Temat: Jedzenie - luźny temat na długi weekend

Mamy długi weekend więc zakładam luźny temat do dyskusji, ponieważ ostatnimi czasy forum jakby umiera ;)

Jakie macie podejście do jedzenia samego w sobie? Traktujecie je jako jedną z przyjemności, która poprawia wam humor czy raczej swego rodzaju obowiązek - zaspokojenie głodu, bo tak trzeba? Macie jakieś potrawy, które wyjątkowo potrafią ukoić stres bądź smutki? A może wasze podejście zmieniło się po przejściu na dietę? 

Sama jem, bo muszę, robię to właściwie przeważnie wtedy , gdy burczy mi w brzuchu. Co zjem i kiedy jest dla mnie sprawa nieistotną, no może po za jakością, bo tutaj staram się wybrać coś mało przetworzonego. Ale... ogólnie mam gdzieś, czy będę jeść bigos przez cały tydzień czy moim obiadem będzie opakowanie śledzia w śmietanie. Bardziej sprawia mi przyjemność gotowanie,.wymyślanie nowych potraw, eksperymentowanie, ostatnio nauczyłam się w końcu piec ciasta i tutaj zonk - bo ja zjem kawałek na spróbowanie, a resztę daje sąsiadom xD 

Potrawy , która sprawia, że jakby mi lepiej nie mam, za to kawa kojarzy mi się z relaksem i spokojem, piję ją o poranku kiedy jeszcze wszyscy śpią oraz po pracy. Uwielbiam ją i jest to produkt, który zdecydowanie poprawia mi humor i sobie bez niej nie wyobrażam dnia.

A jak jest z wami?

nie wyobrazam sobie dnia bez masla orzechowego kiwi i kawy

Moge za to funkcjonowac bez miesa...przestalo mi smakowac, zwlaszcza wedliny...raz gora dwa razy w tygodniu jem obiad miesny

Polubilaa sie z avocado

Pasek wagi

nie do konca zrozumialam to na temat miesa wolowego mielonego - ja lubie robic male "kulki" z wolowego i jemy z salata - sciagnelam pomysl z tutejszego lokalu - w salacie Schafkäse, czerwona cebula krazki, papryka, moze byc tunczyk, ja nie dodaje bo mam problem z konserwantami. Kulku z miesa mozna zrobic nadziewane serem owczym, ale ze mi sie nie chce to kulki sa osobno i ser tylko pokrojony:)

W lokalu nazywa sie to salata andaluzyjska , dodaja  jeszcze Seranoschinke.

Wdał się błąd, miało być oczywiście wieprzowe mielone, już poprawiłam ;)

Dla mnie jedzenie jest zdecydowanie przyjemnością-jak chyba dla większości ludzi..:)) jakby tak nie było, nie tworzono by przepisów, restauracji itd...  Kiedy słysze, że ktoś zmusza się do jedzenia bo tak trzeba, żeby z głodu nie umrzeć to są to jakieś zaburzenia odżywiania. W czasach kiedy nie jemy 2 x dziennie polewki z mąki, kiedy są miliony połączeń smakowych, przypraw i produktów wydaje mi się to nienaturalnym- jak brak widzenia kolorów. Strasznie współczuję, jak ktoś je z musu i w sumie obojętne mu co na tym talerzu ma, życie jest wtedy uboższe o mnóstwo doznań(nie tylko smakowych).  A to, że jedzenie jest przyjemnością nie musi się wcale wiązać z obżeraniem się.

Nie mam produktów które miały by mi poprawiać humor-nie wiążę jedzenia z poprawianiem sobie nastroju, choć smaczny posiłek bez wątpienia pozostawia miłe wrażenia. Natomiast kawa kojarzy mi się obecnie z relaksem-co jest wyuczonym skojarzeniem bo kiedyś kojarzyła się z nadgodzinami w pracy ;) nie jest mi niezbędna do życia, ale bardzo pożądana... Przejedzenia warzywami jeszcze nie miałam-jest ich tak wiele i tak różnorodnie można je przygotować...natomiast nie raz musiałam je zamrażać, bo przesadziłam z zakupioną ilością i było to nie do przejedzenia robiąc normalne posiłki dla 2 osób...

uwielbiam jesc i gotowac swoje pudelka do pracy albo cos dobrego na miescie znalezc, odkad zaczelam robic nakladki invisalign na prostowanie zebow jakos i czestosc moich posilkow spadla nad czym ubolewam bo (z jednej strony dobrze ze jem regularnie i nie podjadam) wyszlo ze jem mniej i omijam posilki bo mi sie nie chce nakladki sciagnac albo potem nie mam jak zebow umyc. ehhhhh

kawa i czekolada gorzka lindt (90%)moi ulubiency :)

Pasek wagi

U mnie w domu zawsze jedzenie było czymś ważnym. Prababcia, babcia i mama bardzo dobrze gotowały. Zawsze na święta stoły uginały się od jedzenia. Było smacznie, różnorodnie... jedzenie sprawiało przyjemność. Nigdy nie było tak, że przez tydzień tylko bigos ;) Codziennie co innego, często dwudaniowo (zupa). Nie było opcji żeby na obiad była sama zupa. W dodatku dla każdego to co lubi, więc do wyboru kilka opcji. Wszystko zawsze ładnie podane, posypane natką pietruszki albo koperkiem. 

Pierwszy szok przeżyłam jak poszłam w podstawówce do koleżanki w porze obiadowej a tam śledzie z ziemniakami i sałatka z zielonych pomidorów. Grzecznie podziękowałam ;) Potem w liceum poszłam do chłopaka do domu i dostałam kajzerki z masłem i pomidorem. Bardzo smaczne, ale miałam wrażenie że brakuje podstawowego składnika na kanapce czyli jakiejś wędliny albo sera :D

Potem jak zaczęłam jeździć do przyszłego męża to szok był jeszcze większy (nie będę wchodzić w szczegóły), bo nie było warzyw na kanapki ani na ciepło do obiadu. 

Pasek wagi

Niestety u mnie jedzenie to grubsza historia. 

Od zawsze zajadałam słodyczami gorsze dni, stres, coś nieprzyjemnego. Pamiętam, jak kiedyś, kiedy jeszcze chodzilam do szkoły, mialam jakieś 12-13 lat, mało miałam wówczas znajomych, wracając do domu wchodziłam do miejscowego sklepu, kupowałam siatkę słodyczy i po powrocie do domu zjadałam. Jedzenie na chwilę zaspokajało jakieś emocje, ale jak wiadomo, działało to tylko na krótką chwilę.

Teraz staram się bardziej świadomie jeść, ale nie zawsze wychodzi. 
Uwielbiam warzywa i owoce, zdrowe jedzenie. Kiedy przez dłuższy czas nie jem słodkości i śmieciowego jedzenia nawet nie mam na nie ochoty. Odczuwam własnie częsciej taką psychiczną ciągotę do czekolady, chipsów czy czegoś jeszcze innego, tak jakby po zjedzeniu wszystko miało zmienić się na lepsze.

Marzę o czasie, kiedy będę jeść po to, by żyć, a nie na odwrót. 

Pasek wagi

Hmmm nigdy nie brałam pod uwagę, że brak czerpania przyjemności z jedzenia oznacza jakiś rodzaj zaburzenia. Ciekawe i jednocześnie zastanawiające. 

Sawka00 napisał(a):

U mnie w domu zawsze jedzenie było czymś ważnym. Prababcia, babcia i mama bardzo dobrze gotowały. Zawsze na święta stoły uginały się od jedzenia. Było smacznie, różnorodnie... jedzenie sprawiało przyjemność. Nigdy nie było tak, że przez tydzień tylko bigos ;) Codziennie co innego, często dwudaniowo (zupa). Nie było opcji żeby na obiad była sama zupa. W dodatku dla każdego to co lubi, więc do wyboru kilka opcji. Wszystko zawsze ładnie podane, posypane natką pietruszki albo koperkiem. Pierwszy szok przeżyłam jak poszłam w podstawówce do koleżanki w porze obiadowej a tam śledzie z ziemniakami i sałatka z zielonych pomidorów. Grzecznie podziękowałam ;) Potem w liceum poszłam do chłopaka do domu i dostałam kajzerki z masłem i pomidorem. Bardzo smaczne, ale miałam wrażenie że brakuje podstawowego składnika na kanapce czyli jakiejś wędliny albo sera :DPotem jak zaczęłam jeździć do przyszłego męża to szok był jeszcze większy (nie będę wchodzić w szczegóły), bo nie było warzyw na kanapki ani na ciepło do obiadu. 

Też pochodzę z takiego domu i całe życie się ku temu buntowałam, więc jak już poszłam na swoje to gotuje prosto, często jednogarnkowo i prawie zupełnie roślinnie, właśnie w opozycji do tych wystawnych obiadów, świat i uginających się stołów. Szkoda życia na stanie przy garach.

jedzenie to dla mnie przyjemność i ukojenie nerwów. Najbardziej lubię węglowodany- ziemniaki, kluski, quiche itp.Lubię sałatki z majonezem, warzywa straczkowe, owoce, jajka, grzyby, sery. Mało jem słodyczy i mięsa. Nie jem drobiu i owocow morza

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.