Odkryłam pewne cudo, które pozwoliłoby mi „bezkarnie” jeść moje ulubione naleśniki 😁 Wpadłam na pewien produkt, który ma zero węgli i zresztą innych makr też zero 😛 kalorii tylko 172, więc zdecydowanie mniej niż klasyczna mąka. No i jest bezsmakowe. I bezglutenowe. Nie, to nie mąka konjak. To mąka… bambusowa😵.
Po testach wnioski mam takie: z samej nie wyjdą naleśniki bo po dłuuugim smażeniu nadal ma smak surowej mąki. Pierwszy poszedł do kosza. Z dodatkiem łyżeczki skrobi jest zjadliwe, ale nie ma szału. Spróbuje jeszcze trochę więcej skrobi dodać, może będzie lepiej. Kalorycznie nie wyjdzie tak mało jak zakładałam, ale i tak jest to dietetyczna alternatywa dla klasycznych naleśników. Węgle ograniczone znacznie.
Wagowo masakra. 73,3kg na liczniku dziś i co se schudnę, to se przytyje, czyli klasyka. Cały czas walczę, nie poddaje się, ale efekty jak wyżej.
Masaż kamieniem gua sha dalej uskuteczniam i to codziennie, ale efekt raczej żaden. Wszystko wisi jak wisiało, zapewne trzeba więcej czasu. Mam też zamiar przeplatać go masażem banieczkami chińskimi.
Pomoże, nie pomoże, na pewno nie zaszkodzi. W związku z tym moja wieczorna pielęgnacja zeszła do minimum. Jednego wieczoru skwalan bo tłusty i pod masaż idealny. Drugiego retinal, bo też w olejowej formule. Obydwa poprzedzone DMSO 60%, dla lepszego wnikania.