Witajcie
od samego rana zastanawiałam się co mi powie moja Pani dietetyk, po tym jak
wejdę na wagę i zobaczy, ze się nic nie zmieniło. To, że waga stoi w miejscu od
miesiąca to jest fakt, o którym już wiecie. Pani nadzwyczaj była spokojna, nie
pytała co się stało, ani też nie wydawała żadnych "ochów" i
"achów", że nic nie poszło w górę. No ale ja nie byłabym sobą, gdybym
nie zaczęła jęczeć, że waga nie chce się zmienić dla mnie na lepsze i owszem
zdaje sobie sprawę, że skoro pracowałam na to jak wyglądam ileś miesięcy czy
lat to w ciągu miesiąca czy dwóch tego nie zrzucę. Usłyszałam, że muszę być
cierpliwa, że to normalne i zapytała mnie czy z ręką na sercu mogę powiedzieć,
że przestrzegam naszych ustaleń? A ja oczywiście, że tak!! Na to Pani Ola czy
piję wodę, a ja, że z tą wodą to tak różnie, bo pierwszy tydzień piłam bardzo
uczciwie 2 litry dziennie, ale mam wrażenie, że jest mi od niej zimno ... I że
ja tak naprawdę nie potrzebuję takiej ilości płynów. Kobieta spojrzała na mnie
i powiedziała, że skoro piję zimną wodę to się ochładzam od środka i o tej
porze roku powinnam pić ciepłą (ble) lub chociaż letnią (no dobrze, ta jeszcze
może być), a dla smaku przecież mogę dodać pomarańczę czy mandarynkę (na to nie
wpadłam), nie wspominając już o cytrynie i mięcie (to już wiadomo oczywista
oczywistość). No a jak z dietą - czy jej przestrzegam - czy np. zmieniam sobie
posiłki z różnych dni bo tak mi się podoba, albo nie daj dokładam coś od
siebie. Na to ja, że przestrzegam i o bardzo, i nawet te śniadania zaczęłam
jeść. A Pani Ola uśmiechnęła się, przechyliła głowę lekko na ramię, popatrzyła
na mnie dużymi oczyma (aż Jej się czoło podniosło do góry) i mówi: nic, a nic
ponad to co jest w jadłospisie? Żadnego ciasteczka? No oczywiście, że nie bo o
czym tu mówić, o czym wspominać, o tym małym kawałeczku szarlotki (no dobra
może był większy niż kawałeczek - powiedzmy kawał i nie raz tylko kilka), ale
to na pewno nie ma wpływu na mój zastój wagowy. No i jeszcze przeprosiłam
się z bieżną. Oczy Pani Oli figlarnie na mnie spojrzały i wówczas padło pytanie
a jak rozmiarowo? A ja, że jest ok, że te wałki z pleców zeszły i te boczki
jakby mniejsze ... A ile razy w tygodniu chodzę czy biegam na tej bieżni? No a
ja - takim cienkim pytającym bardziej, niż stwierdzającym głosikiem, że
zaczęłam po świętach i tak do 8 stycznia to chyba codziennie. I wtedy
usłyszałam: Pani Ewo to dlaczego się Pani dziwi? Bieżnia trzy, cztery razy w
tygodniu i woda! No dobra cytryna i pomarańcza na jutro do pracy naszykowane, a
jedzenie zaraz ogarnę... Człowiek to jednak istota, która zawsze znajdzie
usprawiedliwienie dla swoim małych i większych oszustw. Zobaczymy, jak będzie
na następnym razem… A Wam jak mija walka ze słabościami? Pozdrawiam wieczorową porą , a może już
nocną?