Uslyszalam ostatnio ze niektorzy ludzie musza sie nauczyc byc szczesliwi sami ze soba. I calkowicie sie z tym zgadzam. Ja na szczescie mam ten etap uczenia za soba. Lubie byc sama. I tu nie mowie o byciu singielka, bo to akurat srednio mi sie podobalo, ale o potrafieniu zajecia sie sama soba. Bez spiny. Bez nudzenia sie. Lubie sie poprzytulac, obejrzec razem film, zjesc posilek, ale nie moglabym wisiec na kims 24/7. Cmokac sie, glaskac niczym pieska i tulic. Paw murowany. A dusze romantyczki mam, pornusy tez lubie ogladac. Zeby nie bylo.
Poznalam ostatnio dziewczyne - z ktora jakos dziwnie nadaje na tej samej fali. Rozmawialysmy 3x, przyjechala do mnie na obiad i wino. Bawilam sie przednie. Z tak naprawde obca osoba. Bardzo to dla mnie zaskakujace. Bo nie lubie poznawac nowych ludzi i o z grozo jeszcze z nimi sie meczyc rozmowa o niczym.. takze sie sama sobie dziwie, jak mi sie to spotkanie podobalo.
* *
Tymczasem dzis sobota, chodzi mi po glowie pizza lub nalesnki.. ale mam malo sera, drozdzy brak a len w tylku jest zeby isc do sklepu.. na jutro cos wyczaruje z tego co jest..
Tymczasem wracam do ksiazki. Nie za wiele z niej rozumiem, ale jakos brne przez kolejne strony;)