Wymień pięć rzeczy, które robisz dla zabawy. Kiedyś słuchałam podcastu o zabawie i czy wypada się bawić, będąc osobą dorosłą. Dzieci bawiąc się, się uczą. Zwierzęta podobnie. A co z człowiekiem dorosłym? Padały w tym podcaście argumenty za tym, aby się bawić i to bawić się przez całe życie. Że wszelkiego typu hobby, zainteresowania, zachowania regulujące emocje, które nazywamy zabawą, pozwalają na zachowanie długiej neuroplastyczności mózgu i tym samym spowolnić procesy neurodegeneracyjne. Kiedy żyjemy coraz dłużej, chcielibyśmy także żyć zdrowi. Niestety o ile o ciało jeszcze ludzie pamiętają, by dbać, to o mózgu i psychice mało kto pamięta. A dla mózgu ważny jest codzienny trening. Od wykonywania tych samych czynności ale drugą ręką lub na jednej nodze, po naukę gry na instrumencie lub nowej umiejętności. Nasz mózg pozostanie dłużej sprawny i jasny, kiedy będziemy dbać o stymulowanie go. Niektóre zabawy, jakie można wykonać, a które nie zawierają takich elementów jak narkotyki czy alkohol, są jak najbardziej wskazane w dorosłym wieku. Ja ostatnio zaczęłam próbować swoich sił z szydełkiem – jak na razie paskudnie mi idzie. jest też kilka rzeczy, które robię dla siebie, aby się dobrze bawić. To mnie relaksuje, daje poczucie celu, uwalnia z napięcia i czasami pozwala zapomnieć o problemach. No i jest zdrowsze niż gdybym waliła piwska na zapomnienie i ukojenie. Argumentów, że dorosły człowiek się nie bawi – nie przyjmuję. Że jest za stary – też nie. Że nie przystoi – no weź! Że są ważniejsze sprawy? Ważniejsze od siebie? Wybieram w to nie wierzyć.
1. Szwędanie się z aparatem. Lub jazda rowerem z aparatem. Podglądanie ludzi i zwierząt i uwiecznianie nietypowych, chwilowych zjawisk na fotografiach. Lubię myśleć, jak by wyglądało zdjęcie tego co widzę nawet jak nie mam aparatu. gdy zdjęcie zrobię i później zobaczę, że jest ostre i udane, to jestem z siebie bardzo dumna i poprawia mi to ogólny obraz siebie. No i robienie zdjęć w takim charakterze jak ja to robię – wymaga wyjścia z domu. A to też jest na plus.
2. Bieganie. Jestem bardzo mozolnym biegaczem. Wiecznie z zadyszką i pełnym pęcherzem. Co chwilę przerywam bieganie z przemęczenia, choroby lub zbyt napiętego grafiku. Potem musze uczyć biegać się na nowo i nadal mi się to podoba. Od kilku lat nie pobiłam swojej życiówki na 5k i 10k, a jak co roku, chcę to zrobić w 2023. Wzięłam udział w kilku biegach ulicznych, ale bardziej po to, aby je przebiec niż aby uzyskać jakiś rekord.
3. Journaling. Mniej lub bardziej graficzny planner typu bullet. Lubię tabelki, statystyki, analizy danych. Lubię planować do przodu i czasem mnie wkurza, jak się z planów nie wywiązuję. Ale sam proces planowania daje mi kopa dopaminowego, więc nawet jeśli to jest najmniej sensowna rzecz na mojej liście – so be it! Sprawia mi to przyjemność.
4. Jedzenie. Prawdopodobnie najbardziej destruktywna z moich pasji. Ja kocham jeść i dlatego dziś ważę ile ważę. Nie mam insulinooporności, nie mam problemów z hormonami, trzustka i tarczyca są zdrowe bez względu na ilość diagnoz jakie dostaję od osób w internecie. Ja kocham jeść i jak mi smutno to kocham jeść bardziej. W dodatku lubię wyjść do restauracji i spróbować gdzie i co dobrego można zjeść. Czasem – 2 razy do roku max – odwiedzę SubWay. Uwielbiam American Steakhouse Melt z avokado i sosem czosnkowym. W domu też zawsze jest coś ciekawego do zjedzenia, bo albo mąż wypatrzy coś w sklepie prościutkiego jak pomidory malinowe i mozzarella albo sam przyrządzi coś bardziej złożonego i poda pięknie przybrane. Na diecie Vitalii ważyłam 57 kg i od czasu, jak wprowadził się mój mąż tylko tyję. Najwięcej ważyłam 77 kg.
5. Czytanie. Czytam, słucham audiobooków, używam czytnika ebooków. Lubię różne historie, lubię różne smaczki i easter eggi, lubię polecieć w kosmos z Jamesem SA Corey lub podróżować do Grobowców Czasu z Danem Simmonsem. Lubię historie o łodziach podwodnych, podróżach, horrory, opowieści oparte na faktach. Lubię czytać historie dziejące się w świetnie zbudowanym universum. Lubię w nich wątki psychologiczne i socjologiczne. Lubię gdy w książkach pojawiają się nowe narody i języki. Lubię książki, które dają rozrywkę, ale i uczą.
6. Pedałowanie. Niby poza listą, ale nie da się pominąć. Myślę, ze to nawet na równi z bieganiem – lubię rower. Zwiedzanie na rowerze. Robienie zdjęć na rowerze. Spacer z mężem na rowerze. Przygoda z przyjaciółką na rowerze. Co by fajnego w życiu nie robić – wszystko niemal się da zrobić na rowerze.
W Polsce miałam kupiony na allegro taniutki rower, który nazywałam pistacją. Później w Holandii miałam gazelę pokiereszowaną i następnie batavusa. Teraz jeżdżę Victorią. Byłam zakochana we wszystkich tych rowerach. Rozważam zakup roweru sportowego…
A co Ty lubisz robić dla zabawy? Bez oceniania, dla siebie.
We wtorek dla siebie się byczyłam. Spacer z koleżanką, a poza tym nic. Film na Netliksie. W poniedziałek zaczął mi się okres. Od października nie miałam okresu, bo nie robiłam przerw w antykoncepcji. Teraz postanowiłam dać organizmowi tydzień przerwy i ten w podziękowaniu walnął mnie taką miesiączką, jakiego od podstawówki nie miałam. Trzeci dzień jadę na no-spie, kiedy zazwyczaj biorę jedną tabletkę drugiego dnia okresu, a czasem nie biorę nic. Krwawienie mam intensywniejsze niż zwykle, brzuch ciężki, a w poniedziałek to mnie ścięło. Położyłam się po pracy na kanapie i napisałam smsa, że nie jadę na spotkanie klubu – a miałam specjalnie docięte ramki i zdjęcia wydrukowane w lepszych kolorach za dodatkową kasę. No trudno. Wyleżałam swoje, a w nocy mnie złapały takie poty, że rano musiałam się wykąpać. Wydaje mi się, że gorączka rozgoniła jakieś przeziębienie. We wtorek nie czułam już się chora, a jedynie z bolącym brzuchem. Jeszcze mnie lekarka po brzuchu wygniotła, bo poszłam do niej z problemami żołądkowymi.
Zjedzino 1600 kcal
Jeśli kogoś interesuje mój Netfliksowy smaczej – jest to film The deep end of the ocean. Dramat rodziny, której syn i brat zaginął przed laty. Gdy się odnajduje, rodzina staje przed jeszcze większym wyzwaniem niż samo zaginięcie.
Liczę, że w kolejnych dniach trochę więcej się poruszam. I dokończę zaczęte filmy