- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
10 lipca 2019, 13:10
Hej :)
Tak ostatnio rozmawiałam z przyjaciółkami odnośnie nierównego startu w dorosłe życie wśród naszych znajomych. Jedni maja bardzo dużą pomoc od rodziców, inni muszą dochodzić do wszystkiego sami. Jak było u Was?
U mnie bardzo dużo pomagali rodzice narzeczonego, na studiach opłacali mu mieszkanie do którego potem ja się wprowadziłam i nie musiałam nic płacić za rachunki. Rok temu kupili i wyremontowali nam mieszkanie. Jestem im bardzo wdzięczna i wiem że dzięki temu żyje mi się dużo łatwiej gdyż nie muszę się martwić kredytem.
11 lipca 2019, 21:32
?nie wiem o co Ci chodzi w tej wypowiedzinie płaciłaś czynszu achanie wiem na jakim Ty świecie żyjesz :P ja mieszkałam z rodzicami i absolutnie nie polegało to na "dokładaniu się do jedzenia" mieliśmy z mężem oddzielną lodówkę, nie było obiadkowania u mamuni (wierz lub nie) choć w kółko zachęcała. Rachunki koszty węgla były podzielone na wszystkich domowników i płaciliśmy swoją część. Proszek do prania, płyn do płukania tkanin własny, tabletki do zmywarki i środki czystości też normalnie kupowaliśmy. Nie mówię, że jest to jakiś wyczyn, absolutnie tylko zupełnie normalna sytuacja wg mnie jak zostajesz u rodziców. Dla mnie jedyna różnica była taka, że miałam mniej przestrzeni tylko dla nas i nie płaciłam czynszu. To był ogromny + dla nas, natomiast dla rodziców nie stanowiliśmy wielkiego cieżaru. Obiektywnie jak im się rozkładał koszt węgla na więcej osób to wręcz na korzyść im to trochę wyszło. Dom duży nikt nikomu na głowie nie siedział. Nie wspomne o tym, że ubieram się od stóp do głów od 18 roku życia. To, że mieszkasz z rodzicami nie zawsze oznacza totalną nieporadność i "garnuszek" rodziców.dla mnie powód do wstydu to siedzenie na garnuszku rodziców, bo usamodzielnienie się to np."to nabijanie bankom olbrzymich pieniędzy kosztem obciazania siebie średnio na 30 lat" "wynajem to spłacanie cudzego kredytu"czas dorosnąć naprawdę, a nie trzymać się kiecusi mamusitak to widzę bez obrazy,ale punkt widzenia osób, które to robią (sorrry nie robią bo dokładają np,. 300zł do jedzenia i sami kupują sobie skarpetki) będzie zupełnie innyTeż tak kiedyś myślałam, ale patrząc na to, jak z naprawdę sporym wkładem własnym np. u mnie w Krakowie trudno o kredyt - czasem jest to powód do dumy, bo trzeba coś osiągnąć, by móc go spłacać i w ogóle dostać... Niestety, w takich realiach żyjemy i jest to smutne.A mało osób ma 500 000 (50m w Krakowie w dobrej lokalizacji, jak masz dużo szczęścia - jak nie to jest drożej) w gotówce, przed 30. Lepsze to niż wynajem i spłacanie cudzego kredytu. Grunt, by móc taki kredyt spłacić w max 10 lat, a nie obciążać się na pół życia.podobnie jak Wy- dużo dostałam, ale nie wpłynęło to na brak zaradności, wręcz przeciwnie. Jak ktoś jest zazdrosny to jego problem, nie rozumiem tej zawisci- nigdy nikomu niczego nie zazdrosciłam. I też nie zamierzam przepraszać za to że miałam zaradnych rodzicow, z głową na karku, opiekuńczych, dla których bardzo wazna była moja edukacja (dla taty nie było chyba nic ważniejszego) - sama będę chciała jak najwięcej zapewnić swoim przyszłym dzieciom. Kredyt na mieszkanie to nie powód do dumy (jak i wstydu)- to nabijanie bankom olbrzymich pieniędzy kosztem obciazania siebie średnio na 30 lat. Przymus wielu ludzi w dzisiejszych czasach.Az tyle nie dostalam, ale na start mieszkanie i utrzymanie na studiach (przy czym od 16 r.z. dorabialam w wakacje). Jestem im za to niesamowicie wdzieczna i doceniam, ze mialam w tym sensie latwiej. Pomoc rodzicow w zaden sposob nie uposledzila mojej zdolnosci radzenia sobie w zyciu, pracuje, mam szacunek do pieniadza i jestem w stanie poradzic sobie w kazdej sytuacji. Nie mam zamiaru przepraszac, ze nie wyszlam z patologii i nie zostalam pozostawiona sama sobie w wieku 16 lat. Nie rozumiem pogardy i negatywnegej wymowy niektorych postow w tym temacie. Jasne, mozna i trzeba byc z siebie dumnym, ze wyszlo sie na ludzi i poradzilo w zyciu, majac ciezki start. Ale juz ?nie musze nikomu niczego zawdzieczac? itd. Powaznie? Ja sie ciesze, ze moi rodzice mogli i chcieli mi pomoc. Teraz ja staram sie, zeby im niczego nie brakowalo, mimo ze dobrze sobie radza finansowo. Kazda ze stron zadowolona w tym ukladzie i kazdy sie cieszy, ze moze czy mogl pomoc czy otrzymac pomoc. Wspolczuje tym, ktorzy tego nie maja i nie znaja, ale wypowiadanie sie z taka dumo-pogarda jest smieszne.Ja dostałam od rodziców wszystko. Mieszkanie, kasę na życie, samochód. Ba, kupili nawet po mieszkaniu dla każdego z moich dzieci, za które to mieszkania płacą. Ustawili mnie w życiu zupełnie. I nawet sobie nie wyobrażacie, jak jestem im za to cholernie wdzięczna, jak bardzo to doceniam i nigdy nie uważałam, że tak jest normalnie i że mi się należy. Może dlatego, że tego nigdy nie oczekiwałam, mam takie mega wielkie poczucie wdzięczności i sama nie wyobrażam sobie, żeby moje dzieci wywalić z gniazda i oczekiwać od nich jeszcze, że będą się dokładać do czynszu, czy coś w tym stylu. Dostałam ogromnie wiele i chcę to dalej przekazać. Z drugiej strony, czuję się winna wydając kasę na pierdoły, bo to, że tak dużo od rodziców dostałam, to wynik ich ciężkiej pracy i oszczędzania przez całe życie. Odmawiania sobie przyjemności. Mam nawet opory w wyrzucaniu zepsutego jedzenia. No, ale to nie temat tego wątku. EDIT. Jeszcze tak mi się nasunęło. Bo przez to, jak wiele otrzymałam spotykam się z ludzką zazdrością i zawiścią. Straciłam jakiś czas temu koleżankę, może nawet przyjaciółkę, bo ona nie dostała nic i strasznie mi wymawiała to, że ja mam wszystko za free. Nie jest to fajne, bo dlaczego mam czuć się winna za to, że moi rodzice mają takie a nie inne podejście do życia i dzieci? I czy moją winą jest, że jej rodzice traktowali swoje dzieci jak piąte koła u wozu? Zawsze starałam się ją wspierać i doceniać to, że doszła do tego co ma ciężką własną pracą. Ale nie podoba mi się, jak ktoś kto nie dostał prezentu od losu traktuje tych, którzy dostali z lekceważeniem i wyższością. No, chyba, że ten, który dostał chodzi nadęty jak paw i szczyci się tym, na co nie zapracował. To można chcieć dać mu prztyczka w nos.
Pewnie chodzi o to, ze czynsz to pikus, bo jak sie ma kredyt to placi sie i czynsz i rate kredytu i rachunki, tudziez, jak wynajmuje sie mieszkanie to tez w sumie "taka rate kredytu" +
11 lipca 2019, 21:45
Nic mnie nie boli. równie dobrze ja bym ci mogła napisać że Ciebie boli że ktoś osiągnął to co ty sam bez rodziców.widać co poniektórych bardzo boli jak ktoś ma wsparcie w rodzinie.Ale po co ten uszczypliwy ton? Prosilas o wyjasnienie i dziewczyny (w tym ja) bardzo obrazowo i obszernie wyjasnily Ci swoj punkt wiedzenia, przytoczyly przyklady. Jasniej juz chyba sie nie da. Ty czepiasz sie slowek i szukasz dziury w calym. Przyjmij, ze jedni maja tak a inni inaczej.Generalnie z Twoich postow na forum wylania sie obraz osoby niezadowolonej z zycia. Uwierz, to nie nasza wina, ze Tobie cos nie wyszlo lub rodzice nie zapewnili Ci warunkow, jakie zapewnili nam. Zycie. I wlasnie to Ci probujemy wytlumaczyc. Nie czepiaj sie slowek i nie draz tematu ?kto i ile jedzenia wklada do lodowki i jak sie dzielimy rachunkami?. Widac nam to odpowiada, nie rozumiem dlaczego Ty masz z tym problem.całe szczęście na vitalii wszystkie ogarnięte, tylko dziwnie w moim i twoim otoczeniu nie. ale tak to bywa w tych internetach...Tata mi załatwił kolegę który mi przewiózł rzeczy jak się przeprowadzałam. Cała ich pomoc. Nie dostałam nic. Na szczęście ówczesny chłopak (teraz mąż) dał mi na kaucje na wynajęcie pokoju i pierwszy czynsz. Pomagał mi także wcześniej kiedy rodzice się nie interesowali czy mam się w co ubrać i co zjeść. Przy kupnie mieszkania natomiast obecny teść też nam przewiózł rzeczy. Pomaga nam np naprawić kran, odmalować pokój czy zrobić elektrykę. To duża pomoc, jednak finansowo nikt nam nie pomagał/nie pomaga. Kredyt na mieszkanie sami braliśmy (mieliśmy na wkład własny, agencję i notariusze odłożone) Radzę sobie sama odkąd skończyłam szkołę. Niestety zmusiła mnie sytuacja.Zazdroszczę tym którym rodzice pomagają, albo mają po nich mieszkanie. Ja na wszystko musiałam sama zapracować.. na prawo jazdy, edukację, auto , kredytu też nikt za nas nie spłaci, nie dołoży...Z drugiej strony się ciesze bo widzę, że w kręgu znajomych którzy dostali dużo, nie wszyscy potrafią ogarnąć życiowo. Nie jest to oczywiście reguła, mówię z czym ja się spotkałam.
Też myślę że jednak cię boli. W końcu jak widać po niektórych jest to temat do strasznej zawiści - przykre. A ktos kto dostał od rodziców nie ma czego zazdrościć temu obciazonemu kredytem;)
11 lipca 2019, 22:40
Też myślę że jednak cię boli. W końcu jak widać po niektórych jest to temat do strasznej zawiści - przykre. A ktos kto dostał od rodziców nie ma czego zazdrościć temu obciazonemu kredytem;)Nic mnie nie boli. równie dobrze ja bym ci mogła napisać że Ciebie boli że ktoś osiągnął to co ty sam bez rodziców.widać co poniektórych bardzo boli jak ktoś ma wsparcie w rodzinie.Ale po co ten uszczypliwy ton? Prosilas o wyjasnienie i dziewczyny (w tym ja) bardzo obrazowo i obszernie wyjasnily Ci swoj punkt wiedzenia, przytoczyly przyklady. Jasniej juz chyba sie nie da. Ty czepiasz sie slowek i szukasz dziury w calym. Przyjmij, ze jedni maja tak a inni inaczej.Generalnie z Twoich postow na forum wylania sie obraz osoby niezadowolonej z zycia. Uwierz, to nie nasza wina, ze Tobie cos nie wyszlo lub rodzice nie zapewnili Ci warunkow, jakie zapewnili nam. Zycie. I wlasnie to Ci probujemy wytlumaczyc. Nie czepiaj sie slowek i nie draz tematu ?kto i ile jedzenia wklada do lodowki i jak sie dzielimy rachunkami?. Widac nam to odpowiada, nie rozumiem dlaczego Ty masz z tym problem.całe szczęście na vitalii wszystkie ogarnięte, tylko dziwnie w moim i twoim otoczeniu nie. ale tak to bywa w tych internetach...Tata mi załatwił kolegę który mi przewiózł rzeczy jak się przeprowadzałam. Cała ich pomoc. Nie dostałam nic. Na szczęście ówczesny chłopak (teraz mąż) dał mi na kaucje na wynajęcie pokoju i pierwszy czynsz. Pomagał mi także wcześniej kiedy rodzice się nie interesowali czy mam się w co ubrać i co zjeść. Przy kupnie mieszkania natomiast obecny teść też nam przewiózł rzeczy. Pomaga nam np naprawić kran, odmalować pokój czy zrobić elektrykę. To duża pomoc, jednak finansowo nikt nam nie pomagał/nie pomaga. Kredyt na mieszkanie sami braliśmy (mieliśmy na wkład własny, agencję i notariusze odłożone) Radzę sobie sama odkąd skończyłam szkołę. Niestety zmusiła mnie sytuacja.Zazdroszczę tym którym rodzice pomagają, albo mają po nich mieszkanie. Ja na wszystko musiałam sama zapracować.. na prawo jazdy, edukację, auto , kredytu też nikt za nas nie spłaci, nie dołoży...Z drugiej strony się ciesze bo widzę, że w kręgu znajomych którzy dostali dużo, nie wszyscy potrafią ogarnąć życiowo. Nie jest to oczywiście reguła, mówię z czym ja się spotkałam.
Wiem lepiej co mnie boli niż Ty.
I nie jest to dla mnie żaden powód do zawiści. Nie zazdroszczę ludziom niesamodzielnosci.
11 lipca 2019, 23:01
Wiem lepiej co mnie boli niż Ty.I nie jest to dla mnie żaden powód do zawiści. Nie zazdroszczę ludziom niesamodzielnosci.Też myślę że jednak cię boli. W końcu jak widać po niektórych jest to temat do strasznej zawiści - przykre. A ktos kto dostał od rodziców nie ma czego zazdrościć temu obciazonemu kredytem;)Nic mnie nie boli. równie dobrze ja bym ci mogła napisać że Ciebie boli że ktoś osiągnął to co ty sam bez rodziców.widać co poniektórych bardzo boli jak ktoś ma wsparcie w rodzinie.Ale po co ten uszczypliwy ton? Prosilas o wyjasnienie i dziewczyny (w tym ja) bardzo obrazowo i obszernie wyjasnily Ci swoj punkt wiedzenia, przytoczyly przyklady. Jasniej juz chyba sie nie da. Ty czepiasz sie slowek i szukasz dziury w calym. Przyjmij, ze jedni maja tak a inni inaczej.Generalnie z Twoich postow na forum wylania sie obraz osoby niezadowolonej z zycia. Uwierz, to nie nasza wina, ze Tobie cos nie wyszlo lub rodzice nie zapewnili Ci warunkow, jakie zapewnili nam. Zycie. I wlasnie to Ci probujemy wytlumaczyc. Nie czepiaj sie slowek i nie draz tematu ?kto i ile jedzenia wklada do lodowki i jak sie dzielimy rachunkami?. Widac nam to odpowiada, nie rozumiem dlaczego Ty masz z tym problem.całe szczęście na vitalii wszystkie ogarnięte, tylko dziwnie w moim i twoim otoczeniu nie. ale tak to bywa w tych internetach...Tata mi załatwił kolegę który mi przewiózł rzeczy jak się przeprowadzałam. Cała ich pomoc. Nie dostałam nic. Na szczęście ówczesny chłopak (teraz mąż) dał mi na kaucje na wynajęcie pokoju i pierwszy czynsz. Pomagał mi także wcześniej kiedy rodzice się nie interesowali czy mam się w co ubrać i co zjeść. Przy kupnie mieszkania natomiast obecny teść też nam przewiózł rzeczy. Pomaga nam np naprawić kran, odmalować pokój czy zrobić elektrykę. To duża pomoc, jednak finansowo nikt nam nie pomagał/nie pomaga. Kredyt na mieszkanie sami braliśmy (mieliśmy na wkład własny, agencję i notariusze odłożone) Radzę sobie sama odkąd skończyłam szkołę. Niestety zmusiła mnie sytuacja.Zazdroszczę tym którym rodzice pomagają, albo mają po nich mieszkanie. Ja na wszystko musiałam sama zapracować.. na prawo jazdy, edukację, auto , kredytu też nikt za nas nie spłaci, nie dołoży...Z drugiej strony się ciesze bo widzę, że w kręgu znajomych którzy dostali dużo, nie wszyscy potrafią ogarnąć życiowo. Nie jest to oczywiście reguła, mówię z czym ja się spotkałam.
pewnie - przez cały ten temat widać;) zwłaszcza jak ktoś jest samodzielny i jeszcze dostał na start - wtedy zdzierzyc nie możesz :)
12 lipca 2019, 07:46
pewnie - przez cały ten temat widać;) zwłaszcza jak ktoś jest samodzielny i jeszcze dostał na start - wtedy zdzierzyc nie możesz :)Wiem lepiej co mnie boli niż Ty.I nie jest to dla mnie żaden powód do zawiści. Nie zazdroszczę ludziom niesamodzielnosci.Też myślę że jednak cię boli. W końcu jak widać po niektórych jest to temat do strasznej zawiści - przykre. A ktos kto dostał od rodziców nie ma czego zazdrościć temu obciazonemu kredytem;)Nic mnie nie boli. równie dobrze ja bym ci mogła napisać że Ciebie boli że ktoś osiągnął to co ty sam bez rodziców.widać co poniektórych bardzo boli jak ktoś ma wsparcie w rodzinie.Ale po co ten uszczypliwy ton? Prosilas o wyjasnienie i dziewczyny (w tym ja) bardzo obrazowo i obszernie wyjasnily Ci swoj punkt wiedzenia, przytoczyly przyklady. Jasniej juz chyba sie nie da. Ty czepiasz sie slowek i szukasz dziury w calym. Przyjmij, ze jedni maja tak a inni inaczej.Generalnie z Twoich postow na forum wylania sie obraz osoby niezadowolonej z zycia. Uwierz, to nie nasza wina, ze Tobie cos nie wyszlo lub rodzice nie zapewnili Ci warunkow, jakie zapewnili nam. Zycie. I wlasnie to Ci probujemy wytlumaczyc. Nie czepiaj sie slowek i nie draz tematu ?kto i ile jedzenia wklada do lodowki i jak sie dzielimy rachunkami?. Widac nam to odpowiada, nie rozumiem dlaczego Ty masz z tym problem.całe szczęście na vitalii wszystkie ogarnięte, tylko dziwnie w moim i twoim otoczeniu nie. ale tak to bywa w tych internetach...Tata mi załatwił kolegę który mi przewiózł rzeczy jak się przeprowadzałam. Cała ich pomoc. Nie dostałam nic. Na szczęście ówczesny chłopak (teraz mąż) dał mi na kaucje na wynajęcie pokoju i pierwszy czynsz. Pomagał mi także wcześniej kiedy rodzice się nie interesowali czy mam się w co ubrać i co zjeść. Przy kupnie mieszkania natomiast obecny teść też nam przewiózł rzeczy. Pomaga nam np naprawić kran, odmalować pokój czy zrobić elektrykę. To duża pomoc, jednak finansowo nikt nam nie pomagał/nie pomaga. Kredyt na mieszkanie sami braliśmy (mieliśmy na wkład własny, agencję i notariusze odłożone) Radzę sobie sama odkąd skończyłam szkołę. Niestety zmusiła mnie sytuacja.Zazdroszczę tym którym rodzice pomagają, albo mają po nich mieszkanie. Ja na wszystko musiałam sama zapracować.. na prawo jazdy, edukację, auto , kredytu też nikt za nas nie spłaci, nie dołoży...Z drugiej strony się ciesze bo widzę, że w kręgu znajomych którzy dostali dużo, nie wszyscy potrafią ogarnąć życiowo. Nie jest to oczywiście reguła, mówię z czym ja się spotkałam.
Ktoś kto dostał A nie zapracowal sam nie jest samodzielny, wiesz co znaczy zrobić coś samodzielnie? Jak myślisz dlaczego w słowie samodzielny jest "samo" A nie dostać? Jak ktoś sam znajdzie pracę i się o nią postara to jest samodzielny czy jak ja dostanie po znajomości to jest samodzielny?
Nie możesz zdzierzyc czyjej samodzielności czy jak?
12 lipca 2019, 07:46
Łaski przestańcie się cytowac po 10 odpowiedzi bo tego się czytać nie da... a inne odpowiedzi w tym toną
12 lipca 2019, 08:10
To logiczne. Nie placilas za mieszkanie.?nie wiem o co Ci chodzi w tej wypowiedzinie płaciłaś czynszu achanie wiem na jakim Ty świecie żyjesz :P ja mieszkałam z rodzicami i absolutnie nie polegało to na "dokładaniu się do jedzenia" mieliśmy z mężem oddzielną lodówkę, nie było obiadkowania u mamuni (wierz lub nie) choć w kółko zachęcała. Rachunki koszty węgla były podzielone na wszystkich domowników i płaciliśmy swoją część. Proszek do prania, płyn do płukania tkanin własny, tabletki do zmywarki i środki czystości też normalnie kupowaliśmy. Nie mówię, że jest to jakiś wyczyn, absolutnie tylko zupełnie normalna sytuacja wg mnie jak zostajesz u rodziców. Dla mnie jedyna różnica była taka, że miałam mniej przestrzeni tylko dla nas i nie płaciłam czynszu. To był ogromny + dla nas, natomiast dla rodziców nie stanowiliśmy wielkiego cieżaru. Obiektywnie jak im się rozkładał koszt węgla na więcej osób to wręcz na korzyść im to trochę wyszło. Dom duży nikt nikomu na głowie nie siedział. Nie wspomne o tym, że ubieram się od stóp do głów od 18 roku życia. To, że mieszkasz z rodzicami nie zawsze oznacza totalną nieporadność i "garnuszek" rodziców.dla mnie powód do wstydu to siedzenie na garnuszku rodziców, bo usamodzielnienie się to np."to nabijanie bankom olbrzymich pieniędzy kosztem obciazania siebie średnio na 30 lat" "wynajem to spłacanie cudzego kredytu"czas dorosnąć naprawdę, a nie trzymać się kiecusi mamusitak to widzę bez obrazy,ale punkt widzenia osób, które to robią (sorrry nie robią bo dokładają np,. 300zł do jedzenia i sami kupują sobie skarpetki) będzie zupełnie innyTeż tak kiedyś myślałam, ale patrząc na to, jak z naprawdę sporym wkładem własnym np. u mnie w Krakowie trudno o kredyt - czasem jest to powód do dumy, bo trzeba coś osiągnąć, by móc go spłacać i w ogóle dostać... Niestety, w takich realiach żyjemy i jest to smutne.A mało osób ma 500 000 (50m w Krakowie w dobrej lokalizacji, jak masz dużo szczęścia - jak nie to jest drożej) w gotówce, przed 30. Lepsze to niż wynajem i spłacanie cudzego kredytu. Grunt, by móc taki kredyt spłacić w max 10 lat, a nie obciążać się na pół życia.podobnie jak Wy- dużo dostałam, ale nie wpłynęło to na brak zaradności, wręcz przeciwnie. Jak ktoś jest zazdrosny to jego problem, nie rozumiem tej zawisci- nigdy nikomu niczego nie zazdrosciłam. I też nie zamierzam przepraszać za to że miałam zaradnych rodzicow, z głową na karku, opiekuńczych, dla których bardzo wazna była moja edukacja (dla taty nie było chyba nic ważniejszego) - sama będę chciała jak najwięcej zapewnić swoim przyszłym dzieciom. Kredyt na mieszkanie to nie powód do dumy (jak i wstydu)- to nabijanie bankom olbrzymich pieniędzy kosztem obciazania siebie średnio na 30 lat. Przymus wielu ludzi w dzisiejszych czasach.Az tyle nie dostalam, ale na start mieszkanie i utrzymanie na studiach (przy czym od 16 r.z. dorabialam w wakacje). Jestem im za to niesamowicie wdzieczna i doceniam, ze mialam w tym sensie latwiej. Pomoc rodzicow w zaden sposob nie uposledzila mojej zdolnosci radzenia sobie w zyciu, pracuje, mam szacunek do pieniadza i jestem w stanie poradzic sobie w kazdej sytuacji. Nie mam zamiaru przepraszac, ze nie wyszlam z patologii i nie zostalam pozostawiona sama sobie w wieku 16 lat. Nie rozumiem pogardy i negatywnegej wymowy niektorych postow w tym temacie. Jasne, mozna i trzeba byc z siebie dumnym, ze wyszlo sie na ludzi i poradzilo w zyciu, majac ciezki start. Ale juz ?nie musze nikomu niczego zawdzieczac? itd. Powaznie? Ja sie ciesze, ze moi rodzice mogli i chcieli mi pomoc. Teraz ja staram sie, zeby im niczego nie brakowalo, mimo ze dobrze sobie radza finansowo. Kazda ze stron zadowolona w tym ukladzie i kazdy sie cieszy, ze moze czy mogl pomoc czy otrzymac pomoc. Wspolczuje tym, ktorzy tego nie maja i nie znaja, ale wypowiadanie sie z taka dumo-pogarda jest smieszne.Ja dostałam od rodziców wszystko. Mieszkanie, kasę na życie, samochód. Ba, kupili nawet po mieszkaniu dla każdego z moich dzieci, za które to mieszkania płacą. Ustawili mnie w życiu zupełnie. I nawet sobie nie wyobrażacie, jak jestem im za to cholernie wdzięczna, jak bardzo to doceniam i nigdy nie uważałam, że tak jest normalnie i że mi się należy. Może dlatego, że tego nigdy nie oczekiwałam, mam takie mega wielkie poczucie wdzięczności i sama nie wyobrażam sobie, żeby moje dzieci wywalić z gniazda i oczekiwać od nich jeszcze, że będą się dokładać do czynszu, czy coś w tym stylu. Dostałam ogromnie wiele i chcę to dalej przekazać. Z drugiej strony, czuję się winna wydając kasę na pierdoły, bo to, że tak dużo od rodziców dostałam, to wynik ich ciężkiej pracy i oszczędzania przez całe życie. Odmawiania sobie przyjemności. Mam nawet opory w wyrzucaniu zepsutego jedzenia. No, ale to nie temat tego wątku. EDIT. Jeszcze tak mi się nasunęło. Bo przez to, jak wiele otrzymałam spotykam się z ludzką zazdrością i zawiścią. Straciłam jakiś czas temu koleżankę, może nawet przyjaciółkę, bo ona nie dostała nic i strasznie mi wymawiała to, że ja mam wszystko za free. Nie jest to fajne, bo dlaczego mam czuć się winna za to, że moi rodzice mają takie a nie inne podejście do życia i dzieci? I czy moją winą jest, że jej rodzice traktowali swoje dzieci jak piąte koła u wozu? Zawsze starałam się ją wspierać i doceniać to, że doszła do tego co ma ciężką własną pracą. Ale nie podoba mi się, jak ktoś kto nie dostał prezentu od losu traktuje tych, którzy dostali z lekceważeniem i wyższością. No, chyba, że ten, który dostał chodzi nadęty jak paw i szczyci się tym, na co nie zapracował. To można chcieć dać mu prztyczka w nos.
to wg Ciebie rodzice powinni na mnie jeszcze zarabiać ? oni też przecież nie płacili nikomu żadnego czynszu, to był i jest ich własny dom.
12 lipca 2019, 09:34
to wg Ciebie rodzice powinni na mnie jeszcze zarabiać ? oni też przecież nie płacili nikomu żadnego czynszu, to był i jest ich własny dom.To logiczne. Nie placilas za mieszkanie.?nie wiem o co Ci chodzi w tej wypowiedzinie płaciłaś czynszu achanie wiem na jakim Ty świecie żyjesz :P ja mieszkałam z rodzicami i absolutnie nie polegało to na "dokładaniu się do jedzenia" mieliśmy z mężem oddzielną lodówkę, nie było obiadkowania u mamuni (wierz lub nie) choć w kółko zachęcała. Rachunki koszty węgla były podzielone na wszystkich domowników i płaciliśmy swoją część. Proszek do prania, płyn do płukania tkanin własny, tabletki do zmywarki i środki czystości też normalnie kupowaliśmy. Nie mówię, że jest to jakiś wyczyn, absolutnie tylko zupełnie normalna sytuacja wg mnie jak zostajesz u rodziców. Dla mnie jedyna różnica była taka, że miałam mniej przestrzeni tylko dla nas i nie płaciłam czynszu. To był ogromny + dla nas, natomiast dla rodziców nie stanowiliśmy wielkiego cieżaru. Obiektywnie jak im się rozkładał koszt węgla na więcej osób to wręcz na korzyść im to trochę wyszło. Dom duży nikt nikomu na głowie nie siedział. Nie wspomne o tym, że ubieram się od stóp do głów od 18 roku życia. To, że mieszkasz z rodzicami nie zawsze oznacza totalną nieporadność i "garnuszek" rodziców.dla mnie powód do wstydu to siedzenie na garnuszku rodziców, bo usamodzielnienie się to np."to nabijanie bankom olbrzymich pieniędzy kosztem obciazania siebie średnio na 30 lat" "wynajem to spłacanie cudzego kredytu"czas dorosnąć naprawdę, a nie trzymać się kiecusi mamusitak to widzę bez obrazy,ale punkt widzenia osób, które to robią (sorrry nie robią bo dokładają np,. 300zł do jedzenia i sami kupują sobie skarpetki) będzie zupełnie innyTeż tak kiedyś myślałam, ale patrząc na to, jak z naprawdę sporym wkładem własnym np. u mnie w Krakowie trudno o kredyt - czasem jest to powód do dumy, bo trzeba coś osiągnąć, by móc go spłacać i w ogóle dostać... Niestety, w takich realiach żyjemy i jest to smutne.A mało osób ma 500 000 (50m w Krakowie w dobrej lokalizacji, jak masz dużo szczęścia - jak nie to jest drożej) w gotówce, przed 30. Lepsze to niż wynajem i spłacanie cudzego kredytu. Grunt, by móc taki kredyt spłacić w max 10 lat, a nie obciążać się na pół życia.podobnie jak Wy- dużo dostałam, ale nie wpłynęło to na brak zaradności, wręcz przeciwnie. Jak ktoś jest zazdrosny to jego problem, nie rozumiem tej zawisci- nigdy nikomu niczego nie zazdrosciłam. I też nie zamierzam przepraszać za to że miałam zaradnych rodzicow, z głową na karku, opiekuńczych, dla których bardzo wazna była moja edukacja (dla taty nie było chyba nic ważniejszego) - sama będę chciała jak najwięcej zapewnić swoim przyszłym dzieciom. Kredyt na mieszkanie to nie powód do dumy (jak i wstydu)- to nabijanie bankom olbrzymich pieniędzy kosztem obciazania siebie średnio na 30 lat. Przymus wielu ludzi w dzisiejszych czasach.Az tyle nie dostalam, ale na start mieszkanie i utrzymanie na studiach (przy czym od 16 r.z. dorabialam w wakacje). Jestem im za to niesamowicie wdzieczna i doceniam, ze mialam w tym sensie latwiej. Pomoc rodzicow w zaden sposob nie uposledzila mojej zdolnosci radzenia sobie w zyciu, pracuje, mam szacunek do pieniadza i jestem w stanie poradzic sobie w kazdej sytuacji. Nie mam zamiaru przepraszac, ze nie wyszlam z patologii i nie zostalam pozostawiona sama sobie w wieku 16 lat. Nie rozumiem pogardy i negatywnegej wymowy niektorych postow w tym temacie. Jasne, mozna i trzeba byc z siebie dumnym, ze wyszlo sie na ludzi i poradzilo w zyciu, majac ciezki start. Ale juz ?nie musze nikomu niczego zawdzieczac? itd. Powaznie? Ja sie ciesze, ze moi rodzice mogli i chcieli mi pomoc. Teraz ja staram sie, zeby im niczego nie brakowalo, mimo ze dobrze sobie radza finansowo. Kazda ze stron zadowolona w tym ukladzie i kazdy sie cieszy, ze moze czy mogl pomoc czy otrzymac pomoc. Wspolczuje tym, ktorzy tego nie maja i nie znaja, ale wypowiadanie sie z taka dumo-pogarda jest smieszne.Ja dostałam od rodziców wszystko. Mieszkanie, kasę na życie, samochód. Ba, kupili nawet po mieszkaniu dla każdego z moich dzieci, za które to mieszkania płacą. Ustawili mnie w życiu zupełnie. I nawet sobie nie wyobrażacie, jak jestem im za to cholernie wdzięczna, jak bardzo to doceniam i nigdy nie uważałam, że tak jest normalnie i że mi się należy. Może dlatego, że tego nigdy nie oczekiwałam, mam takie mega wielkie poczucie wdzięczności i sama nie wyobrażam sobie, żeby moje dzieci wywalić z gniazda i oczekiwać od nich jeszcze, że będą się dokładać do czynszu, czy coś w tym stylu. Dostałam ogromnie wiele i chcę to dalej przekazać. Z drugiej strony, czuję się winna wydając kasę na pierdoły, bo to, że tak dużo od rodziców dostałam, to wynik ich ciężkiej pracy i oszczędzania przez całe życie. Odmawiania sobie przyjemności. Mam nawet opory w wyrzucaniu zepsutego jedzenia. No, ale to nie temat tego wątku. EDIT. Jeszcze tak mi się nasunęło. Bo przez to, jak wiele otrzymałam spotykam się z ludzką zazdrością i zawiścią. Straciłam jakiś czas temu koleżankę, może nawet przyjaciółkę, bo ona nie dostała nic i strasznie mi wymawiała to, że ja mam wszystko za free. Nie jest to fajne, bo dlaczego mam czuć się winna za to, że moi rodzice mają takie a nie inne podejście do życia i dzieci? I czy moją winą jest, że jej rodzice traktowali swoje dzieci jak piąte koła u wozu? Zawsze starałam się ją wspierać i doceniać to, że doszła do tego co ma ciężką własną pracą. Ale nie podoba mi się, jak ktoś kto nie dostał prezentu od losu traktuje tych, którzy dostali z lekceważeniem i wyższością. No, chyba, że ten, który dostał chodzi nadęty jak paw i szczyci się tym, na co nie zapracował. To można chcieć dać mu prztyczka w nos.
a dom im ktoś sprezentował? myślisz że utrzymanie domu to tylko media, które płaciłaś za siebie?
wyobraź sobie, że nie mieszkasz w domu za darmo, a jesteś samodzielna, potrafisz to sobie wyobrazić czy w twoim świecie to niewykonalne?
nie kontynuuje już dyskusji, bo naprawdę nie chce mi się tłumaczyć komuś takich podstaw jak samodzielne mieszkanie i utrzymanie się, a mieszkanie u rodziców i łożenie tych rodziców np. jeszcze na nowe mieszkanie.
12 lipca 2019, 09:55
Dostałam ogrom miłości, wiary w siebie i możlwość wykształcenia - od dziadków. Jestem im za to ogromnie wdzięczna. Niestety nie dostałam mieszkania ani żadnych pieniędzy, mój narzeczony też nie. Jakoś sobie radzimy, choć rozpoczynamy z niczym. Swoim dzieciom chcemy zapewnić lepszą przyszłość, niestety nasze rodziny nie mogą nam finansowo pomóc.
12 lipca 2019, 10:48
a dom im ktoś sprezentował? myślisz że utrzymanie domu to tylko media, które płaciłaś za siebie?wyobraź sobie, że nie mieszkasz w domu za darmo, a jesteś samodzielna, potrafisz to sobie wyobrazić czy w twoim świecie to niewykonalne? nie kontynuuje już dyskusji, bo naprawdę nie chce mi się tłumaczyć komuś takich podstaw jak samodzielne mieszkanie i utrzymanie się, a mieszkanie u rodziców i łożenie tych rodziców np. jeszcze na nowe mieszkanie.
tak, moi rodzice mieli wsparcie od swoich rodziców kupując dom. nie mieli go w prezencie, ale owszem dostali na niego częściowo pieniądze. napisałam jasno, że płaciliśmy znacznie więcej niż tylko media. u nas wzajemna pomoc to po prostu "tradycja" i norma i osoba, która tego nie ma tego nie zrozumie. pewnie TY swoim dzieciom ani złotówki nie dorzucisz - Twoja sprawa, moje dzieci będą mogły liczyć na moją pomoc, tak jak idzie to już od pokoleń w mojej rodzinie.