Wszystko zaczelo sie od piatku... Dalam sie skusic na fantastyczna buleczke z rodzynkami, posmarowana maselkiem i dzemikiem, a co? Mowilam Wam, ze za mna chodza jakies niezdrowe rzeczy, co nie?:):). No i tak padlo moje 21-dniowe wyzwanie - na calej linii zreszta... Nie dosc, ze zjadlam cosik slodkiego, to jeszcze polozylam sie spac o 1ej...Bardzo nieladnie...
Jak sie domyslacie moje grzeszenie nie zakonczylo sie na piatku... Oczywiscie pozwolilam sobie na wiecej grzeszkow w sobote, a niedziela to juz byl bezczel na maksa... Na swoje usprawiedliwienie dodam tylko, ze jak same wiecie sezon na grilla sie rozpoczal, takze w Irsku, wiec chyba nie musze sie juz wiecej tlumaczyc... Wspomne tylko, ze bylo mnostwo szaszlykow, swiezy bialy chlebek czosnkowy, slodkosci w postaci czekoladek, rodzynek w czekoladzie i zelkow, a takze super slony precel monstrualnych rozmiarow i oczywiscie dwie lampki czerwonego wina...Aha, jeszcze cale stado krowek:):). Ale bylam bee, co nie? Po tym wszystkim czulam sie tak:
![](http://files2.vitalia.pl/gfx/paski_wagi/1/6/6/9/1/1669121/zdj_9d286fa7a3fc1cc90465a36fddb94429.jpg)
No, ale nic... Zycie toczy sie dalej, czyz nie? Od poniedzialku znow staram sie byc dobra dziewczynka - licze kalorie, cwicze i klade sie spac o przyzwoitej porze:):). Tak wiec zaczelam moje 21-dniowe wyzwanie od nowa, a jakze... Ciekawe, czy tym razem uda mi sie wytrwac do konca, czy przede mna syzyfowa praca:):):). Drugi dzien mojego wyzwania zbliza sie ku koncowi, sie znaczy jeszcze jakies szesc godzinek przede mna, jednak mysle, ze moge zliczyc go do udanych... Jak myslicie?:):)