Temat: Start w dorosłe życie

Hej :)

Tak ostatnio rozmawiałam z przyjaciółkami odnośnie nierównego startu w dorosłe życie wśród naszych znajomych. Jedni maja bardzo dużą pomoc od rodziców, inni muszą dochodzić do wszystkiego sami. Jak było u Was?

U mnie bardzo dużo pomagali rodzice narzeczonego, na studiach opłacali mu mieszkanie do którego potem ja się wprowadziłam i nie musiałam nic płacić za rachunki. Rok temu kupili i wyremontowali nam mieszkanie. Jestem im bardzo wdzięczna i wiem że dzięki temu żyje mi się dużo łatwiej gdyż nie muszę się martwić kredytem. 

Ptaky napisał(a):

kkasikk napisał(a):

Tata mi załatwił kolegę który mi przewiózł rzeczy jak się przeprowadzałam. Cała ich pomoc. Nie dostałam nic. Na szczęście ówczesny chłopak (teraz mąż) dał mi na kaucje na wynajęcie pokoju i pierwszy czynsz. Pomagał mi także wcześniej kiedy rodzice się  nie interesowali czy mam się w co ubrać i co zjeść. Przy kupnie mieszkania natomiast obecny teść też nam przewiózł rzeczy. Pomaga nam np naprawić kran, odmalować pokój czy zrobić elektrykę. To duża pomoc, jednak finansowo nikt nam nie pomagał/nie pomaga. Kredyt na mieszkanie sami braliśmy (mieliśmy na wkład własny, agencję i notariusze odłożone) Radzę sobie sama odkąd skończyłam szkołę. Niestety zmusiła mnie sytuacja.Zazdroszczę tym którym rodzice pomagają, albo mają po nich mieszkanie. Ja na wszystko musiałam sama zapracować.. na prawo jazdy, edukację, auto , kredytu też nikt za nas nie spłaci, nie dołoży...Z drugiej strony się ciesze bo widzę, że w kręgu znajomych którzy dostali dużo, nie wszyscy potrafią ogarnąć życiowo. Nie jest to oczywiście reguła, mówię z czym ja się spotkałam.
całe szczęście na vitalii wszystkie ogarnięte, tylko dziwnie w moim i twoim otoczeniu nie. ale tak to bywa w tych internetach...

Ptaky, weź pod uwagę to, że wiele osób nie lubi rozmawiać o swoich porażkach czy niepowodzeniach, więc bez sensu jest brać wypowiedzi z takich tematów jako reprezentatywną próbkę tego, jak sobie ludzie radzą w życiu. Gdy jest pytanie o zadowalające zarobki, większość mówi o 10K na rękę, co nie zmienia faktu, że połowa Polaków (pracujących w PL oczywiście) zarabia mniej niż 2512 zł netto.

Moi rodzice od zawsze zapewniali mi dosłownie wszystko - wyjazdy na kolonie, wakacje, ferie zimowe, aparat w najlepszej klinice, sprzęt typu laptopy, telefony, komputery, wysokiej jakości jedzenie, bardzo interesowali się, która szkoła w mieście jest najlepsza i jak się do niej dostać, miałam zajęcia z gry na różnych instrumentach etc. Plus miejsce w którym mieszkam, dom, wszystko zawsze było bardzo ładne, zadbane, okolica także cudowna.

 Niby większość rodziców o to się troszczy, ale jako osoba dorosła, widząc jakie to wielkie koszty finansowe i koszty osobiste - zaangażowanie, bardzo to doceniam (plus widząc, że dzięki np. aparatowi na zęby nie wyglądam jak dziwadło, co to ma ładną buzię i powykrzywiany niesamowicie w środku zgryz; że muzyka, z którą miałam spory kontakt dała mi zdolność łatwiejszej nauki języków, otworzyła moją kreatywność).

Dodatkowo dla moich Rodziców nie było to "hop siup" - obydwoje wprawdzie pracowali na bardzo prestiżowych stanowiskach, ale wciąż nie byli milionerami, po prostu klasa średnia (często im wyżej się pracuje, sam prestiż pracodawca traktuje jako "nagrodę" zwłaszcza w tamtych czasach). Nawet jak pojawiły się problemy z pracą u jednej osoby, niezależne od niej, nadal miałam wszystko, co opisałam. Wydaje mi się, że bardziej dbali o mnie niż o siebie..

Na studiach zostałam u siebie, akurat u mnie w mieście jest najlepsza w Polsce uczelnia oferująca mój kierunek studiów. 
Utrzymanie, prywatna opieka medyczna, multisporty, kosmetyki, wyjazdy w sumie niczego mi nie brakowało.

Przed pójściem na studia dwa razy poszłam do pracy w korpo-telecentrum.. 
Dla osoby mającej 17 lat już typowe 2k to była pensja, która wystarczyła na spokojnie na wakacyjne wyjazdy plus poznałam jakąś tam wartość pracy.
Sama podczas studiów raz pracowałam na pół etatu w pracy typowo biurowej - tak z rok - tu pensja była taka sobie, ale czegoś się nauczyłam i praca była w przyjaznym zespole; łapałam też prace dorywcze typu korepetycje oraz raz złapałam fajną pracę z językami obcymi, gdzie dało się ugrać 2000/tydzień (niestety, praca czasowa, a nie na stałe, bo dalej bym chętnie tak pracowała).
Niestety byłam zmuszona do dwukrotnego podjęcia bezpłatnych praktyk, co uważam za idiotyzm, więcej tam było mojej pracy niż nauki.

Z tych zarobków opłacałam głównie dodatkowe potrzeby, dokładałam kasę do wakacji, kupowałam jakieś tam ubranie czy kosmetyk bez proszenia o to Rodziców. 
Raz udało mi się naprawdę ekstra dorobić, to zrobiłam niespodziankę wakacyjną :-D i raz ja wszystko opłaciłam na zagranicznych dwutygodniowych wakacjach, noclegi, loty etc.

Często dopiero jak dorastamy widzimy ogrom pracy i miłości jaki dostawaliśmy od rodziców. 
Ja miałam plan odwdzięczyć się, kupić rodzicom wymarzony dom wakacyjny poza miastem czy gdzieś za granicą, pokazać im, że inwestycje się opłaciły - dobrymi ocenami, świetnie obronioną pracą oraz udaną karierą - niestety nigdy nie będzie mi to dane, bo jednej najważniejszej dla mnie Osoby już nie ma..  więc tylko jedna z tych Osób ma okazję to obserwować. 

Jeśli chodzi o inne osoby - mój narzeczony kupił mieszkanie, w którym będziemy mieszkać razem, to też spore ułatwienie. Ponieważ mielibyśmy możliwość urządzenia się na całym jednym piętrze mojego domu, nie czułabym się dobrze, wynajmując od kogoś mieszkanie w gorszej lokalizacji, spłacając czyjś kredyt.
Ponieważ mu zależało, by mieć coś swojego, w ten sposób ja nie płacę za wynajem bez sensu, a on ma swoje mieszkanie. Które w sumie "nieoficjalnie" jest nasze, sama się angażuję w ciągłe doskonalenie go, to ja wybierałam miejsce, w którym mieszkamy, on wszystko konsultuje ze mną. 

aleksytymia napisał(a):

Ptaky napisał(a):

kkasikk napisał(a):

Tata mi załatwił kolegę który mi przewiózł rzeczy jak się przeprowadzałam. Cała ich pomoc. Nie dostałam nic. Na szczęście ówczesny chłopak (teraz mąż) dał mi na kaucje na wynajęcie pokoju i pierwszy czynsz. Pomagał mi także wcześniej kiedy rodzice się  nie interesowali czy mam się w co ubrać i co zjeść. Przy kupnie mieszkania natomiast obecny teść też nam przewiózł rzeczy. Pomaga nam np naprawić kran, odmalować pokój czy zrobić elektrykę. To duża pomoc, jednak finansowo nikt nam nie pomagał/nie pomaga. Kredyt na mieszkanie sami braliśmy (mieliśmy na wkład własny, agencję i notariusze odłożone) Radzę sobie sama odkąd skończyłam szkołę. Niestety zmusiła mnie sytuacja.Zazdroszczę tym którym rodzice pomagają, albo mają po nich mieszkanie. Ja na wszystko musiałam sama zapracować.. na prawo jazdy, edukację, auto , kredytu też nikt za nas nie spłaci, nie dołoży...Z drugiej strony się ciesze bo widzę, że w kręgu znajomych którzy dostali dużo, nie wszyscy potrafią ogarnąć życiowo. Nie jest to oczywiście reguła, mówię z czym ja się spotkałam.
całe szczęście na vitalii wszystkie ogarnięte, tylko dziwnie w moim i twoim otoczeniu nie. ale tak to bywa w tych internetach...
Ptaky, weź pod uwagę to, że wiele osób nie lubi rozmawiać o swoich porażkach czy niepowodzeniach, więc bez sensu jest brać wypowiedzi z takich tematów jako reprezentatywną próbkę tego, jak sobie ludzie radzą w życiu. Gdy jest pytanie o zadowalające zarobki, większość mówi o 10K na rękę, co nie zmienia faktu, że połowa Polaków (pracujących w PL oczywiście) zarabia mniej niż 2512 zł netto.

dokładnie, dlatego napisałam, że internety się rządzą swoimi sprawami

zenekmartyniuk napisał(a):

Ja zazdroszczę bardzo osobom ,które dostają mieszkania od rodziców babc .Moja koleżanka odzidziczy 2 i to  w wawie ,jest ustawiona do końca życia ,Ja niestety od rodziców nie dostane nic ,nie stac ich .

Nie wiem jak przeżyję moment, w którym stanę się współwłaścicielem nieruchomości wartej naprawdę ogromnie dużo. 
Powiem szczerze, po tym, co już przeżyłam - jest to chwila, której obawiam się najbardziej w swoim życiu. Wolałabym umrzeć wcześniej.

Wolałabym nigdy tym właścicielem się nie stać. Nie do końca jest czego zazdrościć, jak ktoś kocha swoich Rodziców czy Rodzica. 
Co innego, jak daleki krewny, czy Babcia, którą ledwo się znało przepisuje ci mieszkanie lub masz już od dawna coś w rodzinie.

sacria napisał(a):

LinuxS napisał(a):

ggeisha napisał(a):

Ja dostałam od rodziców wszystko. Mieszkanie, kasę na życie, samochód. Ba, kupili nawet po mieszkaniu dla każdego z moich dzieci, za które to mieszkania płacą. Ustawili mnie w życiu zupełnie. I nawet sobie nie wyobrażacie, jak jestem im za to cholernie wdzięczna, jak bardzo to doceniam i nigdy nie uważałam, że tak jest normalnie i że mi się należy. Może dlatego, że tego nigdy nie oczekiwałam, mam takie mega wielkie poczucie wdzięczności i sama nie wyobrażam sobie, żeby moje dzieci wywalić z gniazda i oczekiwać od nich jeszcze, że będą się dokładać do czynszu, czy coś w tym stylu. Dostałam ogromnie wiele i chcę to dalej przekazać. Z drugiej strony, czuję się winna wydając kasę na pierdoły, bo to, że tak dużo od rodziców dostałam, to wynik ich ciężkiej pracy i oszczędzania przez całe życie. Odmawiania sobie przyjemności. Mam nawet opory w wyrzucaniu zepsutego jedzenia. No, ale to nie temat tego wątku. EDIT. Jeszcze tak mi się nasunęło. Bo przez to, jak wiele otrzymałam spotykam się z ludzką zazdrością i zawiścią. Straciłam jakiś czas temu koleżankę, może nawet przyjaciółkę, bo ona nie dostała nic i strasznie mi wymawiała to, że ja mam wszystko za free. Nie jest to fajne, bo dlaczego mam czuć się winna za to, że moi rodzice mają takie a nie inne podejście do życia i dzieci? I czy moją winą jest, że jej rodzice traktowali swoje dzieci jak piąte koła u wozu? Zawsze starałam się ją wspierać i doceniać to, że doszła do tego co ma ciężką własną pracą. Ale nie podoba mi się, jak ktoś kto nie dostał prezentu od losu traktuje tych, którzy dostali z lekceważeniem i wyższością. No, chyba, że ten, który dostał chodzi nadęty jak paw i szczyci się tym, na co nie zapracował. To można chcieć dać mu prztyczka w nos.
Az tyle nie dostalam, ale na start mieszkanie i utrzymanie na studiach (przy czym od 16 r.z. dorabialam w wakacje). Jestem im za to niesamowicie wdzieczna i doceniam, ze mialam w tym sensie latwiej. Pomoc rodzicow w zaden sposob nie uposledzila mojej zdolnosci radzenia sobie w zyciu, pracuje, mam szacunek do pieniadza i jestem w stanie poradzic sobie w kazdej sytuacji. Nie mam zamiaru przepraszac, ze nie wyszlam z patologii i nie zostalam pozostawiona sama sobie w wieku 16 lat. Nie rozumiem pogardy i negatywnegej wymowy niektorych postow w tym temacie. Jasne, mozna i trzeba byc z siebie dumnym, ze wyszlo sie na ludzi i poradzilo w zyciu, majac ciezki start. Ale juz ?nie musze nikomu niczego zawdzieczac? itd. Powaznie? Ja sie ciesze, ze moi rodzice mogli i chcieli mi pomoc. Teraz ja staram sie, zeby im niczego nie brakowalo, mimo ze dobrze sobie radza finansowo. Kazda ze stron zadowolona w tym ukladzie i kazdy sie cieszy, ze moze czy mogl pomoc czy otrzymac pomoc. Wspolczuje tym, ktorzy tego nie maja i nie znaja, ale wypowiadanie sie z taka dumo-pogarda jest smieszne. 
podobnie jak Wy- dużo dostałam, ale nie wpłynęło to na brak zaradności, wręcz przeciwnie. Jak ktoś jest zazdrosny to jego problem, nie rozumiem tej zawisci- nigdy nikomu niczego nie zazdrosciłam. I też nie zamierzam przepraszać za to że miałam zaradnych rodzicow, z głową na karku, opiekuńczych, dla których bardzo  wazna była moja edukacja (dla taty nie było chyba nic ważniejszego)  - sama będę chciała jak najwięcej zapewnić swoim przyszłym dzieciom. Kredyt na mieszkanie to nie powód do dumy (jak i wstydu)-  to nabijanie bankom olbrzymich pieniędzy kosztem obciazania siebie średnio na 30 lat.  Przymus wielu ludzi w dzisiejszych czasach.

Też tak kiedyś myślałam, ale patrząc na to, jak z naprawdę sporym wkładem własnym np. u mnie w Krakowie trudno o kredyt - czasem jest to powód do dumy, bo trzeba coś osiągnąć, by móc go spłacać i w ogóle dostać...  Niestety, w takich realiach żyjemy i jest to smutne.
A mało osób ma 500 000 (50m w Krakowie w dobrej lokalizacji, jak masz dużo szczęścia - jak nie to jest drożej) w gotówce, przed 30.
Lepsze to niż wynajem i spłacanie cudzego kredytu. Grunt, by móc taki kredyt spłacić w max 10 lat, a nie obciążać się na pół życia. 

aleksytymia napisał(a):

Dostałam symboliczną pomoc. Pracowałam dorywczo od siedemnastego roku życia, od czwartego roku studiów utrzymywałam się sama.Edit: mój mąż podobnie, więc wszystko, co mamy, to owoce naszej pracy.Córce chciałabym jednak zapewnić łatwiejszy start.

Przeczytalam, ze "od 4 roku zycia utrzymywalam sie sama" hahahah

Pasek wagi

Domdom89 napisał(a):

aleksytymia napisał(a):

Dostałam symboliczną pomoc. Pracowałam dorywczo od siedemnastego roku życia, od czwartego roku studiów utrzymywałam się sama.Edit: mój mąż podobnie, więc wszystko, co mamy, to owoce naszej pracy.Córce chciałabym jednak zapewnić łatwiejszy start.
Przeczytalam, ze "od 4 roku zycia utrzymywalam sie sama" hahahah

Takie rzeczy tylko w Ameryce ;)

zaprawdeprzekletemiejsce napisał(a):

sacria napisał(a):

LinuxS napisał(a):

ggeisha napisał(a):

Ja dostałam od rodziców wszystko. Mieszkanie, kasę na życie, samochód. Ba, kupili nawet po mieszkaniu dla każdego z moich dzieci, za które to mieszkania płacą. Ustawili mnie w życiu zupełnie. I nawet sobie nie wyobrażacie, jak jestem im za to cholernie wdzięczna, jak bardzo to doceniam i nigdy nie uważałam, że tak jest normalnie i że mi się należy. Może dlatego, że tego nigdy nie oczekiwałam, mam takie mega wielkie poczucie wdzięczności i sama nie wyobrażam sobie, żeby moje dzieci wywalić z gniazda i oczekiwać od nich jeszcze, że będą się dokładać do czynszu, czy coś w tym stylu. Dostałam ogromnie wiele i chcę to dalej przekazać. Z drugiej strony, czuję się winna wydając kasę na pierdoły, bo to, że tak dużo od rodziców dostałam, to wynik ich ciężkiej pracy i oszczędzania przez całe życie. Odmawiania sobie przyjemności. Mam nawet opory w wyrzucaniu zepsutego jedzenia. No, ale to nie temat tego wątku. EDIT. Jeszcze tak mi się nasunęło. Bo przez to, jak wiele otrzymałam spotykam się z ludzką zazdrością i zawiścią. Straciłam jakiś czas temu koleżankę, może nawet przyjaciółkę, bo ona nie dostała nic i strasznie mi wymawiała to, że ja mam wszystko za free. Nie jest to fajne, bo dlaczego mam czuć się winna za to, że moi rodzice mają takie a nie inne podejście do życia i dzieci? I czy moją winą jest, że jej rodzice traktowali swoje dzieci jak piąte koła u wozu? Zawsze starałam się ją wspierać i doceniać to, że doszła do tego co ma ciężką własną pracą. Ale nie podoba mi się, jak ktoś kto nie dostał prezentu od losu traktuje tych, którzy dostali z lekceważeniem i wyższością. No, chyba, że ten, który dostał chodzi nadęty jak paw i szczyci się tym, na co nie zapracował. To można chcieć dać mu prztyczka w nos.
Az tyle nie dostalam, ale na start mieszkanie i utrzymanie na studiach (przy czym od 16 r.z. dorabialam w wakacje). Jestem im za to niesamowicie wdzieczna i doceniam, ze mialam w tym sensie latwiej. Pomoc rodzicow w zaden sposob nie uposledzila mojej zdolnosci radzenia sobie w zyciu, pracuje, mam szacunek do pieniadza i jestem w stanie poradzic sobie w kazdej sytuacji. Nie mam zamiaru przepraszac, ze nie wyszlam z patologii i nie zostalam pozostawiona sama sobie w wieku 16 lat. Nie rozumiem pogardy i negatywnegej wymowy niektorych postow w tym temacie. Jasne, mozna i trzeba byc z siebie dumnym, ze wyszlo sie na ludzi i poradzilo w zyciu, majac ciezki start. Ale juz ?nie musze nikomu niczego zawdzieczac? itd. Powaznie? Ja sie ciesze, ze moi rodzice mogli i chcieli mi pomoc. Teraz ja staram sie, zeby im niczego nie brakowalo, mimo ze dobrze sobie radza finansowo. Kazda ze stron zadowolona w tym ukladzie i kazdy sie cieszy, ze moze czy mogl pomoc czy otrzymac pomoc. Wspolczuje tym, ktorzy tego nie maja i nie znaja, ale wypowiadanie sie z taka dumo-pogarda jest smieszne. 
podobnie jak Wy- dużo dostałam, ale nie wpłynęło to na brak zaradności, wręcz przeciwnie. Jak ktoś jest zazdrosny to jego problem, nie rozumiem tej zawisci- nigdy nikomu niczego nie zazdrosciłam. I też nie zamierzam przepraszać za to że miałam zaradnych rodzicow, z głową na karku, opiekuńczych, dla których bardzo  wazna była moja edukacja (dla taty nie było chyba nic ważniejszego)  - sama będę chciała jak najwięcej zapewnić swoim przyszłym dzieciom. Kredyt na mieszkanie to nie powód do dumy (jak i wstydu)-  to nabijanie bankom olbrzymich pieniędzy kosztem obciazania siebie średnio na 30 lat.  Przymus wielu ludzi w dzisiejszych czasach.
Też tak kiedyś myślałam, ale patrząc na to, jak z naprawdę sporym wkładem własnym np. u mnie w Krakowie trudno o kredyt - czasem jest to powód do dumy, bo trzeba coś osiągnąć, by móc go spłacać i w ogóle dostać...  Niestety, w takich realiach żyjemy i jest to smutne.A mało osób ma 500 000 (50m w Krakowie w dobrej lokalizacji, jak masz dużo szczęścia - jak nie to jest drożej) w gotówce, przed 30. Lepsze to niż wynajem i spłacanie cudzego kredytu. Grunt, by móc taki kredyt spłacić w max 10 lat, a nie obciążać się na pół życia. 

dla mnie powód do wstydu to siedzenie na garnuszku rodziców, bo usamodzielnienie się to np.

"to nabijanie bankom olbrzymich pieniędzy kosztem obciazania siebie średnio na 30 lat"

"wynajem to spłacanie cudzego kredytu"

czas dorosnąć naprawdę, a nie trzymać się kiecusi mamusi

tak to widzę bez obrazy,ale punkt widzenia osób, które to robią (sorrry nie robią bo dokładają np,. 300zł do jedzenia i sami kupują sobie skarpetki) będzie zupełnie inny

aleksytymia napisał(a):

Domdom89 napisał(a):

aleksytymia napisał(a):

Dostałam symboliczną pomoc. Pracowałam dorywczo od siedemnastego roku życia, od czwartego roku studiów utrzymywałam się sama.Edit: mój mąż podobnie, więc wszystko, co mamy, to owoce naszej pracy.Córce chciałabym jednak zapewnić łatwiejszy start.
Przeczytalam, ze "od 4 roku zycia utrzymywalam sie sama" hahahah
Takie rzeczy tylko w Ameryce ;)

hahahha

u nas w wieku 10 lat ucieka się do lasu (skojarzyłam z innym wątkiem na forum)

Ptaky napisał(a):

dla mnie powód do wstydu to siedzenie na garnuszku rodziców, bo usamodzielnienie się to np."to nabijanie bankom olbrzymich pieniędzy kosztem obciazania siebie średnio na 30 lat" "wynajem to spłacanie cudzego kredytu"czas dorosnąć naprawdę, a nie trzymać się kiecusi mamusitak to widzę bez obrazy,ale punkt widzenia osób, które to robią (sorrry nie robią bo dokładają np,. 300zł do jedzenia i sami kupują sobie skarpetki) będzie zupełnie inny

Dla mnie powodem do wstydu jest jedynie żerowanie na drugim człowieku. Wspólne mieszkanie to nie powód do wstydu. 

Prawda jest taka, że niewiele rodzin potrafi zgodnie ze sobą współżyć. Naprawa rodzin nie powinna zaczynać się i kończyć na wyprowadzce z rodzinnego domu, bo ktoś ma tyle czy tyle lat. Skutkiem takiego podejścia do życia są miasta  zapełnione dziesiątkami tysięcy samotnych ludzi,  którzy nie mają z kim porozmawiać i każdy tęskni do człowieka. To dotyczy zarówno młodych jak i starych.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.