Temat: Gotujecie na wakacjach?

Zawsze, gdy wyjeżdżam na urlop, dbam o to by wybrać hotel z wyżywieniem albo mieszkanie w miejscu, gdzie będę mogła bez problemu znaleźć restauracje/kafejki i zjeść posiłki, desery, a wieczorem wyjść na drinka. Nie mam ochoty na gotowanie podczas urlopu, na planowanie zakupów i posiłków, zmywanie garów, jedzenie posiłków, ktore mam na codzień. Jest to strata czasu i siedzenie na miejscu w zamknięciu, tak uważam.

Znam osoby, które zawsze wynajmują mieszkanie z kuchnią i gotują często dla całej rodziny, robią rano kanapki i zabierają ze sobą wychodząc. I zwykle gotują tylko kobiety, podczas gdy reszta odpoczywa albo wychodzi :D Koszmar, nie urlop. Jak wy to widzicie?

Nigdy nie gotuję na wakacjach ;)

Zdarzało mi się gdy byłam młodsza i jeździliśmy na wakacje ze znajomymi mając mocno ograniczony budżet, ale nie powiem zeby wtedy mi to jakoś specjalnie przeszkadzało, bo dzieliliśmy się na dni i koniec końców każdy gotował tylko raz / może dwa razy. Teraz jeżdżąc na wakacje zdarza się ze zamiast gdzieś iść zrobimy sobie jakiegoś grilla i to tez jest spoko :) już nie mówiąc o sytuacjach kiedy idziemy z facetem na biwaki i żywimy się zupkami chińskimi i konserwami bo bywa ze przez kilka dni nie opłaca/ nie ma gdzie zejść do jakiegoś sklepu/restauracji 😅. Ale ogólnie jestem Team knajpy, kocham próbować lokalnego jedzenia

Nie gotujemy na wakacjach, wszystko jemy w restauracjach lub jeśli nie ma czasu (bo np. musimy bardzo rano gdzieś wyjść i program zwiedzania mamy napięty) zachodzimy do piekarni po gotowe kanapki. Ale my ogólnie gotujemy tylko jak mamy gości albo jak jedziemy do rodziców i pomagamy w robieniu obiadu, normalnie jesteśmy na diecie pudełkowej. 

Pasek wagi

sacria napisał(a):

Berchen napisał(a):

Ja lacze jedno i drugie, od czasu jak zaczelam ograniczac wegle przestalam lubic hotelowe sniadania, dlatego nie zawsze ale na dluzsze pobyty wole wynajac Apartment z mozliwoscia zrobienia swojego sniadania. Obiadokolacje jemy albo w lokalach albo jak mam ochote to tobie sama cos prostego - nie wymagajacego duzo sprzetow- salata z ryba lub miesem, Spaghetti  itp. Szczerze nie przeszkadza mi to, nie lubie jesc na miescie, bardzo rzadko mi smakuje. 

to moje utrapienie we Włoszech- ja lubię obfite, wytrawne śniadania, a oni serwuja ciastka, słodkie jogurty. Tam już wolę nie mieć wcale śniadań w hotelu;)

Mam tak samo. We Włoszech wybawieniem były miejsca, gdzie było dużo Niemców, bo na śniadanie dawali też jajka i jakieś sery/wędliny. Włoskie śniadania są dla mnie straszne, cukier z cukrem😑. W Szkocji byłam przeszczęśliwa😅.

A co do głównego tematu - z mężem spędzamy większość dłuższych wyjazdów objazdowo, ale na własną rękę. Więc nocleg ze śniadaniem jest najlepszym wyjściem. Jemy i w drogę. Ale trzy lata temu mieliśmy taki tygodniowy wyjazd - domek nad brzegiem zatoki w małej wiosce. Chill, książki, spacery. I tam było fajnie mieć kuchnię, bo jak chcieliśmy iść do knajpy, to szliśmy, a jak nie, to robiliśmy jedzenie w domku. Ale takich urlopów prawie nie mamy.

Doceniam jednak możliwość zrobienia sobie wieczorem herbaty na urlopie.


Tak gotuje na wakacjach

Jeśli chodzi o obiady, to zdarza się, ale nie namiętnie, bo też chcę mieć odpoczynek od codzienności. Ale lubię mieć kuchnię i ta możliwość w razie czego. Też jak już coś robię obiadowego, to najlepiej takie, żeby można było zjeść też na następny dzień. A przy dzieciakach fajnie się sprawiają u nas zupy, które się szybko robi, bo się wrzuca do gara wszystko i się samo gotuje a też wystarczy na te 2-3 dni. Natomiast śniadania i kolacje zawsze robimy sobie sami. Z tym że my pod tym względem kanapkowi, więc nie zajmuje to nie wiadomo ile czasu. Każde z nas ma swoje upodobania więc na co dzień jak i na wakacjach każde z nas robi sobie samo śniadanie i kolację po swojemu. A dzieciakom robi ten kto akurat jest pod ręką jak przybiegną że chcą jeść. Coraz częściej też szykują sobie sami. Tych śniadań i kolacji to nie odczuwamy jako coś strasznie zajmującego urlop. Natomiast nie lubimy śniadań, obiadów czy kolacji gdzie narzucona jest godzina. Za gówniaka pamiętam jak jeździliśmy z rodzicami na wczasy pod grusza do ośrodka wczasowego firmowego i te śniadania były o 8.00 (dla mnie za wcześnie), kolacje chyba o 18.00 (też za wcześnie) a jak się najlepiej bawiłam na plaży to oczywiście trzeba było się zwijać bo obiad. Brrrrrr. 

Pasek wagi

Nigdy. Ale w tym roku byłam na wyjeździe z koleżankami, które mają mniej kasy, więc robiłyśmy śniadania, obiady. Było bardzo przyjemnie. 

Cały rok gotuję w domu, więc wakacje/wyjazdy koniecznie z wyżywieniem lub jemy w restauracji. 

Nie gotuję. W domu uwielbiam gotować, gdyby w jakiś magiczny sposób dało się przetransportować moją kuchnię np. do domku wynajmowanego nad morzem, myślę żę trochę bym gotowała. Nie chciałabym napewno układać swojego dnia tak, żeby musieć wrócić i gotować. Tu zdecydowanie dalej by wygrywało jedzenie gdzieś w napotkanych knajpach. Nie wyobrażam sobie też noszenia ziemniaków na plażę :D Ale wieczorem usmażyć rybę, zrobić na szybko jakiś makaron, wstawić tartę albo pizzę do piekarnika - pewnie. No tylko magicznego sposobu brak, a mnie gotowanie w obcej kuchni już nie bawi, raczej mi działa na nerwy, więc odpuszczam temat. 

Nope. Dla mnie wyjazdy to lokalna kuchnia, chociaz sama wielu rzeczy nie jem. Ale moi rodzice tacy sa, jak jechalismy na 10 dni nad Garde, to wzieli ze soba cala wyprawke jedzenia z PL. To byl dla mnie koszmar. Dobrze, ze bylismy swoim autem, bo trzeba bylo wracac na obiadek, co ja sie tam nacierpialam 🙈 Zeby nie bylo, to tam iles razy zjedlismy na miescie, ale nie tyle, ile ja bym chciala. Mielismy duzy, prywatny apartament, wiec sniadania okej, ale to zawijanie sie, bo obiad...KOSZMAR.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.