Temat: Rak płuc

Witajcie 

Mój tato ma 52 lata i ma złośliwego raka płuc z prawdopodobnie przerzutami na kości. Czy znacie przypadek gdzie ktoś wyzdrowiał i żył min 5 lat od diagnozy.. 

Jestem zrozpaczona. Załamałam się po prostu... 

Tata o raku płuc dowiedział się 3 mies temu i nie poddał się chemii, będzie miał operację po świętach.. 

Dajcie mi jakiś cień nadziei... 

ggeisha napisał(a):

BlackAngeel napisał(a):

ggeisha napisał(a):

Każdy człowiek umrze. Jedni wcześniej, inni później. Jednak nie ma ludzi nieśmiertelnych. Myślę, że dobrze jest się pogodzić z własną śmiertelnością. Co do choroby, to tak, jak piszą dziewczyny - wszystko zależy od stopnia zaawansowania.
Widzisz mój tata się załamał. Płakał jak dziecko A ja razem z nim. Co do zaawansowania nie chciał nikt nic powiedzieć. Jedyne co wiem to po świętach operacja i nie zgodził się na chemioterapie... A to jedyna szansa przecież.... 
Niech to jeszcze na spokojnie przemyśli. Skoro proponują chemioterapię, to znaczy, że jest to zasadne. W beznadziejnych przypadkach nie proponują. Wiem, że wiąże się to z szeregiem paskudnych skutków ubocznych, ale jeśli chce się żyć (a zakładam, że Twój tato chce), to chyba warto zawalczyć? Dobrze dobrana chemia nawet jeśli nie wyleczy, to na pewno przedłuży mu życie. Czy jest sens z tego rezygnować?A czy mogłabyś napisać, jak zdiagnozowanie mu raka? Co go skłoniło do badań? Przypadkiem to wyszło, czy jakiś kaszel itp?

Wiem, że to nie do mnie, ale też coś napiszę.

Mój tata jakieś pół roku przed diagnozą ciągle był przeziębiony, ale myślał, że to klima w pracy, otwarte drzwi itd. więc nic go nie zaniepokoiło. Któregoś dnia wyczuł na szyi jakąś gulkę (węzły chłonne) . Był z tym u lekarza i na początku dostał jakieś leki . Lekarz powiedział, że jak za 2 tygodnie, góra do miesiąca nie będzie poprawy to będzie diagnostyka w kierunku nowotworu. 

Poprawy nie było i dostał tata skierowanie na rtg płuc, a potem tomograf. Z wynikami pojechał na biopsję, ale zanim była biopsja już mu lekarz ogólny po rtg powiedział, że ma kilka miesięcy życia. 

tak znam przypadek, nowotwór płuca z rozsianiem na kręgosłup. Zatłuc się go nie dało chemią całkowicie, ale zmniejszył się i uciszył na 4 lata. Teraz na roentgenie znów sie pokazał i polka galopka od nowa. Ale skoro się dało raz, to pewnie i drugi.

znam też przypadek, że facet z nawracającym w ten sposób rakiem prostaty zyje ponad 20 lat. Tu naprawde nie ma żadnych reguł. 

bardzo mi przykro :(. spędzaj z tatą jak najwięcej czasu, bez wzgledu na to co sie stanie to bardzo ciezki okres w zyciu was wszystkich i wspolne go spędzenie ulży wam teraz i w przyszlosci.

Są ludzie, którzy chcą sobie i rodzinie oszczędzić cierpienia i złudnych nadziei...Chemia to nic przyjemnego. Miałam w rodzinie taką ciotkę, która chemii odmówiła, już jej z nami nie ma. Ale ona właśnie dlatego nie chciała jej przyjmować, bo chciała sobie i rodzinie tego oszczędzić... u nich rak to niemal genetycznie występuje, więc wiedziała jak to będzie wyglądać i jakie ma szanse, żeby cokolwiek zmienić. Rok temu na raka zmarł mój wujek, który miał 47 lat i raka jelit od 5 lat. Walczył, ale co to była za walka... nie wiadomo, ile by przeżył bez niej, ale jak sobie pomyślę do jakiego stanu go to doprowadziło to sama nie wiem, czy warto. Tyle tylko, że miał małe dzieci i oni dłużej "z nim byli".

Bardzo Ci i Twojemu tacie współczuję.

cancri napisał(a):

Są ludzie, którzy chcą sobie i rodzinie oszczędzić cierpienia i złudnych nadziei...Chemia to nic przyjemnego. Miałam w rodzinie taką ciotkę, która chemii odmówiła, już jej z nami nie ma. Ale ona właśnie dlatego nie chciała jej przyjmować, bo chciała sobie i rodzinie tego oszczędzić... u nich rak to niemal genetycznie występuje, więc wiedziała jak to będzie wyglądać i jakie ma szanse, żeby cokolwiek zmienić. Rok temu na raka zmarł mój wujek, który miał 47 lat i raka jelit od 5 lat. Walczył, ale co to była za walka... nie wiadomo, ile by przeżył bez niej, ale jak sobie pomyślę do jakiego stanu go to doprowadziło to sama nie wiem, czy warto. Tyle tylko, że miał małe dzieci i oni dłużej "z nim byli".Bardzo Ci i Twojemu tacie współczuję.
czuł

Mój tata niby też przeżył pół roku, ale spuchł jak balon. Ledwo się ruszał. Chemia prawie od razu pozbawiła go smaku. Ostatnie miesiące życia , a czuł jakby jadł tylko watę. 

Też czasami zastanawiam się czy warto. Czy nie lepiej pożyć krócej, ale normalnie. 

Marisca napisał(a):

cancri napisał(a):

Są ludzie, którzy chcą sobie i rodzinie oszczędzić cierpienia i złudnych nadziei...Chemia to nic przyjemnego. Miałam w rodzinie taką ciotkę, która chemii odmówiła, już jej z nami nie ma. Ale ona właśnie dlatego nie chciała jej przyjmować, bo chciała sobie i rodzinie tego oszczędzić... u nich rak to niemal genetycznie występuje, więc wiedziała jak to będzie wyglądać i jakie ma szanse, żeby cokolwiek zmienić. Rok temu na raka zmarł mój wujek, który miał 47 lat i raka jelit od 5 lat. Walczył, ale co to była za walka... nie wiadomo, ile by przeżył bez niej, ale jak sobie pomyślę do jakiego stanu go to doprowadziło to sama nie wiem, czy warto. Tyle tylko, że miał małe dzieci i oni dłużej "z nim byli".Bardzo Ci i Twojemu tacie współczuję.
czułMój tata niby też przeżył pół roku, ale spuchł jak balon. Ledwo się ruszał. Chemia prawie od razu pozbawiła go smaku. Ostatnie miesiące życia , a czuł jakby jadł tylko watę. Też czasami zastanawiam się czy warto. Czy nie lepiej pożyć krócej, ale normalnie. 

Z takiego założenia wyszła ta ciotka... jej rodzina tego nie zrozumiała właściwie, jej siostra do tej pory to przeżywa i mówi, że może gdyby chemia...to oczywiście niewiadomo jak długo by żyła i szczęśliwie...a dla mnie to była jej najlepsza decyzja... By pożyła pół roku, rok dłużej...ale jak...

Sama nie wiem co bym zrobiła i czego bym oczekiwała od własnych bliskich...pamiętam jak mój tato kiedyś mówił, że jak on kiedyś zachoruje, to nikomu nie powie i nie będzie się leczył, bo nie będzie chciał litości i nie będzie chciał, żeby rodzina z nim cierpiała. Pamiętam w jakim byłam wtedy szoku i jak mnie to wtedy ubodło. A po tym jak zmarł ten jego kuzyn to sama nie wiem... to było straszne, to przez co on fizycznie i psychicznie przechodził, ja do tej pory o tym często myślę.

cancri napisał(a):

Marisca napisał(a):

cancri napisał(a):

Są ludzie, którzy chcą sobie i rodzinie oszczędzić cierpienia i złudnych nadziei...Chemia to nic przyjemnego. Miałam w rodzinie taką ciotkę, która chemii odmówiła, już jej z nami nie ma. Ale ona właśnie dlatego nie chciała jej przyjmować, bo chciała sobie i rodzinie tego oszczędzić... u nich rak to niemal genetycznie występuje, więc wiedziała jak to będzie wyglądać i jakie ma szanse, żeby cokolwiek zmienić. Rok temu na raka zmarł mój wujek, który miał 47 lat i raka jelit od 5 lat. Walczył, ale co to była za walka... nie wiadomo, ile by przeżył bez niej, ale jak sobie pomyślę do jakiego stanu go to doprowadziło to sama nie wiem, czy warto. Tyle tylko, że miał małe dzieci i oni dłużej "z nim byli".Bardzo Ci i Twojemu tacie współczuję.
czułMój tata niby też przeżył pół roku, ale spuchł jak balon. Ledwo się ruszał. Chemia prawie od razu pozbawiła go smaku. Ostatnie miesiące życia , a czuł jakby jadł tylko watę. Też czasami zastanawiam się czy warto. Czy nie lepiej pożyć krócej, ale normalnie. 
Z takiego założenia wyszła ta ciotka... jej rodzina tego nie zrozumiała właściwie, jej siostra do tej pory to przeżywa i mówi, że może gdyby chemia...to oczywiście niewiadomo jak długo by żyła i szczęśliwie...a dla mnie to była jej najlepsza decyzja... By pożyła pół roku, rok dłużej...ale jak...Sama nie wiem co bym zrobiła i czego bym oczekiwała od własnych bliskich...pamiętam jak mój tato kiedyś mówił, że jak on kiedyś zachoruje, to nikomu nie powie i nie będzie się leczył, bo nie będzie chciał litości i nie będzie chciał, żeby rodzina z nim cierpiała. Pamiętam w jakim byłam wtedy szoku i jak mnie to wtedy ubodło. A po tym jak zmarł ten jego kuzyn to sama nie wiem... to było straszne, to przez co on fizycznie i psychicznie przechodził, ja do tej pory o tym często myślę.

To chyba zależy od rodzaju nowotworu i rokowań. Jeśli jest duża szansa to niby czemu nie próbować, ale .....

.... osobiście nie znam nikogo kto dzięki chemioterapii żyje. Wszyscy w rodzinie, czy rodzinach znajomych umarli. Najdłużej żyła mama koleżanki z nowotworem piersi. Po 7 latach remisji całkowitej była uważana za całkowicie zdrową i bach pod pachą guzek. Znowu chemia, radioterapia itd. Niby znowu pokonała chorobę, ale po 2 latach znowu nawrót i ostatecznie zmarła. Sama byłą lekarzem, miała łatwy i szybki dostęp do regularnej diagnostyki , badała się i nowotwory były wykrywane we wczesnych stadiach ..... 

Chemioterapia i radioterapia powodują nowotwory wtórne z dużo gorszymi rokowaniami niż nowotwory pierwotne .Ja sama mam duże wątpliwości, czy brak podjęcia terapii nie dałby takich samych skutków jak leczenie. 

P.S.

Znam tylko kobitę, która żyje po nowotworze jajnika bez żadnych nawrotów już 35 lat, ale ona nie poddała się nigdy chemio i radioterapii. Jedynym leczeniem było wycięcie jajnika. 

Tak znam. Ojciec najlepszego przyjaciela mojego męża. Lat 88. W sierpniu 2017 zdiagnozowany nowotwór płuc i max przeżycie dwóch miesięcy. Chemia paliatywna. Tatuś o rokowaniach nie wiedział. Po chyba czterech cyklach guzy się zmniejszyły (a ostatnio chyba nawet kompletnie zniknęły) i tatuś żyje sobie pełnia życia do dziś...

Z mojego punktu widzenia mogę powiedzieć żeby nie wierzyć statystykom bo KAŻDY przypadek jest inny, każdy organizm jest inny i inaczej reaguje, a lekarze nie maja szklanej kuli tylko opierają się właśnie na statystykach.

Do tego trzeba się leczyć. Bez tego to raczej cudów nie będzie. Dlatego po tym jak tata się otrząśnie trzeba zakasać rękawy i wykorzystać wszystkie dostępne metody leczenia. 

Marisca napisał(a):

cancri napisał(a):

Marisca napisał(a):

cancri napisał(a):

Są ludzie, którzy chcą sobie i rodzinie oszczędzić cierpienia i złudnych nadziei...Chemia to nic przyjemnego. Miałam w rodzinie taką ciotkę, która chemii odmówiła, już jej z nami nie ma. Ale ona właśnie dlatego nie chciała jej przyjmować, bo chciała sobie i rodzinie tego oszczędzić... u nich rak to niemal genetycznie występuje, więc wiedziała jak to będzie wyglądać i jakie ma szanse, żeby cokolwiek zmienić. Rok temu na raka zmarł mój wujek, który miał 47 lat i raka jelit od 5 lat. Walczył, ale co to była za walka... nie wiadomo, ile by przeżył bez niej, ale jak sobie pomyślę do jakiego stanu go to doprowadziło to sama nie wiem, czy warto. Tyle tylko, że miał małe dzieci i oni dłużej "z nim byli".Bardzo Ci i Twojemu tacie współczuję.
czułMój tata niby też przeżył pół roku, ale spuchł jak balon. Ledwo się ruszał. Chemia prawie od razu pozbawiła go smaku. Ostatnie miesiące życia , a czuł jakby jadł tylko watę. Też czasami zastanawiam się czy warto. Czy nie lepiej pożyć krócej, ale normalnie. 
Z takiego założenia wyszła ta ciotka... jej rodzina tego nie zrozumiała właściwie, jej siostra do tej pory to przeżywa i mówi, że może gdyby chemia...to oczywiście niewiadomo jak długo by żyła i szczęśliwie...a dla mnie to była jej najlepsza decyzja... By pożyła pół roku, rok dłużej...ale jak...Sama nie wiem co bym zrobiła i czego bym oczekiwała od własnych bliskich...pamiętam jak mój tato kiedyś mówił, że jak on kiedyś zachoruje, to nikomu nie powie i nie będzie się leczył, bo nie będzie chciał litości i nie będzie chciał, żeby rodzina z nim cierpiała. Pamiętam w jakim byłam wtedy szoku i jak mnie to wtedy ubodło. A po tym jak zmarł ten jego kuzyn to sama nie wiem... to było straszne, to przez co on fizycznie i psychicznie przechodził, ja do tej pory o tym często myślę.
To chyba zależy od rodzaju nowotworu i rokowań. Jeśli jest duża szansa to niby czemu nie próbować, ale ......... osobiście nie znam nikogo kto dzięki chemioterapii żyje. Wszyscy w rodzinie, czy rodzinach znajomych umarli. Najdłużej żyła mama koleżanki z nowotworem piersi. Po 7 latach remisji całkowitej była uważana za całkowicie zdrową i bach pod pachą guzek. Znowu chemia, radioterapia itd. Niby znowu pokonała chorobę, ale po 2 latach znowu nawrót i ostatecznie zmarła. Sama byłą lekarzem, miała łatwy i szybki dostęp do regularnej diagnostyki , badała się i nowotwory były wykrywane we wczesnych stadiach ..... Chemioterapia i radioterapia powodują nowotwory wtórne z dużo gorszymi rokowaniami niż nowotwory pierwotne .Ja sama mam duże wątpliwości, czy brak podjęcia terapii nie dałby takich samych skutków jak leczenie. 

Marisca proszę Cię...

Czyli jakbyś dzisiaj dowiedziała się ze masz nowotwór nie podjęłabyś żadnego leczenia?

cucciolo napisał(a):

Marisca napisał(a):

cancri napisał(a):

Marisca napisał(a):

cancri napisał(a):

Są ludzie, którzy chcą sobie i rodzinie oszczędzić cierpienia i złudnych nadziei...Chemia to nic przyjemnego. Miałam w rodzinie taką ciotkę, która chemii odmówiła, już jej z nami nie ma. Ale ona właśnie dlatego nie chciała jej przyjmować, bo chciała sobie i rodzinie tego oszczędzić... u nich rak to niemal genetycznie występuje, więc wiedziała jak to będzie wyglądać i jakie ma szanse, żeby cokolwiek zmienić. Rok temu na raka zmarł mój wujek, który miał 47 lat i raka jelit od 5 lat. Walczył, ale co to była za walka... nie wiadomo, ile by przeżył bez niej, ale jak sobie pomyślę do jakiego stanu go to doprowadziło to sama nie wiem, czy warto. Tyle tylko, że miał małe dzieci i oni dłużej "z nim byli".Bardzo Ci i Twojemu tacie współczuję.
czułMój tata niby też przeżył pół roku, ale spuchł jak balon. Ledwo się ruszał. Chemia prawie od razu pozbawiła go smaku. Ostatnie miesiące życia , a czuł jakby jadł tylko watę. Też czasami zastanawiam się czy warto. Czy nie lepiej pożyć krócej, ale normalnie. 
Z takiego założenia wyszła ta ciotka... jej rodzina tego nie zrozumiała właściwie, jej siostra do tej pory to przeżywa i mówi, że może gdyby chemia...to oczywiście niewiadomo jak długo by żyła i szczęśliwie...a dla mnie to była jej najlepsza decyzja... By pożyła pół roku, rok dłużej...ale jak...Sama nie wiem co bym zrobiła i czego bym oczekiwała od własnych bliskich...pamiętam jak mój tato kiedyś mówił, że jak on kiedyś zachoruje, to nikomu nie powie i nie będzie się leczył, bo nie będzie chciał litości i nie będzie chciał, żeby rodzina z nim cierpiała. Pamiętam w jakim byłam wtedy szoku i jak mnie to wtedy ubodło. A po tym jak zmarł ten jego kuzyn to sama nie wiem... to było straszne, to przez co on fizycznie i psychicznie przechodził, ja do tej pory o tym często myślę.
To chyba zależy od rodzaju nowotworu i rokowań. Jeśli jest duża szansa to niby czemu nie próbować, ale ......... osobiście nie znam nikogo kto dzięki chemioterapii żyje. Wszyscy w rodzinie, czy rodzinach znajomych umarli. Najdłużej żyła mama koleżanki z nowotworem piersi. Po 7 latach remisji całkowitej była uważana za całkowicie zdrową i bach pod pachą guzek. Znowu chemia, radioterapia itd. Niby znowu pokonała chorobę, ale po 2 latach znowu nawrót i ostatecznie zmarła. Sama byłą lekarzem, miała łatwy i szybki dostęp do regularnej diagnostyki , badała się i nowotwory były wykrywane we wczesnych stadiach ..... Chemioterapia i radioterapia powodują nowotwory wtórne z dużo gorszymi rokowaniami niż nowotwory pierwotne .Ja sama mam duże wątpliwości, czy brak podjęcia terapii nie dałby takich samych skutków jak leczenie. 
Marisca proszę Cię...Czyli jakbyś dzisiaj dowiedziała się ze masz nowotwór nie podjęłabyś żadnego leczenia?

Rozważałabym to  właśnie z uwagi na nowotwory  wtórne po leczeniu lub znaczne wyniszczenie organizmu po terapii. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.