Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Witam wszystkich walczących tu z kilogramami, przyzwyczajeniami i ....samymi sobą I witam siebie, nieustannie gotową na zmiany, wyrzeczenia i sukcesy. Uzależniona od roweru, wciąż przesuwam granice, więcej km, mniej wrażliwości na deszcz czy śnieg, jeżdżę wszędzie, nie pogardzę nawet indoor cycling. Nie biegam - nie lubię, ale zajęcia w klubie typu interwał, TBC uwielbiam. Siłownia - hmm, uczucia embiwalentne, inaczej nazwać tego nie umiem, nie lubię ale doceniam efekty i zmuszam się.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 232478
Komentarzy: 10779
Założony: 21 lutego 2012
Ostatni wpis: 18 stycznia 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
beaataa

kobieta, 60 lat, Warszawa

170 cm, 54.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

4 sierpnia 2024 , Komentarze (18)

Tydzień w swoich zwykłych ramach. 

Tylko ramach, bo to w środku, zawsze inne. Trochę porządków, poukładania na półkach i w głowie. No i spokojno/aktywny weekend w naszym lesie.

Ptaki ucichły, młode bociany już samodzielnie latają i pasą się przed odlotem. Chłodniej, cudownie chłodno. 

I nareszcie, po dwóch chyba tygodniach czekania, odpowiednie światło, na żeby mój nowo zrobiony sweterek obfotografować. Pierwsze doświadczenie z włóczką z dodatkiem jedwabiu - cudownie delikatna ale gniotąca się trochę..

Poniedziałek: 20 km rower + 0,5h min siłownia

Wtorek: 36 km rower

Środa: 30 km rower + 0,5h siłownia

Czwartek: 20 km rower

Piątek - niedziela: 150 km

29 lipca 2024 , Komentarze (5)

Wszystkie "atrakcje" w okolicy jako cele wycieczek potraktowaliśmy (tym bardziej, że tam też jakieś obiady zwykle bywały) ale to droga do nich się liczyła.

Bo np wiadukty w Stańczykach, które zapamiętaliśmy, jako nagryzione zębem czasu, ale ciekawe - skoki na linie się tam odbywały i w okolicznych krzakach młodzi, nakręceni tym ludzie obozowali. Teraz jest metalowa brama, bilety 10 zł i okropne budy z pamiątkami i okropnym jedzeniem. 

Smolniki - ładne, zadbane, nic wyjątkowego. Punkt widokowy "Pan Tadeusz" drewniana platforma na wzgórzu.

A wszystko pomiędzy - przepiękne.

Kluchy nadziane soczewicą się skończyły, jak tylko zdążyłam je polubić. Zostały mi placki, omlet i pierogi. I strasznie twarde surówki z kapusty.

Przepedałowane 430 km (trochę z tego jeszcze na "naszych" Kurpiach, skąd wyruszaliśmy. Przewiosłowane 16.

Waga -1kg.

25 lipca 2024 , Komentarze (6)

We wtorek pogoda się zmieniła na jeszcze lepszą. Po nocnym deszczu, kurz na drogach zniknął, wszystko jest umyte i świeże. Jeden deszcz w ciągu dnia przeczekaliśmy "Pod Krasnalem" = wiejskim sklepem, przy misce śliwek i moreli - ja i czekoladzie z orzechami - S. Objechaliśmy jeziora poniżej Wigier, bardziej płasko, jakąś śluza, widziana z drogi - taka se, Czarna Hańcza - inna niż z kajaka, mniejsza jakby. 

Po wycieczce (60 km) kąpiel w jeziorze i zaleganie w fotelach. Niestety, grupa rodzin z dziećmi rozbiła się tuż przy nas i zniknęła cisza 😟. 

Ale środa i tak = przeprowadzka na północ. Po moim porannym 25 km pedałowaniu, szlakiem kolejki wąskotorowej i śniadaniu, zwijanie obozu, sprawne bardzo, bo wiemy już kto co i bez zbędnego kręcenia się w kółko to robimy, wyruszamy w stronę nowego 😀. Szkoda mi trochę, że dopiero dzisiaj czyli już za późno, odkryłam, że na pomoście, codziennie rano, zbierała się otwarta grupa ćwicząca jogę...

Tu z kempingami gorzej, Ale S. wypatrzył idealny: namiot mamy tuż przy jeziorze Czarna Hańcza, na swojej małej polance. Stary dom, jabłonki, wiejskie kwiaty i łabędzie koło pomostu.. 

Na koniec dnia wycieczka na wieżę widokową - ale tu są góry!!!

Zjedzone z lokalności - soczewiczaki - tłuste, słodkawe i kakory - suche, bułkowate, słodkawe. Jedno i drugie z soczewicą w środku. Pyszne 😋

23 lipca 2024 , Komentarze (13)

Wigierski Park Narodowy.

Jak ja inaczej go zapamiętałam🤔.

Nie jest płaski. Wręcz przeciwnie. Jest bardzo różnorodny, bardzo pięknie zagospodarowany tzn. Super utrzymane trasy rowerowe i piesze, do wyboru i koloru, co kto lubi i na czym jeździ. Asfalty, szutrowa, leśne, płaskie i niepłaskie. A wszędzie linia jeziora. 

Pierwszy dzień, to niespieszne wygrzebywanie się z działki + moje 27 km rowerowe. I szukanie kempingu idealnego, bo nasz pierwszy wybór był za mało w przyrodzie, taki trochę zatłoczony, wielki trawnik.

Drugi też. Trzeci to było to. Wysoki brzeg jeziora, pomosty, otoczony lasem. Duży, ale każdy jest bardzo cicho, tak, cicho jest też wieczorami. Bardzo czysto. 

Drugi dzień to moje marzenie - rowerem dookoła jeziora Wigry. 40 km cudów. Było wszystko - długie kładki przez podmokły las, puszcza sosnowa i bagienna, widokowe wzgórza, pola, łąki, wioski. Pomosty i punkty widokowe z opisami na co patrzę. Ludzi dużo tylko na plażach.

Dzień trzeci - kajakiem do klasztoru 8 km w jedną stronę z kąpielą w miejscu idealnym po drodze i micha owoców na wzmocnienie 😉. Bardzo przeciętny obiad regionalny pod klasztorem.

Zachwycona Suwalszczyzną jestem!!!!

16 lipca 2024 , Komentarze (31)

Ostatnie cztery dni pracy i tydzień urlopu!!!👍Trudne dni, bo oprócz tego co zwykle o tej porze roku i m-ca = dużo, to jeszcze zastępstwo za koleżankę, co nie tylko znaczy więcej, ale to więcej jest tak nie do końca mi znane.

Kilka dni temu, usiedliśmy z S. przed mapa google i myśleliśmy gdzie tu pojechać 🤔. Miała być koniecznie woda, nie jakoś mega daleko, coś trochę nowego, albo długo nieodwiedzanego. No i nie tłumy. Więc nie Tatry, nie Bieszczady, ani Pieniny. Palec zawahał się nad Wyspa Wolin i niemiecką stroną, ale jak "człowieczka" na mapę upuściliśmy, przeszło nam szybko. Było płasko, jednakowo, trzciny - piasek i tak bez końca. A strona "nasza", z klifami i różnorodnością wybrzeża, to chyba jednak tłumy straszne.

No i tak metodą eliminacji została dawno niewidziana Suwalszczyzna, która zresztą chodziła za mną już dłuższy czas. Na jakimś spokojnym kampingu (pierwszy już wybraliśmy - z zachodami słońca z Klasztorem w Wigrach w tle), drugi będzie bardziej w stronę Stańczyków, tam niestety z kempingami nad jeziorem bardzo ubogo.

Kajaki zabieramy oczywiście i rowery.

Czekam i cieszę się 🤪.

A w weekend pierwsze kurki w jakiejś większej ilości się pojawiły, S. udusił je z cebulka i do naszego późnego wsiowego (kalafior, fasola, ziemniaki + jajko sadzone i mleko zsiadłe, ale mleko tylko dla S.) śniadania je dodał.

I jak tak sobie siedziałam z pełnym brzuchem i cos tam na fb patrzyłam, wpadłam na szydełkową chustę Folkloria, nowy, dopiero co opublikowany wzór, gruby, mięsisty, bardzo strukturalny, oparty na motywach ludowych. Z moteczka, który się "Chata na wsi" nazywa. I że od 1 sierpnia jest KAL. I ja przepadłam od razu. Coś tam walczyłam ze sobą, bo nie mam czasu, bo dwa rozgrzebane swetry, ale trwało to krótko dosyć...

Poniedziałek: 20 km rower + 0,5h siłownia

Wtorek: 35 km rower

Środa: 20 km rower + 0,5h siłownia

Czwartek: 20 km rower + 0,5h siłownia

Piątek - niedziela: 140 km

Waga 51,9 😜

7 lipca 2024 , Komentarze (29)

Dwa tygodnie temu były dwie kanie.

Wczoraj cztery małe, suche dosyć kurki, dzisiaj jedna kania - jędrna młoda i ładna.

Niezliczone ilości kurek można kupić ze stoliczkowych straganów przy drodze 🤔. I jagody. I tegoroczna nowość - domowe jagodzianki.

Przypomina mi to spływ Czarną Hańczą, dawno, dawno temu, gdzie przy pomostach siedziały babcie w chustkach i sprzedawały jagodzianki właśnie, ciasta drożdżowe, a czasami jakieś nalewki. A były to czasy (och, co to były za czasy 🥲, kiedy ciastka to ja pałaszowałam bez zastanowienia).

W naszym lesie ptaki przestały śpiewać prawie zupełnie, ale zielono jest jak nigdy, pojawiły się nowe, wcześniej nie widziane tam kwiatki. Sąsiedzi na naszej ulicy, dwa domki po drodze do naszego, kupione w czasie pandemii, pięknie wykończone, nie przyjeżdżają w tym roku wcale i mamy ciszę dookoła 👍.

Ciszę zakłócał tylko S., który zarzucił linę, założył swoja uprząż i z piłą elektryczną wlazł na wielką sosnę i obsmyczał ją z wielkich uschniętych konarów, one spadały z trzaskiem, potem S. ciął je na kawałki piłą spalinową. A ja pakowałam na wózek i odwoziłam pod daszek i układałam tam na tyle równo, na ile umiałam. Przy ognisku padliśmy, z miską bobu blisko pod ręką.

Mogę już pochwalić się nowo zrobionym sweterkiem i boską chudością😉już nie nową taką. Sweterek był robiony jako test, projektantka na fb szukała chętnych do sprawdzenia, czy w opisie wszystko ok. I teraz dopiero, po publikacji, mogę go pokazywać. 

Poniedziałek: 20 km rower + 0,5h siłownia

Wtorek: 30 km rower

Środa: 15 km rower + 0,5h siłownia

Czwartek: 20 km rower

Piątek - niedziela: 127 km

30 czerwca 2024 , Komentarze (19)

Urle (już ta nazwą dobrze mi się kojarzy, tak wakacyjnie🏖) - Przetycz. Kolejowo - rowerową wyprawa, nie pierwsza taka = idealna jak auto jest w serwisie.

Urle - już sama nazwa, wakacyjna taką, klimat dawnego letniska, pusta i zapomniana teraz trochę. Liwiec wyschnięty, słońce i pomruki burzy jednocześnie. 

W Kamieńczyku miał być obiad. Ale żaden kelner nie zareagował na naszą obecność, niezrażony tym S. przyniósł nam menu, a w nim nie było chłodnika, ani kaszy, ani pierogów z jagodami. Były za to bardzo mocne ceny za jedzenie na które nie mieliśmy ochoty. Skończyło się na pizzy w Brańszczyku (miejsce bardzo lokalne) dla S., ja wybrałam vege kulki z głębokiego tłuszczu!!!, które okazały się całkiem dobre i chrupiące i nietłuste w widoczny sposób. Do tego pomidory z pobliskiego sklepu. 

Brańszczyk od Kamieńczyka oddzielony jest Bugiem i niedawno jeszcze, był tam napędzany ręcznie, turystyczny prom. Teraz niestety, trzeba pojechać do mostu

samochodowego i wdrapywać się stromymi schodkami na górę, spory kawał jechać w strasznym huku, wąskim chodniczkiem oddzielonym barierką. I znowu w dół tak samo stromymi schodkami. Na starym promowym miejscu jest teraz miejsce wodowania kajaków, zajrzeliśmy tam na chwilkę i powspominaliśmy - jak to dobrze z tym promem było.

A potem już szybko, coraz szybciej, bo pomruki narastały, słońce zanikało i budowały się ciemne chmury. Po drodze decyzja: jak zacznie lać to jedziemy, czy chowamy się - zapadła - jedziemy, chować się nie ma czasu. Wpadliśmy na naszą werandę mocno zmęczeni, jak właśnie burzowe widowisko się rozpoczęło. Ulewa, grzmoty i błyski. Długo. Zupełnie bez wiatru. A my, już po prysznicu, na fotelach, popijając gorące, ziołowe herbaty gapiliśmy się bez końca...

Trasa miała 52 km.

Poniedziałek: 20 km rower + 0,5h min siłownia

Wtorek: 36 km rower

Środa: 30 km rower + 0,5h siłownia

Czwartek: 20 km rower 

Piątek - niedziela: 150 km

23 czerwca 2024 , Komentarze (6)

W lokalnych imprezach najbardziej lubię drogę na nie i to pierwsze 15 minut. I drogę powrotną. Tym razem to było ponad 15 km przez puste łąki i pastwiska (drogi w większości są gładkie, asfaltowe). Od wielkiego dzwonu jakieś gospodarstwo. Czasami dom drewniany, raz z wysoką kupą gnoju na podwórku i stawikiem brunatnej, śmierdzącej cieczy obok. 

A na "wiankach" chmury burzowe sobie poszły, piękne słońce, stado kajaków i motorówki. Alpaki na smyczy (o tej godzinie to jeszcze taka rodzinna część imprezy, zabawa zaczyna się później). Święcenie Łodzi już się skończyło, trafiłam na przejazd panów z lokalnego klubu motocyklowego. Starszawi i bardzo brzuchaci, narobili huku i smrodu. Potem występ zespołu śpiewającego piosenki o miłości, zaręczynach i wiankach. Pod lasem stoiska z biżuterią, kapeluszami i jedzeniem przygotowanym przez koła gospodyń z okolicznych wsi. Wszystko bardzo słodkie albo tłuste, albo jedno i drugie np chałwa w 10 odmianach. I piwo. Większość ludzi wystrojona i bardzo mocno otyła, w różnym stylu otyła. Ja jak przybysz z innego świata, nie mam pojęcia jak wygląda tu codzienne życie, od jesieni do wiosny np w tych domach pośrodku łąk. Ze stadem krów za ścianą.

Panowie szarmancko unosili mi taśmy zagradzające drogę, żebym mogła przejechać. Jeden, młodszy sporo od mojego syna, powiedział mi - dwa razy! "Jaka pani jest piękna kobieta". Taki to świat tu 

Poniedziałek: 20 km rower + 45 min siłownia

Wtorek: 25 km rower

Środa: 38 km rower + 0,5 siłownia

Czwartek: 20 km rower 0,5h siłownia

Piątek - niedziela: 145 km

16 czerwca 2024 , Komentarze (11)

Z rowerowego siodełka oczywiście. 

Byłam tam dwa razy, przed wiekami, w czasach, kiedy to razem z S. jeździliśmy na długie, polskie wyprawy, z sakwami i namiotem. 

Każda noc gdzie indziej i wszystko raczej niespodzianka, bo wtedy były tylko papierowe mapy.

Zapamiętałam, że pięknie było, chciałam sobie przypomnieć - oczywiście camping nad jeziorem, spanie w namiocie... a tam nie ma takiego pola namiotowego wcale...😒

A jeż się nie pojawił. Robaki rozsypałam w kilku miejscach, nasłuchiwałam w nocy, sprawdzałam, czy coś tam wyjedzone.. niestety. A robaki są wstrętne i śmierdzące. Ten pomysł nie będzie powtarzany.

Truskawki, które jakoś w tym roku mi nie smakowały, już się kończą:

A osty coraz piękniejsze:

Środa: 20 km rower + 0,5 siłownia

Czwartek: 20 km rower 0,5h siłownia

Piątek - niedziela: 117 km rower

12 czerwca 2024 , Komentarze (20)

To ze na naszej działce mieszka, to pewne. S., który chodzi spać późno, spotyka go co jakiś czas, głośno szurając suchymi liśćmi.

Więc próbuję co wiem, żeby jakoś go zwabić. Była już próba z żarciem dla jeża w puszce, które pachniało mocno i pasztetowo, że każdy kawałek znikał tajemniczo po krótkiej chwili, ostatni to razem z puszką.

Teraz mam suszone larwy mącznika. 

Całe małe wiaderko, obrzydliwych, dużych dosyć robaków. Wersja suszona, dla małych ssaków. Są też wersje żywe, są dla ptaków i dla ludzi, które mnie jako vege nie interesują 😉.

Ale w styczniu 2021 r. Europejski Urząd Bezpieczeństwa Żywności wpisał larwy chrząszcza mącznika młynarka do katalogu nowej żywności. Są bogate w białka i tłuszcze. Mają delikatny, orzechowy smak i chrupiącą konsystencją. Podobno. I bardzo łatwo je hodować.


Zdjęcie z netu, wiaderko moich mączników będzie otworzone dopiero jak dojedzie na miejsce.

Piątek - niedziela: 158 km rower

Poniedziałek: 20 km rower + 0,5 h siłownia

Wtorek:30 km rower 


© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.