Hej Kochane, za trzy tygodnie będzie dla mnie TEN dzień. To chyba nienormalne, ale już zaczynają mi się śnić koszmary (jesteśmy już w kościele a tu nie ma obrączek, albo że stoję bez makijażu z przerzedzonymi włosami
a siostra Narzeczonego się ze mnie śmieje, albo, że nie mamy samochodu, kierowcy i tysiąc innych szczegółów niedopracowane
).
Jak myślę o tym, że będziemy stać przed ołtarzem i wszyscy będą na nas patrzeć, to robi mi się słabo. Jak myślę o tym, że będziemy gospodarzami tego dnia i musimy się tak zachowywać, żeby nikogo nie urazić, żeby wszystkim tradycjom stało się zadość, to mi słabo. Jak wyborażam sobie, że mamy przed wszystkimi zatańczyć, a potem jeszcze z ciotkami, wujkami etc to spinam się maksymalnie. Co prawda nie robimy weselicha ale kilkugodzinne przyjęcie na jakieś 30 osób, miał być obiad, przekąski, desery i nasiadówka ale rodzina się uparła na tańce
to w ten weekend idziemy na kurs przyspieszony ale i tak marnie to widzę. Oboje się spinamy tym a ja to w ogóle w życiu nie tańczyłam w parze.
Najgorsze jest to, ze przyszła teściowa i szwagierka nie mogą się pogodzić, że straciły źródło dochodu i oparcia, czyli mojego przyszłego męża.
W związku z tym jak można się domyślić, miłością do mnie nie pałają delikatnie mówiąc. Była już opcja, że się wypną i nie przyjda, ale ostatecznie powiedziały, że... żartowały.
No i pewnie możemy się ich spodziewać. A ja się boję jakichś numerów z ich strony, czy choćby mniej lub bardziej jawnie okazywanej niechęci - nie mam pojęcia, jak się zachować.
Wszystko to sprawia, że czuję STRES. Jak sobie radzić ze stresem przedślubnym? Może poradzicie coś?