- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
9 stycznia 2025, 14:24
Jak w temacie,poszukiwanie Boga paradoksalnie sprawiło że dziś jestem osobą niewierzącą. Czy są tu osobny o podobnych doświadczeniach które również przestały wierzyć ?
W szczególności odstreczylo mnie od wiary czytanie "słowa Bożego"
Edytowany przez Noir_Madame 9 stycznia 2025, 14:49
10 stycznia 2025, 19:01
Przede wszystkim to jak nie ma Boga to kto stworzył świat? Skąd mamy sumienie?
A czy seryjny morderca,psychopata ma sumienie ? Nie sądzę.
10 stycznia 2025, 19:09
Mi od dziecka nie było po drodze z religią. Rodzice wierzący, to tak jakoś siłą rzeczy mnie pchali, gadali na ten temat, ale nawet będąc mała, jakoś mi się to wszystko nie kleiło. Im byłam starsza, tym bardziej do głosu dochodził mój pragmatyzm i naukowe podejście i już całkiem pewne rzeczy nie miały ładu i składu. Nie było jakiejś granicy w której stwierdziłam "Nie no, jednak jestem niewierząca, od dzisiaj koniec" itp. To wyszło tak naturalnie z czasem, że po prostu ten temat dla mnie przestał istnieć. Nie drążę, nie zastanawiam się, nie interesuje mnie to w ogóle. Nie utożsamiam się ani jako osoba wierząca ani niewierząca. Mam to po prostu gdzieś.
To zazdroszczę bo ja do dziś czasem boję się zemsty Boga i muszę sobie tłumaczyć że to głupie i irracjonalne.
jak się boisz zemsty Boga to znaczy że wierzysz ze ten Bóg istnieje tym samym nie możesz powiedzieć że jesteś osobą niewierzącą bo gdzieś z tyłu głowy zostawiasz margines "no a co jeśli"
Jak widać lata prania mózgu zrobiły swoje, nie jest łatwo wyrwać się z tego kłamstwa.
Bo tak na prawdę to do końca nie wiemy jak jest. Można wierzyć, nie wierzyć, wierzyć w co innego ale jednak nie ma się 100% pewnosci. Więc ja się nie dziwię że czasem kogoś nachodzą takie myśli a co jeśli jednak? Natomiast co by nie było to fajnie myśleć że jeśli jakimś cudem okazałoby się że Bóg istnieje to to czy ktoś był dobrym człowiekiem za życia będzie miało większe znaczenie niż to czy wierzył w Boga, w Allacha, w gadająca skarpetę czy był ateistą. To że ktoś jest zagorzałym katolikiem nie oznacza że z góry mu się coś należy jeśli jest ch.wym człowiekiem dla innych.
A widzisz to nie jest takie proste ponieważ Jezus mówi że zbawienie jest damo z łaski. Przykładem na to jest łotr,wynika z tego że musisz wierzyć w Boga, bycie dobrym człowiekiem nie wystarczy.
Ja sama chciała bym żeby po prostu "zgasło światło" nie chcę żadnego życia wiecznego, zbawienia.
Akurat to do mnie nie przemawia, bo wynika z tego, że możesz być super dobra, całe życie pomagać z całego serca, ale być niewierząca i pójdziesz do piekła, podczas gdy jakiś morderca się nawróci szczerze (ale jednak swoje złego wcześniej narobił) i mu wybaczono i dozna zbawienia. Bezsens co do zasady. Mnie takie właśnie kwiatki skutecznie od tego wszystkiego odpychają. Bo to jest nielogiczne, niesprawiedliwe i w ogóle bez sensu. Też po cichu liczę, że koniec będzie końcem. Skończy się świadomość i tyle.
Zgadzam się z tobą a jednak tak mówi słowo Boże. Mówi również że człowiek nie może zbawić się przez uczynki czyli właśnie bycie dobrym. Ja oczywiście też się z tym nie zgadzam.
Nic takiego nie mówi. W którymś wykładzie prof. Marcin Majewski, wybitny biblista, dokładnie tłumaczył zapisy Biblii na ten temat. W dużym uproszczeniu, jesteśmy zbawieni dlatego, że Bóg ukochał człowieka. To wystarczy i nie trzeba zasłużyć sobie na tę miłość dobrymi uczynkami. Jest to sprzeczne z naukami KK, ale KK już dawno ma niewiele wspólnego z Bogiem.
Ja nie wierzę w tego groźnego i mściwego Boga. Żyję blisko natury i wierzę, że jestem częścią jakiejś większej, mądrej i dobrej Całości. W ogóle nie zastanawiam się co będzie po śmierci i staram się żyć tu i teraz, najlepiej jak potrafię.
Wysluchalam choć z trudem i nie w całości bo do miejsca które mnie interesowało pan gadał przez godzinę. Było to o modlitwie ojcze nasz,w szczególności interesował mnie fragment dot. "I nie wódź nas na pokuszenie" . Nie przekonuje mnie to tłumaczenie,nadal uważam że Biblia jest pokrętna i każdy może ją sobie tłumaczyć jak chce. Dla czego tak prosta wydawało by się rzecz jak modlitwa wymaga kopania setki lub tysiące lat wstecz. Trzeba tłumaczyć że to co jest napisane znaczy zupełnie coś innego. Jestem jeszcze w stanie zrozumieć różne przypowieści ale modlitwa ? Czyli wszystko zależy kiedy i gdzie się ktoś urodzi i ma dostęp do wiedzy lub jej nie ma. Chce zgłębiac wiedzę bądź nie.Bóg jest złem wcielonym.A już rozbawiło mnie jak pan tłumaczył że niebo to nie miejscowość w Polsce.
Edit:
Przeciez ten człowiek jest blisko związany z kk co więc ma mówić jeśli nie to że bóg jest cudowny.
Rozczarowalas mnie, myślałam że to będzie jakiś obiektywny badacz.
Noir, naukowcy mają prawo do własnych przekonań. I nie odbiera im to automatycznie wiedzy czy merytorycznego podejścia do tematu. On nie wartościuje tekstów biblijnych, on je przekłada z oryginału na polski dodając kontekst historyczny i uzupełniając o źródła pozabiblijne. Nic nie zrozumiałaś.
I nie chcę zrozumieć, nie jest mi to do niczego potrzebne. Piszesz że wierzysz w to że jesteś częścią jakiejś dobrej i mądrej czałości. Rozejrzyj się do koła, gdzie to dobro i mądrość ? Ja widzę tylko bezsensowne cierpienie i ból. I ten dobry bóg do tego dopuszcza ? Kto w 21 wieku wierzy w coś takiego ? Do pewnego czasu byłam osobą wierzącą i poszukującą, ale w momencie gdy w ciągu 2 lat 2 razy zachorowałam na raka moja droga z bogiem zupełnie się rozeszły. Na szczęście z chorób się wykaraskalam bez boskiej pomocy. Niedługo minie 20 lat,mimo że nie miałam wdrożonej chemioterapii (w tabletkach) bo zagubiono mój wynik.Wynika więc z tego,że co ma wnieść nie utonie.
Napisałam, że wierzę w Boga? Jak mi źle to idę do lasu lub w góry, jeśli tylko mogę. Nigdy do ociekającego złotem kościoła. I dobrze o tym wiesz.
10 stycznia 2025, 19:18
Mi od dziecka nie było po drodze z religią. Rodzice wierzący, to tak jakoś siłą rzeczy mnie pchali, gadali na ten temat, ale nawet będąc mała, jakoś mi się to wszystko nie kleiło. Im byłam starsza, tym bardziej do głosu dochodził mój pragmatyzm i naukowe podejście i już całkiem pewne rzeczy nie miały ładu i składu. Nie było jakiejś granicy w której stwierdziłam "Nie no, jednak jestem niewierząca, od dzisiaj koniec" itp. To wyszło tak naturalnie z czasem, że po prostu ten temat dla mnie przestał istnieć. Nie drążę, nie zastanawiam się, nie interesuje mnie to w ogóle. Nie utożsamiam się ani jako osoba wierząca ani niewierząca. Mam to po prostu gdzieś.
To zazdroszczę bo ja do dziś czasem boję się zemsty Boga i muszę sobie tłumaczyć że to głupie i irracjonalne.
jak się boisz zemsty Boga to znaczy że wierzysz ze ten Bóg istnieje tym samym nie możesz powiedzieć że jesteś osobą niewierzącą bo gdzieś z tyłu głowy zostawiasz margines "no a co jeśli"
Jak widać lata prania mózgu zrobiły swoje, nie jest łatwo wyrwać się z tego kłamstwa.
Bo tak na prawdę to do końca nie wiemy jak jest. Można wierzyć, nie wierzyć, wierzyć w co innego ale jednak nie ma się 100% pewnosci. Więc ja się nie dziwię że czasem kogoś nachodzą takie myśli a co jeśli jednak? Natomiast co by nie było to fajnie myśleć że jeśli jakimś cudem okazałoby się że Bóg istnieje to to czy ktoś był dobrym człowiekiem za życia będzie miało większe znaczenie niż to czy wierzył w Boga, w Allacha, w gadająca skarpetę czy był ateistą. To że ktoś jest zagorzałym katolikiem nie oznacza że z góry mu się coś należy jeśli jest ch.wym człowiekiem dla innych.
A widzisz to nie jest takie proste ponieważ Jezus mówi że zbawienie jest damo z łaski. Przykładem na to jest łotr,wynika z tego że musisz wierzyć w Boga, bycie dobrym człowiekiem nie wystarczy.
Ja sama chciała bym żeby po prostu "zgasło światło" nie chcę żadnego życia wiecznego, zbawienia.
Akurat to do mnie nie przemawia, bo wynika z tego, że możesz być super dobra, całe życie pomagać z całego serca, ale być niewierząca i pójdziesz do piekła, podczas gdy jakiś morderca się nawróci szczerze (ale jednak swoje złego wcześniej narobił) i mu wybaczono i dozna zbawienia. Bezsens co do zasady. Mnie takie właśnie kwiatki skutecznie od tego wszystkiego odpychają. Bo to jest nielogiczne, niesprawiedliwe i w ogóle bez sensu. Też po cichu liczę, że koniec będzie końcem. Skończy się świadomość i tyle.
Zgadzam się z tobą a jednak tak mówi słowo Boże. Mówi również że człowiek nie może zbawić się przez uczynki czyli właśnie bycie dobrym. Ja oczywiście też się z tym nie zgadzam.
Nic takiego nie mówi. W którymś wykładzie prof. Marcin Majewski, wybitny biblista, dokładnie tłumaczył zapisy Biblii na ten temat. W dużym uproszczeniu, jesteśmy zbawieni dlatego, że Bóg ukochał człowieka. To wystarczy i nie trzeba zasłużyć sobie na tę miłość dobrymi uczynkami. Jest to sprzeczne z naukami KK, ale KK już dawno ma niewiele wspólnego z Bogiem.
Ja nie wierzę w tego groźnego i mściwego Boga. Żyję blisko natury i wierzę, że jestem częścią jakiejś większej, mądrej i dobrej Całości. W ogóle nie zastanawiam się co będzie po śmierci i staram się żyć tu i teraz, najlepiej jak potrafię.
Wysluchalam choć z trudem i nie w całości bo do miejsca które mnie interesowało pan gadał przez godzinę. Było to o modlitwie ojcze nasz,w szczególności interesował mnie fragment dot. "I nie wódź nas na pokuszenie" . Nie przekonuje mnie to tłumaczenie,nadal uważam że Biblia jest pokrętna i każdy może ją sobie tłumaczyć jak chce. Dla czego tak prosta wydawało by się rzecz jak modlitwa wymaga kopania setki lub tysiące lat wstecz. Trzeba tłumaczyć że to co jest napisane znaczy zupełnie coś innego. Jestem jeszcze w stanie zrozumieć różne przypowieści ale modlitwa ? Czyli wszystko zależy kiedy i gdzie się ktoś urodzi i ma dostęp do wiedzy lub jej nie ma. Chce zgłębiac wiedzę bądź nie.Bóg jest złem wcielonym.A już rozbawiło mnie jak pan tłumaczył że niebo to nie miejscowość w Polsce.
Edit:
Przeciez ten człowiek jest blisko związany z kk co więc ma mówić jeśli nie to że bóg jest cudowny.
Rozczarowalas mnie, myślałam że to będzie jakiś obiektywny badacz.
Noir, naukowcy mają prawo do własnych przekonań. I nie odbiera im to automatycznie wiedzy czy merytorycznego podejścia do tematu. On nie wartościuje tekstów biblijnych, on je przekłada z oryginału na polski dodając kontekst historyczny i uzupełniając o źródła pozabiblijne. Nic nie zrozumiałaś.
I nie chcę zrozumieć, nie jest mi to do niczego potrzebne. Piszesz że wierzysz w to że jesteś częścią jakiejś dobrej i mądrej czałości. Rozejrzyj się do koła, gdzie to dobro i mądrość ? Ja widzę tylko bezsensowne cierpienie i ból. I ten dobry bóg do tego dopuszcza ? Kto w 21 wieku wierzy w coś takiego ? Do pewnego czasu byłam osobą wierzącą i poszukującą, ale w momencie gdy w ciągu 2 lat 2 razy zachorowałam na raka moja droga z bogiem zupełnie się rozeszły. Na szczęście z chorób się wykaraskalam bez boskiej pomocy. Niedługo minie 20 lat,mimo że nie miałam wdrożonej chemioterapii (w tabletkach) bo zagubiono mój wynik.Wynika więc z tego,że co ma wnieść nie utonie.
Napisałam, że wierzę w Boga? Jak mi źle to idę do lasu lub w góry, jeśli tylko mogę. Nigdy do ociekającego złotem kościoła. I dobrze o tym wiesz.
Nie pisałam o kościele tylko o bogu. Napisałaś że nie wierzysz w takiego groźnego i mściwego boga.Zalozylam więc że jednak w jakiegoś wierzysz,tym bardziej po odniesieniu do dr. Majewskiego.Nie spierajmy się ,oby las, góry i natura dała Ci siłę do zwycięstwa.
Edytowany przez Noir_Madame 11 stycznia 2025, 09:35
10 stycznia 2025, 20:06
Mi od dziecka nie było po drodze z religią. Rodzice wierzący, to tak jakoś siłą rzeczy mnie pchali, gadali na ten temat, ale nawet będąc mała, jakoś mi się to wszystko nie kleiło. Im byłam starsza, tym bardziej do głosu dochodził mój pragmatyzm i naukowe podejście i już całkiem pewne rzeczy nie miały ładu i składu. Nie było jakiejś granicy w której stwierdziłam "Nie no, jednak jestem niewierząca, od dzisiaj koniec" itp. To wyszło tak naturalnie z czasem, że po prostu ten temat dla mnie przestał istnieć. Nie drążę, nie zastanawiam się, nie interesuje mnie to w ogóle. Nie utożsamiam się ani jako osoba wierząca ani niewierząca. Mam to po prostu gdzieś.
To zazdroszczę bo ja do dziś czasem boję się zemsty Boga i muszę sobie tłumaczyć że to głupie i irracjonalne.
jak się boisz zemsty Boga to znaczy że wierzysz ze ten Bóg istnieje tym samym nie możesz powiedzieć że jesteś osobą niewierzącą bo gdzieś z tyłu głowy zostawiasz margines "no a co jeśli"
Jak widać lata prania mózgu zrobiły swoje, nie jest łatwo wyrwać się z tego kłamstwa.
Bo tak na prawdę to do końca nie wiemy jak jest. Można wierzyć, nie wierzyć, wierzyć w co innego ale jednak nie ma się 100% pewnosci. Więc ja się nie dziwię że czasem kogoś nachodzą takie myśli a co jeśli jednak? Natomiast co by nie było to fajnie myśleć że jeśli jakimś cudem okazałoby się że Bóg istnieje to to czy ktoś był dobrym człowiekiem za życia będzie miało większe znaczenie niż to czy wierzył w Boga, w Allacha, w gadająca skarpetę czy był ateistą. To że ktoś jest zagorzałym katolikiem nie oznacza że z góry mu się coś należy jeśli jest ch.wym człowiekiem dla innych.
A widzisz to nie jest takie proste ponieważ Jezus mówi że zbawienie jest damo z łaski. Przykładem na to jest łotr,wynika z tego że musisz wierzyć w Boga, bycie dobrym człowiekiem nie wystarczy.
Ja sama chciała bym żeby po prostu "zgasło światło" nie chcę żadnego życia wiecznego, zbawienia.
Akurat to do mnie nie przemawia, bo wynika z tego, że możesz być super dobra, całe życie pomagać z całego serca, ale być niewierząca i pójdziesz do piekła, podczas gdy jakiś morderca się nawróci szczerze (ale jednak swoje złego wcześniej narobił) i mu wybaczono i dozna zbawienia. Bezsens co do zasady. Mnie takie właśnie kwiatki skutecznie od tego wszystkiego odpychają. Bo to jest nielogiczne, niesprawiedliwe i w ogóle bez sensu. Też po cichu liczę, że koniec będzie końcem. Skończy się świadomość i tyle.
Zgadzam się z tobą a jednak tak mówi słowo Boże. Mówi również że człowiek nie może zbawić się przez uczynki czyli właśnie bycie dobrym. Ja oczywiście też się z tym nie zgadzam.
Nic takiego nie mówi. W którymś wykładzie prof. Marcin Majewski, wybitny biblista, dokładnie tłumaczył zapisy Biblii na ten temat. W dużym uproszczeniu, jesteśmy zbawieni dlatego, że Bóg ukochał człowieka. To wystarczy i nie trzeba zasłużyć sobie na tę miłość dobrymi uczynkami. Jest to sprzeczne z naukami KK, ale KK już dawno ma niewiele wspólnego z Bogiem.
Ja nie wierzę w tego groźnego i mściwego Boga. Żyję blisko natury i wierzę, że jestem częścią jakiejś większej, mądrej i dobrej Całości. W ogóle nie zastanawiam się co będzie po śmierci i staram się żyć tu i teraz, najlepiej jak potrafię.
Wysluchalam choć z trudem i nie w całości bo do miejsca które mnie interesowało pan gadał przez godzinę. Było to o modlitwie ojcze nasz,w szczególności interesował mnie fragment dot. "I nie wódź nas na pokuszenie" . Nie przekonuje mnie to tłumaczenie,nadal uważam że Biblia jest pokrętna i każdy może ją sobie tłumaczyć jak chce. Dla czego tak prosta wydawało by się rzecz jak modlitwa wymaga kopania setki lub tysiące lat wstecz. Trzeba tłumaczyć że to co jest napisane znaczy zupełnie coś innego. Jestem jeszcze w stanie zrozumieć różne przypowieści ale modlitwa ? Czyli wszystko zależy kiedy i gdzie się ktoś urodzi i ma dostęp do wiedzy lub jej nie ma. Chce zgłębiac wiedzę bądź nie.Bóg jest złem wcielonym.A już rozbawiło mnie jak pan tłumaczył że niebo to nie miejscowość w Polsce.
Edit:
Przeciez ten człowiek jest blisko związany z kk co więc ma mówić jeśli nie to że bóg jest cudowny.
Rozczarowalas mnie, myślałam że to będzie jakiś obiektywny badacz.
Noir, naukowcy mają prawo do własnych przekonań. I nie odbiera im to automatycznie wiedzy czy merytorycznego podejścia do tematu. On nie wartościuje tekstów biblijnych, on je przekłada z oryginału na polski dodając kontekst historyczny i uzupełniając o źródła pozabiblijne. Nic nie zrozumiałaś.
I nie chcę zrozumieć, nie jest mi to do niczego potrzebne. Piszesz że wierzysz w to że jesteś częścią jakiejś dobrej i mądrej czałości. Rozejrzyj się do koła, gdzie to dobro i mądrość ? Ja widzę tylko bezsensowne cierpienie i ból. I ten dobry bóg do tego dopuszcza ? Kto w 21 wieku wierzy w coś takiego ? Do pewnego czasu byłam osobą wierzącą i poszukującą, ale w momencie gdy w ciągu 2 lat 2 razy zachorowałam na raka moja droga z bogiem zupełnie się rozeszły. Na szczęście z chorób się wykaraskalam bez boskiej pomocy. Niedługo minie 20 lat,mimo że nie miałam wdrożonej chemioterapii (w tabletkach) bo zagubiono mój wynik.Wynika więc z tego,że co ma wnieść nie utonie.
Napisałam, że wierzę w Boga? Jak mi źle to idę do lasu lub w góry, jeśli tylko mogę. Nigdy do ociekającego złotem kościoła. I dobrze o tym wiesz.
Nie pisałam o kościele tylko o bogu. Napisałaś że nie wierzysz w takiego groźnego i mściwego boga.Zalozylam więc że jednak w jakiegoś wierzysz,tym bardziej po odniesieniu do dr. Majewskiego.Nie spierajmy się ,oby las, góry i natura dała Ci siłę nie do zwycięstwa.
O dr Majewskim wspomniałam w kontekście tego co Biblia mówi o źródle zbawienia. Nic więcej. Ja lubię go słuchać bo Biblię traktuję jako złożone i bogate w formie i treści dzieło literackie. Fascynują mnie biblijne metafory i przenikanie się scen wydarzeń. Nie jest za to dla mnie absolutnie słowem bożym bo nie wierzę w tego biblijnego Boga. Powiem Ci, że licznych odsłuchanych wykładów dr Majewskiego często odnoszęwrażenie, że on również nie wierzy 😆 Podziwiam też jego znajomość tych starych języków i historii.
10 stycznia 2025, 20:38
Mi od dziecka nie było po drodze z religią. Rodzice wierzący, to tak jakoś siłą rzeczy mnie pchali, gadali na ten temat, ale nawet będąc mała, jakoś mi się to wszystko nie kleiło. Im byłam starsza, tym bardziej do głosu dochodził mój pragmatyzm i naukowe podejście i już całkiem pewne rzeczy nie miały ładu i składu. Nie było jakiejś granicy w której stwierdziłam "Nie no, jednak jestem niewierząca, od dzisiaj koniec" itp. To wyszło tak naturalnie z czasem, że po prostu ten temat dla mnie przestał istnieć. Nie drążę, nie zastanawiam się, nie interesuje mnie to w ogóle. Nie utożsamiam się ani jako osoba wierząca ani niewierząca. Mam to po prostu gdzieś.
To zazdroszczę bo ja do dziś czasem boję się zemsty Boga i muszę sobie tłumaczyć że to głupie i irracjonalne.
jak się boisz zemsty Boga to znaczy że wierzysz ze ten Bóg istnieje tym samym nie możesz powiedzieć że jesteś osobą niewierzącą bo gdzieś z tyłu głowy zostawiasz margines "no a co jeśli"
Jak widać lata prania mózgu zrobiły swoje, nie jest łatwo wyrwać się z tego kłamstwa.
Bo tak na prawdę to do końca nie wiemy jak jest. Można wierzyć, nie wierzyć, wierzyć w co innego ale jednak nie ma się 100% pewnosci. Więc ja się nie dziwię że czasem kogoś nachodzą takie myśli a co jeśli jednak? Natomiast co by nie było to fajnie myśleć że jeśli jakimś cudem okazałoby się że Bóg istnieje to to czy ktoś był dobrym człowiekiem za życia będzie miało większe znaczenie niż to czy wierzył w Boga, w Allacha, w gadająca skarpetę czy był ateistą. To że ktoś jest zagorzałym katolikiem nie oznacza że z góry mu się coś należy jeśli jest ch.wym człowiekiem dla innych.
A widzisz to nie jest takie proste ponieważ Jezus mówi że zbawienie jest damo z łaski. Przykładem na to jest łotr,wynika z tego że musisz wierzyć w Boga, bycie dobrym człowiekiem nie wystarczy.
Ja sama chciała bym żeby po prostu "zgasło światło" nie chcę żadnego życia wiecznego, zbawienia.
Akurat to do mnie nie przemawia, bo wynika z tego, że możesz być super dobra, całe życie pomagać z całego serca, ale być niewierząca i pójdziesz do piekła, podczas gdy jakiś morderca się nawróci szczerze (ale jednak swoje złego wcześniej narobił) i mu wybaczono i dozna zbawienia. Bezsens co do zasady. Mnie takie właśnie kwiatki skutecznie od tego wszystkiego odpychają. Bo to jest nielogiczne, niesprawiedliwe i w ogóle bez sensu. Też po cichu liczę, że koniec będzie końcem. Skończy się świadomość i tyle.
Zgadzam się z tobą a jednak tak mówi słowo Boże. Mówi również że człowiek nie może zbawić się przez uczynki czyli właśnie bycie dobrym. Ja oczywiście też się z tym nie zgadzam.
Nic takiego nie mówi. W którymś wykładzie prof. Marcin Majewski, wybitny biblista, dokładnie tłumaczył zapisy Biblii na ten temat. W dużym uproszczeniu, jesteśmy zbawieni dlatego, że Bóg ukochał człowieka. To wystarczy i nie trzeba zasłużyć sobie na tę miłość dobrymi uczynkami. Jest to sprzeczne z naukami KK, ale KK już dawno ma niewiele wspólnego z Bogiem.
Ja nie wierzę w tego groźnego i mściwego Boga. Żyję blisko natury i wierzę, że jestem częścią jakiejś większej, mądrej i dobrej Całości. W ogóle nie zastanawiam się co będzie po śmierci i staram się żyć tu i teraz, najlepiej jak potrafię.
Wysluchalam choć z trudem i nie w całości bo do miejsca które mnie interesowało pan gadał przez godzinę. Było to o modlitwie ojcze nasz,w szczególności interesował mnie fragment dot. "I nie wódź nas na pokuszenie" . Nie przekonuje mnie to tłumaczenie,nadal uważam że Biblia jest pokrętna i każdy może ją sobie tłumaczyć jak chce. Dla czego tak prosta wydawało by się rzecz jak modlitwa wymaga kopania setki lub tysiące lat wstecz. Trzeba tłumaczyć że to co jest napisane znaczy zupełnie coś innego. Jestem jeszcze w stanie zrozumieć różne przypowieści ale modlitwa ? Czyli wszystko zależy kiedy i gdzie się ktoś urodzi i ma dostęp do wiedzy lub jej nie ma. Chce zgłębiac wiedzę bądź nie.Bóg jest złem wcielonym.A już rozbawiło mnie jak pan tłumaczył że niebo to nie miejscowość w Polsce.
Edit:
Przeciez ten człowiek jest blisko związany z kk co więc ma mówić jeśli nie to że bóg jest cudowny.
Rozczarowalas mnie, myślałam że to będzie jakiś obiektywny badacz.
Noir, naukowcy mają prawo do własnych przekonań. I nie odbiera im to automatycznie wiedzy czy merytorycznego podejścia do tematu. On nie wartościuje tekstów biblijnych, on je przekłada z oryginału na polski dodając kontekst historyczny i uzupełniając o źródła pozabiblijne. Nic nie zrozumiałaś.
I nie chcę zrozumieć, nie jest mi to do niczego potrzebne. Piszesz że wierzysz w to że jesteś częścią jakiejś dobrej i mądrej czałości. Rozejrzyj się do koła, gdzie to dobro i mądrość ? Ja widzę tylko bezsensowne cierpienie i ból. I ten dobry bóg do tego dopuszcza ? Kto w 21 wieku wierzy w coś takiego ? Do pewnego czasu byłam osobą wierzącą i poszukującą, ale w momencie gdy w ciągu 2 lat 2 razy zachorowałam na raka moja droga z bogiem zupełnie się rozeszły. Na szczęście z chorób się wykaraskalam bez boskiej pomocy. Niedługo minie 20 lat,mimo że nie miałam wdrożonej chemioterapii (w tabletkach) bo zagubiono mój wynik.Wynika więc z tego,że co ma wnieść nie utonie.
Napisałam, że wierzę w Boga? Jak mi źle to idę do lasu lub w góry, jeśli tylko mogę. Nigdy do ociekającego złotem kościoła. I dobrze o tym wiesz.
Nie pisałam o kościele tylko o bogu. Napisałaś że nie wierzysz w takiego groźnego i mściwego boga.Zalozylam więc że jednak w jakiegoś wierzysz,tym bardziej po odniesieniu do dr. Majewskiego.Nie spierajmy się ,oby las, góry i natura dała Ci siłę nie do zwycięstwa.
O dr Majewskim wspomniałam w kontekście tego co Biblia mówi o źródle zbawienia. Nic więcej. Ja lubię go słuchać bo Biblię traktuję jako złożone i bogate w formie i treści dzieło literackie. Fascynują mnie biblijne metafory i przenikanie się scen wydarzeń. Nie jest za to dla mnie absolutnie słowem bożym bo nie wierzę w tego biblijnego Boga. Powiem Ci, że licznych odsłuchanych wykładów dr Majewskiego często odnoszęwrażenie, że on również nie wierzy ? Podziwiam też jego znajomość tych starych języków i historii.
Jakoś nie dotarłam do tego wykładu o źródle zbawienia.
10 stycznia 2025, 20:40
Przede wszystkim to jak nie ma Boga to kto stworzył świat? Skąd mamy sumienie?
a jesli jest bog, to kto go stworzyl, jak i kiedy?
10 stycznia 2025, 20:44
Przede wszystkim to jak nie ma Boga to kto stworzył świat? Skąd mamy sumienie?
a jesli jest bog, to kto go stworzyl, jak i kiedy?
Dobre pytanie, może powstał w wyniku wielkiego wybuchu ?
10 stycznia 2025, 21:18
Przede wszystkim to jak nie ma Boga to kto stworzył świat? Skąd mamy sumienie?
a jesli jest bog, to kto go stworzyl, jak i kiedy?
Dobre pytanie, może powstał w wyniku wielkiego wybuchu ?
A ja mysle, ze boga stworzyl czlowiek. Kiedy ? Pewnie niedlugo po tym, jak sam powstal. Jak? Mysle, ze najpierw stworzono go ustnie, potem moze namalowano a na koncu opisano ;)
11 stycznia 2025, 07:36
Ja czuję, że mamy duszę i sumienie od Boga.
Poza tym nikt nigdy nie dowiódł, że Chrystus nie żył na świecie i nie dokonywał cudów. Wiara musi opierać się na dowodach naukowych i historycznych, a nie tylko na uczuciach.