- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
20 maja 2019, 22:08
Ostatnio mam takie rozkminy psychologiczne. Zauważyłam, że podczas zrzucania wagi zdarza mi się mieć taki dziwny rodzaj lęku i dyskomfortu. Jakbym gdzieś podświadomie nie chciała chudnąć. Nie rozumiem tego, a chciałabym, bo wydaje mi się, że zrozumienie tego mogłoby być kluczem do definitywnego skończenia z nadwagą raz na zawsze. Gdzies czytałam, że nadmiarowe kilogramy dają pewne poczucie bezpieczeństwa. Jakby ukrycie się za czymś. Słyszałyście o czymś takim? A może chodzi o coś innego?
23 maja 2019, 07:14
Słyszałam o takim... syndromie? W każdym razie wiem, o czym piszesz. U mnie raczej jest na odwrót - im więcej tłuszczyku mi się odkładało, tym bardziej się wycofywałam, czułam się gorzej w swoim własnym ciele. Niechętnie nosiłam sukienki, a o szortach w ogóle nie było mowy!
Aktualnie jestem szczupła, uprawiam sport, ciało jest bardziej zbite, tyłek "słuszny", talia zarysowana i to mi się podoba. Nie mam zamiaru z tego rezygnować. Dodam tylko, że jestem kobietą, która podobnie jak Ty, nie potrzebuje atencji, komplementów i zainteresowania ze strony innych mężczyzn niż mój własny. Wkurza mnie to niemiłosiernie, ale przecież nie będę tyć, aby stać się "niewidzialna" dla płci przeciwnej. Nigdy nie traktowałam nadwagi jako bariery czy parasola ochronnego.
31 lipca 2019, 12:45
Ja również odczuwam dziwny niepokój, gdy ubywa mi tłuszczu. Widzę mocniej swoje kości pod tłuszczem i dociera do mnie że pod spodem mam szkielet, że jestem śmiertelna, że jestem człowiekiem składającym się z pewnych struktur. Oczywiście nie dążę do sylwetki szkieleta, daleko mi od tego, ale może ta mniejsza tkanka tłuszczowa wraz z pokazywaniem się zarysu żeber obnaża mi w głowie jakiś lek przed śmiercią? Brzmi trochę schizowo 😅
31 lipca 2019, 13:07
Ja również odczuwam dziwny niepokój, gdy ubywa mi tłuszczu. Widzę mocniej swoje kości pod tłuszczem i dociera do mnie że pod spodem mam szkielet, że jestem śmiertelna, że jestem człowiekiem składającym się z pewnych struktur. Oczywiście nie dążę do sylwetki szkieleta, daleko mi od tego, ale może ta mniejsza tkanka tłuszczowa wraz z pokazywaniem się zarysu żeber obnaża mi w głowie jakiś lek przed śmiercią? Brzmi trochę schizowo ?