Temat: Trudne związkowe decyzje. Czy na pewno warto?

Cześć, właściwie sama nie wiem po co tutaj piszę. Chyba potrzebuje posłuchać historii kogoś innego, która w jakiś sposób była podoba. Może ktoś z was był w podobnej sytuacji dał szansę związkowi i wszystko jednak poszło w dobrą stronę i jest szczęśliwy? albo zakończył wszystko i uważa, że podjął dobrą decyzję? 

Opiszę sytuację. Będzie długo. Więc z góry przepraszam. Na ostatnim roku studiów poznałam chłopaka przez internet, to było 4 lata temu. 

Początki związku:

Plusy: Podobało mi się to, że można było z nim naprawdę fajnie pogadać, opowiadał mi ciekawe rzeczy. Wydawał mi się taką osobą przy której można się wiele dowiedzieć, dobrze mówił o swojej rodzinie, widać było, że ich ceni. Jestem rodzinna, więc to dla mnie ważne jakie relacje ma z bliskimi. Nie był zadufany w sobie, taki normalny, fajny chłopak. Jak już zaczęliśmy się spotykać to wiele się śmiałam, widać było, że wie czego chce. Podobało m się to. Nie zawsze jestem rozmowna, a rozmawiało nam się świetnie. Chłopak po studiach, robił właśnie podyplomówkę, pisał pracę na zaliczenie studiów. Bezrobotny, ale wiedziałam, że to raczej chwilowe, więc mnie to nie martwiło, a raczej myślałam, że fajnie, że chce to zrobić porządnie. Z biegiem czasu okazało się, że ma w sobie dużo ciepła i potrafi wspierać mnie w różnych decyzjach. 

Minusy: Ubrany był raczej tak sobie, raczej nie był zbyt zadbany, ale wyszłam z założenia, że pewnie jest biednym studentem i zwyczajnie nie ma kasy. I, że to nie jest powód żeby kogoś skreślić. I, że jak sytuacja finansowa mu się poprawi, skończy studia, pójdzie do pracy, zacznie zarabiać to będzie lepiej. Nie podobało mi się to, że seks był z jego strony dość egoistyczny. Nie do końca był zainteresowany tym czy mnie było dobrze. Miał chęć cały czas, ale ja czułam się traktowana dość przedmiotowo i zaczęłam sugerować, że potrzebuje przyjemności też dla mnie. Niby cośtam się starał żeby było lepiej, ale przyjemności zazwyczaj nie było, a potem seksu w ogóle było mniej. Moja rodzina nie była zachwycona moim wyborem partnera, musiałam trochę usprawiedliwiać swoją decyzję. Na początku nie do końca podobało mi się to, że trochę wymuszał zostawanie u mnie na noc, i nie domyślał się, że skoro przychodzi do mnie regularnie, nie kupuje jedzenia a bywa u mnie parę dni w tygodniu to mocno obciąża mój budżet. 

Po 4 latach. 

Wiem, że jest inteligentnym facetem, ale nie rozmawiamy już tak dużo, choć spędzamy ze sobą dużo czasu. Od dawna nie czuję już tego połączenia dusz. Wcale nie czuję, żeby ten związek pchał mnie gdzieś naprzód. Wkurzają mnie jego zainteresowania, bo nie potrafię wyzbyć się skojarzenia z niechlujstwem (samochodowe graty i mocno przykurzony prl). Pomimo tego, że dobrze zarabia (powyżej średniej krajowej) i ma perspektywy wzrostu zarobków w najbliższym czasie o kolejne 20 % to wciąż nie dba o siebie. Moje sugestie, że powinien sobie coś kupić zazwyczaj kończą się kłótnią. W ramach kompromisu kupuje wtedy coś (kolejny zakup dopiero przy kolejnej kłótni) Obecnie chodzi głównie w adidasach, które ma od tych 4 lat gdy się poznaliśmy i sztybletach, które przypuszczam, że dostał od rodziców 2 lata temu. Ma też swoje ulubione skosmacone szorty, które już nie były pierwszej nowości gdy się poznaliśmy. Chodzi na okrągło w tym samym, a mnie już nawet nie chce się poruszać tego tematu, bo wiem, że skończy się kłótnią. W związku z tym, że niedawno kupiłam mieszkanie miałam na czas remontu wprowadzić się do rodziców (2-3 miesiące), jemu skończyłaby się akurat umowa na mieszkanie i zamieszkalibyśmy razem niby u mnie, ale cały czas podkreślałam, że u nas (uważam, że z mojej strony jest to swego rodzaju deklaracja). Przez covida temat trochę się przeciągnął i remont kończymy (?) dopiero teraz. Pomieszkuję u niego trochę. Śpię tam parę dni w tygodniu, czasem on u mnie. Denerwuje mnie, że jest u niego brudno. Wiecznie nieumyte gary, niewyczyszczona toaleta, kurz nieścierany od miesięcy czy nalot w niektórych miejscach. A jak przyjdę do niego parę razy na noc, to przeciez nie zacznę tam latać ze ścierką i cifem, albo myć jego gary. Przez te 4 lata nie kupił sobie nowej pościeli (co nie byłoby problemem gdyby nie to, że ta też jest stara i skosmacona i ciągle mu o tym mówię). Od tych 4 lat nie kupił sobie również poduszki, więc gdy u niego śpię oddaje mi swoją, a on bierzę taką zwykłą, tapicerowaną poduszkę z kanapy. Jeśli chodzi o mieszkanie to przez długi czas miała wrażenie, że chociaż będziemy tam mieszkać razem to tylko mnie to obchodzi. Jasne, pomógł mi wynieść gruz i wywieźć go z mieszkania, przywieźć płytki, jeździ też ze mną po sklepach. Ale słyszałam też non stop, że to co będzie kupione to już bez różnicy, bo on się do wszystkiego przyzwyczai i będzie mu się podobać. Nie pokazał mi też nigdy co jemu się podoba. Powiedział też parę razy że jeśli chodzi o to czy o tamto to żebym nie myślała, że mi pomoże, bo się na tym nie zna. Ekip remontowych parę razy doglądał mój ojciec. Wiedząc, że się nie do końca znam zaoferował mi pomoc. Facet - cóż, nie. Jak go prosiłam żeby zajął się jednym tematem i raz wyszedł wcześniej i ogarnął coś na mieszkaniu (konsultacje odnośnie instalacji) bo ja już przez remont wybrałam prawie wszystkie dni urlopu, a przecież też tam będzie mieszkał. To powiedział, że nie da rady, u niego też z tym kiepsko (wziął 3 dni ot, tak w listopadzie, a w grudniu ma na pewno jeszcze 5 wolnych dni). Ja mam aktualnie 1 wolny dzień. Będziemy tam mieszkać razem, ale czułam się pozostawiona z tym sama. Rodzina zaczęłam mnie pytać czy jestem sponsorem mojego chłopaka albo czy on jest tylko asystentem od remontu czy kimś jeszcze. Dwa tygodnie temu zrobiłam mu z tego powodu awanturę, bo czułam się strasznie sama z tym wszystkim, to teraz trochę się ogarnął. Z jego strony nie ma deklaracji, powiedział mi ostatnio, że dołoży się 10 tysięcy do remontu (ot, jedyna deklaracja). Za wszystko płacę ja, ewentualne podpowiedzi są w stronę żeby kupować wszystko z wyższej półki i wyrzucić wszystko z mieszkania po starych właścicielach.  Pół roku temu jak trochę się bałam, że może wpadliśmy bo spóźnił mi się okres to też powiedział, że nie jest gotowy na dziecko i nie wie kiedy będzie. Ja np. wiem, że za rok czy dwa to już będzie ten moment. Fajne jest to, że potrafi potrafi być ciepły i troskliwy, ale seksu teraz prawie nie ma (raz na miesiąc, najczęściej z mojej inicjatywy), przez co czuję się nieatrakcyjna. Jak u niego zaczęłam nocować to nie czuję już, że mnie objada, chętnie coś zamawia i kupuje sam, więc tutaj zaszła zmiana na plus. Czasem kupuje mi coś bez okazji i to też jest miłe. Dalej dba o rodzinę, ale w swoim domu rodzinnym nie jest mężczyzną tylko chłopcem. Boję się, że gdy założymy dom będę musiała mu matkować. Mówić co ma zrobić. Sam sobie nie gotuje, więc temat będzie zostawiony mnie, sprzątać nie potrafi (widać po mieszkaniu). Nie mam też takiego odczucia, że byłby dobrym ojcem. Prędzej, że strach byłoby zostawić z nim dziecko, bo zapomniałby je nakarmić (bo wyszedł z założenia, że on nie jest głodny to dziecko też nie, nieraz jest tak, że sam się naje niezdrowych rzeczy, których ja nł?e zjem i dziwi się, że ja jestem głodna). Potrafi też przyjść na rodzinne spotkanie z mojej strony i przez 5 godzin powiedzieć tylko dzień dobry i do widzenia i jakieś jedno zdanie jak już ktoś go o coś spyta. 

Pomimo tego wszystkiego wydaje mi się, że to nie jest tak, że go już nie kocham i byłoby mi trudno skończyć tę relację. Jesteśmy ze sobą trochę czasu i to byłoby dziwne gdyby ta po prostu z niego zniknął. Przecież był codziennie. Czułabym się też parszywie, że tuż przed przeprowadzką do nowego mieszkania powiedziałabym mu, że się rozstajemy. Mógłby się poczuć wykorzystany, a tego bym nie chciała. Mimo wszystko jest to dobry chłopak. Boje się też, że gdy skończę ten związek to zostanę już sama jak palec, albo, że wolni faceci koło 30 to osoby, z którymi trudno będzie ułożyć sobie życie. A z drugiej strony boję się też, że na te prawdziwe deklaracje nigdy się nie doczekam, że będzie zawsze czas. Że za parę lat dalej będę mieć 30 parę lat i dalej będę słyszeć, że mnie kocha i chce sobie ze mną ułożyć życie i mieć dzieci  (i na tym się będzie kończyć) i będzie ze mną mieszkał w naszym mieszkaniu, które będzie moje jak trzeba będzie coś załatwić. No ale może wszyscy faceci tacy są a ja wymagam za wiele.

Może ktoś z was był albo jest w podobnym związku? jesteście szczęśliwe? on się ogarnął?

Jezeli masz normalna, fajna rodzine, bliskie relacje z nimi, to warto czasami ich posluchac.

Jeżeli rodzina widzi, ze on Cie zle traktuje , a Ty go przed nimi usprawiedliwiasz, to już pierwsza lampka ostrzegawcza.

Żeby nie było – moja mama kiedyś krotko powiedziała, ze to nie jest facet dla mnie. Było mi przykro, obraziłam się.  Ale szybko się okazało, ze miała racaje. Ja tego wtedy nie widziałam.

Twoj zwiazek jest troche na sile, z braku laku. Roznice maja trochę fascynować, przyciagac, a nie wkurzac.

Niechlujstwo mnie nie razi u innych, ale mój facet musi być czysty, zadbany, oglolony, ostrzyżony itd. Nie ma wymówki, chyba ze choroba.  Nie zadam markowych ciuchow, ale zmechacone szmaty, dziury, plamy, których nie można sprać, zlachana bielizna mnie skutecznie zniecheca. 

I tak samo z mieszkanie – mam w nosie jak kto zyje, znajomi lub rodzina, nie interesuje mnie czy jest bałagan czy nie. ALE u mojego faceta musi być ogarnięte. I jak zwykle nie chodzi o super połysk, ale tygodniowe garny w zlewie czy zapuszczona umywalka w łazience - to zly znak. Kiedyś, jak odwiedziłam moje owoczesnego wybranka, to  zakonczylam znajomość, bo ja dorosłego chlopa nie będę uczyc sprzątania.

A Ty 4 lata to tolerujesz i jeszcze chcesz go wprowadzic do siebie.

4 lata razem i już totalne wypalenie jeżeli chodzi o seks – to bardzo zly znak na przyszlosc.

Jeżeli on nie jest gotowy na dziecko i poważne deklaracje – to nigdy nie będzie.

19 latek może nie być gotowy, ale nie facet ok.30stki.

 

Jak to czytam, to sorry, ale gosciiu jest SKNERA! Ewentulnie kase wydaje tylko na swoje hobby.

Moja rada, to Twoje mieszkanie i szacun, ze kupilas – nie wprowadzaj się z nim.

W ogle co za teksty – nasz mieszkanie,  u nas – jak wszystko SAMA robisz, organizujesz, załatwiasz.

Czytam dalej Twój post i nie wierze, ze Ty z nim jesteś!!!!

To nie milosc. Przyzywyczailas się, ze ktoś jest.

On moglby się poczuc wykorzystany – no weź się nie ośmieszaj. Przeciez to przykład pasożyta.

Chce się urzadzic w TWOIM mieszkaniu, gdzie wszystko mu jedno, byleby JEMU byłoby WYGODNIE.I te jego  zlote rady aby kupowac rzeczy do mieszkania z wyzszej polki. A sam CI poduszki do spania nie kupil u siebie.... 

Nie, daj spokoj. Z tego nic nie będzie. Takie cieple kluchy, zapchaj dziura. Będziesz się tylko wkurzac. Na wynajmie pewne rzeczy nie bola.

Na SWOIM mieszkaniu zuplniej inaczej się patrzy na bałagan.

Będziesz po dużym chłopcu myc kibel i wyszstkiego pilnować?

Lepiej być sama niż mamusia dorosłego faceta! 

Nawinal się pierwszy lepszy facet i trzymasz się go kurczowo jakby to był ostatni facet na Ziemi, bo na nic lepszego nie zasługujesz. Ale ja Ci powiem, ze sa fajni faceci, nie trzeba wszystkiego w kolko gadac, prosić i palcem pokazywać.

Przeczytaj swój pierwszy posta na spokojnie. Cala lista WAD. A poza tym dobry chłopak, który potrzebuje malo wymagajacej kobiety, ktora mu zapewni wygodne zycie.

Myslisz, ze za kolejne 4 lata bedzie cos lepiej? Ale wtedy juz bedziesz po 30ste i wlaczy Ci sie zegar biologiczny i faza na dziecko. A pozniej wszystko bedzie na Twojej glowie.


 

Moim zdaniem jak masz się z nim rozstać to zrób to teraz, zanim się wprowadzicie do nowego mieszkania. Potem będzie tylko ciężej mu powiedzieć, żeby się spakował i wyprowadził. Głupio by mi nie było, jak sama piszesz żadnych decyzji nie podejmował, niczego przypilnować nie potrafił, pieniędzy też w to nie włożył (jeżeli włożył, to bym mu je oczywiście oddała). A nawet gdyby coś tam robił, to ciężko brnąć w związek tylko z poczucia winy, albo obowiązku. 

Mnie najbardziej razi ten temat dziecka. Nie wyobrażam sobie, że mówię facetowi (takiemu z którym jestem parę ładnych lat), że być może jestem w ciąży, a on zamiast mi okazać jakieś wsparcie, wyskakuje w tym momencie z tekstem, że nie jest gotowy. A jakbyś była w tej ciąży to co by zrobił? Zostawił Cię, bo nie jest gotowy? Dalej mieszkał z Wami, ale tak jak się nie zajmuje mieszkaniem, tak samo by się nie zajmował dzieckiem i patrzył jak wszystko musisz robić sama? 


Ja stracilam 6 lat na taki zwiazek, ale ja mlodsza bylam jak do mnie dotarlo, ze z tej maki chleba nie bedzie, bo sie rozstalismy pod koniec studiow...

Pasek wagi

Mam w otoczeniu takiego człowieka - lepiej na pewno nie będzie. Co z tego, że człowiek "w gruncie rzeczy dobry", kiedy wykończy Cię wszystkim innym psychicznie. Zwijaj manatki jak najszybciej. Najgorzej zrobić pierwszy krok, jak już pozbędziesz się tego "balastu" wszystko z czasem zrobi się jaśniejsze i bardziej oczywiste. I baaaardzo wątpię, że będziesz żałować decyzji, nawet jeśli jakimś cudem będziesz sama.

lamcookie napisał(a):

Mam w otoczeniu takiego człowieka - lepiej na pewno nie będzie. Co z tego, że człowiek "w gruncie rzeczy dobry", kiedy wykończy Cię wszystkim innym psychicznie. Zwijaj manatki jak najszybciej. Najgorzej zrobić pierwszy krok, jak już pozbędziesz się tego "balastu" wszystko z czasem zrobi się jaśniejsze i bardziej oczywiste. I baaaardzo wątpię, że będziesz żałować decyzji, nawet jeśli jakimś cudem będziesz sama.

tak mysle, ze jak sie wprowadzi, to juz w ogole bedzie trudniej go 'wyeksmitowac'. 

Oj, bo dopiero co sie wporwadzil, bo glupio, bo swieta, bo gruz wyniosl i dobre rady dawal, a moze kiedys dorosnie, a moze trzeba dac szanse...


sylwik1989 napisał(a):

Hej autorko - bardzo dużo z tego co piszesz mogę odnieść do mojego ex.  

Trochę jakbym siebie czytała... 

Ja podjęłam decyzje aby się rozstać (zajęło nam to ponad rok, bo próbowaliśmy to naprawić), ale już było za późno i no, to nie było to. Nie ma związków perfekcyjnych i trzeba czasem iść na kompromis ale wygląda mi na to że przerosłaś ten związek. Jesteście zbyt różni. 

Miłość ma wiele twarzy... i miłość to nie wszystko. Związek z samej "miłości" nie przetrwa próby czasu... jest dla ciebie ważny i podejrzewam wiele z tym do czynienia ma przyzwyczajenie i  ciepłe uczucia jakimi go darzysz, ale niewarto tkwić w czymś w czym źle się czujesz na dłuższą metę. Mimo że to dobry i kochający chłopak... Ja nadal mojego ex darzę miłością ale jest to inny rodzaj miłości jak na np. początku naszej znajomości... uczucia się zmieniają, życie i ludzie się zmieniają. 

zgadzam się..skoro już teraz autorko masz tyle wątpliwości i tyle róznych "ale" to ja bym chyba się zastanowiła po prostu na Twoim miejscu czy widzisz się z tym facetem za 10 lat. 

Mojr@ napisał(a):

Nie zastanawiam się nad tym czy go lubię czy kocham, bo po prostu wiem, że jest dla mnie ważny i, że odczuję bardzo jego brak w życiu w przypadku rozstania. Równocześnie wiem, że te rzeczy, które dla mnie są problematyczne jeśli się nie zmienią będą mnie coraz bardziej frustrować i, że jeśli on nie zacznie bardziej się angażować i bardziej dbać o siebie to po prostu na którymś etapie to pęknie, a wtedy będzie się jeszcze trudniej rozstać. Po prostu mam wrażenie, że miłość ma różne oblicza i, że w pewnych sferach mamy duże braki. Chociaż w wielu patrzymy na życie podobnie. Rok temu myślałam jeszcze, że to ten jeden jedyny, a teraz przez to uczucie osamotnienia w wielu kwestiach nie jestem tego pewna po prostu.

I to, że myślę, że lęk że zostanę całkiem sama w razie rozstania też jest chyba całkiem normalny. Każdy zna parę takich osob. To mogę być też ja.

A z poczuciem własnej wartości chyba w porządku. Jak byłam nastolatką miałam dużo kompleksów i nie lubiłam bardzo siebie. Teram myślę, że już się akceptuję. 

no wlasnie albo nie bedzie i ty nie wytrzymasz, albo bedzie sie do tego zmuszal na sile i on nie wytrzyma. Albo odbije sie to w inny sposob. Lepiej niech kazdy pojdzie w swoja strone i znajdzie partnera ktory mu odpowiada.

Pasek wagi

Niemal zawsze jak czytam te vitaliowe wątki o związkach, zastanawiam się, co jeszcze musiałby zrobić facet, żeby zapaliła się lampka z napisem "Spadaj stąd". 

Przecież z tego, co tu napisałaś, nijak nie wyłania się obraz szczęśliwego, rokującego na długo i szczęśliwie związku. Po co przedłużać te męczarnie?

Ja pominę już to, w jaki sposób tego faceta opisujesz, bo opis jednej osoby zawsze będzie stronniczy, ale z tego co piszesz nie wyłania się opis dobrze rokującego związku. I całkiem możliwe że on też to widzi, że też go mnóstwo rzeczy u Ciebie drażni ale nie chce się rozstać z tych samych powódów co Ty + pewnie mu też wygodnie. Dlatego uważam, że to Ty powinnaś tutaj podjąć decyzję i to zanim że sobą zamieszkacie. Ja nie chciałabym być w związku, który mne irytuje. 

Pasek wagi

PowrozeJarmuzem napisał(a):

Niemal zawsze jak czytam te vitaliowe wątki o związkach, zastanawiam się, co jeszcze musiałby zrobić facet, żeby zapaliła się lampka z napisem "Spadaj stąd".  Przecież z tego, co tu napisałaś, nijak nie wyłania się obraz szczęśliwego, rokującego na długo i szczęśliwie związku. Po co przedłużać te męczarnie?

Dla niektórych chyba nic nie jest wystarczającą przesłanką. Nawet jeżeli „pije i bije” („ale w gruncie rzeczy jest przecież dobrym, miłym mężczyzną”) to może znaczyć, że właśnie dlatego, że kocha i mu zależy! A może i w końcu coś się zmieni na lepsze... ;) 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.