Temat: Jak można "ukarać" faceta?

Zastanawiam się, czy stosujecie jakieś "kary" jak was wasz chłopka/narzeczony/mąż, czymś wkurzy, czy zrani? Jak według was można "ukarać" faceta? Może jakiś przykład, nie dotyczy mnie on, ale na przykład facet zbyt często spotyka się z kolegami, za mało poświęca wam czasu. Inny, ogląda porno a wy tego nie akceptujecie, inny za często gra w gry i zbyt długo i zaniedbuje coś/was. Mam na myśli, jakieś sprawy, że coś czyni, co was wkurza, nie akceptujecie tego, i nawet jak powiedzie raz czy dwa aby zmienił swoje zachowanie a on dalej swoje...I nie jest to na tyle poważna sprawa aby się rozstawać czy rozwodzić, ale ważna bo was irytuję, czy uważacie że w takiej sytuacji można w jakiś sposób "ukarać" faceta, i jeśli tak to w jaki sposób? 

Cyrica napisał(a):

sadcat napisał(a):

Cyrica napisał(a):

dziewczyny, ale pomyślcie co by na Was dzałało. Czy jakby facet przedstawił Wam zarzut po ludzku i na spokojnie. Czy gdyby nadarł ryja jak na psa a potem strzelił focha na tydzień i po złości przestał wycierac buty przed wejściem? Bo to sie mniej wiecej do tego sprowadza. Do traktowania człowieka po ludzku. 
Gdybym nie reagowala na jego rozmowy (z jakiegos powodu, nawet nie ze specjalnie, np roztrzepanie) to bym zareagowala na nie wycieranie buciorow ;) 
dla mnie to wstep do zabawy w "Kto komu bardziej uprzykrzy życie". I nie popuściłabym, a pomysły mam niezłe ;) Chodzi o to, zeby tego nie robic, bo to złe i przykre. Mi satysfakcji takie rzeczy nie dadzą. a tak w ogóle, oprócz niesamowitej checi postawienia na swoim zeby facet chodził jak w zegarku, podczas kiedy same nie mamy ochoty być tresowane, jest wzajemna adaptacja do stylu zycia. Łatwiej zmienić swoje nastawienie do drobiazgów niż drugiej ososby, polecam tresowanie siebie ;) ps. właśnie przygotowywałam żarcie i zostawiłam syf na blacie i w zlewie. Syf czeka, az mój maż wróci z żarówkami i posprzata. Może jakiś pomysł co miałby zrobić, zeby mnie ukarać za to co robię, albo raczej czego nie robie? Pytanie pół zartem pół serio, ale chetnie sie dowiem ;)

A jemu to przeszkadza czy chętnie po tobie sprzata?

Ogolnie mi chodzi o to, ze w teorii to co piszecie jak najbardziej tak powinno byc, ze sie wszyscy dogadujemy, jedna rozmowa zalatwia temat, ale w praktyce nie widze tego ani u siebie ani u rodziny ani u znajomych,stad moje zaskoczenie tu :P

ja nie uważam że jedna rozmowa załatwia temat, wręcz przeciwnie. Uważam, że nie ma takiej siły na świecie, która załatwi cokolwiek. Można kogoś perfirnie do czegoś zmusić, ale jesli nie mamy do czynienia ze skrajnym idiotą, albo zakochanym pantoflem, to nie bedzie on ani szczęśliwy, ani przekonany do słuszności. Pewne rzeczy trzeba zwyczajnie odpuścić albo dogadać. 

co do sprzątania? cóż, mąż nie gotuje, ja nie sprzątam. Zasadniczo, to są po prostu czynności których nie cierpimy, a drugiej stronie są w miare obojetne. Oczywiście ja jestem w stanie coś ogarnąć a on jakaś szame wymeczyć, ale bez satysfakcji ;)

Cyrica napisał(a):

ja nie uważam że jedna rozmowa załatwia temat, wręcz przeciwnie. Uważam, że nie ma takiej siły na świecie, która załatwi cokolwiek. Można kogoś perfirnie do czegoś zmusić, ale jesli nie mamy do czynienia ze skrajnym idiotą, albo zakochanym pantoflem, to nie bedzie on ani szczęśliwy, ani przekonany do słuszności. Pewne rzeczy trzeba zwyczajnie odpuścić albo dogadać. co do sprzątania? cóż, mąż nie gotuje, ja nie sprzątam. Zasadniczo, to są po prostu czynności których nie cierpimy, a drugiej stronie są w miare obojetne. Oczywiście ja jestem w stanie coś ogarnąć a on jakaś szame wymeczyć, ale bez satysfakcji ;)

To nie rozumiem, czemu miałby cie karac, takie macie ustalenia i juz.

Nikt nie napisał, że jedna rozmowa załatwia sprawę i zwrócenie uwagi spowoduje, że ktoś nagle zmieni swoje postępowanie! Po prostu nie zawsze musi być tak, jak sobie zażyczymy. W sprawach poważnych, oczywiście, stawia się związek na ostrzu noża i można rozważać rozstanie. W sprawach blachych... no właśnie. 

Facetowi autorki coś sprawia wielką frajdę. Nie zaniedbuje dzieci, nie olewa pracy. Tylko że ją to wkurza. Bo? No oczywiście, bo on ma swoją pasję, a ona nie. Jej zdaniem on powinien z tego natuchmiast zrezygnować, bo ona tak chce. To nie jest kwestia tego, że jeśli mu powie "słuchaj, stary, ja sobie życzę, żebyś zaraz po pracy wracał, bo ja się nudzę w domu i masz mnie zamawiać", to on tak zrobi. Chodzi o to, że ona w ogóle na nim to chce wymusić. To jest paskudne, złośliwe i egoistyczne. 

Sad, ale właśnie o to chodzi, że pewne rzeczy można odpuścić, a nie robic z nich zarzewie konfliktu, bo tak. Cięzko mi sobie wyobrazić sprawy (poza nałogami, zdradami, ogólnie ciezkim kalibrem), przez jakie trzebaby sie uciekać do jakichs tam kar. No co to ma być? Jedno chce w góry drugie nad morze? Jedno rozrzuca skarpetki drugie nie? Jedno chce pościel w kwiatki drugie w paski? Jedno na wigilię do swoich rodziców, drugie do swoich? 

w sytuacji podobnej jak tu podnoszona. Któregos roku mąż mi przedstawił kalendarz startów, który obejmował 28 weekendów. Po prostu westchnełam i spytałam czy to nie za duzo, przypominajac, ze nie jest bezdzietnym kawalerem. Zredukował o 6. Mogłabym sie upierać, że za mało, ale tego nie zrobiłam.

no oczywiscie, ze masz racje, tak by bylo pięknie :) dla mnie to tylko teoria. 

Cyrica napisał(a):

Sad, ale właśnie o to chodzi, że pewne rzeczy można odpuścić, a nie robic z nich zarzewie konfliktu, bo tak. Cięzko mi sobie wyobrazić sprawy (poza nałogami, zdradami, ogólnie ciezkim kalibrem), przez jakie trzebaby sie uciekać do jakichs tam kar. No co to ma być? Jedno chce w góry drugie nad morze? Jedno rozrzuca skarpetki drugie nie? Jedno chce pościel w kwiatki drugie w paski? Jedno na wigilię do swoich rodziców, drugie do swoich? w sytuacji podobnej jak tu podnoszona. Któregos roku mąż mi przedstawił kalendarz startów, który obejmował 28 weekendów. Po prostu westchnełam i spytałam czy to nie za duzo, przypominajac, ze nie jest bezdzietnym kawalerem. Zredukował o 6. Mogłabym sie upierać, że za mało, ale tego nie zrobiłam.

A widzisz, wystarczyło mu powiedzieć a gdyby mimo wszystko sie uparl? :P 

nie będzie teorią, jeśli zacznie sie od siebie. Nie trzeba sie upierać przy wszystkich pierdołach, jakie się w głowie zrodzą, albo przy pojeciu "tak ma być, bo u mnie tak było i tak jest dobrze". 

gdyby sie uparł? trudno, ja jestem elastyczna i bym sobie zajęcie na weekendy znalazła, pewnie jakieś kosztowne, bo też bym chciała wychodzić z domu, ale nie robiłabym z tego afery.Ale pare razy bym sie posłuzyła brzydkim zarcikiem, to na pewno ;)

Cyrica napisał(a):

nie będzie teorią, jeśli zacznie sie od siebie. Nie trzeba sie upierać przy wszystkich pierdołach, jakie się w głowie zrodzą, albo przy pojeciu "tak ma być, bo u mnie tak było i tak jest dobrze". gdyby sie uparł? trudno, ja jestem elastyczna i bym sobie zajęcie na weekendy znalazła, pewnie jakieś kosztowne, bo też bym chciała wychodzić z domu, ale nie robiłabym z tego afery.Ale pare razy bym sie posłuzyła brzydkim zarcikiem, to na pewno ;)

Kosztowne, a na czyj koszt? Czemu kosztowne? Na złość? :P

a widzisz, od razu ze na złość. Nic z tych rzeczy, po prostu wyjścia z domu bywaja kosztowne. Bilet do teatru potrafi kosztowac 100, wykłady ciekawych ludzi to już i po 300. Bilety na pociąg, gdybym chciała cos pozwiedzać, tez nie tanie. Na czyj koszt? Na nasz koszt, wspólny przecież.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.