Postanowiłam pojeździć na rowerku, strzeliłam 55 km, ale pod wiatr to miałam średni siłę kręcić.
Dwie godzinki pociskałam z psiakiem po plaży, w tym cholernym zapadającym się piachu, też mi dało trochę do wiwatu.
A na koniec przypomniałam sobie, że mam torturka - moje ukochane hula-hoop z wypustkami i pokręciłam 15 minut.
Nogi - mięśnie mnie bolą - dawno nie zrobiłam więcej niż 30 km, brzuch i boczki mnie pieką - dawno nie było hula - hoop. Przynajmniej pies szczęśliwy.
CukierkowaSlodycz
20 listopada 2013, 21:12No no jesteś mega! 55 km na rowerku.. podziwiam :)
MentalnaBlondynka
19 listopada 2013, 22:03No no pozazdrościć akywnosci;d