- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
30 grudnia 2015, 13:20
Cześć Dziewczyny.
Jestem na tym portalu już jakieś 6 lat. Kilka razy zmieniałam konto. Za pierwszym razem udało mi się schudnąć ale w ciągu 3 lat waga powróciła. Najmniej ważyłam 64 kg i uważam że wtedy wyglądałam najlepiej. Obecnie ważę 76 kg. Rok temu w święta ważyłam 78 kg. Nie jestem w stanie zliczyć ile razy próbowałam ale za każdym razem nie wychodziło. Za każdym razem jakieś "ale".
Moim głównym problemem jest niechęć do ćwiczeń i ruchu. Jestem leniwa. Czasem mam zrywy i aż roznosi mnie energia ale to tylko chwilowe.
Wszystko mnie dobija, przytłacza. Czuję wstręt do siebie i swojego ciała. Nie umiem patrzeć w lustro bo naprawdę, bez przesadzania brzydzę się sobą. Mam mężczyznę który miał wiele kobiet i to też jest przyczyną mojego złego samopoczucia bo wszystkie był szczupłe i w miarę ładne. Mam wrażenie, że z biegiem lat brzydnę, robię się rozlazła. Kiedyś byłam promyczkiem, nawet rok temu kiedy ważyłam jeszcze więcej. Miałam to "coś". Gdyby nie to, że wiem ile ważyłam rok temu to patrząc po zdjęciach mam wrażenie że byłam wtedy 10 kg szczuplejsza. Czy jest możliwe że mimo tego że na wadze jest prawie tyle samo ciało jednak zmieniło się i wyglądam grubiej? Oprócz tego mam po prostu obrzydliwe ciało. Pojawiły się rozstępy, z którymi nigdy nie miałam problemu (od razu białe i takie drobne niteczki). Mam przeraźliwy cellulit, naprawdę moje ciało wygląda jak ciało 60 latki. I nie widać tego na zajęciach które dołączam poniżej. Myślę, że w rzeczywistości wyglądam dużo gorzej niż na nich. Nie mam takich w miarę ładnych nóg jak na tym zdjęciu.
W zasadzie nie wiem jaki mam typ figury. Kiedyś była to gruszka - teraz już nie wiem. Praktycznie wcale nie mam piersi (nago wyglądają obleśnie. Są małe i niekształtne, po prostu odrośnięta, stożkowata narośl skórna) za to mam grube uda i bardzo dużą pupę. Kiedyś wyglądałam bardzo apetycznie, nosiłam rozmiar 40 i miałam bardzo kobiecą figurę, a dziś? Otłuszczone ramiona i obrzydliwe męskie plecy. Zaczyna mi też rosnąć brzuch nad którym nie mogę zapanować bo czegokolwiek nie zjem to od razu mi go wysadza i czuję jakby żołądek miał mi wybić żebra. Nogi obcierające się o Ciebie, pupa która jest strasznie odstająca. Ogólnie widzę, że wyglądam jak zapuszczona podstarzała kobieta. Nie dość że gruba to jeszcze moja skóra woła o pomstę do niego a nie potrafię nic z tym zrobić ;( nie mam już łez, teraz tylko się śmieję. Apogeum osiągnęłam wczoraj kiedy wybrałam się na zakupy do galerii aby kupić sukienkę na sylwestra. Tak bardzo chciałam ładnie wyglądać, oczarować mojego chłopaka i wszystkich innych ludzi. I co? Zobaczyłam w prawdziwym świetle swoje ciało, dopiero wczoraj korzystając z luster w przymierzalni zobaczyłam jak wyglądam naprawdę. Jak bardzo zapuszczona jestem. A mimo to i tak siedzę i pożeram czekoladę.
Co zrobić? Co zrobić żeby w końcu zacząć korzystać z życia, nabrać pewności siebie i nie wstydzić się nagości, korzystać z seksu jak najwięcej? Mam dość, nie umiem o siebie zawalczyć. Nie jestem na tyle silna by się w sobie zebrać i odmówić jedzenia czy wziąć się za ćwiczenia bo wiem że i tak polegnę... Jestem słaba
164 cm /76 kg
30 grudnia 2015, 18:12
Jakbym chciała pisać realistycznie, to od razu bym powidziała, że większość kobiet, które są grube, pozostaje grube, jak ktoś sportu nie lubił, to nie polubi i będzie kręcić się w spirali jojo do końca życia nie lubiąc siebie coraz bardziej.Łał, no motywacja jak jasna cholera....
No coz, taka prawda . Dla jednych wyjscie raz w tygodniu, miesiacu na basen, jakies spacery , wycieczki to norma i nawet nie wliczaja tego jako wysilek fizyczny. A dla innego to cos niezwyklego . Tylko , ze jak od mlodosci nic sie nie robi , To skad To zdziwienie pozniej?
Jakby piekny wyglad nic nie kosztowal to wszystkie bysmy byly jak z motywacji.
Edytowany przez Mrousse 30 grudnia 2015, 18:27
30 grudnia 2015, 18:20
Jakbym chciała pisać realistycznie, to od razu bym powidziała, że większość kobiet, które są grube, pozostaje grube, jak ktoś sportu nie lubił, to nie polubi i będzie kręcić się w spirali jojo do końca życia nie lubiąc siebie coraz bardziej.Łał, no motywacja jak jasna cholera....
No mnie to motywuje bardziej niż wmawianie mi, że "muszę tylko znaleźć swoją dyscyplinę, wdrożyć się i polubię sport". Ja się ogarnęłam właśnie kiedy sobie uświadomiłam, że jestem słaba, a przez to żałosna. Dotarło, że jeżeli nie chcę być jak taka stereotypowa grubaska, która wcina czekoladki oglądając Bridget Jones i użalając się nad sobą w piżamie, to muszę się jakoś przemóc, odłożyć to niezdrowe żarcie, a piżamę zamienić na strój do ćwiczeń - niezależnie od tego jak bardzo mi się nie chce. Oczywiście ciężko było przyznać przed samą sobą, że to co robię jest słabe, żałosne i tak dalej, ale pomogło. To była motywacja do działań, wewnętrzne przekonanie, że trzeba samą siebie postawić na nogi, nie mądrości z motywacyjnych obrazków i artykułów o tym, żeby szukać swojej dyscypliny.
30 grudnia 2015, 18:22
Ja wiem, że to w dużej mierze lenistwo i otwarcie o tym mówię ale weź pod uwagę ze nie każdego stać na terapię i personalnych trenerów. Nie wykręcam się i wiem że sama sobie to zrobiłam ale gdyby to było takie łatwe jak Ty to przedstawiasz to nikt nie byłby większy i każdemu udawałoby się za pierwszym razem.Może. Ale jak ma się cel, który jak u autorki determinuje jakość jej życia, to warto wziąć dupę w troki, przestać się mazać i czekać na cud. Masz problem z ED? iź na terapię. Masz problem z treningami? Kup karnet u trenera, który zmusi cię do chodzenia. No ale można też nic nie robić, płakać i liczyć, że samo się jakoś odmieni :/Proszę - wymagania na wagę w normie - 2 obrazek wcale nie są kosmicznie trudne. To jest po prostu higieniczny styl życia.
Trener owszem kosztuje, ale terapia... możesz korzystać w ramach NFZ. Wejdź w google i poszukaj poradni zdrowia psychicznego w swojej miejscowości. Fakt, w mogą być kolejki i pewnie swoje będziesz musiała odczekać zanim się dostaniesz, ale warto wziąć tą opcję pod uwagę. Zrób chociaż ten krok - to naprawdę nie jest trudne. Jedyny koszt to czas i konieczność ruszenia tyłka do poradni. Jeśli masz depresję to tam Ci pomogą, a jeśli to po prostu lenistwo, to... powiedzą Ci to.
30 grudnia 2015, 18:29
I co w tym obrazkowego, żeby szukać sportu, który się lubi? Jak dla mnie to totalnie normalna rada dla osoby początkującej, która pewnie mało co poza wuefem i dywanami w życiu robiła i na tym bazuje swoją niechęć do aktywności fizycznej. Ja się zmuszałam do wfu, tańca, roweru, biegania, jogi, fitnessu, dywanówek, jazdy konnej, pływania - i nie chciało zaskoczyć. Z każdym tym sportem miałam do czynienia przynajmniej przez parę miesięcy. Potem poszłam na siłownię i znalazłam to, co lubię. Jakbym się poddała na początku, to pewnie nadal byłabym gruba.
Rozsądne podejście jest takie, że ćwiczę starając się to polubić, a jak nie polubię, to i tak to robię, bo chcę być szczupła. Nie ma za bardzo alternatywy.
Edytowany przez 30 grudnia 2015, 18:30
30 grudnia 2015, 18:40
I co w tym obrazkowego, żeby szukać sportu, który się lubi? Jak dla mnie to totalnie normalna rada dla osoby początkującej, która pewnie mało co poza wuefem i dywanami w życiu robiła i na tym bazuje swoją niechęć do aktywności fizycznej. Ja się zmuszałam do wfu, tańca, roweru, biegania, jogi, fitnessu, dywanówek, jazdy konnej, pływania - i nie chciało zaskoczyć. Z każdym tym sportem miałam do czynienia przynajmniej przez parę miesięcy. Potem poszłam na siłownię i znalazłam to, co lubię. Jakbym się poddała na początku, to pewnie nadal byłabym gruba. Rozsądne podejście jest takie, że ćwiczę starając się to polubić, a jak nie polubię, to i tak to robię, bo chcę być szczupła. Nie ma za bardzo alternatywy.
Nie rozumiem, w sensie o co chodzi z "co w tym obrazkowego"? - chyba złego słowa użyłaś, obrazkowe to mogą być historyjki dla dzieci. Może odpowiem na pytanie co jest złego w tym, żeby twierdzić, że każdy znajdzie sport, który polubi. Bo, że watro takiego szukać nie wątpię, warto, nie wierzę tylko w to, że każdy znajdzie. A co jest złego w twierdzeniach "każdy znajdzie sport, który polubi" i innych tego typu? - że to kłamstwo, oszukiwanie ludzi, dawanie im złudnej nadziei. To jak już pisałam zabija motywację, bo zaczynasz myśleć, że z Tobą coś musi być nie w porządku. No bo skoro niby każdy może polubić, a Ty już wypróbowałaś praktycznie wszystkie dyscypliny i dalej nic to znaczy, że coś jest nie tak. Moim zdaniem to można porównać do wmawiania komuś kto nie cierpi się uczyć języków, że na pewno to polubi, musi tylko uczyć się odpowiednio długo i wybrać język, który mu się spodoba. Nie, są ludzie, którzy się nie lubią uczyć języków, nuży ich to, męczy, nudzi i tak dalej. Nie polubią tego. Oczywiście nauczą się, może nawet będą biegle mówić, ale przyjemności z tego czerpać nie muszą. Muszą się za to przemóc i zmusić do nauki. Tak samo jest ze sportem, nie każdy to polubi i nie każdy odnajdzie swoją dyscyplinę.
30 grudnia 2015, 18:50
Dla ciebie to kłamstwo i złudne nadzieje, a dla mnie coś, co sprawdza się u całkiej sporej ilości osób. U ciebie nie i mam wrażenie, że masz o to pretensje nie wiadomo do kogo. Choć na 100% też nie możesz powiedzieć, że wszystko ci nie pasuje, bo pewnie curlingu czy skoku o tyczce nie testowałaś. Twoja teza jest równie nie poparta faktami, co moja.
Z resztą to takie mędzenie. Czy ja napisałam gdzieś, że fakty są takie, że każdy znajdzie dla siebie aktywność? Nie. Napisałam, że ja w to wierzę. Od kiedy wiarę trzba udowadniać.
30 grudnia 2015, 18:59
Nie rozumiem, w sensie o co chodzi z "co w tym obrazkowego"? - chyba złego słowa użyłaś, obrazkowe to mogą być historyjki dla dzieci. Może odpowiem na pytanie co jest złego w tym, żeby twierdzić, że każdy znajdzie sport, który polubi. Bo, że watro takiego szukać nie wątpię, warto, nie wierzę tylko w to, że każdy znajdzie. A co jest złego w twierdzeniach "każdy znajdzie sport, który polubi" i innych tego typu? - że to kłamstwo, oszukiwanie ludzi, dawanie im złudnej nadziei. To jak już pisałam zabija motywację, bo zaczynasz myśleć, że z Tobą coś musi być nie w porządku. No bo skoro niby każdy może polubić, a Ty już wypróbowałaś praktycznie wszystkie dyscypliny i dalej nic to znaczy, że coś jest nie tak. Moim zdaniem to można porównać do wmawiania komuś kto nie cierpi się uczyć języków, że na pewno to polubi, musi tylko uczyć się odpowiednio długo i wybrać język, który mu się spodoba. Nie, są ludzie, którzy się nie lubią uczyć języków, nuży ich to, męczy, nudzi i tak dalej. Nie polubią tego. Oczywiście nauczą się, może nawet będą biegle mówić, ale przyjemności z tego czerpać nie muszą. Muszą się za to przemóc i zmusić do nauki. Tak samo jest ze sportem, nie każdy to polubi i nie każdy odnajdzie swoją dyscyplinę.I co w tym obrazkowego, żeby szukać sportu, który się lubi? Jak dla mnie to totalnie normalna rada dla osoby początkującej, która pewnie mało co poza wuefem i dywanami w życiu robiła i na tym bazuje swoją niechęć do aktywności fizycznej. Ja się zmuszałam do wfu, tańca, roweru, biegania, jogi, fitnessu, dywanówek, jazdy konnej, pływania - i nie chciało zaskoczyć. Z każdym tym sportem miałam do czynienia przynajmniej przez parę miesięcy. Potem poszłam na siłownię i znalazłam to, co lubię. Jakbym się poddała na początku, to pewnie nadal byłabym gruba. Rozsądne podejście jest takie, że ćwiczę starając się to polubić, a jak nie polubię, to i tak to robię, bo chcę być szczupła. Nie ma za bardzo alternatywy.
Wg mnie To nie prawda . Jestem tego przykladem.
W szkole mialam jakies 12 lat jezyk niemiecki . Tak go niecierpialam , ze na mature wybralam hiszpanski, ktorego uczylam sie okazjonalnie . Pozniej przez kilka lat jezdzilam do Wloch , mialam fajna prace i myslalam, ze tam pozostane. Wloski, hiszpanski byly mi bliskie , klimat odpowiadal . W miedzy czasie poznalam faceta, wyprowadzilam sie do Austrii , choc niecierpialam tego jezyka. Teraz go lubie, jak ? Tego nie wiem . Ale nawet slucham ich hitow muzycznych i mysle, ze sa naprawde swietne ,
Ze sportem tak samo .
Wystarczy probowac .
30 grudnia 2015, 19:08
Dla ciebie to kłamstwo i złudne nadzieje, a dla mnie coś, co sprawdza się u całkiej sporej ilości osób. U ciebie nie i mam wrażenie, że masz o to pretensje nie wiadomo do kogo. Choć na 100% też nie możesz powiedzieć, że wszystko ci nie pasuje, bo pewnie curlingu czy skoku o tyczce nie testowałaś. Twoja teza jest równie nie poparta faktami, co moja.Z resztą to takie mędzenie. Czy ja napisałam gdzieś, że fakty są takie, że każdy znajdzie dla siebie aktywność? Nie. Napisałam, że ja w to wierzę. Od kiedy wiarę trzba udowadniać.
U całkiem sporej ilości osób, ale chyba nie u wszystkich? Sama znam co najmniej kilka osób, które też swojej dyscypliny nie odnalazły, a próbowały wielu. Nie mam też do nikogo pretensji, po prostu moim zdaniem nie należy czegoś przedstawiać jako jakiejś prawdy objawionej i sprawdzającej się w 100% przypadków, kiedy coś taką prawdą nie jest. Z prostej przyczyny, skutek może być odwrotny od zamierzonego i można kogoś zdołować, a nie zmotywować. I zaraz, zaraz, bo plączesz i mieszasz okrutnie - od fragmentu, w którym piszesz o faktach. Ok, wierzysz w coś, ale wiara też nie jest nigdy zupełnie irracjonalna. Nawet wiara w Boga nie jest, zawsze ludzie się starają czymś poprzeć tą swoją wiarę, doszukują się cudów, poszerzają wiedzę historyczną i tak dalej i tak dalej. Wiara musi z czegoś wynikać, więc tak, w sumie to trzeba ją udowadniać, właśnie tym wykazaniem chociaż próby podjęcia poszukiwania argumentów na poparcie danej tezy. A co dopiero w sytuacji kiedy da się coś namacalnie sprawdzić, chociażby przez wskazanie przykładu osób, które sportu nie polubiły, mimo wielu prób i podejść do aktywności fizycznej.
Zresztą problem nie jest nawet w wierze, w końcu każdy wierzy w to co mu się podoba. Problemem jest to, że bardzo wiele osób stara się narzucić komuś swoje zdanie. Na zasadzie "bo ja wierzę, że tak jest, więc tak jest". Nie uważasz, że to bardzo aroganckie, kiedy ktoś pisze, że nawet nie będzie czegoś udowadniał, bo on wierzy, że tak jest i koniec? To już nie pozostawia pola do dyskusji, bo dyskusji się prowadzić nie da kiedy ktoś odmawia przedstawienia argumentów. Wtedy to jest okopanie się na swoim stanowisku. Nie byłoby w tym nic złego gdyby ktoś je zachowywał tylko dla siebie. Ale jeżeli się niby włącza do dyskusji (bo pisze na forum publicznym, gdzie ludzie dyskutują) to takie okopanie się znaczy, że komuś narzuca swój punkt widzenia i nie jest otwarty na jego weryfikację, czyli wysłuchanie tego co mówią inni.
30 grudnia 2015, 19:24
Może odpowiem na pytanie co jest złego w tym, żeby twierdzić, że każdy znajdzie sport, który polubi. Bo, że watro takiego szukać nie wątpię, warto, nie wierzę tylko w to, że każdy znajdzie. A co jest złego w twierdzeniach "każdy znajdzie sport, który polubi" i innych tego typu? - że to kłamstwo, oszukiwanie ludzi, dawanie im złudnej nadziei. To jak już pisałam zabija motywację, bo zaczynasz myśleć, że z Tobą coś musi być nie w porządku. No bo skoro niby każdy może polubić, a Ty już wypróbowałaś praktycznie wszystkie dyscypliny i dalej nic to znaczy, że coś jest nie tak.
Bo jest nie w porządku. Kiedy zamiast wydzielania endorfin (co jest naturalnym prawidłowym procesem fizjologicznym mającym prowokowac człowieka do ruchu by zdobywał to co mu potrzebne do życia) wydzialają się wkurwiny, to znak że pewne połączenia u mózgu nie działają jak powinny. Z różnych powodów, nie wnikajmy jakich bo to nie ma znaczenia.
Ale teraz jeszcze inna rzecz. Zamień sobie słowo "sport" na słowo "ruch", bo w sumie czymże innym jest sport jak nie konkretną zorganizowana i nazwaną forma ruchu. I nagle się okaże, że człowiek kiedy się porusza ma się zupełnie lepiej niż kiedy się nie porusza. Katalog czynności ruchowych jest znacznie szerszy niż dyscyplin sportu ujętych technicznie (tak jak ktoś kto nie lubi się uczyć języków niekoniecznie nie lubi się uczyć zupełnie niczego). Ktoś nie lubi biegać, ok. Ale może spodoba z uwagi na walory estetyczne spodoba mu się spacer, z dnia na dzień coraz dłuższy, coraz szybszy, w trudniejszym terenie, aż w końcu wielokilometrowe rajdy w grupach. Ktoś nie ma namietności do godzinnego pływania od krawędzi do krawędzi basenu. Ok, ale może spodoba mu się moczenie tyłka w wesołym towarzystwie na aquaerobiku, a potem już z racji tego się na tym basenie znalazł przepłynie trzy długości, następnym razem pięć, i tak dalej, bo satysfakcjonuje raczej coś co nie męczy i nie zniechęca. Ja nie cierpię bezsensownych schematycznych, powtarzalnych ćwiczen i ich nie wykonuję, uwielbiam rekreacyjną jazdę rowerem z uwagi na zupełnie inne walory, przy czym okazuje się ze z początkowych 20 wysapanych żałośnie kilometrów aktualnie robię jakieś 70 bez wiekszego trudu i to już jest konkretny element "sportowy", oczywiście do momentu kiedy mi pan mąż nie zacznie sprawdzać statystyk nie próbuje motywować prędkościami czy dystansami, bo mi rura mięknie i mam ochotę zdzielić go pompką. Wiele kobiet uwielbia tańczyć, chodzi na imprezy, do dyskotek, sa po tym zadowolone, miło pobudzone. A przecież są też formy tańca czy innego ruchu tego typu, które już można uznać za "sport" i również można wykonywać w grupie i się tym bawić. Tylko jak się człowiek uprze że nie, no to nie.