- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
30 grudnia 2019, 09:13
Temat nasunął mi się na świątecznym wyjeździe. Tydzień byliśmy w małym mieście (ok. 40 tys.) i z racji zakupów żywieniowych które musiałam na miejscu poczynić bywałam w marketach. Co przykuło moją uwagę? Dzieci ze sporą nadwagą (lub wręcz otyłe) w wieku 7-11 lat najczęściej. Byłam zdziwiona, bo w szkole u mojej córki nie widzę raczej takiego problemu. Np. w jej klasie może o jednym dziecku można powiedzieć, że ma lekką nadwagę, reszta jest szczupła czy normalna. Na ulicach w W-wie raczej rzadko widuje się już (przynajmniej mi w oczy nie wpadają) dzieci otyłe. Tam poczułam jakieś zderzenie z inną rzeczywistością - naprawdę było sporo dzieci które widać, że za chwile będą miały problem - mało tego, przeważnie widziałam je w markecie w sytuacji kiedy wcinały jakąś słodką bułę czy chipsy. Kurcze i nie rozumiem. Wydaje mi się, że jak nigdy temat zdrowego odżywiania dzieci jest w dzisiejszych czasach nagłaśniany. Nie rozumiem tym bardziej jeżeli obok takiego dziecka idzie otyła matka która powinna zdawać sobie sprawę jak ciężko się z taką otyłością żyje i starać się chronić przed tym dziecko. Jestem na tym punkcie trochę przeczulona bo sama byłam podpasionym dzieckiem (no nie oszukujmy się, dziecko samo się nie utuczy szczególnie mniejsze, które jest całkowicie żywnościowo zależne od tego co w domu dostanie na talerzu). I teraz pytanie do Was, jak to jest w Waszych domach? Staracie się swoje dzieci odżywiać naprawdę wartościowo? A jak sytuacja wygląda na ulicach w Waszych miastach ?
Edytowany przez przymusowa 30 grudnia 2019, 09:14
30 grudnia 2019, 10:45
Moje dzieci nic nie chcą jeść. Na razie nie mam problemu.
Kolejna rzecz, to gdzie te wszystkie dzieciaki mają się wybiegać? Widać po postach na vitalii, że starym pannom, dzieci i ich mega energia i radosc zycia zawsze przeszkadzają. Na placach zabaw przeszkadzają ich krzyki, albo siedzą pijaki i inne żule, więc strach się bawić. Psy biegają luzem. W parku przeszkadzają rowerzystom i rolkarzom, bo przeciez zaden nie jezdzi ostroznie. Nawet na chodnikach im przeszkadzają, bo częsć chodnikow, to zwykle tez sciezki rowerowe. Pelno ulic gdzie kierowcy udają, że nie widzą pieszych. Strach dzieci wypuscić. Na skwerkach pelno psich kup, bo brudasy nie sprzatają po srajpupilach. Sale zabaw drogie, albo ich nie ma... Zajęcia też kosztują i często jest daleko. Zależy gdzie, kto mieszka. Gdzie mają szaleć, tracic energie i nabierać mięśni? Zostaje komp i tv w domu, bo w blokach często przeszkadzają wrednym babom, wiec jest zakaz bycia glosniej.
30 grudnia 2019, 10:49
Informacja informacją a są jednak tępe dzidy i nie interesuje ich to jak odżywiają swoje dzieci. Mam taką sąsiadkę dziecko je płatki z mlekiem i cukrem,frytki, pije słodkie gazowane napoje hektolitrami i żre słodycze. Owoców i warzyw nie je wcale,masakraJest już otyły , szkoda mi go
Edytowany przez Noir_Madame 30 grudnia 2019, 10:50
30 grudnia 2019, 11:14
Kiedyś widziałam jakiś program w którym zrobiono eksperyment, czy rodzice wiedzą ile ich dzieci powinny jeść i większość nałożyła za dużo. Czasy przekarmiania.
30 grudnia 2019, 11:42
natomiast widze tez w swoim otoczeniu,ze bardzo trudno jest wykarmic dziecko tym co sobie umyslimy.. wrecz slysze od brata ciagle narzekania jaki to koszmar wykarmic moja bratanice,ktora ma 2 lata i pluje wszystkim doslownie.. np. lubi ziemniaki,ale marchewke wypluwa itp,itd..
Edytowany przez przymusowa 30 grudnia 2019, 11:43
30 grudnia 2019, 11:54
W mojej byłej szkole 1/3 dzieci w klasach 1-3 ma nadwagę lub otyłość. Byłam otylym dzieckiem, moja mama robiła typowe polskie obiady- ziemniaki i kotlet schabowy lub mielony, sałatki. Kupowałam w szkole lub sklepie słodycze mimo że w szkole jadłam porządny obiad. Teraz w liceum co druga dziewczyna się odchudza i jedza w zakresie 500 lub 1200 kcal. Podsumowując w szkołach podstawowych jest dużo grubych dzieci a w szkole średniej już mniej
30 grudnia 2019, 11:55
Fakt, ja robiąc w galerii zakupy widzę w pasażu z knajpami mnóstwo bardzo grubych dzieci-wszystko w fastfoodach siedzi, na gofrach z lodami itp. Rozmawialiśmy o tym z mężem że jest strasznie dużo dzieci otyłych,z roku na rok coraz więcej- półki uginają się od syfu z cukrem i od dziecka mamusie pasą swoje pociechy tymi jogurcikami, batonikami "pełnymi mleka" i innymi deserkami z reklam, w których jest głównie cukier,ile razy tu czytałam ze ktoś dotąd z warzyw to widział np.głównie pomidora a w ogóle nie lubi(no bo nie słodkie....) Strasznie biedne będą te dzieciaki- zreszta- już są, bo przecież takie portale jak tu są zalane nastolatkami w zaburzeniami odżywiania (o których dowiedziałam się, że istnieją dopiero jako dorosły człowiek) Często zero ruchu, bo te dzieciaki nie bawią się na dworze,nie grają w ruchowe gry,jakiś rower, rolki- tylko już 2-3latki dostają w łapkę smartfona mamusi i święty spokój bo gapi się toto jak zombie w ekranik z odleglosci 10cm niszcząc sobie wzrok i zajmować się nim nie trzeba. (obserwowałam takiego 2,5letniego zombiaka na wigiii-dla mnie masakra-zwł że rysować nie umie, klocków układać-nie za bardzo, do obcych wycofane,czytać nie umie ale wie gdzie kliknąć krzyżyk żeby zamknąć reklamę.... 3 takie małe mam w rodzinie). Żywieniowo natomiast u nich jest lepiej-bo jedni są antyMacowi +mamusia regularnie się głodzi to i dzieci nie napycha słodkim(starsze dziewczyny wręcz muszą sobie wywalczyć u ojca jakiegoś sporadycznego burgera jako nagrodę), u drugich można powiedzieć średnia krajowa ale że na wsi mieszkają to fastfoodów brak i jedzenie zdrowsze, trzeci-tu ojciec celiakia, mama jest z regularną anoreksją, więc pulchnych dzieciaków tu nie ma.. Swojego rodzinnego domu nie mam co porównywać- to już jest z obecnymi czasami taka totalna przepaść co do sposobu gotowania i rodzajów potraw-nikt nie był gruby-wtedy to była naprawdę rzadkość(np. w podstawówce 2 dzieci z mojego rocznika na 5- 30osobowych klas.....) (edit- tak- to były właśnie te polskie tradycyjne potrawy- zupy, kluski, kopytka, pierogi, mielone,schabowe,kurczak,sałatki... tylko że słodycze to były sporadycznie cukierek czy lizak-nawet nie raz w tygodniu-a coś większego na święta.... a nie dzień w dzień kupowanie sobie w szkole słodyczy bo dzieciak dostaje na nie kasę)
Edytowany przez 30 grudnia 2019, 11:58
30 grudnia 2019, 12:21
Nie popadam w skrajności, ale główne posiłki są zawsze zdrowe, II śniadanie i podwieczorek też. Ale trafia się na deser Monte lub ciastko. Jak syn ma chęć zje miseczkę chrupkow. Ale właśnie uczę go porcji, tzn miseczka, a nie cała paczka. Itp. Syn ma 6 lat jest wysoki i szczupły. Maluchy działają według tej samej zasady też czasami dostaną coś słodkiego, ale nie codziennie i w zdrowej ilości. Wychodzę z założenia, że wszystko jest dla ludzi musimy tylko nauczyć się żyć z nadmierna ilością jedzenia. Uczę od małego piramidy żywienia i tłumacze, że duża ilość słodkości może prowadzić do otyłości.
30 grudnia 2019, 12:26
Do takich słów mam akurat ostrożne podejście. Mamy sąsiadkę, samotną matkę która przez kilka lat w awaryjnych dla niej sytuacjach zostawiała u nas swojego synka (2 lata młodszy od mojej córki). Przy każdej okazji słyszałam jej narzekania na niego - a że niegrzeczny, a że wybrzydza i nic nie chce jeść a że taki czy inny. Nie wiem, u mnie to dziecko (pomijając jego nadpobudliwość) stawało się dzieckiem idealnym. Wcinał wszystko z apetytem, był otwarty nawet błyskotliwy jak na dzieciaka w tym wieku a do tego dosyć empatyczny. No ale ja dzieciakom poświęcałam czas, bawiłam się z nimi, jedzenie im stroiłam w buźki, wycinałam z nimi różne kształty na placuszkach, kwiatki z rzodkiewek itp. Dla mnie dziecko = czas. Natomiast moja córka jest typowym wszystkożerem. Chciałam ją karmić i karmiłam długo piersią, potem wprowadzałam wszelkie warzywne przecieranki (nie ze słoiczków) nauczyłam ją w zasadzie chyba wszystkich smaków i z żadnym warzywem czy owocem nie ma problemu (a ja do dzisiaj np. do pora mam ostrożny stosunek:)). I dla niej jakoś naturalne jest, że jak ma ochotę coś przegryźć to idzie do skrzynek (w jednej w kuchni stoją owoce a w drugiej warzywa i zawsze są pełne) i bierze jabłko, marchewkę czy paprykę do ręki i wcina.natomiast widze tez w swoim otoczeniu,ze bardzo trudno jest wykarmic dziecko tym co sobie umyslimy.. wrecz slysze od brata ciagle narzekania jaki to koszmar wykarmic moja bratanice,ktora ma 2 lata i pluje wszystkim doslownie.. np. lubi ziemniaki,ale marchewke wypluwa itp,itd..
każdy posiłek z moją bratanicą to jest mega dużo czasu. bywam tam często, więc widzę. nikt jej niczego nie wmusza, starają się zachęcać jak umieją. Mała przy każdym posiedzeniu dostaje również kilka opcji.. tzn. najpierw próbują z zupą, jak nie idzie to wtedy pulpet i ziemniaki (bo lubi), jak nie to to wtedy jeszcze coś tam robią, naleśniki czy coś.. ona nawet słodyczami czasami pluje jak dostanie np. kawałek jakiegoś ciasteczka (owszem jak już poświęcą jej tą godzine i je śmiesznie mało to próbują z ciastkiem czy w ogóle jest głodna). waży mało i zawsze należy brać pod uwagę, że każde dziecko jest inne, niektóre są po prostu niejadkami i wymagają na prawde dużo wysiłku by zjeść ten ciepły posiłek w ciągu dnia. mówisz, że Twoja córka jest wszystkożerna - i fajnie, ale bierz pod uwagę, że po prostu jak z dorosłymi jeden lubi zjeść, a inny nie. natomiast u takiego malucha 2 lata to jeszcze się tą wagę stale monitoruje, a że Mała u nas nie za wiele waży (nie jest to jakieś wychudzenie, ale jednak jest drobna) to stąd te dłuższe posiedzenia z nią przy posiłkach żeby cokolwiek zjadła..ja w jej wieku byłam dokładnie taka sama i też nie chciałam nic jeść, mój brat to samo.
30 grudnia 2019, 13:35
Pas10 ale takie dziecko jak Twoje jest jedno podejrzewam na dziesiątki tysięcy otyłych dzieci. I Wy o niego dbacie i z tym walczycie i to jest bardzo ważne. Natomiast jak widzę, kiedy otyłemu dziecku mamusia wciska do ręki kolejną drożdżówkę to normalnie bym ..no zrobiła coś niemiłego:) Jeszcze gdyby ją sama w domu upiekła - to pół biedy. Ale kupny gniot ze sklepu z tym całym syfem, na najgorszych tłuszczach i z toną cukru mnie drażni. Przypomina mi się, jak byliśmy z rodziną we wrześniu nad morzem. Na wieczornych spacerach często mijaliśmy się z inną rodziną też z naszego hotelu. Mamusia gdzieś w moim wieku i naprawdę laseczka, zadbana kobietka, akurat figurka - tatuś widać że ćwiczy systematycznie, przystojny facet, ładne mięśnie i dwóch synów. Młodszy gdzieś 7 lat jeszcze szczupły natomiast starszy gdzieś w wieku mojej córki - już się zaczynał robić dramat. Zwróciłam na to uwagę dlatego, że chłopak był już przystojny (zresztą patrząc na rodziców miał po kim), wysoki jak na swój wiek, smagły - ale biodra, brzuch kobiece od nadmiaru tłuszczu zupełnie. A zawsze o 22 czy 23 widziałam go z lodem w jednej ręce a kawałkiem pizzy czy burgerem w drugiej. Ja rozumiem, wakacje, inny czas ale podejrzewam, że to po pierwsze nie było jego jedyne tego typu jedzenie w ciągu dnia a po drugie pozwalać dziecku które widzimy, że ma problem ładować się czymś takim systematycznie na noc? No i oni też jedli normalne posiłki 3x dziennie z nami w hotelu.
Edytowany przez przymusowa 30 grudnia 2019, 13:37