Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Witam wszystkich walczących tu z kilogramami, przyzwyczajeniami i ....samymi sobą I witam siebie, nieustannie gotową na zmiany, wyrzeczenia i sukcesy. Uzależniona od roweru, wciąż przesuwam granice, więcej km, mniej wrażliwości na deszcz czy śnieg, jeżdżę wszędzie, nie pogardzę nawet indoor cycling. Nie biegam - nie lubię, ale zajęcia w klubie typu interwał, TBC uwielbiam. Siłownia - hmm, uczucia embiwalentne, inaczej nazwać tego nie umiem, nie lubię ale doceniam efekty i zmuszam się.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 232522
Komentarzy: 10779
Założony: 21 lutego 2012
Ostatni wpis: 18 stycznia 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
beaataa

kobieta, 60 lat, Warszawa

170 cm, 54.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

5 września 2024 , Komentarze (22)

Pogoda w górach coraz gorsza, tylko morze nad zostało.. 

Wybraliśmy miejsce tuż przy rezerwacie przyrody i dwóch maleńkich miasteczkach z cud starówkami w rowerowej odległości. Wysoko na klifie. I tuż obok ścieżki dla cyklistów, poprowadzonej po torach dawnej kolejki wąskotorowej. 

Kemping Belweder okazał się klepiskiem z kilkoma drzewami, na których siedziały stada niewidocznych, ale bardzo widocznie srających na nasz namiot ptaków. Pusty dosyć.

Jakaś sucha trawa, trzciny i upał, taki okropny, oblepiający. Jak już udało się nam wszystko porozstawiać, a wpisać śledzie w tą skorupę u tej temperaturze to była ciężka robotą, myk nad morze. 

Szare, ciepłe, nieruchome, bez zapachu. Z wybetonowanym brzegiem, potem szare kamienie, większe i mniejsze. Bez muszelek, krabów, glonów, niczego. Czasami zamiast betonu - piasek. I wtedy dmuchańce, wyznaczone baseny. Ratownik, bar, kolejny bar, muzyka. I ludzie. Masa ludzi w przeróżnym wieku. Młodsi skaczą i krzyczą, starsi leżą nieruchomo na czym tam kto ma. 

S. też się położył, z błogim uśmiechem powiedział, że wakacje to jest stan umysłu i dodał, że nie będzie się kąpał. 

Ja wlazłam do tej wody tak przez rozum. 

Wróciliśmy na nasz klif, pogryzły nas komary, a upał nie dawał spać. A od 5 te ptaki i kogut, który piał głośno i raz za razem tuż za płotem = powygryzanymi suchymi badylami.

Rano wycieczka: w dół klifu, szlakiem E ileśtam, pięknie opisanym i zaczynającym się tuż koło kibla. Rezerwat = szara twarda ścieżka, pomiędzy suchymi krzaczorami. W dół do wody. Szary klif, nieruchoma woda bez życia i szare kamienie ciągnące się w nieskończoność. Powrót górą. Szara droga przez gaj oliwny. Trochę więcej różnorodności w krzaczorach, upał dużo większy.

Po śniadaniu słońce się zasnuło, a para starszych ludzi z wielkimi brzuchami, ubrani w galoty (on) I majtasy ze stanikiem (ona), zaczęli gromadzić kamienie i okładać swoją przyczepę i namiot.

Zaczął zrywać się wiatr, wszystko fruwały, igły z drzew, piach, kurz i nasz namiot doczepiany do samochodu.

Trzy zamienione że sobą słowa, tak S. ogarnia to co duże, ja to co małe. Kasę za niewykorzystane noclegi dostaniemy. 

Nie lubię Słowenii !😡

4 września 2024 , Komentarze (8)

Czyli dzień mocno rowerowy, kolarskim nawet można go nazwać. Ja rano wspięłam się ciągnąć rower (spontaniczna decyzja), na wysoką skałę, do zamku Bled, licząc na mega widok na jezioro. Ale wielki parking tylko zobaczyłam 😒. Potem rundka dookoła jeziora, pod koniec już tłum. Przed gondolami na chyba 30 osób, tłum olbrzymi. Gondole napędzane są jednym człowiekiem i wyglądają trochę jak bryczki nad Morskie Oko.

Po śniadaniu - wyprawa do kościółka na Jamniku, cel fotografów i kolarzy. Super wycieczka! Krajobrazy bardzo alpejskie, tylko tak w miniaturce. Z ludzi tylko kolarze od czasu do czasu. Fotografowie to raczej we wschód celują. Żadnych elektryków, tylko mięśnie i jechali goście całkiem szybko (obydwu płci) tam gdzie my ledwo leźliśmy, pod koniec, to już tylko były ciasne, mocno nachylone serpentyny.

Na koniec nagroda - niezłe światło dla S. I piękne panoramy. Na żywo i z opisami.

A potem zjazd. Ale jaki!! Ponad 20 km - na samiutki camping już o zmroku. 

A vitaliowo/kulinarnie to mało lokalnie tutaj ☹️. Liczyłam na pyszne warzywa i owoce, nic z tego. Na camping, co rano przyjeżdża straganik z białymi bułkami, ciastkami i serami. Wszędzie pizza i burgery i coś, co na kluski z serem wygląda. No i to słynne ciastko - odpowiednik naszej kremówki.

Jemy duże śniadania - chleb jeszcze własnego wypieku, pomidory jeszcze pyszne ekomalinowe, też z domu. A potem to co jest tu w sklepach - banany, śliwki, avocado i owsiane ciastka w kilku smakach. I woda, dużo wody.

Dzisiaj przeprowadzka nad morze. W górach burze codziennie I zimno

2 września 2024 , Komentarze (17)

Zupełnie jest tu inaczej niż myślałam, niż czytałam, a dużo czasu spędziłam nad planowanie tych wakacji. S. powiedział - gdzie chcesz jedziemy, ten wyjazd to bylo moje marzenie 🤪.

A tu jest tłok dużo, dużo większy niż myślałam. I dużo mniej dziko. Świat inny wydaje się rano - czysty, przejrzysty, chłodny i pusty. Biegaczy trochę🏃, rowerzystów🚴 i z psami spacerujących. Jak wszędzie gdzie widziałam. Od południa jest tłok i świat robi się blady od upału.

Kempingi są nad rzekami, jak górskie strumienie, białe kamienie są na dnie, a kolor wody jest jasno turkusowy, można się kąpać w niej, gapiąc na ogromne góry.

Bardzo wakacyjnie, wymagająco dla rowerzysty. Dla fotografa - takse.

29 sierpnia 2024 , Komentarze (23)

Drugi już raz. 

Trwa dwa wakacyjne miesiące, celem jest, jak najwięcej mieć aktywności, przeliczanej na punkty.

Nagrodą jest to, że aktywnie spędzamy czas 🤸‍♀️, jakieś puchary i koszulki też będą, no i nagroda najlepsza _ korpo przeliczy punkty na złotówki i całkiem okrągłą kwotę przeleje na konto jakiejś, wybranej przez nas, placówki. 

No i całkiem wysokie miejsce mam, nawet nie wiem dokładnie które, bo dużo bardzo jest kategorii. Szczególnie dobrze sobie radze w ilości zaoszczędzonego CO2 😉. 

No a dzisiaj jest dzień zero - jak tylko skończę pracę = 16,45 - jedziemy do Słowenii!!!

Spakowałam się już wczoraj i to jak na trzy wyjazdy: górski trekking, wycieczki rowerowe i snurkowanie. Dzisiaj S., który już ma wolne, będzie to wszystko w aucie układał. Moje zadanie, to nie nabałaganić tam tak od razu 😉.

Waga 51,25, mięśni 39,38 kg.

I po raz pierwszy od lat, zamiast jedna kartę dnia z talii tarota ( nie każdy może mieć psa) wyciągnąć, zrobiłam układ: co było, jest i będzie:

 

25 sierpnia 2024 , Komentarze (8)

Bo wciąż wspomnienia wyjazdu kajakowego wyraźne, a już w czwartek wyruszamy do Słowenii, więc przy ognisku, główny temat był, gdzie, kiedy no i najczęściej: ciekawe jak tam będzie.. Wybraliśmy campingi (trzy) i z grubsza, co chcemy zobaczyć. Reszta się okaże. Wygląda na to, że pogoda będzie idealna 👍.

Na działce, na werandzie, czekał na nas prezent - spora pryzma drewna, odpadków z budowy domu, od kuzynów S. W sobotę, jak już wróciłam z lasu (26 km, ilość grzybów 0) i po śniadaniu, S. ciął te dechy, niektóre grube i długie, a ja pakowałam na wózek i zawoziłam na miejsce. Tak ze dwie godziny chyba. Potem prysznic i "na lody" - 15 km rowerami. Po powrocie, ciemnawo się już robiło, dostaliśmy tego drewna jeszcze więcej, tylko sami musieliśmy go sobie, na ręcznym wózku przywieźć. 

Dzisiaj za to miała być laba. I tylko z rana, jak jeszcze takiego upału nie było, zrobiłam sobie taką szerszą rundkę = 33 km i zadowolona do tej laby się szykuję. Wyjmuję z uszu słuchawki (Zadie Smith The Fraud - jak dla mnie super), a z sakwy zniknął ładujący je futerał 😮!!. Ponarzekałam strasznie, zjadłam co nieco i jeszcze raz, tą samą drogą, już teraz to w niemożliwym upale. Na 12 kilometrze pudełeczko leżało sobie na poboczu drogi.. Razem jakieś 57 km, mój tegoroczny rekord w jeżdżeniu na rowerze przed obiadem 😉

Poniedziałek: 20 km rower + 0,5h siłownia

Wtorek: 45 km rower

Środa: 30 km rower

Czwartek: 20 km rower + 0,5h siłownia

Piątek - niedziela: 150 km

18 sierpnia 2024 , Komentarze (5)

Takie miejsce pokazało się na mapie, w odległości idealnie spacerowej od naszego biwaku, w zatoce nad jeziorem Zdrużno. 

O 5,10 obudziło mnie siku. Niebo było różowe, mocno, słodko różowe, taki sam kolor miała woda, wiatru zero. Czaple i kaczki, to jedyne co w ruchu było. No i ja 🏃‍♀️🤸‍♂️, bo szkoda mi było dalej spać. 

Czas idealny zobaczyć to miejsce, gdzie zwierzęta, malutkie i większe, mogą spokojnie sobie żyć. Jakieś małe domki wyobraźnia mi podsunęła, poogradzane, żeby ci staruszkowie sobie krzywdy nie robiły np stare tchórze nie pozagryzały starych kur. Pszczoły to może w barciach 🤔. Coś jak Kadzidłowo.

Najpierw kawa, poczytałam chwilę (strasznie nietrafiona, nudna powieść, jakoś z książkami mi nie idzie ostatnio 🥴), trochę sweterka na drutach, kąpiel i w drogę. Stary, piękny las, a potem 3 km szlakiem umocnień szczycińskich - na wysokiej skarpie, tuż przy samym jeziorze. Po drodze bunkier z tablicą pokazującą co było w środku - mieszkanko z punktem dowodzenia i dwoma wejściami, głównym i awaryjnym. Obok 5 pięknych kani. Rów o trójkątnym przekroju,  w który wpadały czołgi.

A na cyplu, z tym domem dla zwierząt, była zwykła wioska, pomost, kemping, dzikie śliwki i pyszne, dojrzałe mirabelki i nic, przypominającego choć trochę miejsce, które sobie wymyśliłam 😒. Tylko panią spotkałam dwa razy, z popielatymi włosami, pogodna twarzą i wieloma starymi psami na smyczach i luzem (jeden z mętnym, ślepym okiem) matowe i wolno, spokojnie idące na spacer, tym samym co ja szlakiem pruskich umocnień.

6 km w obie strony, dwie garści miksu mirabelekowo - śliwkowego, dalsze zanudzanie się nietrafioną powieścią, bo mam ją też w wersji audio.

Kajakowanie, nocleg na kolejnej wyspie. Wciąż bez chęci na obiad w stanicy, wyjadamy pyszności z kajaków, bujając się na wodzie, w miejscach, gdzie nie ma łabędzi.

17 sierpnia 2024 , Komentarze (10)

Nie jest to jakiś mocny prąd, i trzeba będzie wrócić, ale odcinki długie. Upału na wodzie się nie czuje. Głodu też nie. Jedyna możliwość obiadu - to stanica w Spychowie- ale jak zobaczyliśmy jaki tam tłum, hałas i zamieszanie (park linowy z tyrolką tuż koło restauracji), zgodnie stwierdziliśmy, że zrobimy przyjęcie na wodzie - śliwki + bananowiec 😜. Potem zwiedzanie zatoki, w której jeszcze nie byliśmy, długie pływanie i ja jeszcze 4 km spacer po starym pięknym lesie. 

Pierwszy raz w tym roku widziałam tak dużo otyłych kajakarzy obydwu płci (w tym dzieci). Pływali w całkiem nowym modelu kajaka - bardzo szerokim, jakby kanou na kajak przerobione. 

16 sierpnia 2024 , Komentarze (7)

i bez nazwy. Pusta. Tuż obok wyspy Miłości, większej i kilkoma namiotami już rozstawionymi. Prawie na środku jeziora Zyzdrój. Prawie bez wiatru, cicho i spokojnie. I jeszcze dużo suchego drewna na ognisko po poprzednikach zostało (a drewno na wyspach to towar cenny, szczególnie jak teraz, pod koniec sezonu). 

W środę wg planu - ja pierwsza w domu, więc kończę pakowanie, głównie to co z lodówki, wraca S. i po 21 jedziemy na działkę. Na toruńskiej korek!! Na białostockiej gęsto. Ostatnie zakupy w ostatnim otwartym sklepi i już inny, leśny świat. Jasne gwiazdy i księżyc.

Rano rowerowa rundka 35 km, budzenie S. pakowanie kajaków I znowu tłumy. Na drodze, na stacji, wszędzie. W stanicy na obiedzie. W miejscu wodowania kajaków. 

Zaraz na początku spływu, jest nieprzyjemna przenoska, przez drogę, z wąskim wyjściem i betonowym, stromym zejściem, a potem już dobrze, idealnie 🚣‍♀️🏊🤸‍♀️

12 sierpnia 2024 , Komentarze (18)

A może to spokój i równowaga 🤔. 

Jem to co lubię, ile lubię, aktywność jednakowa.

I jednakowe wartości waga pokazuje: 50 - 52 kg. 

W korpo pokusy ciastkowe się skończyły, do okresu świątecznego ich już nie będzie. S. też bardzo dba o płatki brzuch, żadne słodycze nie wchodzą do naszego domu, ani my nie chodzimy do miejsc, gdzie one są. Więc trudno nie jest.

O wakacjach myślę. 

I tych mikro - kajaki na gdzieś pomiędzy Babiętami i Zgonem, te już za chwilę. Gdzie spać, czy kormorany już odleciały? A co w zimie robią czaple? Czy mała restauracja z pysznym jedzeniem, przy moście w Spychowie, z tarasem, z którego widać kajaki, będzie jeszcze czynna w tym roku? No i co z pogodą?

I tych długich, głównych, w Słowenii - nasz pierwszy raz. Które miejsca zobaczyć, który camping. Jak to będzie w tych górach, wielkich i kamienistych. Nie, via ferrata nas nie interesują. Wirtualnie już cały kraj zwiedziłam  😉.

A na chwile wolne, albo deszczowe, mam chustę szydełkową, która ogromnym jest dla mnie wyzwaniem. Nie tyle technicznym, bo nie ma tu wielkiej filozofii, przeciąga się nitkę, przez pętelki w ściśle określony sposób, ale w koncentracji, żeby o niczym nie zapomnieć, nie pominąć, albo nie dodać nic niepotrzebnie.

Pierwszy błąd (i prucie mam już za sobą). Nawet sama bym go nie zauważyła tak szybko, ale bystre oko w FB grupie, gdzie której robimy ten wzór wspólnie, zobaczyło od razu i już odzobaczyć nie mogłam. Poprawka musiała być.

Fotka pierwsza z błędem, druga to wersja poprawna:

Poniedziałek: 20 km rower + 0,5h siłownia

Wtorek: 15 km rower

Środa: 30 km rower 

Czwartek: 20 km rower + 0,5h siłownia

Piątek - niedziela: 123 km

5 sierpnia 2024 , Komentarze (19)

Weekend na działce trochę inaczej niż dzień biurowy, wygląda na talerzu.

Tak około (tu wszystko jest tak około i mniej więcej 😉) 7 kawa na trawie, trochę poszwendania się i pogrzebania w komórce i 33 km rowerem po lesie, z postojem koło krzaków jeżyn.

Śniadanie tak o 11 ( jeszcze dwie więcej śliwki):

Około 13 S. na wielkim talerzu, podaje obiad - sadzone jajko, ziemniaki z kalafiorem i fasolką, przepyszny pomidor z ogródka obok. Na deser odżywka białkowa z mielonym siemieniem lnianym. 

Potem jest wycieczka, wspólna już "na lody" oddalone od nas jakieś 3 km, my krążymy po okolicy co najmniej 15. Lody zjada S., ja mam jabłko i śliwki. 

Potem jeszcze dwa banany, miska odżywki białkowej z wodą i siemieniem, a do ogniska - 0,5 bobu na spółkę. 

Płyny - 1,5 l. muszynianki, duża herbata, 0,5 l. ziołowej mieszanki, dwie duże kawy.

Nie mam pojęcia ile to kcal, jakie to makra, ani czy to dużo, czy mało.

Dla mnie to tyle ile trzeba.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.