Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

No to znów dobiłam do 76 kg. To już 20 kilogramów, które chcę zrzucić z początkowych kilku, które chciałam zrzucić zakładając konto dekadę temu. Jem emocjonalnie, jem z nudów, jem by regulować emocje. Myślę, że jak to opanuję, reszta przyjdzie sama. Uprawiam sport, lubię być na świeżym powietrzu. Lubię jeść warzywa, nabiał i białe pieczywo. Moim problemem jest przede wszystkim ilość, a nie to, co jem.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 125117
Komentarzy: 4907
Założony: 26 marca 2022
Ostatni wpis: 17 stycznia 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Babok.Kukurydz!anka

kobieta, 39 lat, Piernikowo

172 cm, 77.90 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

25 lipca 2023 , Komentarze (9)

Debatowaliśmy z Ukochanym trochę na ten temat i oboje mamy spory problem w znalezieniu tej jednej jedynej smacznej rzeczy.

Mąż przypominał sobie cuda, jakie jedliśmy na wakacjach. W jakich restauracjach tutaj w NL byliśmy i co jedliśmy. Ostatnie wyjście z jego rodzicami do restauracji 4 km od domu, gdzie jedliśmy naprawdę wspaniałe przysmaki. Nie mógł zdecydować się na jedną rzecz.

Ja tam właśnie krążyłam myślami w podobnych kręgach. Daleko od domu, egzotyczne jedzenie. Pyszny był dorsz w Portugalii, bulion z ogórka w Hoorn, homar na Azorach, ramen w Amsterdamie, bullet steak w Alkmaar, hamburgery w Popradzie… No dużo tego. I tak zaczęłam myśleć o czymś innym. Może nie chodzi o to, co było najsmaczniejsze względem wyjątkowości smaku, ale coś, co przy pierwszym kęsie daje ci naprawdę wspaniałe uczucie smakowe. Taki komfort i prawdziwą przyjemność. I tu wygrywa…. kanapka z paluszkami rybnymi, które robi mój mąż. Dużo cebuli, sałaty, sos do frytek, chleb naszej roboty albo bulki z sezamem, paluszki rybne wysmażone i zostawione do obcięknięcia na ręcznikach papierowych. od pierwszego kęsa mam wtedy takie wewnętrzne „o boże, ale to pyszne!”. Gdzieś na drugim miejscu dam świeża bagietkę z masłem i serem.

A jak to jest u was? Macie taką jedną najpyszniejszą rzecz, którą pamiętacie, czy może ciężko się zdecydować?

24 lipca 2023 , Komentarze (6)

W niedzielę staram się wykonać trening biegowy taki dla siebie. Poza planem. Podczas tego biegu robię interwały 1 km na 3 minuty odpoczynku. I biegnę tak długo, jak mi starczy sił. Jak mam dość to dzwonię po męża, aby mnie odebrał. Rok temu fajnie się to sprawdzało, bo dobiegałam do Den Helder i mąż wpadał w te gorące i słoneczne dni z izotonikiem po mnie. Tego lata dni bywają słoneczne, ale prawie nie ma ciepłych dni. Było trochę upałów, a tak to holenderskie lato – 21 stopni i wieje.

Wyszłam więc w niedzielę na taki bieg. Minęłam jedno skrzyżowanie do domu i uznałam, że „e tam, jeszcze nie”. Pobiegłam dalej. Potem kolejne i kolejne i kolejne. Mimo, że bolały mnie kolana w poprzednich dniach, tego dnia nie bolało mnie wcale. Nie podczas biegu. W końcu dobiegłam do miejscowości 5 km od naszej i stwierdziłam, że jestem zmęczona. Czas się zatrzymać. Dokończyłam jednak jeszcze jeden interwał tak dla pewności i stop. Wyszło mi 16 km. To mój 3 najdłuższy bieg odkąd biegam. W poprzednim tygodniu razem zrobiłam 9,75 km. Zaś najdłuższy zrobiłam 3 lata temu – 17,42 km.

Mam nadzieję w tym roku pobić ten rekord.

23 lipca 2023 , Komentarze (7)

Swoje 7-me urodziny spędziłam w szpitalu. Były to całkiem fajne 3 tygodnie pełne dziwnej papki mięsnej, zupy mlecznej z zacierką [nienawidzę] i kisielu zbyt rzadkiego, by kisielem go nazywać.

Miałam operowany pęcherz moczowy. Byłam zacewnikowana dootrzewnowo i pamiętam, jak próbowałam wstać z łóżka po operacji, ale miałam sztywny brzuch i nie dałam rady. nie pamiętam bólu po operacji, ale taka sztywność. Nosiłam na szelkach z bandaży woreczki na mocz. Dostawałam jakieś bardzo bolesne zastrzyki, po których bolały mnie tak pośladki i uda, że nie mogłam chodzić. Na pielęgniarki mówiliśmy „ciocia”, a moja prawdziwa ciocia Renia przynosiła mi Chio Chipsy po operacji, choć doskonale wiedziałam, ze nie powinnam jeść soli. Do dziś nie jem wcale soli. Chyba, że kupuję frytki, to nie da się jej uniknąć. Chipsy oddawałam takiemu chłopcu z oddziału, który mi się podobał, a na sali leżałam z bardzo fajną dziewczynką o imieniu Ada. No i pamiętam, że moja mama myślała, że umarłam. Przeniesiono mnie między salami i jak mama przyszła w odwiedziny to znalazła tylko kartkę nad łóżkiem z moim nazwiskiem skreśloną czarnym pisakiem. Zawsze o tym opowiada jak o największym horrorze. Pamiętam śnieg za oknem i bardzo wysokie łóżko, na którym spałam. I że nie mogłam zasnąć, bo światło było na korytarzu.

A jak to było u Was? Miałyście jakąś operację? Pomijając cesarkę?

22 lipca 2023 , Skomentuj

Znów pojechałam do ogrodniczego i znów tylko na moment i po jeden worek ziemi. Wróciłam z trzema i masą doniczek. Z ciekawostek, jakie widziałam to pelargonia na pieńku oraz budka lęgowa wysoka na 3 metry.

Widziałam doniczki z ociekaczem i na początku przeszłam obok nich obojętnie, ale potem uznałam, że kupię sobie ładną doniczkę na stół w ogrodzie. Wodę można kumulować w przestrzeni pod nakładką, a można wyciągnąć korek i nadmiar wody spuścić, by zapobiec przelaniu w deszczowe dni.

Dokupiłam 12 doniczek 17cm oraz 6 doniczek mniejszych. W te większe planowałam wsadzić alstromerie a w te mniejsze truskawki z nasion. Ostatnio zauważyłam, że częstoprzesychają i to dlatego, że korzneie wypełniły już cała doniczkę i brakuje ziemi, która by zatrzymywała wodę na dłużej.

Posadziłam 4 z 5 moich papryk peperoni. Zobaczę czy większe doniczki przyspieszą ich rozwój. Póki co wyglądają lepiej niż piąta roślinka, która została w swojej 5cm doniczce.

Truskawki pomimo porażenia grzybem, zaczęły robić nowe listki. Czyli będą żyć. miały dość spore korzenie i cieszę sie, że je przesadziłam. Wydaje mi się, że będzie mi w ten sposób łatwiej je w domu przechowywać przez zimę. Duże rośliny truskawek, które kupiłam już kwitnące, pójdą na zimę do gruntu. Na razie ogród jest jeszcze zajęty fasolką, ale to kwestia pewnie dni, góra dwóch tygodni.

Do roślinki, która wcześniej stała na stole dokoptowałam malutkiego goździka. Póki co roślinka ta po przycięciu średnio się odnawia, więc boje się, czy przetrwa. Poza tym musiałam rozdzielić bryłe korzeniową, aby zmieścić wszystkie rośliny. Na razie nie umarła, więc jest nadzieja, że odżyje za jakiś czas.

Alstromerie trafiły też w większe doniczki. Widziałam, że ich korzenie ładnie już pogrubiały [alstromerie robią korzenie jakby spichrzowe] i zaczęły uciekać dołem doniczek 9cm. Niektóre jak widać na zdjęciu, kwitną, choć powinny być teraz na etapie usiłowania przetrwania. Są to rośliny, które podczas usuwania starych pędów zostały wyrwane. Wyszło z pociągnięciem za dużo rośliny, i jeśli tylko ma kawałek łodygi i korzenia, to wsadzam do ziemi. Jak widać rośliny te przyjęły się. Najbardziej zależy mi na tricolorze – roślinie, którą wycięłam z alstromerii, którą tesciowa kupiła będąc u nas w NL.

Mam też mniej okazałe alstromerie, które miały ładne, duże korzenie, ale trochę gorsze części nadziemne.

Powodem wyjazdu do sklepu ogrodniczego było kupienie ziemi i doniczki do lawendy. niestety widać było po niej, że jej za ciasno i codziennie przywiędła, bo bryła korzeniowa nie zatrzymywała wody. Wybrałam doniczkę niebieską, aby fajnie współgrała z lawendą. Zdaję sobie sprawę, że mam wielki misz-masz w ogródku i wszystko jest z innej parafii, ale doskonale odzwierciedla to chaos jaki mam w głowie i jak bardzo emocjonalnie do wszystkich decyzji i czynności podchodzę. Ta lawenda, w tej doniczce, jest dla mnie po prosty śliczna.

Wreszcie kwitnie mi floks, z czego się cieszę. Ma chyba miesiąc opóźnienia. Ale cieszę się, że jest zdrowy. Było w nim wiele ciem oraz bałam się, że grzyb go położy. Jak zbiorę ostatnią fasolkę to usunę rośliny i chyba wyrwę resztę facelii lub ją tak rozłożę, aby nie przeszkadzała floksowi.

Szykują mi się słoneczniki, ale póki co widać tylko same łebki.

Pomidory w szklarni coraz lepiej. Wycięłam całe wiadro liści, aby przewietrzyć szklarnię. Dzięki temu jest mniejsza szansa na grzyba, choć podczas sztormu w ostatnich dniach szklarnia była zamknięta. Bałam się, że przez otwarte drzwi wiatr zadziała na folii jak na maszcie i wyfrunie mi cała konstrukcję lub porwie na kawałki. Wtedy to nawet półmetrowe śledzie mi by nie pomogły. Obecnie szklarnia jest ponownie otwarta i łapie wszystkie okoliczne ćmy i trzmiele.

Cukinia też rośnie, Co prawda roślina co chwilę zrzuca malutkie cukinie, ale liczę, że jeszcze kilka uda się wyhodować.

A z radości mojego męża… doszły jego nowe noże. Strach ostrza dotykać takie brzytwy. Standardowo mam zakaz ich dotykania, bo ja używam noży do różnych czynności nie związanych z jedzeniem, a mąż tego nie akceptuje. Mam więc osobne noże, którymi otwieram kartony czy słoiki.

21 lipca 2023 , Komentarze (2)

Wielokrotnie żałowałam, że wyrzuciłam jakiś ciuch. Kupowałam sobie coś fancy, coś nowszego i wtedy starsze ciuchy lądowały w koszu. W tym kilka sweterków ręcznie robionych. Bo nagle uznawałam, że nie wyglądam w nich dobrze. I dziś już wiem, że to były jedne z wygodniejszych ciuchów jakie miałam. Czasem łapię się na tym, że szukam ich po domu i nie mogę znaleźć. W pewnym momencie jechałam do Polski w nadziei, że jak przetrzepie szafy u męża w pokoju dziecięcym to będzie gdzieś ta ostatnia bluza, której nie przywiozłam jeszcze lub coś innego. Na próżno.

Gdybym spośród mojej garderoby miała wybrać coś dziś, były by to moje wygodne jeansy, które ostatnio podarłam, ale co tam – ludzie celowo podarte kupują, to moja dziura taka straszna nie może być. Do tego lubię sweterki rozpinane i szaliki, więc taka opcja byłaby fajna i jakiś t-shirt pod spód. I buty biegowe. Zawsze wygodne.

20 lipca 2023 , Komentarze (11)

Sądzę, że tutaj będę w większości. Internet. Wciągnął mnie kilkanaście lat temu i nie puścił. Lubię czytać nowe newsy, ciekawostki, opinie. Siedzę trochę na reddicie i czytam sobie wątki z kategorii, które mnie szczególnie interesują. The expanse, Nederland, Polska, Damnthasinteresting…

Druga rzecz, na która „marnuję czas” to ogródek. Wchodzę do domu i mam zaplanowane, ze zjem, wyciągnę nogi, aby zmęczenie i opuchlizna zeszła i zajmę się treningiem/bieganiem. Ale nie… Najpierw wchodzę do ogródka i tam jakoś mi godzina ucieka. Nagle mija uczucie głodu, które mnie ssało w samochodzie. Zmęczenie też mija. Dopiero, jak ponownie wchodzę do domu, czuję na powrót głód i padam na ryjek.

Kolejną rzeczą jest porządkowanie. Niby jest to przydatne, ale na tym prokastynuję najwięcej, jak mam trenować. Nagle wstawiam pranie. no to musze suszarki opróżnić. No to jeszcze odkurzyć. A to zmienię pościele. Lub ręczniki. A to jeszcze tu odkurzę. I tak wiecznie coś. Umyję umywalkę, zmyję podłogę w łazience. Zawsze coś. Dzień mija, treningu jak nie było tak nie ma.

19 lipca 2023 , Komentarze (3)

Nigdy nie przepadałam za historią. nie uczono mnie jej w szkole w sposób ciekawy. Było recytowanie dat i wydarzeń oraz wypunktowane, dlaczego, coś było ważne, ale nigdy nie było to opowiedziane w taki sposób, aby mnie to porwało.

Bardziej pamiętam, jak trafiłam na artykuł o pewnym przedstawieniu licealnym w USA. Dlaczego to mnie zainteresowało? Bo uczennice liceum postanowiły napisać sztukę o życiu Ireny Sendlerowej, czyli tytułowe „Życie w słoiku” – po raz pierwszy w szkole w Kansas, później grano ją w środkowych stanach USA, w Nowym Jorku, Los Angeles i Montrealu, a wreszcie w Polsce – rozpoczęła światowy renesans zainteresowania Sendlerową i stała się bezpośrednią inspiracją do nakręcenia w Hollywood głośnego filmu „Dzieci Ireny Sendlerowej”. (fragment opisu książki na lubimyczytac.pl)

Życie w słoiku to zdumiewająca opowieść o amerykańskich nastolatkach, których życie odmieniła historia Ireny Sendlerowej. Każda z dziewczynek miała bolesny życiorys i każda na własny sposób łączyła swoje problemy z historią Ireny, która pukała do żydowskich drzwi w getcie warszawskim i – jak sama mówiła – „próbowała namówić matki do oddania swoich dzieci”. Upór nastolatek sprawił, że udało im się „ocalić ocalającą” przypominając światu o jej odwadze, nadziei i determinacji oraz wyniesienie do rangi heroicznej postaci w świecie, a bohatera narodowego w Polsce.

Artykuł o filmie z 2009 roku

Trafiłam kiedyś też na podcast na ten temat. Na temat tych dziewczyn, obecnie już kobiet. Pojechały one do Polski i były zaskoczone, że osoba, która dokonała tak heroicznych czynów podczas wojny, zajmując się chorymi w szpitalu, pomagając Januszowi Korczakowi w Warszawie, jest zapomniana. Żyje w biedzie i nikt dookoła nie wie, jak wiele rodzin zawdzięcza jej swoje istnienie.

Komu postać Ireny Sendlerowej nie jest bliska, tylko nakreślę. Irena była pracownicą socjalną, która zabierała żydowskie dzieci i lokowała je w rodzinach polskich. Rodzice często walcząc sami ze sobą musieli podjąć tą najgorszą decyzję. Wiele z tych dzieci po wojnie nie mogło być przywróconych rodzinom, ponieważ wszyscy dorośli krewni tych dzieci zostali pomordowani. Gdyby nie Irena, ich los był by dokładnie taki sam. Aby nie stracić rachuby, które dzieci jak się nazywały i do jakiej rodziny trafiły, Irena zapisywała ich prawdziwe dane na kawałkach papieru, które chowała w słoikach i zakopywała dookoła swojego domu. Po wojnie dzięki tym zapiskom można było dotrzeć do dzieci i jeśli było to możliwe, przywrócić je ich rodzinom. Zjednoczyć rozdzielonych rodziców z ich dziećmi. Wiele z nich jednak nigdy nie wróciło. Zostało wywiezionych do innych krajów, bo w Polsce nie mieli już krewnych. Dużo spośród nich zamieszkało właśnie w Stanach.

W dzisiejszych czasach, kiedy widzę w Internecie straszne wpisy dotyczące Ukraińców. marsze przeciwko ukrainizacji Polski, oburzenie, bo w sklepach są komunikaty po polsku i ukraińsku, przeraża mnie to. Polacy nadal wypierają ze zbiorowej świadomości, ze palili Żydów żywcem w stodołach, ale kiedy Ukraińcy przyszli po pomoc, to wciąż są wśród Polaków ludzie, którzy widzą w nich wroga. Nie mówię, że wszyscy Polacy tacy są. Ale coś jest na rzeczy, skoro przypadkowy Holender pyta mnie, jak ciężko jest w Polsce teraz, bo są Ukraińcy. Gdzie on się nasłuchał, że w Polsce jest ciężko, bo są Ukraińcy? Rozumiem, że ceny mieszkań na wynajem są szalone. Ale pisałam z jednym Ukraińcem na ten temat i jemu też polski właściciel mieszkania robi jazdy z podnoszeniem czynszu 3 razy do roku. To nie jest tak, że to Ukraińcy podnoszą czynsze, ale Polacy, którzy te mieszkania posiadają na własność. Pamiętam oburzenie o darmową komunikację miejską. Straszne to jest.

Z mojej perspektywy tutaj w NL jest inaczej. Mamy pracowników z Ukrainy. Głównie młode dziewczyny [jezu, jakie one są wszystkie śliczne!] i dwóch chłopaków. [Jestem świadoma, że kryzys mieszkaniowy i kryzys uchodźczy powodują spięcia między Holendrami a kolejnymi ośrodkami dla azylantów i bardzo mnie to boli.] Pracowite, utrzymują pracę choć jest szczyt produkcji i naprawdę jest bardzo ciężko wyrobić normy. U męża na szklarni trafiła się Ukrainka, która po prostu była bardzo bogata przed wojną i miała jakiś super dochodowy biznes i nie dała rady zapieprzać fizycznie. No ale to zrozumiałe. Gdyby trafiła do nas Kasia Tusk lub Ola Kwaśniewska to pewnie też nie nauczyłaby się zrywać kwiatów na czas w upale, słońcu, pocie, kurzu, chodząc w błocie i zbierając twarzą pajęczyny. Natomiast te 8 dziewczyn, które są u nas i tych dwóch chłopaków to naprawdę urabiają sobie ręce po łokcie tak samo jak Polacy. A raczej Polski, bo Polaków jest tu mało. Na szczęście – kobiety rzadziej ćpają i piją tak, że nie są w stanie przyjść do pracy.

Ale o co chodzi w mojej dygresji. Chodzi mi o to, że nasi narodowi bohaterowie tak jak Irena, to ludzie którzy stanęli w obronie nie tylko swoich, ale i tych drugich. Katoliczka ratowała Żydów. Więc ja bym chciała, aby i obecne czasu były bardziej tworzone przez ludzi, którzy pomagają nie tylko tożsamym sobie, ale też i tym różnym od siebie.


https://sprawiedliwi.org.pl/pl...

18 lipca 2023 , Komentarze (4)

W drugim tygodniu Motywatora było dość sporo tenisa. W poniedziałek mieliśmy lekcję, a we wtorek poszliśmy znów grać debla. Zrobiliśmy sobie mały turniej i graliśmy w 4 pary. Z moim poziomem gry, skończyliśmy na ostatnim miejscu z mężem. Później on poszedł jeszcze grać w czwartek, bo był umówiony mecz i jedna znajoma nie mogła iść i szukała zastępstwa. Ja zostałam w domu, bo nie dość, że mój poziom gry mam wrażenie, ze rujnuje innym zabawę, to w dodatku mój nadgarstek znów daję się we znaki.

Zaliczyłam trochę biegania w tym tygodniu. Przede mną jeszcze 1-2 biegi. Sobotni bieg z planu treningowego i niedzielny marszobieg. Chcę zobaczyć jak daleko dotrę w taki sposób. Fajnie byłoby sobie pobiec do Den Helder i z powrotem. Póki co testuję się bliżej domu. Poniżej kilka zdjęć z biegów. Na polu z liliami widać, że zostały one już ogłowione, a te niższe rośliny się uchowały i kwitną. Białe poletko to jakaś testowa odmiana chyba, bo jest tego naprawdę mało. Może tak jak w naszej firmie – wysadzili na zewnątrz rośliny, aby zobaczyć ich odporność na warunki atmosferyczne. W przeciwieństwie do moich tegorocznych lilii – te białe pachną.

Tym razem zamiast szyny, użyłam taśmy fizjo. Kierowały mną głównie względy praktyczne – w szynie nie mogę dobrze pracować. Ubieranie spodni nawet przeszkadza. Taśmy dają pełnię ruchu, a przy tym podtrzymują ścięgno. Szyna tylko ogranicza ruch i tym samym daje ręce odpocząć. jednak pod koniec dnia nadgarstek nadal mnie boli, bo muszę coś w pracy przenieść 100 razy czy inne takie. Nie chcę uchodzić za kalekę i szkodzę sobie jeszcze bardziej. Tym razem po jednym dniu tejpowania, faktycznie ból minął. Na wszelki wypadek ponoszę jeszcze ze dwa dni.

W moim ogrodzie zakwitła biała alstromeria. Wciąż czekam na żółtą. Zakwitła też albo czerwona, albo ciemno różowa. Nie wiem, na pewno obie mają i tak czerwone kwiaty – prawdopodobnie popełniłam błąd przy opisywaniu kolorów.

Moja donica ratunkowa ma się dobrze. Co prawda nie wszystkie wsadzone do ziemi odmiany wytwarzają korzenie, ale dam im czas do przymrozków i wtedy albo je wykopie i przesadzę do małych doniczek i wezmę do domu, albo zostaną wyrzucone do kontenera na odpad zielony. Same zaś małe doniczki widoczne na zdjęciu zawierają kilka różnych odmian alstromerii, które mam nadzieję wzmocnią się tego lata i będę mogła je również schować na jesieni. Jest wśród nich także odmiana żółta [w zasadzie to dwie żółte odmiany], są różowe, fioletowe i chyba jedna purpura. Także są odmiany niskie – czerwona, kremowa i dwukolorowa. Te sadzonki powstają przypadkowo, gdy wyrywa się przekwitnięte pędy alstromerii. Alstromerii nie ścina się, ale wyrywa – czasami powoduje to oderwanie stożka wzrostu i tym samym krzewienie się podziemnej łodygi. Gdy tak się dzieje i widać kawałek korzenia, wsadzam taką sadzonkę do tej dużej donicy w nadziei, że roślina przeżyje i się rozrośnie. Może za rok przed domem będę mieć więc po obu stronach drzwi nie begonie a właśnie niskie alstromerie?

Dahlia Tropical ma się świetnie. Creme de cassis robi dopiero drugi kwiat, a Hy trio najwyraźniej będzie tylko biała. Kolejna bulwa puszcza białe kwiatki. A liczyłam na takie piękne fioletowo-różowe.

Z warzyw to mam urodzaj. Zebrałam cała miskę fasolki i agrestu. Są jeszcze ostatnie truskawki. Cukinie pojawiają się jedna za drugą. Nawet jedna zaczyna być już ładnie pękata. Pomidorów jest naprawdę sporo i są również dość duże. Czekam teraz na zmianę koloru. Z fasolki zbiorę pewnie jeszcze jeden raz plon, truskawki chyba wkopię do ziemi, aby przezimowały poprawnie. Boję się trochę tej ziemi z grzybem, ale może nie zaszkodzi im. Był moment, kiedy wyglądały gorzej, ale obecnie robią nowe liście. Wydaje mi się, że za bardzo przeschły. W ziemi im to nie będzie groziło. Żółte pomidory owocują, a peperoni nie chce się rozwijać. Myślę że też potrzebuje przesadzenia w większe doniczki i lepszej kontroli nawodnienia. Chyba też już czas, abym sypnęła bardziej nawozem.

17 lipca 2023 , Komentarze (10)

Zakończyliśmy przed-wakacyjne lekcje tenisa. Jesper powiedział, że pewnie spotkamy się na Kermisie, który będzie u mnie we wsi w najbliższy weekend. Możliwe, że będzie grał w piłkę nożną, bo mają odbyć się dwa dni z rzędu mecze. Czeka jednak na terminy męczy tenisa we wsi obok, bo jeśli będą kolidować z meczami piłki, to wybierze tenisa. Pewnie fajnie być dobrym w dwóch sportach na raz i móc wybierać.

Ja w tenisie jestem gorzej niż przeciętna. Mąż powiedział mi ostatnio, że jego zdaniem nie zrobiłam wcale postępów na lekcjach i że jakbym nauczyła się lepiej grać, to byłoby przyjemniej grać że mną. Widzę, że on bardzo się stara i naprawdę naturalnie gra. Wszyscy chwalą technikę jego serwowania, która wynika głównie z jego doświadczenia w siatkówce. Ja boję się podrzucić piłkę wysoko, aby nie spadła mi na twarz. Nie umiem na czas przewidzieć trajektkrii piłki, aby dobie na czas, wybrać technikę na czas i wykonać prawidłowe i celne uderzenie. Moja gra jest chaotyczna na zasadzie „uda się lub się nie uda”.

Jesper kręcił głową na ostatniej lekcji jak miałam ćwiczyć back handy. Nie czułam bym miała kontrolę nad rakietą ani piłką. Na wtorkowym mini turnieju w pewnym momencie przeciwnjczja jęknęła „mijn god”. Widzę, że ludzie się że mną męczą. Ja się ze sobą męczę. Lubię grać, ale chyba tylko mój mąż ma do mnie jeszcze jakaś cierpliwość. Chyba wolę bieganie, bo nawet jak mi nie idzie to i tak się cieszę, że biegłam. Nie muszę liczyć się z ttm, że obok jest ktoś kto mnie ocenia i mówi mi, jak wolno i koślawo biegnę.

Mąż wspomniał, że wykupi mi kolejnych 15 lekcji u innego nauczyciela na imieniny. To jest prezent za 4 stówy. Nie wiem, czy się zgodzić. Może to zaowocować, może komuś pójdzie lepiej mnie ogarnąć. Ale z drugiej strony jeśli jestem po prostu niezmotywowanym beztalenciem, to szkoda na to pieniędzy. Nawet jeśli nie są one moje.

A wy: czy macie jakąś rzecz, która lubicie robić, ale idzie wam koszmarnie? Czy się zniechęcacie?

16 lipca 2023 , Skomentuj

Pierwszy tydzień motywatora za mną. Dobrze nie jest, ale źle też nie. Po raz kolejny wyszło, że ćwiczyć potrafię, ale zjeść dobrze i ponad umiar – również. W książce na ten tydzień dobre rady, Jak jeść, żeby osiągnąć sukces. Ja zaś wiem, że z moim jedzeniem jest zdecydowanie coś nie tak, skoro stresowała mnie zmiana pracy i zmiana nawyków żywieniowych – polityka nie wnoszenia do zakładu pracy konkretnych warzyw i owoców w obawie przed roznoszeniem chorób wśród prób badawczych. Trzeba jeść rzeczy spoza listy lub stołować się na miejscu, gdzie są używane tylko produkty z własnej hodowli. Ostatecznie z pracy nic nie wyszło, wiec jem co chcę.

W piątek dzień wyszedł okej – bez cudów, za to w sobotę zaliczyłam pacmana na całego. Wszystko mi wtedy smakowało i to za bardzo. W niedzielę pilnowałam się i jedyne podjadanie, jakie było to agrest i bób. Nie było słodyczy, choć kusiły i lody i czekolada.

W sobotę siedziałam z lodami w ogrodzie i patrzyłam na kilkadziesiąt ciem latających i zapylających moją facelię. Pszczoły są potrzebne, ale jak nie ma pszczół, to ćmy robią też dobrą robotę. Boję się jednak momentu, kiedy złoża jaja i ich larwy zjedzą mi ogródek.

Kicia towarzyszyła mi w tych tropikach schowana pod stołem na jednym z krzeseł. Nie wiem, czemu nie weszła do domu, gdzie było 21 stopni i została ze mną, gdzie było 32 stopnie. Ja miałam lody, a ona nic.

Trzecia dalia mi kwitnie. Tropical. Na razie skromnie.

Kwitną i owocują mi też pomidory – żółte. Sadzonki mają jakieś 15-20cm wysokości ale mimo to robią owoce.

W szklarni zaś zawiązywanie owoców idzie pełną parą.

Mam trochę ćmy bukszpanowej, ale jest zdecydowanie w mniejszości. Nie stanowi ona dla mnie problemu, bo nie atakuje roślin, które mam w ogródku. Boję się bardziej o rośliny, które mogą zostać zaatakowane przez larwy innych ciem.

W niedzielę odebrałam też paczkę z Decathlonu, karimata i podusia dmuchana dla męża i podusia dla mnie. Muszę uszyć na nie poszewki, bo oryginalny materiał jest jakby satynowy, a ja nie cierpię satyny. Włosy mi się elektryzują, na twarzy jest nieprzyjemny dotyk i w ogóle. Bleh.

Tak więc weekend kalorycznie na plus. Zobaczymy jak kolejny tydzień minie. Kupiłam sobie słodycze – czekoladę i mini batoniki Daim, które podzielę jako nagrody za aktywność fizyczną. Raczej za bieganie, ale może i za motywator też. Zobaczę, jak pójdzie mi zbieranie się w sobie, aby iść poćwiczyć na macie.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.