🥶Początek przedłużania tak se wyszedł. Pierwszy i drugi nocleg w południowo-niemieckich Alpach był zimny i deszczowy. Z rozpaczy, żeby jednak coś zobaczyć, 10 km w deszczu przemaszerowaliśmy.
Ale 5 godzin jazdy samochodem dalej, późne lato już było. Ciepło, słonecznie, przepięknie. Jeździć na nieelektrycznym rowerze to niezły wysiłek tutaj. Są miejsca, gdzie wjeżdża się kolejką linową albo specjalnymi busami. A zjazdy to już jedną wielką przygoda !
Na "deptaku" nad jeziorem same chudziny, niektóre nieźle umięśnone. Im starsi, teraz sezon na starszych, tym chudsi. Biegają, pływają w tej zimnej wodzie, masa z nich uprawia windsurfing, jakąś joginkę widziałam i rozciągających się. No i oczywiście rowerzyści. Dzieci już nie ma.
Ale już w uliczkach w głębi, jest inny świat. Tu się pije i je. Pizzę, kluski, burgery z frytkami. I chudziaków jakoś mniej...
Pogoda się dzisiaj skończyła, wszystko objechane. Jeden tydzień jeszcze został. Musimy pomyśleć co z nim zrobić, żeby nie zmarznąć...