Temat: Napady, kompulsy-OBŻARSTWO

Panie i Panowie. Temat z tego co widzę jest tu wielu osobom niestety bardzo dobrze znany. Mega ilości żarcia w mega krótkim czasie. Wcześniej powiedzmy nie przeszkadzały mi aż tak napady, ale mam tego dość. Nie chodzi nawet o stracony czas na walce z kilogramami itd.. Ostatnio był taki.. moment że nie było rodziców w domu i myślałam tylko o tym żeby znajomy juz wyszedł żebym mogła objeść całą kuchnie. Samotność+góra żarcia cudnie. Nie potrafiłam się skupić na niczym innym. Rozmowa, cokolwiek nie byłam w stanie ogarnąć bo myślałam tylko o tym jak zaraz będę pochłaniać te pyszności. To był ten moment że.. stwierdziłam że jest na tyle źle żeby coś zacząć z tym robić. Chce iśc do dietetyka ale boję się że wyciągnie kase i nic mi to nie da. Pytanie brzmi czy macie jakieś sprawdzone sposoby? Chociaż żeby napady były rzadziej( mam minimum jeden na tydzień czasami potrafie przez 2-3 dni siedziec na dupie i jeśc nawet gdy nie potrafie się ruszyć z bólu brzucha, wymiotowac mi się chce- i tak jem). Dodaję że jem normalnie- nie głodzę się. Kalorie od 1300-1500. Dzięki z góry.
ehh tez z nimi walcze... i nie dietetyk Ci pomoże a psycholog :/
cholera. I tu się zaczynają schody. Bo do dietetyka to bym mogła jeszcze powiedzieć rodzicom coś o diecie że chce.. polepszyć czy coś. A do psychologa to musze im powiedzieć o co chodzi a tego nie chce.
dokładnie psycholog... Normalnie ? 1300-1500kcal to jeszcze odchudzanie z tego co wiem. Może jedz 1800kcal a wedy nie będzie napadów, zjedz czasem jakieś słodkości żeby się niepotrzebnie nie obżerać :)

Znam to bardzo dobrze, kompulsy towarzyszą mi już drugi rok, z tym, że znacznie mniejsze. Kiedys miałam podobnie, siedziałam w szkole na lekcji i zmaiast skupić się na tym, co mówi nauczyciel myślałam o tym, co sobie kupię w drodze powrotnej. Było i tak, że zerwałam się z ostatniej lekcji, bo już nie mogłam wytrzymać, musiałam się nażreć. Mi pomógł w dużej mierze psycholog. Ogólna rada na kompulsy to nie stawiać sobie zbyt dużo ograniczeń, pozwalac sobie na wszystko, ale w mniejszych ilościach im bardziej/dłużej sobie czegoś odmawiamy tym wzrasta nasze łaknienie na to coś, w końcu nie wytrzymujemy i pochłaniamy za pięciu. Dobrze, że się nie głodzisz, nie schodź ponieżej 1300 kcal i staraj się nie myslec o jedzeniu. Jeśli najdzie Cię taka myśl to natychmiast ja wyrzuć z głowy i spróbuj zająć się czymś kreatywnym, żeby nie mieć czasu na takie rozmysłania. Na kompulsy nie ma jednej rady, trzeba z tym walczyć samemu, niestety.

Raczej psychiatra ;) często leki pomagają, zależy ile to się już ciągnie..
źle się wyraziłam - odchudzam sie ale sie nie głodzę ;) A co do pojedynczych słodkości.. Nigdy sie nie kończy na pojedynczych..
Marcioch znam to doskonale u mnie to niestety bulimia. Psycholog ehh musisz próbować do skutku - do mnie żaden jeszcze nie trafił ale może kiedyś się uda. Moja metoda na walkę z kompulsami to dużo zajęć, staram się aby cały dzień był wypełniony. Obecność w domu ograniczam do minimum. Posiłki planuje i porcjuje tak aby nie móc zjeść zbyt wiele. Najważniejsze to uświadomić sobie wagę problemu.
stwierdzam że jak w tym tygodniu odpuszczę sobie i mi się nie uda oprzeć się .. pokusom to pójde do jakiegoś psychologa.. a jak sie uda to może nie jest tak źle. Postaram się coraz rzadziej .. cholera. no postaram się. ;) dzięki wszystkim ;)
ja też mam taki problem... odchudzam się po rz trzeci z 67. Obecnie ważę 57 ale i tak nie jestem zadowolona - przytyłam 4 kg, a ważyłam 53... mam ogromne kompulsy. potrafię wchłonąć 7 tys kalorii - 2 czekolady milka, duża paka familijnych, kilka batoników, tony chleba z serem żółtym, płatki czekoladowe, itp. potem się głodzę, ćwiczę i przeczyszczam. to błędne koło trwa juz od ośmiu lat i też nie potrafię sobie z tym poradzić. psychiatra odpada - sytuacja w domu jest paskudna: ojciec tyran, matka chce się rozweiść, ciuła każdy grosz, ja chcę jej pomóc ale nie umiem, nie mogę znaleźć pracy, wiecznie słyszę od ojca że jestem pasożytem, bezużyteczna itp. i tak przechodzę ze skrajnośći w skrajność. z głodówki do obżarstwa. nieustanne wyrzuty sumienia dręczą mnie. nie raz podejrzewali mnie o anoreksję - raz spadłam do 36 kg przy wzroście 1,64. ale udało mi się wymigać tym, że moją chudość wywołała kamica woreczka żółciowego i operacja. to było całkowita nieprawdą, gdyż to był efekt uboczny mojej diety, a właściwie niejedzenia. teraz się znowu to zaczyna. normalnie jem nie więcej niż 1000, no chyba, że mam napady...
wiem, że źle robię, ale nie potrafię inaczej. każdego dnia postanawiam sobie, że przejdę na dietę 1500, nie będę się obżerała, tylko zdrowo odżywiała, nie będę obsesyjnie myślała o jedzeniu, ale nie wychodzi mi to. Chociaż dzisiaj spróbuję i może się uda...

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.