Temat: dobiec do Paryża!

wiele z nas biega, często zaczyna i przestaje - bo zimno, bo pada, bo ciemno. a jakby tak biec do celu? mi się skojarzył romantyczny Paryż:) ode mnie to jakieś 1000 km, zakładając prędkość 10km/h to by było 100 godzin (6000 min) . biegając 3 razy w tygodniu po 33 min wychodzi 100 min na tydzień czyli 60 tygodni. rok ma 52 tygodnie, ale zakładając, że będziemy biegać więcej wiosną i latem to jesteśmy wstanie to zrobić, dobiec na romantycznego sylwestra 2009 do Paryża. co wy na to? ja w to wchodzę zdecydowanie:)
Interwały o poranku 5.66 km
wpadnę przez Was w depresję... zaglądam tu z jakąś tęsknotą i co rusz widzę żółty paseczek anthosa i codzienne jego osiągi, wraz z kolorowymi , wesołymi wpisami reszty "bandy" z następnymi pokonanymi cyferkami . Oszaleję. Im dłużej nie biegam, tym bardziej się martwię. Przestój wcale nie pomaga. Ból znad pięty rozszerzył się aż po łydkę. Nie ciągnie stale (tak to odczuwam), to nie tak- po prostu są dni i chwile, kiedy daje o sobie znać bardziej, i takie kiedy jest wręcz idealnie i już zaczynam mieć nadzieję, że po wszystkim. Zaczynam się zastanawiać nad słowami lekarza. Ok., ciąglę stosuję chłodzenie i stretching, ale chodzi mi o fizjoterapię- kiedy zapytałam go o to, czy powinnam się jej poddać, odpowiedział, że mogę mu wierzyć, że miał do czynienia z wieloma tymi przyrządami i całą tą fizjoterapią, i mogę być pewna, że skoro leki które mi zaaplikował nie pomogą, to taka fizjoterapia tym bardziej nie, bo zastosował jedną z najskuteczniejszych terapii. Ja jednak nabieram wątpliwości. Niby to najlepszy ortopeda w mieście i do tego prowadzi kilku sportowców, ale.. przecież każdy może się mylić. Poza tym cxzytałam (w sieci, oczywiście ), że przy tego rodzaju kontuzjach jednak odchodzi się od starych metod i np. nie zaleca podpiętek, bo ścięgno się "rozleniwia", w sensie obkurcza. A on mi kazał nosić podpiętkę... Wypowiedzi kontuzjowanych zazwyczaj zawierają treści o przebytej fizjoterapii.. A on mi odradził.. Dylemat. Z jednej strony świadomość, że w sieci lepiej nie szukać diagnozy i nie słuchać setek różnych opowieści, a zdrugiej strony złość, że miało przejść i tak optymistycznie lekarz mi to przedstawił, a teraz kiszę się w fotelu i grzeję tyłek, zamiast korzystać z wiosny...
przepraszam, ale musiałam to z siebie gdzieś wyrzucić. wokół nie mam nikogo, kto złapie, dlaczego mi tak ciężko, skoro mogę sobie pięknie "odpoczywać" i "nie muszę" nigdzie biegać. w tym sęk, że ja nigdy nie musiałam. ja zawsze chciałam. i tak zostało... ta głowa to mi chyba tak z braku tlenu  pęka. serio. jestem dziś po kupie tabletek, które nawet nie przyniośły efektu.
ok. starczy żalów. jeśłi było mało zrozumiale, przepraszam. tak jakoś palce po klawiaturze szybko poleciały. Pozdrawiam! JA CHCĘ TU WRÓCIĆ!!! SZYBKO!!!
Inka28 ... i wrócisz... Z tego, co piszesz, musiała/-i to być poważna kontuzja. Tym bardziej trzeba ją zaleczyć, bo inaczej będzie powracać, a to chyba najgorsze, co może się stać. W tym roku też zaliczyłem 3 tygodnie przerwy w lutym i prawie dwa po półmaratonie (niby coś tam sobie biegałem, ale to już nie był trening). Jeżeli masz rower, to fajnie byłoby z niego intensywnie skorzystać - poprawisz kadencję, a nie będziesz tak obciążać nogi. Co najważniejsze, utrzymasz kondycję i rozładujesz 'frustrację niebiegającego biegacza'...
anthos ma rację, nie ma co się spieszyć. coś zastępczego będzie złotym środkiem.
może poćwicz na górną część ciała? coś na ręce z hantlami, może na brzuch? coś, co rzeczywiście cię zmęczy, wyrobi siłę mięśni, a ominie miejsce z kontuzją.
otwórz szeroko okno, weź dwa, albo nawet dwadzieścia głębokich wdechów i zacznij dzisiejszy dzień z optymizmem, ja podsyłam dużą dawkę swojego:), a dobry początek!

ano, Inka, dobrze gadają, żebyś znalazła coś innego. ja mam podobnie (tzn. nie kontuzja, ale zakaz), więc sobie ćwiczę kardio z kasetką plus moje "klasyczne" siłowe. jakoś tam pomaga, chociaż kejtul zdąży się uchlać na sylwestra w Paryżu, zanim ją dogonię :P

i jeszcze jedno: ja bym poszła do innego lekarza. masz takiego? nie wiem, czy jesteś z dużego, czy z małego miasta. warto zasięgnąć innej opinii, wg mnie. powodzenia
tak zrobię. skupię się na górnych partiach ciała i wzmocnieniu mięśni posturalnych. rower niestety odpada- po przejażdżce w ubiegły piątek wyraźnie czułam., że i tego nie powinnam wykonywać. Wiecie, najbardziej przeraża mnie to, ze odnoszę wrażenie. iż po tak długiej przerwie, kiedy wrócę na trasę, będę praktycznie musiała zaczynać od początku... Na tylu tygodniach przerwy kondycja zapewne ucierpi i co? czy znowu będę sapać, dyszeć, i maszerować z braku siły, czy jednak nie jest to wystarczająco długi czas na to, aby organizm tak się rozleniwił? znacie jakies godne polecenia ćwiczenia na nogi, do wykonanaia w domu,  nie obciążające okolic stawu skokowego? Takie, które jednak utrzymałyby mięśnie chociażby w stanie półlenistwa, a nie totalnego snu? Jedyne przyrządy, jakimi dysponuję, to hantle i gumy do ćwiczeń. Stepper pomijam- też nie wchodzi w grę. I jak mogę jeszcze rozsądnie rozciągać achillesa poza tym ćwiczeniem w wykroku z pochylaniem się do przodu i uginaniem nogi w kolanie, o którym kiedyś wspominała popekpopek?
Dziękuję za wsparcie. Bardzo wiele dla mnie znaczy.Będę wdzięczna za pomysły. Miłego dnia :)
choroba, wszystkie, które znam, wykonujesz w staniu, więc staw skokowy obciąża na bank. ale np. hmmm - wyprost nogi w siedzeniu na krześle - czworogłowy sobie nieco potrenujesz (jak masz takie ciężarki na nogi, to tym lepiej), podobnie - leżenie na brzuchu i zginaj nogę w kolanie - poćwiczysz dwugłowy. nie wiem, co na łydki, szczerze mówiąc :/

a ja jednak biegam, ha! zadzwoniłam do lekarza, opowiedziałam co i jak i zgodził się, żebym powoli startowała. więc dzisiaj 20 minut zaliczone, juuhuuu. wprawdzie nie wiem, czy dam radę codziennie, ale pożyjemy - zobaczymy :)
poszło: 1130 zostało: 4870
kejtul nie pije w samotności, więc poczeka na wszystkich:)
ja tam wierzę, że jeszcze się na trasie spotkamy,
mam mocne postanowienie 3 razy w tygodniu, ciężko mi idzie bo się mocno na rowerze wykańczam i jak dokładam bieganie to mnie bolą piszczele... a to bardzo nieprzyjemny ból:( ale powolutku, powolutku. te 30 min powinno dziś pęknąć:)
nie zajeżdżaj się - po co? weź jednego dnia rower, drugiego bieganie. chudnąć już nie musisz, tylko utrzymać i rozwijać kondycję, więc izi, kobieto, zwiększaj sobie stopniowo :))
Popekpopek,
będę grzeczna z tym rowerowanio-bieganiem, obiecuję. nie chcę rezygnować z biegania, więc choć te 30 min biegam, dopóki tyle jeżdżę na rowerze.
wczorajszą nocą 34 minuty, żeby oszczędzać moje piszczele zrobiłam to marszobiegiem, i daje to pożądany efekt, nic nie boli, a nogi same się do biegu garną:)


przebiegnięte: 1404 minut

do Paryża pozostało: 4 596 minut

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.