Temat: Nie mogę schudnąć

Sluchajcie, nigdy nie sadzilam ze i ja zaloze taki temat.

Otoz mam za soba przeszlosc z ed, mam tez hashimoto. Po ed powoli caly czas tylam, wrecz niezauwazalnie, bo ok. 3 kg na rok. Jadlam normalnie, nie mialam kompulsow, normalne sniadanie, obiad kolacja. Obecnie mam juz nadwage... od wiosny probowalam bardziej patrzec na to co jadlam w granicach 1600-1800 kcal, ale nic to nie zmienilo. W lipcu zglosilam sie do dietetyk klinicznej, dostalam diete redukcyjna na 1700 kcal, ustawiona pod hashimoto. Przez miesiac zero efektow :(. Na ten miesiac dostalam obnizona kalorycznosc na 1550 kcal... minely dwa tyg... zero efektow. W tej diecie jest malo glutenu, duzo warzyw i owocow sezonowych, duzo kiszonek i kwasnego nabialu. makra srednio bialka 65-80, tluszcze 55-75, wegle 170-220. Sama sie nastawialam ze w koncu cos ruszy a tu nic.

Prace mam siedzaca, ale min. 8000 krokow dziennie wychadzam, 1-2 razy w tygodniu biegam.

Nie mam juz pomyslow co ze mna nie tak :( tak bardzo sie boje ze za pare lat obudze sie z otyloscia

Alicja19900 napisał(a):

Hashimoto i duży wysiłek to bardzo źle połączenie. Ruszać się trzeba ale jak to ktoś wcześniej wspominał z umiarkowana i inensywnoscia, joga, basen, to tak akurat.

ale to nie jest duzy wysilek, to moje bieganie to taki swinski trucht. w dzien „biegania” mam zapotrzebowanie ok. 2000 kcal wedlug smart banda, bez biegania mam ok. 1850 kcal. na basen nie moge chodzic, yoge mam raz w tyg po pracy. cala reszte dnia siedze przy biurku, ewentualnie ide na spacer zeby nabic kroki. mi jest daleko nawet do umiarkowanej aktywnosci, a co dopiero duzej.

Epestka napisał(a):

Magdzior1985 napisał(a):

Przy 1550 kcal trudno nie miec ujemnego bilansu kalorycznego, musialaby byc mala i chuda, a pisze, ze ma nadwage.@Alicja: Jaki wzrost i waga? Moze spróbuj jedzenia w oknie żywieniowym, a na kolacje - nie wiem co jesz - ale dużo warzyw i zero miesa?Dodatkowo może jakis trening HIIT wprowadz? I z obciązeniem? Żeby zroznicować.
Pozornie i pod warunkiem, że trzyma się ściśle planu diety.

no i bede placic grube pieniadze zeby potem robic cheat meale xd jakbym podjadala i nie trzymala sie planu to bym ze zwyklego wstydu nie zakladala tutaj tematu.

ok epestka, dziekuje, zejde do 1000 kcal :*

Ale po co? Przecież deficyt kaloryczny można zwiększyć większym spalaniem,  nie tylko obcinaniem kalorii. 

.

Pcos nie mam na 100%, krzywej cukrowej nigdy nie robilam, ale glukoze na czczo mam ok.

Ja też glukoze na czczo mam dobrą (88 norma wg lab.99),a wystarczyło że zrobiłam insuline na czczo bez żadnej krzywej i już wyszło, że jest za wysoka i że mam insulinooporność. IO powoduje że każdy najmniejszy grzeszek np. kostka czekolady, choćbyś go wrzuciła do bilansu kalorycznego, powoduje tycie.

Epestka napisał(a):

Ale po co? Przecież deficyt kaloryczny można zwiększyć większym spalaniem,  nie tylko obcinaniem kalorii. 

prosze cie jesli przy 1550 kcal spale na treningu iles tam kcal to na to samo wyjdzie, jakbym jadla 1000 bez treningu. musialabym zwiekszyc kalorycznosc, a wtedy znowu (wedlug ciebie) nie bede miala deficytu. jak nie masz nic ciekawego do powiedzenia to prosze sie nie wypowiadaj.

na razie twoje rady to historia mojego ED sprzed 8 lat. 

Nila11 napisał(a):

.
Pcos nie mam na 100%, krzywej cukrowej nigdy nie robilam, ale glukoze na czczo mam ok.
Ja też glukoze na czczo mam dobrą (88 norma wg lab.99),a wystarczyło że zrobiłam insuline na czczo bez żadnej krzywej i już wyszło, że jest za wysoka i że mam insulinooporność. IO powoduje że każdy najmniejszy grzeszek np. kostka czekolady, choćbyś go wrzuciła do bilansu kalorycznego, powoduje tycie.

bede musiala zrobic ta krzywa cukrowa :( ale wtedy jak sie chudnie?

mam niestety to samo, zasadniczo nie metabolizuje więcej jak 1800 kcal. Zaczeło się oczywiscie od diet typu 1200 kcal w okresie nastoletnim, potem miałam otyłośc, schudłam do pewnego poziomu (praktycznie granica wagi prawidłowej) i nic ponad to. Od 10 lat dbam o michę, jem zdrowo, regularnie i nie przekraczam tych swoich 1800. Mam dysfunkcje przewodu pokarmowego, więc sporej ilości rzeczy nie jadłam, oczywiście wg aktualnie panujacej wiedzy dietetycznej z róznych żródeł, jak wszyscy ;). Tylko zaczeło sie okazywać, że coraz więcej rzeczy muszę eliminować, nabawiłam się IO waga zaczeła rosnąć, a ja juz w pewnym momencie nie miałam co jeść. I dokładnie tak jak mówisz, żeby nie wiem co robić, nie szło chudnięcie.

cztery miesiące temu zdecydowałam się na pewien ryzykowny krok. Zaczełam jeść jakby od początku. Powiedzmy, trochę jak przedszkolak. Taki zwykły, przeciętny polski przedszkolak. Więcej kaszy, chleba (tego praktycznie nie jadłam), normalne kanapki z masłem i wedliną, w ogóle przestałam patrzeć na to co zdrowe, pokochałam parówki i białe bułki. Tu już może nie jak przedszkolak ;), ale piwo też sobie latem popijam. Chodzi mi o to, że jem bez zastosowania jakiejkolwiek teorii, tylko tak typowo domowo. Zmienił mi się skład ciała, górna część spulchniała, wagowo mam kilo do półtora więcej, ale... przeliczyłam kontrolnie bilans i jest sporo powyżej 2000 kcal, a z tym piwem to już w ogóle. Nie wiem jak to wytłumaczyć, ale wniosek generalnie jest taki, przez tyle lat spiny było coraz gorzej, już nie wspominając nawet o stanie psychicznym, ale ja już naprawde nie miałam co jeść. Dałam sobie pół roku na ten eksperyment, potem polece się przebadać, a potem zastanowię, bo jednak chciałabym te 70 a nie 73. 

Cyrica napisał(a):

mam niestety to samo, zasadniczo nie metabolizuje więcej jak 1800 kcal. Zaczeło się oczywiscie od diet typu 1200 kcal w okresie nastoletnim, potem miałam otyłośc, schudłam do pewnego poziomu (praktycznie granica wagi prawidłowej) i nic ponad to. Od 10 lat dbam o michę, jem zdrowo, regularnie i nie przekraczam tych swoich 1800. Mam dysfunkcje przewodu pokarmowego, więc sporej ilości rzeczy nie jadłam, oczywiście wg aktualnie panujacej wiedzy dietetycznej z róznych żródeł, jak wszyscy ;). Tylko zaczeło sie okazywać, że coraz więcej rzeczy muszę eliminować, nabawiłam się IO waga zaczeła rosnąć, a ja juz w pewnym momencie nie miałam co jeść. I dokładnie tak jak mówisz, żeby nie wiem co robić, nie szło chudnięcie.cztery miesiące temu zdecydowałam się na pewien ryzykowny krok. Zaczełam jeść jakby od początku. Powiedzmy, trochę jak przedszkolak. Taki zwykły, przeciętny polski przedszkolak. Więcej kaszy, chleba (tego praktycznie nie jadłam), normalne kanapki z masłem i wedliną, w ogóle przestałam patrzeć na to co zdrowe, pokochałam parówki i białe bułki. Tu już może nie jak przedszkolak ;), ale piwo też sobie latem popijam. Chodzi mi o to, że jem bez zastosowania jakiejkolwiek teorii, tylko tak typowo domowo. Zmienił mi się skład ciała, górna część spulchniała, wagowo mam kilo do półtora więcej, ale... przeliczyłam kontrolnie bilans i jest sporo powyżej 2000 kcal, a z tym piwem to już w ogóle. Nie wiem jak to wytłumaczyć, ale wniosek generalnie jest taki, przez tyle lat spiny było coraz gorzej, już nie wspominając nawet o stanie psychicznym, ale ja już naprawde nie miałam co jeść. Dałam sobie pół roku na ten eksperyment, potem polece się przebadać, a potem zastanowię, bo jednak chciałabym te 70 a nie 73. 

na ja bym nie miala spiny gdyby to bylo oj tam pare kg nadwagi, ale najgorszy jest wniosek ze regularnie tyje 3 kg na rok :( i malo mi brakuje do stopnia otylosci. zanim zaczelam obecna siedzaca prace, mialam takie stanowisko ze robilam dziennie 20 tys krokow - tez przytylam. 

no wiec ja tak 2 kilo w ciągu roku, ale kazda próba odchudzania uświadamiała mi, ze ja nie mam z czego ciąć. W tym roku już jadłam na granicy ppm, a przecież się ruszam. Podstawowe badania zawsze miałam ok, dopiero przy krzywej cukrowej pokazało odchyły, ale też nie jakieś, żeby miało wyjaśniać tycie przy takiej podazy. Stres jest, bo ja juz byłam otyła i więcej nie chce, a tu takie numery. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.