Temat: Apogeum grubości, apogeum depresji

Cześć Dziewczyny.

Jestem na tym portalu już jakieś 6 lat. Kilka razy zmieniałam konto. Za pierwszym razem udało mi się schudnąć ale w ciągu 3 lat waga powróciła. Najmniej ważyłam 64 kg i uważam że wtedy wyglądałam najlepiej. Obecnie ważę 76 kg. Rok temu w święta ważyłam 78 kg. Nie jestem w stanie zliczyć ile razy próbowałam ale za każdym razem nie wychodziło. Za każdym razem jakieś "ale". 

Moim głównym problemem jest niechęć do ćwiczeń i ruchu. Jestem leniwa. Czasem mam zrywy i aż roznosi mnie energia ale to tylko chwilowe. 

Wszystko mnie dobija, przytłacza. Czuję wstręt do siebie i swojego ciała. Nie umiem patrzeć w lustro bo naprawdę, bez przesadzania brzydzę się sobą. Mam mężczyznę który miał wiele kobiet i to też jest przyczyną mojego złego samopoczucia bo wszystkie był szczupłe i w miarę ładne. Mam wrażenie, że z biegiem lat brzydnę, robię się rozlazła. Kiedyś byłam promyczkiem, nawet rok temu kiedy ważyłam jeszcze więcej. Miałam to "coś". Gdyby nie to, że wiem ile ważyłam rok temu to patrząc po zdjęciach mam wrażenie że byłam wtedy 10 kg szczuplejsza. Czy jest możliwe że mimo tego że na wadze jest prawie tyle samo ciało jednak zmieniło się i wyglądam grubiej? Oprócz tego mam po prostu obrzydliwe ciało. Pojawiły się rozstępy, z którymi nigdy nie miałam problemu (od razu białe i takie drobne niteczki). Mam przeraźliwy cellulit, naprawdę moje ciało wygląda jak ciało 60 latki. I nie widać tego na zajęciach które dołączam poniżej. Myślę, że w rzeczywistości wyglądam dużo gorzej niż na nich. Nie mam takich w miarę ładnych nóg jak na tym zdjęciu.

W zasadzie nie wiem jaki mam typ figury. Kiedyś była to gruszka - teraz już nie wiem. Praktycznie wcale nie mam piersi (nago wyglądają obleśnie. Są małe i niekształtne, po prostu odrośnięta, stożkowata narośl skórna) za to mam grube uda i bardzo dużą pupę. Kiedyś wyglądałam bardzo apetycznie, nosiłam rozmiar 40 i miałam bardzo kobiecą figurę, a dziś? Otłuszczone ramiona i obrzydliwe męskie plecy. Zaczyna mi też rosnąć brzuch nad którym nie mogę zapanować bo czegokolwiek nie zjem to od razu mi go wysadza i czuję jakby żołądek miał mi wybić żebra. Nogi obcierające się o Ciebie, pupa która jest strasznie odstająca. Ogólnie widzę, że wyglądam jak zapuszczona podstarzała kobieta. Nie dość że gruba to jeszcze moja skóra woła o pomstę do niego a nie potrafię nic z tym zrobić ;( nie mam już łez, teraz tylko się śmieję. Apogeum osiągnęłam wczoraj kiedy wybrałam się na zakupy do galerii aby kupić sukienkę na sylwestra. Tak bardzo chciałam ładnie wyglądać, oczarować mojego chłopaka i wszystkich innych ludzi. I co? Zobaczyłam w prawdziwym świetle swoje ciało, dopiero wczoraj korzystając z luster w przymierzalni zobaczyłam jak wyglądam naprawdę. Jak bardzo zapuszczona jestem. A mimo to i tak siedzę i pożeram czekoladę. 

Co zrobić? Co zrobić żeby w końcu zacząć korzystać z życia, nabrać pewności siebie i nie wstydzić się nagości, korzystać z seksu jak najwięcej? Mam dość, nie umiem o siebie zawalczyć. Nie jestem na tyle silna by się w sobie zebrać i odmówić jedzenia czy wziąć się za ćwiczenia bo wiem że i tak polegnę... Jestem słaba

164 cm /76 kg

Ale co jest złego w spacerze z psem? Świetna forma ruchu :) 

Mulier - jest tu parę dziewczyn, które przynajmniej na początku pracowały pod okiem trenera i chyba wszystkie są zadowolone. Bo to nawet nie musi być super dobry trener sportowo - bo i do odchudzania bóg wie czego nie potrzeba, ale taki, który cię zmobilizuje. Z tego co widzę najlepsi są przystojni, młodzi faceci ;) Babki dają czadu ;)

Dla mnie osoba nielubiąca aktywności fizycznej jest jak osoba zarzekająca się, że nienawidzi warzyw - rozumiem, ale z drugiej strony jest tyle rodzajów warzyw, różniących się smakiem, zapachem, sposobem przyrządzania, możliwością skomponowania ich z takimi czy innymi przyprawami i dodatkami, że metodą prób i błędów każdy może znaleźć coś, co mu wreszcie zasmakuje - w odpowiedniej formie, proporcjach itd. Myślę, że podobnie jest z ćwiczeniami - poszukaj swojej aktywności na dobry początek. Nie musi to być od razu bieganie czy Chodakowska, ale może pływanie, może taniec czy zumba, może w domu, może w klubie, może w większej grupie, a może sam na sam z trenerem personalnym? No i postaraj się zmienić nieco myślenie - nie traktuj sportu jako przykrego obowiązku "żeby schudnąć", ale jako formę odreagowania, odpoczynku od stresów czy pracy umysłowej, okazji do poznania nowych ludzi itp. Ruch dobrze wpływa na ogólne samopoczucie, więc na pewno tak czy inaczej odczujesz pozytywną zmianę. No a odchudzanie to przede wszystkim kwestia diety i tego się nie przeskoczy. A Twoje ciało nie przypomina koszmaru, o którym wspominasz, naprawdę niewiele Ci brakuje, by wyglądać dobrze, powodzenia!

jurysdykcja napisał(a):

 Bo to nawet nie musi być super dobry trener sportowo - bo i do odchudzania bóg wie czego nie potrzeba, ale taki, który cię zmobilizuje. Z tego co widzę najlepsi są przystojni, młodzi faceci ;) Babki dają czadu ;)
 :D:D:D

jurysdykcja napisał(a):

No jakbym policzyła wszystkie dyscypliny, których próbowałam, to wyszłoby mi sporo, zanim zabrałam się za kulturystykę. No ale ja też nie próbowałam na czuja, tylko konkretnie szukałam czegoś, co w teorii mogłoby mi odpowiadać. Wiedziałam po wuefach, że na pewno odpadają sporty grupowe i bieganie. Ruch w terenie u mnie się nie sprawdza, X sportów odpada przez kolana, na taniec jestem zbyt niepewna siebie, konie są za drogie i za daleko. Dywany mnie nie stymulują ambicjonalnie, crossfit budzi we mnie agresywne, negatywne emocje, w pływaniu nie lubię tej otoczki chlorowo-basenowej. Do jogi nie mam kompletnie predyspozycji. Skoku o tyczce nie próbowałam, ale bardzo lubiłam skoki w dal. Pasowały mi łyżwy, mam wrażenie, że wspinaczka skałkowa też by dała radę. Heh, do 24 roku życia uważałam, że jestem totalnym anty sportowcem, nigdy tego nie polubię i nigdy nie będę w żadnej dyscyplinie dobra. Moi znajomi są w szoku, że mi się tak odmieniło.Wiesz co Wilena, jeśli to nie jest figura retoryczna, to ja mogę nawet poszukać czegoś w wolej chwili na temat tych endorfinek itd..W sumie jak teraz o tym myślę, to chyba czytałam kiedyś coś na temat ludzi, którym intensywna aktywność nie służy. Tzn. wręcz sprzyja u nich tyciu i problemom hormonalnym. Ale nie pamiętam gdzie i kiedy dokładnie. I co definiowało intensywną aktywność.

Ja mam póki co taką luźną koncepcję że może organizm mniej tolerować "przegrzanie", podwyższenie tętna, ciśnienia itd - tak jak np. niektórzy ludzie się świetnie czują przy ciśnieniu 100/60 a innych przy takim ciśnieniu boli głowa. 

Autorko tematu - mam identyczny wzrost (164) i kiedyś ważyłam 71 kg, Ale przychodzi taki moment, że trzeba powiedzieć sobie "dość". Wzięłam się za siebie. Teraz ważę 59 kg. Można? Można. Gdybym dalej tylko się nad sobą użalała, nic bym nie osiągnęła. Więc zamiast lamentować, skończ z wymówkami i weź się za siebie, wszystko jest do zrobienia - o ile Ty sama faktycznie tego chcesz :)

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.