Temat: Świeckie wychowanie dzieci

Mam roczną córkę, chcemy ją wychowywać bez żadnej religii (chyba, że pozniej zdecyduje inaczej to pozwolimy jej wybrać swoją religię). Ale oboje z mężem nie znamy innego wychowania jak w katolickim domu, z codzienną modlitwą, chodzeniem do kościoła, wiarą w raj i piekło i to, że nawet jeśli mama umrze to i tak spotkamy się w niebie.

No i tak się zastanawiam, jak ją wychowywać, żeby czuła się pewna siebie, nie bała się, miała jakiś "punkt zaczepienia" w trudnych chwilach. Chodzi mi o okres dzieciecy, kiedy trudno o racjonalne myslenie. Pamiętam, że jak byłam dzieckiem i czegoś się bałam albo byłam smutna to modliłam się i to mi pomagało. Wierzyłam w Anioła Stróża, że ciągle jest ze mną, nic mi nie grozi itp.

Wychowujecie swoje dzieci świecko? Macie jakieś rady, spostrzeżenia w tym temacie?

Pasek wagi

Oboje z mężem pochodzimy z rodzin katolickich, sami jesteśmy osobami wierzącymi, syn także. Nikt go nie zmuszał do chodzenia na religię, a większość katechetów była po prostu fajnymi i sympatycznymi ludźmi. Pewne rzeczy w tej kwestii ułożyły się w sposób naturalny i nikt nie dzielił włosa na czworo. A przy okazji chciałabym zwrócić uwagę, że niezależnie od preferencji religijnej chcąc nie chcąc poruszamy się w obrębie myśli chrześcijańskiej. Jeżeli spojrzycie na 10 przykazań, to po odrzuceniu trzech pierwszych, macie esencję humanizmu europejskiego i podstawę systemów prawnych - Czcij ojca swego i matkę swoją; nie zabijaj; nie cudzołóż; nie kradnij; nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu; nie pożądaj żony bliźniego swego; ani żadnej rzeczy, która jego jest.

maharettt napisał(a):

Wilena napisał(a):

cancri napisał(a):

A my wychowujemy corke w duchu katolicyzmu. Obchodzimy swieta, chodze z nia do kosciola, jak mamy potrzebe, modli sie, kiedy tego potrzebuje, czytamy sobie biblie. Corka chodzi na religie (przy kosciele, nie w szkole) i bardzo jej to pomoglo zrozumiec znaczenie wielu obrzedow, ktore praktykujemy. Wie, ze nikt nie potrafi stwierdzic, czy Bog istnieje, czy nie, ale ludzie przez pokolenia wierzyli, bo to dawalo im sile a innym kontrole. Wie, ze jest na swiecie wiele roznych religii zaleznych od regionu, w ktorym sie wykreowaly. Wie, ze ma w klasie katolikow, protestantow, muzulmanow. Wie, ze biblia to zbior starych opowiesci.

Nie uwazam, ze brak przynaleznosci i brak rozmowy na tematy religijne z dzieckiem to "dawanie dziecku wyboru". Moja corka wie, ze religia to kawal europejskiej i swiatowej historii. Ze wiele obrzedow i budynkow bazuje na wierze poprzednich pokolen. Nie da sie tego wyciac i udawac, ze nie istnieje.

Od chyba 4. klasy bedzie mogla miec etyke w szkole.

Pytanie co rozumiesz przez przynależność? Przynależność do konkretnej religii? Bo nie bardzo wiem jakby to miało wyglądać. Ja jestem po apostazji, więc kościół formalnie uznaje mnie za osobę obłożoną klątwą. Mój mąż też nie jest wierzący. Mielibyśmy zacząć udawać, że jesteśmy wierzący i okłamywać własne dziecko? Może ją ochrzcić, żeby należała do wspólnoty wiernych kościoła katolickiego (pytanie retoryczne, bo z formalnych względów byłoby to niewykonalne). Odnośnie rozmowy - porównam to do polityki. Czy ktoś kto rozmawiałby z dzieckiem na zasadzie "my głosujemy na partię xyz, dobrze by było żebyś też głosował na partię xyz, w zasadzie to zapisaliśmy cię już do partii xyz jak miałaś trzy miesiące" robiłby coś pozytywnego? Dla mnie wartością jest rozmowa mająca na celu dzielenie się wiedzą, nie wkładanie dziecku do głowy swoich poglądów. Tak, żeby nie trwało w przekonaniu, że najlepiej głosować na partię xyz, tylko żeby nie było jak ci geniusze, którzy potem nie wiedzą ilu jest posłów w Sejmie. To samo z np. Janem Pawłem II. Uważam, że każdy Polak powinien wiedzieć kim był, bo to ważna postać dla naszej historii. Jednak czym innym jest dla mnie opowiedzenie dziecku o historycznych wydarzeniach z jego udziałem, czy nawet pokazanie gdzie stał w oknie u nas w mieście - a czym innym mówienie, żeby się do niego pomodlić, bo to święty człowiek był. 

zdanie Canri  tak zabrzmiało jakby ktoś miał gdzieś przynalezec na siłę nieważne czy to do niego przemawia czy nie. 

ja myślę że osobie wierzącej zwyczajnie ciężko jest sobie wyobrazić że można nie wierzyć ( albo wierzyć w cos innego niz oni ) . Myślą że to jakieś buntu i na pewno wszyscy się nawrócą jak " coś się stanie " ( jakby ludziom wierzącym nic przykrego się nigdy nie zdarzało). 

z jednej strony trochę rozumiem. Ja też nie jestem w stanie sobie wyobrazić jak można wierzyć np. w zmartwychwstanie kompletnie przeczące prawom natury 

Nic takiego nie napisalam, to jakas Twoja felerna interpretacja maharett. Napisałam, że poprzez "dawanie dziecku wyboru" nalezy mu pokazywac z posrod czego moze wybierac. Nigdzie nie napisalam, ze trzeba koniecznie gdzies przynalezec.

Wilena, to rodzice sa odpowiedzialni za dziecko w wielu kwestiach i "narzucaja" poprzez wychowanie dziecka mu swoje wybory i poglady. To rodzice podejmuja przez wiele lat za nie decyzje na kazdym polu, nie tylko religijnym. Nie pytasz 3-latka, czy chce isc do przedszkola Montessori, ani 5-latka, czy chce sie uczyc dodatkowo niemieckiego / angielskiego, tylko tak organizujesz mu zycie, jak uwazasz, ze bedzie dla niego najlepszym. I to samo sie tyczy wychowania w religii, badz nie. Wiec nie wiem, skad poglad, ze cos dziecku sie narzuca, jesli sie je ochrzci czy wychowuje w katolicyzmie, bo to dotyczy calego procesu posiadania dziecka i podejmowania za niego wszelakich decyzji, nie tylko tych dotyczacych przynaleznosci religijnej. A tak to zawsze brzmi - ta decyzja jest narzucaniem czegos dziecku, ale kazda inna juz nie ;-)

Kazdy rodzic sam podejmuje te decyzje zgodnie ze swoim sumieniem i pogladami, i nikt nie ma prawa za niego oceniac, czy jest ona zla, czy dobra.

Powiem Ci na naszym przykładzie. Ja-urodzona w Polsce, z rodziny średnio religijnej i dość liberalnej światopoglądowo. Katolicyzm się przewijał przez całe moje życie w większym lub mniejszym stopniu (jestem ochrzczona, przystąpiłam do komunii i chodziłam na religię w podstawówce i gimnazjum). Mąż-ateista, wychowany w Czechach, gdzie religia w sferze publicznej praktycznie nie istnieje. Nasze dzieci wychowujemy na styku dwóch kultur, niby podobnych ale jednak różniących się od siebie (jedna z różnic jest właśnie wszechobecność religii vs ateizm). Dzieci nie są ochrzczone, święta obchodzimy w wersji light z poszanowaniem obu tradycji.
Odkąd starsi poszli do szkoły, zaczęliśmy rozmawiać o różnych wyznaniach i kulturach. Tłumaczymy, objaśniamy i zostawiamy im otwarta furtkę. Pomaga fakt, ze wśród ich znajomych są również mulzumanie, prawosławni i buddyści. Bywają okresy, ze interesują się tym bardziej, bywają okresy ze mniej. 
Naciskow ze strony mojej rodziny na chrzest nie było, ale (no właśnie ale), mojej mamie czasem jest przykro, ze chłopcy nie będą wychowani w 100% ‚po polsku’. Dla niej chrzest to tradycja. Ja natomiast uwazam, ze to ma być świadoma decyzja człowieka i jeżeli dzieci beda chciały, to przystąpią do jakiegokolwiek kościoła - zgodnie z ich sumieniem i przekonaniami.  

cancri napisał(a):

maharettt napisał(a):

Wilena napisał(a):

cancri napisał(a):

A my wychowujemy corke w duchu katolicyzmu. Obchodzimy swieta, chodze z nia do kosciola, jak mamy potrzebe, modli sie, kiedy tego potrzebuje, czytamy sobie biblie. Corka chodzi na religie (przy kosciele, nie w szkole) i bardzo jej to pomoglo zrozumiec znaczenie wielu obrzedow, ktore praktykujemy. Wie, ze nikt nie potrafi stwierdzic, czy Bog istnieje, czy nie, ale ludzie przez pokolenia wierzyli, bo to dawalo im sile a innym kontrole. Wie, ze jest na swiecie wiele roznych religii zaleznych od regionu, w ktorym sie wykreowaly. Wie, ze ma w klasie katolikow, protestantow, muzulmanow. Wie, ze biblia to zbior starych opowiesci.

Nie uwazam, ze brak przynaleznosci i brak rozmowy na tematy religijne z dzieckiem to "dawanie dziecku wyboru". Moja corka wie, ze religia to kawal europejskiej i swiatowej historii. Ze wiele obrzedow i budynkow bazuje na wierze poprzednich pokolen. Nie da sie tego wyciac i udawac, ze nie istnieje.

Od chyba 4. klasy bedzie mogla miec etyke w szkole.

Pytanie co rozumiesz przez przynależność? Przynależność do konkretnej religii? Bo nie bardzo wiem jakby to miało wyglądać. Ja jestem po apostazji, więc kościół formalnie uznaje mnie za osobę obłożoną klątwą. Mój mąż też nie jest wierzący. Mielibyśmy zacząć udawać, że jesteśmy wierzący i okłamywać własne dziecko? Może ją ochrzcić, żeby należała do wspólnoty wiernych kościoła katolickiego (pytanie retoryczne, bo z formalnych względów byłoby to niewykonalne). Odnośnie rozmowy - porównam to do polityki. Czy ktoś kto rozmawiałby z dzieckiem na zasadzie "my głosujemy na partię xyz, dobrze by było żebyś też głosował na partię xyz, w zasadzie to zapisaliśmy cię już do partii xyz jak miałaś trzy miesiące" robiłby coś pozytywnego? Dla mnie wartością jest rozmowa mająca na celu dzielenie się wiedzą, nie wkładanie dziecku do głowy swoich poglądów. Tak, żeby nie trwało w przekonaniu, że najlepiej głosować na partię xyz, tylko żeby nie było jak ci geniusze, którzy potem nie wiedzą ilu jest posłów w Sejmie. To samo z np. Janem Pawłem II. Uważam, że każdy Polak powinien wiedzieć kim był, bo to ważna postać dla naszej historii. Jednak czym innym jest dla mnie opowiedzenie dziecku o historycznych wydarzeniach z jego udziałem, czy nawet pokazanie gdzie stał w oknie u nas w mieście - a czym innym mówienie, żeby się do niego pomodlić, bo to święty człowiek był. 

zdanie Canri  tak zabrzmiało jakby ktoś miał gdzieś przynalezec na siłę nieważne czy to do niego przemawia czy nie. 

ja myślę że osobie wierzącej zwyczajnie ciężko jest sobie wyobrazić że można nie wierzyć ( albo wierzyć w cos innego niz oni ) . Myślą że to jakieś buntu i na pewno wszyscy się nawrócą jak " coś się stanie " ( jakby ludziom wierzącym nic przykrego się nigdy nie zdarzało). 

z jednej strony trochę rozumiem. Ja też nie jestem w stanie sobie wyobrazić jak można wierzyć np. w zmartwychwstanie kompletnie przeczące prawom natury 

Nic takiego nie napisalam, to jakas Twoja felerna interpretacja maharett. Napisałam, że poprzez "dawanie dziecku wyboru" nalezy mu pokazywac z posrod czego moze wybierac. Nigdzie nie napisalam, ze trzeba koniecznie gdzies przynalezec.

Wilena, to rodzice sa odpowiedzialni za dziecko w wielu kwestiach i "narzucaja" poprzez wychowanie dziecka mu swoje wybory i poglady. To rodzice podejmuja przez wiele lat za nie decyzje na kazdym polu, nie tylko religijnym. Nie pytasz 3-latka, czy chce isc do przedszkola Montessori, ani 5-latka, czy chce sie uczyc dodatkowo niemieckiego / angielskiego, tylko tak organizujesz mu zycie, jak uwazasz, ze bedzie dla niego najlepszym. I to samo sie tyczy wychowania w religii, badz nie. Wiec nie wiem, skad poglad, ze cos dziecku sie narzuca, jesli sie je ochrzci czy wychowuje w katolicyzmie, bo to dotyczy calego procesu posiadania dziecka i podejmowania za niego wszelakich decyzji, nie tylko tych dotyczacych przynaleznosci religijnej. A tak to zawsze brzmi - ta decyzja jest narzucaniem czegos dziecku, ale kazda inna juz nie ;-)

Kazdy rodzic sam podejmuje te decyzje zgodnie ze swoim sumieniem i pogladami, i nikt nie ma prawa za niego oceniac, czy jest ona zla, czy dobra.

Ja bym rozgraniczyła te dwie rzeczy - wychowanie w wierze, i chrzest. Pierwsze jestem w stanie zrozumieć w pewnym zakresie, drugie to moim zdaniem jeden z chorych pomysłów kościoła katolickiego (chrzcić się powinno dorosłych ludzi, albo przynajmniej nastolatków - kiedy człowiek jest w stanie podjąć taką decyzję samodzielnie). Piszesz o podejmowaniu decyzji co do wyboru przedszkola za 3-latka. Zgadzam się, rodzice muszą zadecydować. Jednocześnie nie powinni moim zdaniem ingerować w wybór starszego dziecka odnośnie tego do jakiej szkoły średniej chce iść. Po prostu decydować za kogoś można moim zdaniem wtedy, kiedy decyzji trzeba dokonać na już i kiedy dziecko samodzielnie nie wybierze. Decyzję o sakramentach spokojnie można by podejmować kiedy się jest starszym i pozostawić ją dziecku. Też wiesz, mnie akurat na szczęście mama nie zmuszała do chodzenia do kościoła na siłę. Jak się zaczęłam buntować, to odpuściła. Teraz też np. ani razu nie zapytała czy będziemy małą chrzcili, bo wie że nie i szanuję ją za to, że nie naciska i nie narzuca nam swojej wizji. Ale znam ludzi, dla których to był temat cotygosniowych awantur, i wymierza im kar, bo nie chciały iść w niedzielę do kościoła. Po czym temat nie ucichł, tylko jak są dorosłe dalej jest awantura jak nie chcą ślubu kościelnego na przykład. Więc pytanie jeszcze jak to wychowanie w wierze w praktyce wygląda. W takim przypadku, jeżeli dziecko nie chce - to uważam że ciągnięcie go na siłę jest obiektywnie złe. To nie jest jedna z tych decyzji kiedy po prostu trzeba i brak miejsca na dyskusję (tak jak trzeba iść do dentysty). Żeby nie było - nie zakładam, że zmuszasz tak swoje dziecko, tylko mówię że to jest problem w wielu rodzinach. No i koniec końców nie odpowiedziałaś mi, jaką przynależność masz na myśli w sytuacji kiedy rodzice są niewierzący. Dalej do kościoła? Bo wtedy wychodzi na to, że sama oceniasz cudze decyzje (te o braku przynależności religijnej jako złe). 

ANULA51 napisał(a):

Ale potem będzie płacz jak będzie chciała wziąć ślub kościelny bo chrztu nie było ani komunii i bierzmowania   . Ja jestem świecka po prostu nie zmuszali rodzice do niczego . Tylko na religię mama uczyła pacierza najpiękniejsza modlitwa to aniele mój 

a ślubów cywilnych to nie ma?  Skąd założenie że dziecko z ateistycznego domu będzie zainteresowane ślubem kościelnym ? A nawet jakby to chrzest oto są w każdym wieku. 

Pasek wagi

Moja córka nie jest ochrzczona, nie chodzi na religię.

W kościele na mszy była raz w życiu, z ciekawości, poszła tez z dziadkami ze święconką. 
Coś o religii, a raczej religiach wie, na zasadzie: niektórzy wierzą w to, a inni w tamto. Ona sama teraz wierzy w reinkarnację, ma 11 lat. 

cancri napisał(a):

maharettt napisał(a):

Wilena napisał(a):

cancri napisał(a):

A my wychowujemy corke w duchu katolicyzmu. Obchodzimy swieta, chodze z nia do kosciola, jak mamy potrzebe, modli sie, kiedy tego potrzebuje, czytamy sobie biblie. Corka chodzi na religie (przy kosciele, nie w szkole) i bardzo jej to pomoglo zrozumiec znaczenie wielu obrzedow, ktore praktykujemy. Wie, ze nikt nie potrafi stwierdzic, czy Bog istnieje, czy nie, ale ludzie przez pokolenia wierzyli, bo to dawalo im sile a innym kontrole. Wie, ze jest na swiecie wiele roznych religii zaleznych od regionu, w ktorym sie wykreowaly. Wie, ze ma w klasie katolikow, protestantow, muzulmanow. Wie, ze biblia to zbior starych opowiesci.

Nie uwazam, ze brak przynaleznosci i brak rozmowy na tematy religijne z dzieckiem to "dawanie dziecku wyboru". Moja corka wie, ze religia to kawal europejskiej i swiatowej historii. Ze wiele obrzedow i budynkow bazuje na wierze poprzednich pokolen. Nie da sie tego wyciac i udawac, ze nie istnieje.

Od chyba 4. klasy bedzie mogla miec etyke w szkole.

Pytanie co rozumiesz przez przynależność? Przynależność do konkretnej religii? Bo nie bardzo wiem jakby to miało wyglądać. Ja jestem po apostazji, więc kościół formalnie uznaje mnie za osobę obłożoną klątwą. Mój mąż też nie jest wierzący. Mielibyśmy zacząć udawać, że jesteśmy wierzący i okłamywać własne dziecko? Może ją ochrzcić, żeby należała do wspólnoty wiernych kościoła katolickiego (pytanie retoryczne, bo z formalnych względów byłoby to niewykonalne). Odnośnie rozmowy - porównam to do polityki. Czy ktoś kto rozmawiałby z dzieckiem na zasadzie "my głosujemy na partię xyz, dobrze by było żebyś też głosował na partię xyz, w zasadzie to zapisaliśmy cię już do partii xyz jak miałaś trzy miesiące" robiłby coś pozytywnego? Dla mnie wartością jest rozmowa mająca na celu dzielenie się wiedzą, nie wkładanie dziecku do głowy swoich poglądów. Tak, żeby nie trwało w przekonaniu, że najlepiej głosować na partię xyz, tylko żeby nie było jak ci geniusze, którzy potem nie wiedzą ilu jest posłów w Sejmie. To samo z np. Janem Pawłem II. Uważam, że każdy Polak powinien wiedzieć kim był, bo to ważna postać dla naszej historii. Jednak czym innym jest dla mnie opowiedzenie dziecku o historycznych wydarzeniach z jego udziałem, czy nawet pokazanie gdzie stał w oknie u nas w mieście - a czym innym mówienie, żeby się do niego pomodlić, bo to święty człowiek był. 

zdanie Canri  tak zabrzmiało jakby ktoś miał gdzieś przynalezec na siłę nieważne czy to do niego przemawia czy nie. 

ja myślę że osobie wierzącej zwyczajnie ciężko jest sobie wyobrazić że można nie wierzyć ( albo wierzyć w cos innego niz oni ) . Myślą że to jakieś buntu i na pewno wszyscy się nawrócą jak " coś się stanie " ( jakby ludziom wierzącym nic przykrego się nigdy nie zdarzało). 

z jednej strony trochę rozumiem. Ja też nie jestem w stanie sobie wyobrazić jak można wierzyć np. w zmartwychwstanie kompletnie przeczące prawom natury 

Nic takiego nie napisalam, to jakas Twoja felerna interpretacja maharett. Napisałam, że poprzez "dawanie dziecku wyboru" nalezy mu pokazywac z posrod czego moze wybierac. Nigdzie nie napisalam, ze trzeba koniecznie gdzies przynalezec.

Wilena, to rodzice sa odpowiedzialni za dziecko w wielu kwestiach i "narzucaja" poprzez wychowanie dziecka mu swoje wybory i poglady. To rodzice podejmuja przez wiele lat za nie decyzje na kazdym polu, nie tylko religijnym. Nie pytasz 3-latka, czy chce isc do przedszkola Montessori, ani 5-latka, czy chce sie uczyc dodatkowo niemieckiego / angielskiego, tylko tak organizujesz mu zycie, jak uwazasz, ze bedzie dla niego najlepszym. I to samo sie tyczy wychowania w religii, badz nie. Wiec nie wiem, skad poglad, ze cos dziecku sie narzuca, jesli sie je ochrzci czy wychowuje w katolicyzmie, bo to dotyczy calego procesu posiadania dziecka i podejmowania za niego wszelakich decyzji, nie tylko tych dotyczacych przynaleznosci religijnej. A tak to zawsze brzmi - ta decyzja jest narzucaniem czegos dziecku, ale kazda inna juz nie ;-)

Kazdy rodzic sam podejmuje te decyzje zgodnie ze swoim sumieniem i pogladami, i nikt nie ma prawa za niego oceniac, czy jest ona zla, czy dobra.

widze istotną różnicę między zapisaniem do przedszkola które trwa kilka lat a zapisaniem do organizacji z której akt już nigdy nie zostanie się do końca wykreślonym. 

spoko jeszcze jak ktoś jest do tego przekonany i serio do niego to przemawia . W takim wypadku to naturalne że chce to przekazać dziecku. Ale jak ktoś to robi bo śluby komunie  co babcia powie itd itp. Jest wg mnie krzywe 

Pasek wagi

Berchen napisał(a):

Pumpernikiel666 napisał(a):

Noir_Madame napisał(a):

Udzicha napisał(a):

Noir_Madame napisał(a):

Udzicha napisał(a):

Skąd taka decyzja? Ja przez świeckie wychowanie rozumiem tak, że oprócz nie chodzenia do kościoła nie obchodzi się Swiąt Bożego Narodzenia czy Wielkanocy itd. Mam wrażenie, że za dużo tv narzuca innym co powinni i ci bardziej wrażliwi szybko to podłapuja, aha i żeby nie było do kościoła nie chodzę i nie wierzę w nic tylko w siebie.

Przeciez święta nie mają niczego wspólnego z religią,to są świeckie obrzędy,tradycje zapożyczone przez kk. Powiem nawet że to katolicy nie powinni ich obchodzić.

Boże Narodzenie wynika z Bożego Narodzenia 

Mialam na myśl ubieranie choinki jako święta a nie bn

Święta czego? 

wchodzisz na trudny teren pytajac Noir co wlasciwie chciala powiedziec gdy juz cos napisala??

Jaki trudny teren ? Tak jak już wyżej napisałam kk zapożyczył sobie pogańskie święta równonocy a kiedy Jezus się urodził tego tak naprawdę nie wiadomo. To samo jest właśnie z ubieraniem choinki,ten zwyczaj o ile się nie mylę przywędrował do nas z Niemiec. To samo jest ze świeceniem niedzieli i taka to religia,zlepek różnych obrzędów zapożyczonych przez kk.

Pasek wagi

.

Noir_Madame napisał(a):

Berchen napisał(a):

Pumpernikiel666 napisał(a):

Noir_Madame napisał(a):

Udzicha napisał(a):

Noir_Madame napisał(a):

Udzicha napisał(a):

Skąd taka decyzja? Ja przez świeckie wychowanie rozumiem tak, że oprócz nie chodzenia do kościoła nie obchodzi się Swiąt Bożego Narodzenia czy Wielkanocy itd. Mam wrażenie, że za dużo tv narzuca innym co powinni i ci bardziej wrażliwi szybko to podłapuja, aha i żeby nie było do kościoła nie chodzę i nie wierzę w nic tylko w siebie.

Przeciez święta nie mają niczego wspólnego z religią,to są świeckie obrzędy,tradycje zapożyczone przez kk. Powiem nawet że to katolicy nie powinni ich obchodzić.

Boże Narodzenie wynika z Bożego Narodzenia 

Mialam na myśl ubieranie choinki jako święta a nie bn

Święta czego? 

wchodzisz na trudny teren pytajac Noir co wlasciwie chciala powiedziec gdy juz cos napisala??

Jaki trudny teren ? Tak jak już wyżej napisałam kk zapożyczył sobie pogańskie święta równonocy a kiedy Jezus się urodził tego tak naprawdę nie wiadomo. To samo jest właśnie z ubieraniem choinki,ten zwyczaj o ile się nie mylę przywędrował do nas z Niemiec. To samo jest ze świeceniem niedzieli i taka to religia,zlepek różnych obrzędów zapożyczonych przez kk.

poganie świętowali swoje a inkwizytorzy się łudzili że wyznają ich religię. Jezus nawet się nie urodził 25 grudnia . 


Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.