No to zaczynamy nowy rok, z nową dietą. Nie lubię diet od dietetyczki, bo nie mogę jeść tego na co mam w danym momencie ochotę. Nie lubię tak, ale co zrobisz, jak nic nie zrobisz. Ma mnie to przygotować do kolonoskopi i przy okazji odchudzić. Taki jest plan, zobaczymy jak wyjdzie. Menu mam dostać wieczorem. Niby zawsze jak nowa dieta, to nowa motywacja, ale teraz jakoś tak bez szału. Może się przekonam jak dostane rozpiskę, teraz jestem wręcz na nie. Jakby mi ktoś zabrał ulubioną zabawkę, znaczy to co lubię jeść.
Wczoraj w ramach przygotowywania się do badania w kierunku sibo, wykluczyłam z diety fermentujące węgle. Nie było warzyw, ani owoców, ani nawet kompotu, czy soku, zero cukru. Do picia woda, do jedzenia, poza śniadaniem, białko. Placuszki twarogowe na obiad i jajecznica z szynką na kolację. Wyszło niecałe 1300kcal, ale po sylwestrowym pozwalaniu sobie na zakazane , wskazane cięcie kalorii.
Ranek dziś na samej wodzie, żeby być na czczo. Nawet odstawiłam mojego e-papierosa, bo tego też nie wolno. Test łatwy do zrobienia, choć obawiałam się reakcji po wypiciu glukozy. Wszystko się tak przeciągnęło w czasie, że mogłam zjeść dopiero o jedenastej. Potem wreszcie kawa, bo już byłam okrutnie śpiąca i bolała mnie głowa. Jutro mam zawieźć testowe fiolki i potem czekać na wynik.