Temat: Zmiana życia o 180 stopni

Wyobraźcie sobie taką sytuacje:

Macie poukładane życie - obydwoje pracujecie na wysokich stanowiskach (i dobrych zarówno pod względem finansowym jak i lubicie to co robicie i jesteście w tym doceniani), niedawno kupiliście wymarzone mieszkanie i właśnie je wykańczacie, jesteście w szczęśliwym związku ale... Męża który jest specjalistą w swojej dziedzinie, z pracy wysyłają na kilka miesięcy do oddziału firmy w USA, tam zapewniają mu apartament i samochód (musi płacić tylko za swoje jedzenie), dobrze mu płacą. Tęsknicie obydwoje i wisicie na telefonie ale jakoś to wytrzymujecie bo wiecie, że to chwilowe a Męża tam bardzo doceniają i chwalą bo sobie doskonale radzi. Równocześnie ty dobrze radzisz sobie w pracy, i pewnie wkrótce awansujesz. Nie macie dzieci i nie planujecie mieć. Dzwoni Mąż i mówi, że w firmie chcieliby żeby on tam został na stałe i czy chciałabyś sie tam przeprowadzić? Deklaruje że on tam może zostać ale nie bez Ciebie bo strasznie tęskni. Ty nie znasz bardzo dobrze angielskiego i trudno ci będzie znaleźć prace na równie dobrym poziomie jak w PL, Mąż mógłby Cie utrzymywać ale nie wyobrażasz sobie żeby nie pracować, no i dopiero co kupiliście tu mieszkanie? Co dalej? Mówicie do Męża żeby wracał? Pakujecie manatki i jedziecie? Przy czym tak jak podkreślam nie ma problemu z pracą i kasą tu na miejscu, tam po prostu zarobicie jeszcze więcej pieniędzy.

BEDgirl napisał(a):

Po pierwsze jaki to stan? Powiedzieć ?wyjeżdżam do Stanów?, to prawie tak samo, jak ?wyjeżdżam do Europy?. Jest różnica między byciem obcokrajowcem bez języka w Nowym Jorku czy Teksasie. Jak widzisz szanse nauczenia się angielskiego? Czy to kwestia podszlifowania czy nie masz kompletnie głowy do języków? W pierwszym przypadku masz szanse na znalezienie pracy i przyjaciół, w drugim będziesz sfrustrowana brakiem zajęcia i tęsknotą za rodziną. 

Niewielka miejscowość na wschodnim wybrzeżu , powiedzmy, że niedaleko Waszyngtonu.Dogadać się dogadam ale nie jestem alfą i omegą jeśli chodzi o języki i bardzo nad tym boleję , na pewno musiałabym solidnie się przyłożyć.

Zagubiona_zona napisał(a):

Magdzior1985 napisał(a):

Smoczyla napisał(a):

Taka szansa a ty nie chcesz skorzystać? 
Szansa to jest wtedy, jeśli taka zmiana niesie za sobą znaczące benefity, a tu ich niewiele skoro ich życie w PL jest na wysokim poziomie. Jeśli chodzi o angielski to nauczenie się go jest tylko kwestią czasu, więc to argument żaden. Angielski to chyba najprostszy język świata. Jeśli masz kompetencje to ze znajomością języka znajdziesz dobrą pracę. Ja jednak osobiście nie jestem fanką Stanów, nie czułam się tam dobrze, różnica czasu bywała również problematyczna. W sumie oceniam Stany tylko przez pryzmat San Francisco, ale dla mnie osobiście wszystko tam jest za duże i za głośne. Ja bym najpierw zrobiła porządny research jeżeli chodzi o sytuację prawną w USA w takim przypadku, pozwolenie na pracę itp. Dodatkowo chciałabym wiedzieć czemu mężowi zależy by tam zostać skoro w PL macie wszystko, z tego co piszesz.Ja wyjechałam w celach zawodowych, mąż pojechał za mną, ale dla mnie to rzeczywiscie była wówczas szansa. No i mieszkamy 2h lotu do Wawy.
Byłam w stanach raz i też w rejonie San Francisco, mam podobne spostrzeżenia jak ty, nie pałam zachwytem. Co do wizy pracowniczej, jego firma pomogłaby mi to pewnie jakoś załatwić, tym się aż tak bardzo nie martwie. Angielski znam ale nie na tyle by z marszu wygłosić prezentacje na temat strategii firmy np. w obszarze logistyki na najbliższe pół roku i mówić o tym przez półtorej godziny tak jak to teraz robie w pracy. Mając na myśli bardzo dobrą znajomość to myślę nad taką super biegłą...moja praca w dużej mierze polega na operowaniu słowem dlatego się martwie. Mężowi nie zależy jakoś super, a ma niewątpliwie racje, że dzięki temu moglibyśmy spłacić kredyt na mieszkanie. Kredyt nie jest duży i spłacimy go w maks 10 lat ale gdybyśmy tam zostali to pewnie ogarnelibyśmy to w 4-5 lat... No i mógłby szybko awansować w hierarchi firmy.

Hmmm... no po wyjeździe to ja nie wiem, czy byście wrócili, ale może... 

Jesli chodzi o prezentacje to jest kwestia wygadania, zrobienie sobie przerwy na naukę nie jest takie straszne, mialam ostatnio dluższą przerwę od pracy i bardzo intensywnie wykorzystałam ten czas. Możesz załatwić sobie intensywny kurs, słownictwo fachowe opanujesz szybko i nie ucieknie, bo będziesz go używać. No to dobra czy biegła, czy super biegła? :) 

Ja nie mam super biegłej znajomości, nie nazwałabym jej tak, chociaż nie raz mnie wzięto za native speakera. Podobno ludzie, którzy mówią szybciej są postrzegani jako ci, którzy lepiej znają język, a ci, którzy mówią wolniej - jako gorzej znający język. 

Ja Ciebie do wyjazdu nie namawiam, absolutnie nie! Ale te lęki są głownie w twojej głowie, a skoro radzisz sobie w życiu zawodowym dobrze, to przecież wiesz, że wszystko da się ogarnąć, tylko trochę czasu i cierpliwości trzeba.

ja bym nepojechała. jeśl mąż ma dobra pracę w Polsce tez to nie musi tam zostawać. Moja praca tez wazna

Pasek wagi

Zostalabym w kraju. Macie mieszkanie, dobre stanowiska  pracy . Nie wiem czy jest sens przeprowadzać się na drugi koniec świata aby spłacić kredyt 5 lat wcześniej skoro żyje Wam się dobrze i jesteście szczęśliwi w ojczyźnie.

Jeśli tam wyjedziesz, przez rok musisz uczyć się pilnie języka, później znaleźć pracę (być może całkiem inną niż dotychczas). Po kilku latach kredyt zostanie spłacony i co wtedy? Znowu przeprowadzka do Polski i zaczynanie wszystkiego od nowa? Czy sprzedaż mieszkania i zycie w USA? 

Sama emigrowalam, co prawda do Niemiec, ale my nie mieliśmy nic cennego - oboje posiadaliśmy beznadziejną pracę, niskie zarobki i sypiący się dom nadający się do rozbiórki więc nie zastanawialiśmy się długo, gdy nadążyła się okazja do wyjazdu za chlebem. Gdyby mi było dobrze to w życiu nie wyjechałabym za granicę.

Przeprowadzilabym sie do męża.

A jak on to widzi? Stawia karty "albo Ty albo praca"? Ja nie chciałabym wyjechać, po prostu zbyt wiele mnie z Polską łączy. A Ty na dobrym stanowisku na pewno masz ang w jednym palcu, więc znalazła byś dobra pracę. Jedyny i duży minus to rozstanie z krajem

Pojechałabym z czystej ciekawości, żeby zobaczyć jak tam jest. Zawsze lepiej spróbować i żałować niż żałować, że się nie spróbowało. Do tego jeśli nie ma dzieci to można się przeprowadzać bez większych problemów.

KEYMAK napisał(a):

A jak on to widzi? Stawia karty "albo Ty albo praca"? Ja nie chciałabym wyjechać, po prostu zbyt wiele mnie z Polską łączy. A Ty na dobrym stanowisku na pewno masz ang w jednym palcu, więc znalazła byś dobra pracę. Jedyny i duży minus to rozstanie z krajem

Nie - on stawia zawsze mnie na pierwszym miejscu, dlatego powiedział żebym nad tym pomyślała. Co do angielskiego - tak jak już pisałam wcześniej, żeby pracować na podobnym stanowisku jak teraz pracuje to musiałabym znać angielski świetnie, a ja znam zaledwie dobrze. No i teraz mieszkamy w stolicy, a tam mieszkalibyśmy w średnim mieście. Coś jakby przenieść się z Warszawy do Radomia :P

ja bym nie jechała, ale to dlatego, że jestem przywiązana do Polski oraz mamy tu rodzinę moją i jego (w mieście, w którym mieszkam).

wyjechałabym, zawsze można wrócić jak się wam tam nie spodoba ;) 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.