Temat: Śmierć

.

Ja mam tylko nadzieje, ze będę żyć dopóki dzieci się usamodzielnia, dla matki okropna jest świadomość pozostawienia małego dziecka. Kocham życie, ale wiem tez, ze nie jest wieczne i ze moja smierć ogólnie rzecz biorąc nic nie zmieni, a dla mnie samej będzie bez znaczenia, bo już mnie nie będzie. 

Boję się momentu śmierci, nie chce przechodzić przez to doświadczenie. W ogóle żałuję, że się urodziłam, czasem wolałabym w ogóle nie istnieć. Życie to pasmo cierpienia i problemów przeplatane ulotnymi chwilami szczęścia. Ciało to źródło bólu, nawet najzdrowszego czasem coś boli, w dodatku z wiekiem to ciało się zużywa i zawodzi coraz bardziej. Myśl o śmierci sprawia, że wszystko staje się dla mnie bez sensu, a z drugiej strony czasem myślę o niej z ulgą, bo wtedy nie trzeba się już będzie niczym martwić i nic nie będzie bolało. Jestem niewierząca, może gdybym wierzyła, to byłoby mi łatwiej to wszystko zaakceptować, ale nie potrafię uwierzyć w coś, co nie zostało potwierdzone naukowo.

Świat się nie skończy, jedynie nie będzie już nas .

Pasek wagi

Przeżyłam tzw. śmierć kliniczną, więc samego odchodzenia na tamten świat już nie boję się praktycznie wcale. Ludzie, którzy to faktycznie przeżyli, mówią o tym w bardzo podobny sposób i mają podobne doświadczenia z tym związane, bez względu na kontynent i wyznawaną religię, bądź nie. Jedyne, co mnie martwi, to choroby wieku starczego, jeśli dożyję, oraz wdowieństwo, bądź pozostawienie męża. Myśl o tym, że moje ciało będzie konsumowane przez robale też mi nie pasuje i dlatego chcę być skremowana. Taka moja fanaberia. 

Czasem o tym myślę i przyznam szczerze, że ogarnia mnie panika - na szczęście to nie jest długotrwały stan.

Śmierci boję się okropnie - tej utraty świadomości, nieistnienia, przejścia w pustkę... Nie mogę sobie wyobrazić tego, że po tym fakcie świat będzie istniał dalej, a mnie już nie będzie... Że zamknę oczy i wszystko się skończy. Cholernie dołuje mnie też myśl, że bezpowrotnie utracę swoich bliskich.

Gdyby rzeczywiście istniało życie po śmierci, czułabym się chyba najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi :) Marzę o tym, aby mieć możliwość spotkania członków rodziny (oczywiście włączając w to moje ukochane zwierzęta), którzy zmarli przede mną i tych, którzy umrą po mnie. Bardzo chciałabym "żyć" wiecznie, razem ze swoimi najbliższymi... a gdyby była jeszcze możliwość podglądania "z góry" tych, którzy zostali... Ach, coś cudownego! :D

Pasek wagi

Kiedyś się bałam. Miałam też bardzo silne lęki związane z byciem pogrzebaną żywcem:P

Teraz zdecydowanie bardziej przeraża mnie perspektywa śmierci najbliższych mi osób, przede wszystkim rodziców. Myśl o śmierci dzieci mnie paraliżuje.

A jeżeli chodzi o moją własną śmierć, to wolałabym umrzeć, niż zapaść na demencję (tak jak moja babcia i obie babcie mojego męża. Każda przechodziła to trochę inaczej, każda źle, i w każdym przypadku wymagało to ogromnego poświęcenia ze strony bliskich - nie chcę ich nigdy skazywać na taki wysiłek psychiczny). Boję się też wszystkich chorób wywołujących długotrwały ból - zarówno fizyczny, jak i psychiczny. Boję się starości, samotności, odrzucenia. A to, jak się potoczy nasze życie na starość, to czysta loteria.

A jeżeli chodzi o życie po śmierci, to lubię sobie myśleć - tak jak Ves - że po śmierci spotkam dawno zmarłych bliskich i że będę mogła "kibicować" tym, którzy jeszcze żyją:) i patrzeć, jak sobie radzą. Wprawdzie bardziej wierzę w to, że po śmierci jest takie "cyk, i nie ma", ale myśl o życiu wiecznym jest bardzo pokrzepiająca:)



Nie myślę o tym na co dzień i się szczególnie nie boję. Wyobrażam sobie to jak pójście spać :) wtedy też świat dookoła się kręci, a nas to nie dotyczy, nie mamy żadnej świadomości, co się dzieje (wiadomo, czasem coś tam śnimy) i generalnie niewiele nas to obchodzi. Tak samo myślę o śmierci. Jak o śnie i świętym spokoju :) 

Pasek wagi

CiazaSpozywcza napisał(a):

Boję się momentu śmierci, nie chce przechodzić przez to doświadczenie. W ogóle żałuję, że się urodziłam, czasem wolałabym w ogóle nie istnieć. Życie to pasmo cierpienia i problemów przeplatane ulotnymi chwilami szczęścia. Ciało to źródło bólu, nawet najzdrowszego czasem coś boli, w dodatku z wiekiem to ciało się zużywa i zawodzi coraz bardziej. Myśl o śmierci sprawia, że wszystko staje się dla mnie bez sensu, a z drugiej strony czasem myślę o niej z ulgą, bo wtedy nie trzeba się już będzie niczym martwić i nic nie będzie bolało. Jestem niewierząca, może gdybym wierzyła, to byłoby mi łatwiej to wszystko zaakceptować, ale nie potrafię uwierzyć w coś, co nie zostało potwierdzone naukowo.

myślałam tak kiedy miałam depresje. zbadaj sie pod tym katem

Pasek wagi

Annea17 napisał(a):

eszaa napisał(a):

boje sie śmierci, tego niestnienia. Przeraza mnie, ze zostało mi iles tam lat, ze jest jakis konkretny limit i wiecej juz nie bedzie. Mam 55 lat i z kazdym rokiem ten limit sie skraca. Kiedy miałam depresje, chciałam umrzec, teraz bardzo, bardzo nie chcę.

A tak konkretnie to czego się boisz? Momentu śmierci czy tego co będzie z Tobą potem czyli nieba/piekła?

nie potrafie tego sprecyzowac. Ale wpadam w panike, kiedy tylko cos sie zaczyna dziac z moim zdrowiem. jakies zawroty głowy, czy nieokreslone bóle. Chyba samego momentu umierania, bólu. I nie dociera do mnie, ze nie bede miała swiadomosci, ze leze w ziemi i jedzą mnie robale, brrr. Kremacja też mnie przeraża.

Pasek wagi

Co bedzie, swiat sie bedzie krecil dalej, bez nas.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.