiłek czy zapcham się czymkolwiek. Głodna czy przejedzona- żrę, żrę, żrę. Jedyny sposób to odejść od stołu, ale to też nie zawsze jest możliwe... Nie wiem co mam robić- unikam jak tylko mogę imprez z jedzeniem, jednak to nie rozwiązanie. Czuje się taka osaczona :(
to są zburzenia odżywiana, to sie leczy
tyle to wiem i zaczęłam leczenie. Jednak liczyłam, ze są osoby którym udało się to juz pokonać i mogą pomóc mi radą.
jkabym czytala o sobie. w domu, w normalne dni jem jak normalny czlowiek. ale na ipmrezach ze znajomymi, rodzinnych spotkaniach...pochlaniam masakryczne ilosci jedzenia. i jest podobnie..."jedz, taka chuda jestes, nei zaszkodzi ci". a jak wezme do ust jeden kawalek ciasta do skoncze moze na 10:/ na szczescie jest juz znacznie lepiej u mnie. bylo juz kilka spotkan przy jedzeniu gdzie sie nie nazarlam. a moja metoda jest po prostu stanowcze mowienie NIE. mam w nosie co inni pomysla. nie bedzie mi nikt mowil co mam jesc. jest to trudne, ale z czasem przychodzi coraz latwiej. nie zawsze wychodzi, zaliczylam juz kilka wpadek...ale generalnie jest lepiej
czyli najważniejsze jest pracowanie nad swoją silną wolą?
Z jednej strony dobrze powiedzieć NIE, ale z drugiej gospodarzom często jest tak przykro- starają się Cię ugościć, przygotowują się nieraz kilka dni, a Ty nawet nie próbujesz. Ehhh to ta chora polska goscinność...

remeidios napisał(a):

to ta chora polska goscinność...

Myślę, że nie gościnność tutaj jednak jest problemem ;) To dobrze, że rozpoczęłaś pracę ze specjalistami, bo to pierwszy krok w stronę imprez bez stresu :) Masz kogoś bliskiego, z kim  mogłabyś poważnie o tym porozmawiać?
Moim zdaniem to kwestia silnej woli. i wiem ze gospodarzom moze byc przykro. wiec to nie jest tak ze nie zjem nic, zjem troche salatki czy kawalek w miare chudego miesa. staram sie stronic wlasnie od wszelkich ciast i slodyczy. bo tak jak pisalam, siegam po kawalek i potem juz jest koniec...zre do momentu w ktorym czuje ze pekne:/ bo wiesz...ja zjem kilka kawalkow ciasta a potem przez tydzien czasu mam wyrzuty sumienia..czy to jest tego warte? a z reguly mowie ze zje sie czuje po tlustych ciastach i juz temat sie konczy :P
kiedys bylam taka glupia ze nic nie mowilam, po prostu jadlam pomimo tego ze nie chcialam...bo glupio bylo mi odmowic. do dzisiaj pamietam jak moja kierowniczka w pracy miala imieniny. kupila ciasto...rozne rodzaje. zjadlam wszystkie jakie polozyla mi na talerzyk. i do konca dnia tak mnie zoladek bolal ze nie wiedzialam co mam ze soba zrobic. ja naprawde nie jem normalnie smazonych mies, plackow, tortow, salatek z majonezem...wiec dlaczego mam to zjesc bedac u kogos w gosciach? nie jem takich rzeczy i juz i uwazam ze ten gospodarz powinien to zrozumiec. a skoro nie moze tego zaakceptowac jego problem. to tak jakby zmuszczac wegetarianina do zjedzenia miesa.

aaniaa20 napisał(a):

Moim zdaniem to kwestia silnej woli.

a jak Ci się udało wypracować tę silną wolę? Jak stopujesz tego zwierzaka? Bo jak już na momencik się we mnie uaktywni to całkowicie przepadam...

Fuffa napisał(a):

remeidios napisał(a):

to ta chora polska goscinność...
Myślę, że nie gościnność tutaj jednak jest problemem ;) To dobrze, że rozpoczęłaś pracę ze specjalistami, bo to pierwszy krok w stronę imprez bez stresu :) Masz kogoś bliskiego, z kim  mogłabyś poważnie o tym porozmawiać?


he he ale zawsze łatwiej zwalić na coś innego niż przyznać, że to ja jestem wariatem ;) Hmmm, chyba nie mam z kim porozmawiać, oprócz psychiatry. Bo tylko specjalista, albo inna chora osoba jest mnie w stanie zrozumieć... Czemu się nie dziwie, gdyż jak zrozumieć, że taka przyziemna sprawa jak jedzenie może kogoś przerastać? Rodzina i przyjaciele widzą e mam problem, starają się mi pomóc, ale absolutnie nie rozumieją....
jak mi sie udalo...przede wszystkim napewno jeszcze do konca nad soba nie panuje. zdarzylo sie mi sie w przeciagu ostatnich 3 miesiecy zalicztcyc 2 wpadki gdzie pochlanialam wszystko co mialam w zasiegu wzroku. niemniej jednak bylo to w dni kiedy towarzyszyl mi duzy stres i sadze ze w glownej mierze to on obudził tego wlasnie zwierzaka. ja po prostu sama sobie "wbijam" do glowy ze nie musze tego jesc, ze nie chce taka byc. przed kazda impreza nastawiam sie psychicznie ze nie bede jesc ani ciezkich mies ani ciast. bo wiem ze to sie nie skonczy na jednym kawalku..a przeciez chce byc chuda! a ja niestety nie jestem z tych ktorzy moga jesc wszystko i nie tyja. za duzo trudu i wysilku kosztowalo mnie zrzucenie tych kilku kilogramow. i te kilka kawalkow ciasta zdecydowanie nie jest warte tego, zeby sie znowu tak meczyc. no i ja przede wszystim raczej nie kusze sie nawet na jeden kawalek ciasta....bo tak jak Ty..po prostu przepadam. jeszcze na tyle nie mam wypracowanej silnej woli zeby umiec powiedziec stop....umiem narazie nie siegac po kaloryczne rzeczy

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.