- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
15 stycznia 2016, 14:14
Hej. W rok schudłam 18 kg. Ale to nie był ciągły proces, bo np. miesiąc trzymałam super dietę, potem trochę byłam tym zmęczona i sobie odpuszczałam na jakiś czas, a potem znów wracałam na dobre tory. Waga do której zeszłam nie jest tą moją wymarzoną, mam w planach schudnąć jeszcze trochę, ale... co z tego, że mam takie plany? Nie wiem, tracę rachubę! Juz na wszystkie sposoby sobie tłumaczę. Mówię sobie: powrót do diety! I wszystko pięknie, rano owsianka, w szkole kanapeczka, zdrowy obiadek (wszystko takie, jak lubię i mi smakuje) a potem małpi rozum i zjadłabym wszystko, co dobrego widzę na swojej drodze. Może to przez zmęczenie, przez tą zimową aurę, a też mam ostatnio sporo stresów i nerwów, bo rozstałam się z chłopakiem po 2 latach, którego bardzo kochałam i kocham nadal, a dowiedziałam się, że on choruje i nie powinnam mieć do niego żalu o pewne sprawy za które go (nie wiem jak to nazwać) obraziłam, wyzwałam. Tak więc nie udaje mi się tego utrzymać, więc mówię sobie: dobra, skoro nie dieta, to chociaż jedz normalnie, jak normalna nastolatka, i nie przytyj a utrzymaj wagę! No z tym że to też tylko działa do momentu, aż mi umysł spłata figla i wyłączy się zupełnie zapominając, co jeszcze parę chwil temu myślałam i sobie planowałam. Jestem przerażona, bo przytyłam już 3 kg, czyli ważę 70 kg, a cholernie trudno było mi zejść poniżej tej przeklętej liczby 70 i byłam przeszczęśliwa, gdy się od niej odbiłam, a teraz... tak gwałtownie się zbliżam znów do nadwagi! I nie wiem jak to zatrzymać, przez ogarniający mnie smutek i poczucie bezsensu wymyka mi się to spod kontroli! Nie wiem co robić, mam ochotę usiąść i płakać, poradźcie coś :( Dodam, że przez ten cały czas, bez względu na to, czy akurat byłam na ścisłej diecie, czy sobie trochę popuszczałam, byłam bardzo aktywna fizycznie, i nadal tak jest, codziennie chodzę na godzinne treningi. Tylko że to nie ma na mnie wpływu, bo gdy jem dużo to tyję średnio kilogram w trzy dni. TO mnie dobiło jeszcze bardziej i zupełnie odechciewa mi się żyć. Mam mega rozchwiane emocje, w jednej chwili czuję się mega zmotywowana, powtarzam sobie, że zaraz lato i będę super laską, a potem przeglądam się w lustrze i wpadam w rozpacz. Zupełnie zapominam o sukcesie, który osiągnęłam do tej pory i czuję się jak spaślak. I zapewne zaraz nim będę, jak się nie ogarnę! Jestem pewna żę chwila moment a wrócą mi wszystkie te kilogramy. Ratunku, jak się ogarnąć, uspokoić, wyciszyć chore myśli i kontynuować swoją dietę? Z tym, że ja już nie potrafię się normalnie odżywiać i zepchnąć jedzenie na dalszy plan, ono jest moim priorytetem i przez pryzmat jedzenia/chudości patrzę na 90% spraw życiowych. Albo jestem na diecie i wszystko wyliczam, kontroluję, albo nie jestem i moim celem to nażreć się jak najbardziej, do zrzygania niemal. Walczę ze sobą od dawna i nic mi nie wychodzi... A teraz jeszcze marnuję to, nad czym tak długo pracowałam... :(((
15 stycznia 2016, 14:39
1. Badania tarczycy.
2. Ustabilizować wagę.
3. Podbić kcal i dojść do tych minimum 1800 kcal.
4. Zrobić 2 podejście do redukcji.
Masz plan na najbliższe pół roku.
15 stycznia 2016, 14:40
Na tarczycę się niedawno badałam i wszystko ok, a kalorii nie umiem liczyć, tzn ciężko mi, bo mama przyrządza mi posiłki, nie wiem dokładnie ile makaronu a ile pomidora w danym daniu...
15 stycznia 2016, 14:43
To wymuś na mamie, żeby ważyła i dziel na porcje.
Na oko tego nie ustabilizujesz. Musisz przestać mieć skoki kaloryczność. Codziennie ma być to samo i wtedy dokładnie wiesz jak na to reagujesz. totalnie najgorsza opcja to zrywy dietetyczne robione na czuja, na za niskiej kaloryczności przeplatane normalnym jedzeniem/obżarstwem. Na tym się koszmarnie tyje.
15 stycznia 2016, 14:45
Okej, dziękuję ci za radę. TO tak jak mówisz ustalę sobie jadłospis na 1800 kcal,będę się go dokładnie trzymać zobaczę. Mam tylko nadzieję, że nie będę na nim tyć...
15 stycznia 2016, 14:49
zacznij od 1700. Zobacz tydzień. No i - zostaw sobie limit 2-3 kilo. Samo jedzenie więcej zwiększa wagę, podbija poziom płynów. Grunt, żebyś mogła jeść normalnie. Potem na tym trochę posiedź, skup się nie wiem, na ćwiczeniach, a potem dopiero druga redukcja. musisz to w czasie rozciągnąć.
15 stycznia 2016, 14:51
Czyli przez te swoje wariactwa i zmienny tryb jedzenia (raz dieta, raz obżarstwa) nie mam szans na chudnięcie przy 1800 kcal? Bo tak zerkałam, że chodakowska na swoim fb dodaje całkiem fajne jadłospisy na 1800 kcal, ale ludzie pewnie stosują je z zamiarem schudnięcia...
15 stycznia 2016, 15:15
Zastanawiam się nad tym poważnie i jeszcze tylko dodam pytanie- czy przez okres do końca lutego na 1700 kcal wystarczy mi, aby ustabilizować organizm i żeby waga przestała się tak gwałtowanie wahać? I wtedy już bym w marcu ucięła jakieś 200 kcal by znów zacząć chudnąć? Czy te półtora miesiąca to za mało, by organizm się przyzwyczaił i uspokoił ze skokami?
15 stycznia 2016, 15:16
Od około pięciu lat nawet przez okres miesiąca nie miałam stałej niezmiennej wagi, bo ciągle bawiłam się w diety (mniej i bardziej mądre/potrzebne niestety ech...)
15 stycznia 2016, 15:20
musisz wiecej jesc... szczegolnie na sniadanie ! najlepiej owsianka i do tego bulke czy cos,... ja tak jem i nie mam wieczorami ochoty na podjadanie