- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
11 października 2015, 21:37
Hej
Na vitalii jestem nowa ale mam nadzieję, że przyjmiecie mnie do grona i wspomożecie. Na diecie jestem od roku. Z góry dodam, że metabolizm mam kiepski od dziecka, do tego jestem raczej niska i stąd tak długo zrzucałam 10kg.
Odchudzam się dietą mż. Jadłam 1500 kcal, czasem oczywiście zdarzały się dni, gdzie ze znajomymi jedliśmy pizzę czy chipsy i wychodziło 2000+/- ale mam zdrowe podejście i nie chcę życia podporządkowywać diecie.
No ale do sedna. Ostatnio martwi mnie pewna rzecz. Odkąd zaczęłam pracę (można powiedzieć fizyczną) zaczęłam jeść z braku czasu coraz mniej... wydawało mi się, ze więcej jedzenia nie potrzebuję, że 1000-1300 jak najbardziej wystarcza, a do tego jeszcze zrzucę te parę kg. No i wszystko było super do momentu, gdy mój organizm nie zaczął się buntować a ja zrozumiałam jak głupia byłam. I jaką krzywdę sobie wyrządzałam. Stwierdziłam, że stopniowo będę zwiększać, ale... nie umiem. Przez ostatni tydzień jem jak świnka- niezdrowo, śmietnikowo. Oczywiście nie są to kompulsy, nie zjadam paru tysięcy, ale wciąż martwi mnie to, że nie mam nad tym kontroli. Pewnie pomyślicie - wariatka, zjada 300-400 kcal więcej, sama sobie zasłużyła a przeżywa. Ale właśnie o to chodzi, że moja przyjaciółka miała problem z kompulsami i to zaczynało się od takich małych zawyżeń a później leciały tysiące...tego się bardzo obawiam, a i chcę wrócić do swojego zdrowego ejdzenia
Powiedzcie mi proszę jak wyjść z tego mini obżarstwa i jak powoli wyjść z diety (zostały mi tylko 3kg do zrzucenia)? Dodam, że przyuważyłam, ze jem zbyt dużo węglowodanów... a w czasie takich wieczornych uczt to już w ogóle (wtedy pojawiają się słodycze, które mój tż namiętnie kupuje i spożywa, a ja mimo iż wolę gorzką czekoladę to zjadam mu jego łakocie...) Niestety nie jem mięsa i nabiału. Czasem zjem tofu, strączkowe, kasze itp i to tyle jeśli chodzi o białko...
Dodam, że nie wiem czy przytyłam, bo nie ważyłam się. Jestem przed okresem i nie chcę się denerwować, nawet jeśli waga podskoczyła, to równie dobrze mogła przez okres.
pozdrawiam i czekam na jakieś rady :)
11 października 2015, 22:01
Dorzuć jakiegokolwiek białka. Jesli tego brakuje, z obżarstwem nie wygrasz. Jak masz skłonność do węgla, zacznij brać chrom (naturell wychodzi najtaniej a ma tę najfajniejszą postać) bo niestety to węgle rozkręcaja kompulsy (wyrzuty insuliny i wahania cukru). I tak, można z 300 nadprogramowych kalorii dojś do 6 tys. Przerabiałam. Zrób tak, żeby do godziny, kiedy Ci hamulce jeszcze działają, zjadać wartościowe jedzenie (pamiętaj o białku, moze być nawet strączkowe). Potem zacznij ucztę od czegoś białko-tłuszczowego + picie wody, łyżeczka octu jabłkowego na szklankę, jakiś błonnik czy coś.
W takiej sytuacji nie mozesz pozwolić sobie na odchudzanie, tym bardziej że wybacz 3 czy 4 kilo Cię nie zbawi. Masz jeść tyle kcal, żeby nie być głodną. No i pamiętaj, że robi sie zimno, kal. trzeba więcej i nie przeskoczysz tego (mały bonus - ten nadmiar się nie odłoży).
11 października 2015, 22:35
Dziękuję! Jutro kupię chrom i zacznę go brać. Moczę ciecierzycę, to będzie na obiad :)Pisząc, że nadmiar się nie odłoży masz na myśli to tygodniowe mini obżarstwo? Czy nadmiar=jak zacznę jeść tyle kcal, by nie być głodną? :)
Cały czas zwalałam, że tyle jem bo okres.. ale mija już tydzień, okresu nie ma, a ja nadal się rzucam na rzeczy, których wolałabym tak często nie jeść. I trochę mnie to martwi, bo o ile wagę można zrzucić to nie chcę później mieć problemów z zaburzeniami odzywiania.
18 października 2015, 20:57
Nie radzę sobie...
Wrociłam na weekend do domu i znów się zaczęło mini kompulsy. Macocha narobiła tyle jedzenia, zjechała się cała rodzina i od dwóch dni siedzę i jem. Nie martwiłoby mnie to, ale ja najwięcej zjadam jak nikt nie widzi. Czy jeszcze jakieś rady oprócz chromu i większej ilości białka???
18 października 2015, 23:47
Z własnego doświadczenia wiem, że walka z kompulsami toczy się w głowie. Wewnątrz. Kompuls to taki zdradliwy 'przyjaciel', który obiecuje poprawę humoru i odstresowanie, a niestety kończy się na wyrzutach sumienia, poczuciu beznadziei i złości na samą siebie. Nie jestem psychologiem, ale mówię z własnego doświadczenia. Nadchodzi po prostu taki moment, kiedy trzeba sobie powiedzieć "Nie ze mną te numery, kompulsie. To JA jestem panią swojego ciała, i to JA będę decydować, co jem. I jeżeli wiem, że dana rzecz mi szkodzi, to po prostu jej nie zjem, bo kocham siebie i swoje ciało i zasługuję na jedzenie tylko tego, co mi służy. A skoro ty, kompulsie, mi to uniemożliwiasz, to znaczy, że jesteś moim wrogiem, a nie przyjacielem, i musimy się rozstać".
Pomaga znalezienie sobie jakiegoś zajęcia, które odciągnie twoje myśli od jedzenia. Coś co lubisz, może to być kurs językowy, sport, siłownia, basen, praca dorywcza, wolontariat, cokolwiek co Cię interesuje.
Musisz sobie przeanalizować ile się nacierpiałaś przez kompulsy, przez niezdrowe żarcie, słodycze... i logicznie rzecz biorąc, po takiej analizie powinnaś takie jedzenie znienawidzić. Możesz też poczytać sobie jakieś artykuły o "zaletach" śmieciowego jedzenia.
Całe te kompulsy siedzą w twojej głowie i moim zdaniem od próby 'poukładania' sobie tego wszystkiego trzeba zacząć.
No i po odstawieniu śmieciowego jedzenia najtrudniejsze jest kilka pierwszych dni, a potem już z górki, organizm się przyzwyczaja, a Ty masz zajebistą satysfakcję i wiesz, że najgorsze za Tobą :)
Edytowany przez marandile94 18 października 2015, 23:49
18 października 2015, 23:55
Najgorzej jest ze słodyczami. Dostałam z okazji imienin wielką milkę oreo... już 100g zjadłam. Gdyby nie fakt, ze okropnie się zasłodziłam, zjadłabym całą...
Od jutra zaczynam 'nowe życie', a dziś przemyślę sobie to wszystko i postaram się to sobie w głowie poukładać... :( Mam nadzieję, że po tych 2 dniowym wyskoku nie przytyję:(
19 października 2015, 00:43
Znam tę "miłość" do słodyczy: czekolada nie zadaje pytań, czekolada Cię rozumie, czekolada dobra na wszystko, wszystko jest do dupy, tylko czekolada jest dobra... :/ G**no prawda. Słodycze to twój wróg. A wroga się nie kocha.
To już jest uzależnienie niestety. Poważna sprawa. Ale do wyleczenia :) Może to zając sporo czasu, bo do rzucenia tego cholerstwa trzeba bardzo silnej motywacji (a raczej desperacji :P), no po prostu trzeba tak jakby dojrzeć. Czasem wymaga to czasu, ale głęboko wierzę, ba, jestem przekonana, że kiedyś gdy dostaniesz od kogoś czekoladę, to bez żalu, bez problemu podarujesz rodzeństwu/rodzicom itp. :)
19 października 2015, 01:05
Ja myślę, że mogłabym ją całkowicie odstawić, tylko wtedy boję się, że jak kiedyś znów spróbuję to będę się nią obżerać bo 'później już nie będę mogła'. :(
19 października 2015, 12:20
To nie próbuj :) Jest tyle różnych rzeczy, które wcale nie są napakowane cukrem, a są słodkie i smaczne :)