Temat: STRACH PRZED PRZYTYCIEM PO NAPADZIE

Witam. Mam pewien problem i potrzebowałabym porady bez zbędnych "docinek" :).
A więc mam 170cm wzrostu i ważę ok 50kg. Rok temu zaczęłam się odchudzać bez wiedzy-1370kcal na dzień potem dodałam treningi cardio na bieżni-wznios 15% tempo 5 no i oczywiście schudłam byłam bardzo zadowolona. Okres straciłam. Lecz popadłam w zaburzenia odżywiania. Musiałam mieć wszystko do perfekcji jeśli chodzi o kalorie, nic przekroczyć, wszystko ważę. A gdy mam jakieś spotkanie gdzie wypiję alkohol zaczynam sie kompulsywnie objadać- wczoraj to jakiś koszmar zjadłam śniadanie, obiadu nie chciałam bo wieczorem miałam zaplanowane wyjście do restauracji z rodzicami..potem lody proteinowe z owocami, dwa batony proteinowe, banana, troche chipsów i orzeszków, cukierka no i na kolacje dwa drinki pieczone ziemniaki plus salatka ze stripsami. Gdy wróciłam do domu miałam napad na słodkie…zjadłam 5 kromek chleba Z NUTELLA oraz suche płatki czekoladowe aż że było mi niedobrze. Mam straszne wyrzuty sumienia na sylwestrze było to samo… Generalnie to byłam wczoraj u lekarza bo od 2 dni było mi słabo, niskie ciśnienie i tętno-zakazał mi przez 3 tygodnie robić treningi… i zacząć więcej jeść.
Teraz się boję,że przez to że nie mogę robić treningów a miałam ten napad objedzenia to,że przytyje bardzo…
wiem,że powinnam co nieco przytyć ale boję się,że za bardzo po tym przytyje… nie wiem jak to rozłożyć… ucielam sobie dzis z 900 kcal, zjem dzis z 700kcal to wyjdzie z 1600/1700 to chyba nie powinnam bardzo przytyc jak to moje zero kaloryczne?…
Pytanie jakie ja mam zero kaloryczne w roznych kalkulatorach wyskakuje mi inaczej raz 1600cos raz 1700… aktywnosc daje zerowa bo nie moge cwiczyc..
Prosze o rzetelne porady:(… Zawsze ucinalam i szlam na cardio a teraz jak mam zakaz treningow to boje sie ze przybiore z 10kg….

Po jednym takim napadzie nie przytyjesz, jest to niemożliwe . Jako detoks możesz zrobić owocowo warzywne smoothie, napić się zielonej herbaty lub ziół.

Użytkownik5579961 napisał(a):

Po jednym takim napadzie nie przytyjesz, jest to niemożliwe . Jako detoks możesz zrobić owocowo warzywne smoothie, napić się zielonej herbaty lub ziół.

Zamiast ciężkich ćwiczeń możesz spróbować pilatesu i chodzić na długie spacery. Zastanów się też, z czego mógł wyniknąć ten napad, może w twojej diecie brakuje jakichś składników odżywczych? 

Te napady to prawidłowa reakcja na przedłużające się niedojadanie. Jeśli nie zmienisz podejścia, będą pojawiać się coraz częściej i będziesz w ich trakcie pochłaniać coraz więcej kalorii. Jest wysokie prawdopodobieństwo bulimii i/lub utrwalonych zaburzeń odżywiania w postaci kompulsów co drugi, trzeci dzień lub codziennie. Obie te drogi doprowadzą cię do otyłości w przeciągu maksymalnie kilku lat. Zawróć.

Na początek dietetyk/psychodietetyk. Na tym etapie sama sobie nie poradzisz.

jeśli jesteś świadoma tego, że masz zaburzenia odżywiania to tylko i wyłącznie terapia. Będąc długi czas w takim deficycie takie napady będą się zdarzały, bo Twój organizm jest mądrzejszy od Ciebie i będzie walczył o przetrwanie 

Ja też tak miałam 160 - 46 kg wagi, ciągłe głodzenie i napady, W KÓŁKO. Jednego dnia 5000 kcal, drugiego, trzeciego i czwartego po 200, żeby to zrekompensować, ale uwierz mi że to do niczego nie prowadzi. Jak już zostało powiedziane - organizm jest mądrzejszy i będziesz się rzucać na jedzenie. U mnie złożyło się to z covidem, wróciłam do domu rodzinnego, były zakazy wychodzenia na zewnątrz, nie mialam jak wymiotować ani rekompensować sobie zjedzonych kalorii. Byłam bezsilna, jadłam i płakałam. Zasypiałam z przeżarcia, z tego cukru bo rzucałam się głownie na słodkie. Na śniadanie smakujące jak karton wale ryżowe z almette i ogórkiem, a na drugie śniadanie 300 g ciastek, potem obiad a po nim kolejne 300 g ciastek. Wysoki do Dealz po monstery zero, byle zabić głód, wystawiane na balkon bo picie zimnego spali więcej kalori (co za głupota). Dobiłam do 53 kg po 6 miesiącach i mówiłam sobie " jeszcze do nowego semestru na studiach schudnę, mam 5 miesięcy". Wychodziłam na 2 godzinne spacery, które kończyly się w żabce - kupowałam kalorie, które tak gorliwie paliłam na spacerze. Po kolejnych 4 miesiącach ważyłam już 56 kg, rodzice wyjechali na wakacje i na dwa tygodnie zostałam sama w domu. To był przełom. Zaczęłam jeść kiedy chcialam i co chciałam, wciąż dużo, ale uwolniłam się od myśli, że mam sobie tego zakazywać. Co drugi dzień chodziłam na basen, pracowałam w lodziarni i podjadałam tam, dużo spacerowałam, ale bez wyrzutów sumienia, dobiłam do 58, potem wszystko zaczęło się normować. Kolejne dwa lata wagi 56, obiektywnie powiem że nie wyglądałam źle - wiesz czemu? Byłam uśmiechnięta, szczęśliwa, pełna życia. Dziś od prawie dwóch lat stała waga 52kg myślę że najlepsza dla mnie. Nie miałam żadnej terapii, to nie zawsze jest konieczne, dziś po 4 latach jestem tak na oko w 95% zdrowa psychicznie, wiem kiedy jestem najedzona, kiedy głodna, czuję instynktownie ile jedzenia potrzebuję, czego chcę czy slone czy słodkie. Chodze na imprezy i nie kompensuję sobie tego, po prostu po niej jem gdy jestem głodna, wychodzę pobiegać lub na basen.

Nie wiem jak ci pomóc - może po prostu taki wpis ci pomoże - że da się jeśc normalnie i żyć społecznie, wychodzić do knajp, pić alkohol- NAPRAWDĘ. Coś w człowieku musi się przestawić, ja chyba po prostu nie miałam już nic do stracenia skoro i tak "byłam gruba" (mówię o momencie gdy ważyłam 56kg, nie byłam gruba tak tylko siebie postrzegałam) i po prostu byłam zmęczona tym kombinowaniem, NIEUSTANNYM mysleniem o jedzeniu, o przeszłym posiłku i o przyszłym który olaboga będzie dopiero za 4h, a ja przecież głodna, przecież dziś już zjadłam 1000 kcal to nie mogę więcej. To męczy... Człowiek topi się w smutku, jeszcze przez kolejne 2 lata czasem łapało mnie na wspominki że "wtedy było lepiej" bo byłam taka smutna, miałam osobowość (mmm anorektyczki) i każdego zachwycały moje wystające żebra (takie romantyzowanie tego stanu choroby - też straszne). Jeżeli czujesz, że sama się nie podniesiesz - zgłoś się po pomoc do psychologa. Albo oszczędź pieniądze i jak ja pyerdol to, to że przytyjesz. Przytyj bo zdrowie jest ważniejsze, to się unormuje, potem możesz pracować nad sylwetką, a nuż spodoba ci się taka pełniejsza wersja siebie :) a jeśli mimo to będziesz ćwiczyć z przyjemności a nie obowiązku, to zostaną ci dobre nawyki i łatwiej będzie utrzymać później wagę BEZ OBSESJI. Trzymam za ciebie kciuki <3

Użytkownik4044739 napisał(a):

Ja też tak miałam 160 - 46 kg wagi, ciągłe głodzenie i napady, W KÓŁKO. Jednego dnia 5000 kcal, drugiego, trzeciego i czwartego po 200, żeby to zrekompensować, ale uwierz mi że to do niczego nie prowadzi. Jak już zostało powiedziane - organizm jest mądrzejszy i będziesz się rzucać na jedzenie. U mnie złożyło się to z covidem, wróciłam do domu rodzinnego, były zakazy wychodzenia na zewnątrz, nie mialam jak wymiotować ani rekompensować sobie zjedzonych kalorii. Byłam bezsilna, jadłam i płakałam. Zasypiałam z przeżarcia, z tego cukru bo rzucałam się głownie na słodkie. Na śniadanie smakujące jak karton wale ryżowe z almette i ogórkiem, a na drugie śniadanie 300 g ciastek, potem obiad a po nim kolejne 300 g ciastek. Wysoki do Dealz po monstery zero, byle zabić głód, wystawiane na balkon bo picie zimnego spali więcej kalori (co za głupota). Dobiłam do 53 kg po 6 miesiącach i mówiłam sobie " jeszcze do nowego semestru na studiach schudnę, mam 5 miesięcy". Wychodziłam na 2 godzinne spacery, które kończyly się w żabce - kupowałam kalorie, które tak gorliwie paliłam na spacerze. Po kolejnych 4 miesiącach ważyłam już 56 kg, rodzice wyjechali na wakacje i na dwa tygodnie zostałam sama w domu. To był przełom. Zaczęłam jeść kiedy chcialam i co chciałam, wciąż dużo, ale uwolniłam się od myśli, że mam sobie tego zakazywać. Co drugi dzień chodziłam na basen, pracowałam w lodziarni i podjadałam tam, dużo spacerowałam, ale bez wyrzutów sumienia, dobiłam do 58, potem wszystko zaczęło się normować. Kolejne dwa lata wagi 56, obiektywnie powiem że nie wyglądałam źle - wiesz czemu? Byłam uśmiechnięta, szczęśliwa, pełna życia. Dziś od prawie dwóch lat stała waga 52kg myślę że najlepsza dla mnie. Nie miałam żadnej terapii, to nie zawsze jest konieczne, dziś po 4 latach jestem tak na oko w 95% zdrowa psychicznie, wiem kiedy jestem najedzona, kiedy głodna, czuję instynktownie ile jedzenia potrzebuję, czego chcę czy slone czy słodkie. Chodze na imprezy i nie kompensuję sobie tego, po prostu po niej jem gdy jestem głodna, wychodzę pobiegać lub na basen.

Nie wiem jak ci pomóc - może po prostu taki wpis ci pomoże - że da się jeśc normalnie i żyć społecznie, wychodzić do knajp, pić alkohol- NAPRAWDĘ. Coś w człowieku musi się przestawić, ja chyba po prostu nie miałam już nic do stracenia skoro i tak "byłam gruba" (mówię o momencie gdy ważyłam 56kg, nie byłam gruba tak tylko siebie postrzegałam) i po prostu byłam zmęczona tym kombinowaniem, NIEUSTANNYM mysleniem o jedzeniu, o przeszłym posiłku i o przyszłym który olaboga będzie dopiero za 4h, a ja przecież głodna, przecież dziś już zjadłam 1000 kcal to nie mogę więcej. To męczy... Człowiek topi się w smutku, jeszcze przez kolejne 2 lata czasem łapało mnie na wspominki że "wtedy było lepiej" bo byłam taka smutna, miałam osobowość (mmm anorektyczki) i każdego zachwycały moje wystające żebra (takie romantyzowanie tego stanu choroby - też straszne). Jeżeli czujesz, że sama się nie podniesiesz - zgłoś się po pomoc do psychologa. Albo oszczędź pieniądze i jak ja pyerdol to, to że przytyjesz. Przytyj bo zdrowie jest ważniejsze, to się unormuje, potem możesz pracować nad sylwetką, a nuż spodoba ci się taka pełniejsza wersja siebie :) a jeśli mimo to będziesz ćwiczyć z przyjemności a nie obowiązku, to zostaną ci dobre nawyki i łatwiej będzie utrzymać później wagę BEZ OBSESJI. Trzymam za ciebie kciuki <3

Dlaczego zachęcasz ją do przytycia? Waży prawidłowo.

Użytkownik5579961 napisał(a):

Użytkownik4044739 napisał(a):

Ja też tak miałam 160 - 46 kg wagi, ciągłe głodzenie i napady, W KÓŁKO. Jednego dnia 5000 kcal, drugiego, trzeciego i czwartego po 200, żeby to zrekompensować, ale uwierz mi że to do niczego nie prowadzi. Jak już zostało powiedziane - organizm jest mądrzejszy i będziesz się rzucać na jedzenie. U mnie złożyło się to z covidem, wróciłam do domu rodzinnego, były zakazy wychodzenia na zewnątrz, nie mialam jak wymiotować ani rekompensować sobie zjedzonych kalorii. Byłam bezsilna, jadłam i płakałam. Zasypiałam z przeżarcia, z tego cukru bo rzucałam się głownie na słodkie. Na śniadanie smakujące jak karton wale ryżowe z almette i ogórkiem, a na drugie śniadanie 300 g ciastek, potem obiad a po nim kolejne 300 g ciastek. Wysoki do Dealz po monstery zero, byle zabić głód, wystawiane na balkon bo picie zimnego spali więcej kalori (co za głupota). Dobiłam do 53 kg po 6 miesiącach i mówiłam sobie " jeszcze do nowego semestru na studiach schudnę, mam 5 miesięcy". Wychodziłam na 2 godzinne spacery, które kończyly się w żabce - kupowałam kalorie, które tak gorliwie paliłam na spacerze. Po kolejnych 4 miesiącach ważyłam już 56 kg, rodzice wyjechali na wakacje i na dwa tygodnie zostałam sama w domu. To był przełom. Zaczęłam jeść kiedy chcialam i co chciałam, wciąż dużo, ale uwolniłam się od myśli, że mam sobie tego zakazywać. Co drugi dzień chodziłam na basen, pracowałam w lodziarni i podjadałam tam, dużo spacerowałam, ale bez wyrzutów sumienia, dobiłam do 58, potem wszystko zaczęło się normować. Kolejne dwa lata wagi 56, obiektywnie powiem że nie wyglądałam źle - wiesz czemu? Byłam uśmiechnięta, szczęśliwa, pełna życia. Dziś od prawie dwóch lat stała waga 52kg myślę że najlepsza dla mnie. Nie miałam żadnej terapii, to nie zawsze jest konieczne, dziś po 4 latach jestem tak na oko w 95% zdrowa psychicznie, wiem kiedy jestem najedzona, kiedy głodna, czuję instynktownie ile jedzenia potrzebuję, czego chcę czy slone czy słodkie. Chodze na imprezy i nie kompensuję sobie tego, po prostu po niej jem gdy jestem głodna, wychodzę pobiegać lub na basen.

Nie wiem jak ci pomóc - może po prostu taki wpis ci pomoże - że da się jeśc normalnie i żyć społecznie, wychodzić do knajp, pić alkohol- NAPRAWDĘ. Coś w człowieku musi się przestawić, ja chyba po prostu nie miałam już nic do stracenia skoro i tak "byłam gruba" (mówię o momencie gdy ważyłam 56kg, nie byłam gruba tak tylko siebie postrzegałam) i po prostu byłam zmęczona tym kombinowaniem, NIEUSTANNYM mysleniem o jedzeniu, o przeszłym posiłku i o przyszłym który olaboga będzie dopiero za 4h, a ja przecież głodna, przecież dziś już zjadłam 1000 kcal to nie mogę więcej. To męczy... Człowiek topi się w smutku, jeszcze przez kolejne 2 lata czasem łapało mnie na wspominki że "wtedy było lepiej" bo byłam taka smutna, miałam osobowość (mmm anorektyczki) i każdego zachwycały moje wystające żebra (takie romantyzowanie tego stanu choroby - też straszne). Jeżeli czujesz, że sama się nie podniesiesz - zgłoś się po pomoc do psychologa. Albo oszczędź pieniądze i jak ja pyerdol to, to że przytyjesz. Przytyj bo zdrowie jest ważniejsze, to się unormuje, potem możesz pracować nad sylwetką, a nuż spodoba ci się taka pełniejsza wersja siebie :) a jeśli mimo to będziesz ćwiczyć z przyjemności a nie obowiązku, to zostaną ci dobre nawyki i łatwiej będzie utrzymać później wagę BEZ OBSESJI. Trzymam za ciebie kciuki <3

Dlaczego zachęcasz ją do przytycia? Waży prawidłowo.

mam niedowage. przez ta diete stracilam okres i rok juz prawie nie mam. dieta 1300/400kcal bez tluszczy i wegli i okres zanikl.

martwi mnie tylko to ze od kilku dni potrafie zjesc 2500/3000tys kcal. jak nie zjem jakos 2100 to jestwm zaniespokojona i glodna ale gdzies czytalam ze to normalne wychodzac z zaburzen odzywiania i ze powinno sie jesc wiecej chcac odzyskac miesiaczke.

rylko pewnie przytyje i bede miala nadwage bo nic nie cwicze bo postawioam na regeneracje organizmu..

Alicja000333 napisał(a):

Użytkownik5579961 napisał(a):

Użytkownik4044739 napisał(a):

Ja też tak miałam 160 - 46 kg wagi, ciągłe głodzenie i napady, W KÓŁKO. Jednego dnia 5000 kcal, drugiego, trzeciego i czwartego po 200, żeby to zrekompensować, ale uwierz mi że to do niczego nie prowadzi. Jak już zostało powiedziane - organizm jest mądrzejszy i będziesz się rzucać na jedzenie. U mnie złożyło się to z covidem, wróciłam do domu rodzinnego, były zakazy wychodzenia na zewnątrz, nie mialam jak wymiotować ani rekompensować sobie zjedzonych kalorii. Byłam bezsilna, jadłam i płakałam. Zasypiałam z przeżarcia, z tego cukru bo rzucałam się głownie na słodkie. Na śniadanie smakujące jak karton wale ryżowe z almette i ogórkiem, a na drugie śniadanie 300 g ciastek, potem obiad a po nim kolejne 300 g ciastek. Wysoki do Dealz po monstery zero, byle zabić głód, wystawiane na balkon bo picie zimnego spali więcej kalori (co za głupota). Dobiłam do 53 kg po 6 miesiącach i mówiłam sobie " jeszcze do nowego semestru na studiach schudnę, mam 5 miesięcy". Wychodziłam na 2 godzinne spacery, które kończyly się w żabce - kupowałam kalorie, które tak gorliwie paliłam na spacerze. Po kolejnych 4 miesiącach ważyłam już 56 kg, rodzice wyjechali na wakacje i na dwa tygodnie zostałam sama w domu. To był przełom. Zaczęłam jeść kiedy chcialam i co chciałam, wciąż dużo, ale uwolniłam się od myśli, że mam sobie tego zakazywać. Co drugi dzień chodziłam na basen, pracowałam w lodziarni i podjadałam tam, dużo spacerowałam, ale bez wyrzutów sumienia, dobiłam do 58, potem wszystko zaczęło się normować. Kolejne dwa lata wagi 56, obiektywnie powiem że nie wyglądałam źle - wiesz czemu? Byłam uśmiechnięta, szczęśliwa, pełna życia. Dziś od prawie dwóch lat stała waga 52kg myślę że najlepsza dla mnie. Nie miałam żadnej terapii, to nie zawsze jest konieczne, dziś po 4 latach jestem tak na oko w 95% zdrowa psychicznie, wiem kiedy jestem najedzona, kiedy głodna, czuję instynktownie ile jedzenia potrzebuję, czego chcę czy slone czy słodkie. Chodze na imprezy i nie kompensuję sobie tego, po prostu po niej jem gdy jestem głodna, wychodzę pobiegać lub na basen.

Nie wiem jak ci pomóc - może po prostu taki wpis ci pomoże - że da się jeśc normalnie i żyć społecznie, wychodzić do knajp, pić alkohol- NAPRAWDĘ. Coś w człowieku musi się przestawić, ja chyba po prostu nie miałam już nic do stracenia skoro i tak "byłam gruba" (mówię o momencie gdy ważyłam 56kg, nie byłam gruba tak tylko siebie postrzegałam) i po prostu byłam zmęczona tym kombinowaniem, NIEUSTANNYM mysleniem o jedzeniu, o przeszłym posiłku i o przyszłym który olaboga będzie dopiero za 4h, a ja przecież głodna, przecież dziś już zjadłam 1000 kcal to nie mogę więcej. To męczy... Człowiek topi się w smutku, jeszcze przez kolejne 2 lata czasem łapało mnie na wspominki że "wtedy było lepiej" bo byłam taka smutna, miałam osobowość (mmm anorektyczki) i każdego zachwycały moje wystające żebra (takie romantyzowanie tego stanu choroby - też straszne). Jeżeli czujesz, że sama się nie podniesiesz - zgłoś się po pomoc do psychologa. Albo oszczędź pieniądze i jak ja pyerdol to, to że przytyjesz. Przytyj bo zdrowie jest ważniejsze, to się unormuje, potem możesz pracować nad sylwetką, a nuż spodoba ci się taka pełniejsza wersja siebie :) a jeśli mimo to będziesz ćwiczyć z przyjemności a nie obowiązku, to zostaną ci dobre nawyki i łatwiej będzie utrzymać później wagę BEZ OBSESJI. Trzymam za ciebie kciuki <3

Dlaczego zachęcasz ją do przytycia? Waży prawidłowo.

mam niedowage. przez ta diete stracilam okres i rok juz prawie nie mam. dieta 1300/400kcal bez tluszczy i wegli i okres zanikl.

martwi mnie tylko to ze od kilku dni potrafie zjesc 2500/3000tys kcal. jak nie zjem jakos 2100 to jestwm zaniespokojona i glodna ale gdzies czytalam ze to normalne wychodzac z zaburzen odzywiania i ze powinno sie jesc wiecej chcac odzyskac miesiaczke.

rylko pewnie przytyje i bede miala nadwage bo nic nie cwicze bo postawioam na regeneracje organizmu..

masz racje, powinno się jeść więcej, ale nie objadać. mam wrażenie, że traktujesz to jako przyzwolenie i usprawiedliwienie dla swojego objadania sie, ktore nie ma nic wspolnego ze zdrowieniem. od jednego napadu nie przytyjesz pod warunkiem, ze na codzien jesteś aktywna fizycznie, a nie tylko od wielkiego święta. jednak, uwazam, ze ten napad się u Ciebie powtorzy nie raz, nie dwa - utorujesz sobie sciezke neuronową, która spowoduje powtarzające sie epizody obżartswa - > poczucia beznadziei i wyrzutów sumienia i tak w kolko. znajomy schemat

Pasek wagi

kiitsune napisał(a):

Alicja000333 napisał(a):

Użytkownik5579961 napisał(a):

Użytkownik4044739 napisał(a):

Ja też tak miałam 160 - 46 kg wagi, ciągłe głodzenie i napady, W KÓŁKO. Jednego dnia 5000 kcal, drugiego, trzeciego i czwartego po 200, żeby to zrekompensować, ale uwierz mi że to do niczego nie prowadzi. Jak już zostało powiedziane - organizm jest mądrzejszy i będziesz się rzucać na jedzenie. U mnie złożyło się to z covidem, wróciłam do domu rodzinnego, były zakazy wychodzenia na zewnątrz, nie mialam jak wymiotować ani rekompensować sobie zjedzonych kalorii. Byłam bezsilna, jadłam i płakałam. Zasypiałam z przeżarcia, z tego cukru bo rzucałam się głownie na słodkie. Na śniadanie smakujące jak karton wale ryżowe z almette i ogórkiem, a na drugie śniadanie 300 g ciastek, potem obiad a po nim kolejne 300 g ciastek. Wysoki do Dealz po monstery zero, byle zabić głód, wystawiane na balkon bo picie zimnego spali więcej kalori (co za głupota). Dobiłam do 53 kg po 6 miesiącach i mówiłam sobie " jeszcze do nowego semestru na studiach schudnę, mam 5 miesięcy". Wychodziłam na 2 godzinne spacery, które kończyly się w żabce - kupowałam kalorie, które tak gorliwie paliłam na spacerze. Po kolejnych 4 miesiącach ważyłam już 56 kg, rodzice wyjechali na wakacje i na dwa tygodnie zostałam sama w domu. To był przełom. Zaczęłam jeść kiedy chcialam i co chciałam, wciąż dużo, ale uwolniłam się od myśli, że mam sobie tego zakazywać. Co drugi dzień chodziłam na basen, pracowałam w lodziarni i podjadałam tam, dużo spacerowałam, ale bez wyrzutów sumienia, dobiłam do 58, potem wszystko zaczęło się normować. Kolejne dwa lata wagi 56, obiektywnie powiem że nie wyglądałam źle - wiesz czemu? Byłam uśmiechnięta, szczęśliwa, pełna życia. Dziś od prawie dwóch lat stała waga 52kg myślę że najlepsza dla mnie. Nie miałam żadnej terapii, to nie zawsze jest konieczne, dziś po 4 latach jestem tak na oko w 95% zdrowa psychicznie, wiem kiedy jestem najedzona, kiedy głodna, czuję instynktownie ile jedzenia potrzebuję, czego chcę czy slone czy słodkie. Chodze na imprezy i nie kompensuję sobie tego, po prostu po niej jem gdy jestem głodna, wychodzę pobiegać lub na basen.

Nie wiem jak ci pomóc - może po prostu taki wpis ci pomoże - że da się jeśc normalnie i żyć społecznie, wychodzić do knajp, pić alkohol- NAPRAWDĘ. Coś w człowieku musi się przestawić, ja chyba po prostu nie miałam już nic do stracenia skoro i tak "byłam gruba" (mówię o momencie gdy ważyłam 56kg, nie byłam gruba tak tylko siebie postrzegałam) i po prostu byłam zmęczona tym kombinowaniem, NIEUSTANNYM mysleniem o jedzeniu, o przeszłym posiłku i o przyszłym który olaboga będzie dopiero za 4h, a ja przecież głodna, przecież dziś już zjadłam 1000 kcal to nie mogę więcej. To męczy... Człowiek topi się w smutku, jeszcze przez kolejne 2 lata czasem łapało mnie na wspominki że "wtedy było lepiej" bo byłam taka smutna, miałam osobowość (mmm anorektyczki) i każdego zachwycały moje wystające żebra (takie romantyzowanie tego stanu choroby - też straszne). Jeżeli czujesz, że sama się nie podniesiesz - zgłoś się po pomoc do psychologa. Albo oszczędź pieniądze i jak ja pyerdol to, to że przytyjesz. Przytyj bo zdrowie jest ważniejsze, to się unormuje, potem możesz pracować nad sylwetką, a nuż spodoba ci się taka pełniejsza wersja siebie :) a jeśli mimo to będziesz ćwiczyć z przyjemności a nie obowiązku, to zostaną ci dobre nawyki i łatwiej będzie utrzymać później wagę BEZ OBSESJI. Trzymam za ciebie kciuki <3

Dlaczego zachęcasz ją do przytycia? Waży prawidłowo.

mam niedowage. przez ta diete stracilam okres i rok juz prawie nie mam. dieta 1300/400kcal bez tluszczy i wegli i okres zanikl.

martwi mnie tylko to ze od kilku dni potrafie zjesc 2500/3000tys kcal. jak nie zjem jakos 2100 to jestwm zaniespokojona i glodna ale gdzies czytalam ze to normalne wychodzac z zaburzen odzywiania i ze powinno sie jesc wiecej chcac odzyskac miesiaczke.

rylko pewnie przytyje i bede miala nadwage bo nic nie cwicze bo postawioam na regeneracje organizmu..

masz racje, powinno się jeść więcej, ale nie objadać. mam wrażenie, że traktujesz to jako przyzwolenie i usprawiedliwienie dla swojego objadania sie, ktore nie ma nic wspolnego ze zdrowieniem. od jednego napadu nie przytyjesz pod warunkiem, ze na codzien jesteś aktywna fizycznie, a nie tylko od wielkiego święta. jednak, uwazam, ze ten napad się u Ciebie powtorzy nie raz, nie dwa - utorujesz sobie sciezke neuronową, która spowoduje powtarzające sie epizody obżartswa - > poczucia beznadziei i wyrzutów sumienia i tak w kolko. znajomy schemat

chcialabym cwiczyc lecz mam sie powstrzymac jeszcze do tygodnia. jadlam po 1400/1500 dziennie cwiczylqm cardio godzinne 3 razy w tygodniu wiec jadlam mniej. przy wychodzeniu z zaburzen ciezko jest stwoerdzic czy to juz objadanie czy glod ekstremalny. jutro minie tydzien gdzie jadam ponad 2500kcal dochodzac do 3. pewnie przytyje, ile?nie wiem ale wiem ze chce byc zdrowa chce odzyskac okres. oczywiscie sie boje ze bede miala nadwage nie wiem jak jesc ile jesc ale naczytalam sie duzo ze to normalne ze ma sie wiekszy glod po takich restrykcyjnych dietach i w ogole po zaburzeniach odzywiania i zebym nie odmawiala sobie niczego 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.