Pamiętnik odchudzania użytkownika:
eszaa

kobieta, 58 lat, Wałbrzych

162 cm, 77.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

4 grudnia 2021 , Komentarze (10)

Zdrowotnie już w porządku, ból brzucha zniknął. Pomógł mi chyba dzień na bananach i jogurcie, do tego probiotyki. Wyniki wszystkie w normie, OB nie wskazuje na stan zapalny, więc narządy zdrowe, no ale jelit nikt nie badał. W poniedziałek się przejdę do lekarza to niech kombinuje co dalej, bo zaparcia mam jak smok. Ostatnio nawet po trzech tabletkach bisacodylu, zero reakcji. Masakra. Słodyczy nie tykam, bo się boję kolejnych rewolucji, choć pojawia się już na horyzoncie mały głód cukrowy. Póki co, znika po zjedzeniu grejpfruta.

Dietowo, jak widać na załączonym obrazku, nic właśnie. Jem z lekka za dużo i zjadłabym jeszcze więcej gdyby nie wewnętrze hamulce. Jestem głodna i to właśnie na jogurt z bananem, płatkami, pyłkiem pszczelim i odżywką białkową. To jest po prostu pyszne. Jak mam na coś faze, mogłabym jeść tylko to, a faza na to „danie” trwa w najlepsze. Całe szczęście akurat mi taka poranna owsianka z bananem służy, bo do popołudnia nie czuję głodu. Muszę jednak chyba zrezygnować z wieczornej powtórki, bo za dużo mi kalorii wychodzi. Ale lepiej mieć fazę na owsiankę z bananem niż na ciacho z kremem, czy chipsy :)

Dziś zakupowo i poza biedronką, odwiedziłam galerie, choć nie lubię. Ale tylko tam jest największy wybór butów, a zachciało mi się kozaków. Niestety żadne nie podbiły mego serca, a jak już, to oczywiście w łydce nie dopięłam. No cóż, poszperam jeszcze w necie i chyba pozostanę przy kolejnych botkach.

29 listopada 2021 , Komentarze (13)

Zapeszyłam chyba, że już mi lepiej i stan się wczoraj, późnym wieczorem pogorszył. Ból brzucha się nasilił i mocno przestraszona pojechałam do szpitala. Kazali mi czekać na zewnątrz zanim nie zrobią testu. Całe szczęście, że był tylko lekki mrozek i nie czekałam za długo. Test oczywiście negatywny, ale do brzegu. W badaniu nic lekarza nie zaniepokoiło i nie zakwalifikował mnie na oddział. Pozłorzeczył na interniste, że niedokładnie mnie zbadał i zebrałam opieprz, że zwlekałam od piątku. Cóż, nocny dyżur, niedziela, to i nastrój kiepski. Wysłał za to do szpitala ginekologicznego, bo według niego to ból brzucha wskazujący na ginekologiczną dolegliwość. Nieważne, że dwa tygodnie temu byłam u gina i wszystko było w porządku. Zabrałam manele i w środku nocy pojechałam do drugiego szpitala. Tam znów wywiad, badania i stwierdzono, że wszystko w porządku. Czaicie? Brzuch mnie boli, ale nic mi nie jest. W domu byłam o drugiej, lżejsza o stówkę wydaną na taksówki i nadal cierpiąca.

Jutro zaliczę badania w laboratorium/krew, mocz/i rtg brzucha. Jak dożyje, może się znów dowiem, że jestem zdrowa. Dziwne, że lekarz w przychodni nie zlecił żadnych badan z kału, jakby w ogóle pomijając jelita i ich udział w bólu brzucha. Zrobiłabym sama odpłatnie, ale nawet nie wiem jakie.

28 listopada 2021 , Komentarze (14)

Tydzień nad wyraz grzeczny, poza poniedziałkiem, znamiennym w skutkach… Otóż w poniedziałek wieczorem naszło mnie na wafelki z biedronki. I we wtorek skoro świt coś złego zaczęło się dziać. Wzdęcie, ból brzucha i omdlenia, obolały żołądek. Nie, nie miałam biegunki, choć według mnie to zatrucie tymi wafelkami. Raz było lepiej, raz gorzej, ale ogólnie czułam się źle cały tydzień. W piątek wreszcie do lekarza, który w sumie nie potrafił powiedzieć co mi jest i nie wiedział jak pomóc. Jedyne co, to wykluczył pęcherzyk żółciowy. Na wszelki wypadek dostałam skierowanie do szpitala. Odwlekałam ten szpital, bo to w tych chorych czasach tym bardziej trauma. Polepszyło mi się dopiero w niedziele rano, kiedy udało mi się wreszcie wypróżnić. Widocznie tak długo zalegały we mnie te toksyny z wafelków. Tak ja sobie to tłumacze. Może nie jest jeszcze całkiem dobrze, ale o niebo lepiej. Wzdęcie ustąpiło, ból brzucha też. Od poniedziałku na badania, bo dostałam cały pakiet, w tym enzymy wątrobowe, trzustkowe i rtg brzucha. Coś będziemy radzić na zaparcia.

Wzbogaciłam apteczkę o proszek zasadowy, chlorelle, maślan sodu, probiotyki. Jutro do odbioru inulina i olej z czarnuszki. Wszystko co najlepsze dla moich jelit. I oby już nie chorowały.

20 listopada 2021 , Komentarze (19)


Na pasku 65,8 i już niewiele brakuje :) Niewielka korekta w kaloryczności i efekt. Niby tylko o sto zwiększyłam limit kalorii, a waga zaczęła pięknie spadać. Tak, zwiększyłam, nie ucięłam. Któryś już raz z kolei właśnie zwiększenie kaloryczności daje zamierzony efekt. Widocznie moja aktywność nie jest tak marna jak zakładałam i trzeba więcej jeść. Dobrze że odgruzowałam bieżnie, bo jest na czym dokładać kroków, zwłaszcza w weekend, kiedy nie idę rano do biedronki. 

Może być też tak, że spadek wagi jest spowodowany ograniczeniem spożycia laktozy, hmm. Taki eksperyment dotyczący nabiału. Szok dla organizmu? Ograniczyć nabiał, czy tylko laktozę, oto jest pytanie. Próbowałam przekonać się do tofu, którego jeszcze nigdy nie jadłam. Jakieś takie nie do końca smakujące. Zrobiłam deserek z bananem i wyszedł całkiem spoko, ale coś mi w nim psuło przyjemność. Raczej się z tofu nie polubimy. Znaczy nie ma jak odstawić nabiału, bo nie mam czym go zastąpić. Może niekoniecznie muszę, a szukam dziury w całym? A może FODMAT dałby rozwiązanie mojego problemu z jelitami... wzdęcia i gazy, po wszystkim. Tu już musiałabym zrobić jednak rewolucje w odżywianiu, a chyba nie jestem na to gotowa. Odstawić cebule, jabłka, słodzik? Zobaczę. Muszę do tego dojrzeć.

Zaliczyłam wreszcie, po trzech latach, wizytę u ginekologa bo coś jest nie halo. Niby w usg w porządku, ale plamienie po 10 latach od zaniku okresu nie jest normalne. Poczekamy na wynik cytologii.

14 listopada 2021 , Komentarze (27)

Wstyd się przyznać do wagi jaka się pokazała po rozpustnym czwartku. Warto było, bo ciacho mega, ale ta kara to przesada. W związku z tym piątek był bardzo dietetyczny, z przewagą białka i wyszło tylko 1200kcal spożytych. Na niewiele się to zdało, bo albo białko mi nie służy, albo to tylko pełne jelita spowodowały wręcz wzrost na wadze, wrr.

Na sobotę syn wymyślił naleśniki z pieczarkowym farszem. Miałam nie liczyć kalorii i sobie zjeść, bo kocham, ale poranna waga mnie otrzeźwiła i kazała przystopować z zachciankami. Az się skręcałam z żalu za tymi naleśnikami, ale nie tknęłam. Było zatem dietetycznie i zgodnie z założeniami. Waga trochę zleciała w dół, ale nadal jest to strasznie dużo i zdecydowanie nie do zaakceptowania. Na horyzoncie , póki co, nie ma żadnych kuszących okazji, więc może się uda dłużej być grzeczną. Waga musi spaść choćby do 65, bo inaczej nie odzyskam spokoju.

Jestem zachwycona efektami mojej pielęgnacji twarzy, szkoda że wcześniej nie zaczęłam tak kompleksowo o nią dbać. Skóra zrobiła się fantastycznie gładka, niesamowicie miła w dotyku, świecenie i pory zmniejszone. Jestem w szoku. Oczywiście dokupiłam od ostatniej prezentacji trochę kosmetyków, bo jakoś brakowało mi niektórych elementów. Teraz nie będę wiedziała, co najlepiej działa, bo jest tego sporo, ale to nic, ważne że działa:) Niepotrzebnie się tak bałam retinolu, nie gryzie, a cuda robi. Musiałam zrobić sobie rozpiskę w tabelce, żeby się nie pogubić co i kiedy stosować. Staram się wpleść retinol dwa razy w tygodniu i do tego peeling kawitacyjny i zabieg RF. I chłonę jak gąbka wiedzę z dwóch kosmetycznych kanałów na YT, no kocham to. Chyba się minęłam z powołaniem :) Jeszcze musze się przekonać, do zabiegów u kosmetyczki typu mezoterapia, bo chomiki czy opadająca powieka to już cięższy kaliber i same kremiki nie pomogą.

6 listopada 2021 , Komentarze (17)

Tydzień zmarnowany, a miało być tak pięknie. Zamiast spadku, jest wzrost prawie o kilogram. Ale nie liczyłam kalorii, wpadł dzień rozpusty, to i mam za swoje. Przyszły tydzień też się nie zapowiada dietetycznie, bo męża urodziny w czwartek. Czas mi się kurczy, a chciałam mieć do świąt 62 na wadze. Póki co jest 66,7, wrrr. Wczoraj pokonałam chęć na chipsy i mimo że już paczkę miałam w ręku, to odłożyłam na półkę. Dziś nie oparłam się domowej pizzy, no bo jak to zrobić i nie zjeść :) ale nie wzięłam dokładki, jak zazwyczaj, więc dobre i to. Poza tym ciasto z mąki pszennej i pełnoziarnistej, więc nie tylko proste węgle-mały plusik. Na kolacje robię sałatkę jarzynową, której też sobie nie odmówię, choć tu potrafię zachować umiar. Jutro postaram się zacisnąć pasa.

3 listopada 2021 , Komentarze (26)

Miałam liczyć kalorie i się sumiennie trzymać diety, ale wczoraj poległam. Było pięknie do popołudnia. Zliczona każda kaloria, dieta idealna. Zachciało mi się chipsów, lodów i czegokolwiek co ma milion kalorii i węgle. Może nie poszłabym po to do sklepu, ale mąż mnie wyciągnął na zakupy i stało się. Znalazłam jednak plusy tej rozpusty. Lody w litrowym pudełku podzielone na trzy osoby nie były aż taką bombą kaloryczną jak mogły, gdybym zjadła to pudełko sama. Chipsów nie kupiłam. Kupiłam za to bitą śmietanę w proszku, a początkowo miał to być krem do tortów zjedzony z biszkoptami, które były w domu. Mniej cukru, mniej chemii, mniej kalorii, a zachcianka na słodkie zaspokojona. Zamiast chipsów zrobiłam sobie frytki w beztłuszczowej frytkownicy, więc tu też- mniej chemii, mniej kalorii.

Waga nie poszybowała, można dalej dietować. Przynajmniej do 11 listopada, kiedy to mąż ma urodziny i będzie banatofee-> tu klik , czyli wszystko mające ciacho :)

Moja radość związana z bieżnią trochę uleciała. Okazuje się, że zegarek nie nalicza kroków w tym rodzaju aktywności. Z naliczaniem spalonych kalorii też sobie nie radzi, choć ten rodzaj treningu jest na liście. Kroki liczę na piechotę, przyjmując że jeden krok ma 0,62km, a średnio idę 1,5 km . Mam nadzieje, że zwiększę z czasem dystans, na razie musi wystarczyć, zwłaszcza że czasem maszeruję dwa razy dziennie. No i przecież w tygodniu mam normalne spacery. Wczoraj 7 tys. kroków w terenie. Bez szału, ale i bez lenistwa na kanapie.

Dziś miałam bezsenną noc, co się niezmiernie rzadko zdarza. Najpierw problem z zaśnięciem, potem chyba tylko płytki sen i kręcenie się od drugiej. Postanowiłam się nie męczyć i wstać. Godz.3.33, waga 66,6. Co dziś jeszcze w takiej ładnej kombinacji będzie:)

1 listopada 2021 , Komentarze (15)

Przytaszczyliśmy z mężem moją bieżnię z piwnicy, yupi ;) Teraz nie będzie wymówek, że niepogoda. Kroki muszą być zrobione i koniec. Musze tylko dojść jak mi to zegarek policzy, bo bieżnia nie liczy kroków. Na rozruch , podreptałam z prędkością 5km/h, żeby spalić sto kalorii i upociłam się słusznie.

Wczoraj było tak pięknie, że popołudniową kawę piliśmy na działce :) Oczywiście z dietetycznym sernikiem w tle. Pomijając sernik, którego zjadłam za dużo, jadłam też normalny obiad z rodziną i klasycznie owsiankę na śniadanie. Za dużo tego było, bo waga znów sporo ponad 66. Kiedy się skończy ta huśtawka…

Dziś już będzie grzecznie z liczeniem kalorii. Został jeszcze sernik, ale nie jestem jego fanką, poza tym zostały tylko brzegi, więc może się uda nie zgrzeszyć. W sumie to jeszcze nie wiem, poza śniadaniem, co będę dziś jadła. Niezmiennie mam ochotę na makaron o smaku ruskich pierogów, ale ileż można jeść to samo. To danie i kanapki z serkiem białym i dżemem, przewijają się niezmiennie ciągle i wciąż, a przecież organizm potrzebuje różnorakiego żarełka. Tylko co zrobić z tym, że nie mam ochoty na nic innego…


30 października 2021 , Komentarze (9)

Aktywność w tym tygodniu zadowalająca, a to za sprawą działki. Trzeba było poporządkować, przekopać, poprzesadzać, to i się zmachałam słusznie. Posiłkowo na piątkę, płyny też. Wagowo szału nie ma, bo tylko odrobiłam straty ale nic to, ważne że nie jest więcej. I od razu podsumowując październik- równy kilogram w dół. Wynik taki sobie, no ale jest na minus. Dzisiejszego dnia nie liczę kalorii, bo dziś lasania, jutro będzie wagowo na plusie, znając życie i mój organizm. Jutro będę piekła dietetyczny sernik, którym się objem po kokardy. Do liczenia kalorii wrócę od poniedziałku.

Coraz częściej się łapie na tym, ze robię kardynalne błędy ortograficzne. Gdyby nie pisanie w wordzie, który mi byki podświetla, to byście miały ubaw po pachy w każdym wpisie. Ostatnio z rozpędu napisałam szefc :) Jestem wzrokowcem, więc mi nie pasowało, ale mózg mi się starzeje i pojawia się jakiś wtórny analfabetyzm, orzeszku… Porażka , zwłaszcza że jestem wyczulona na czyjeś nieortograficzne pisanie, nawet na brak interpunkcji.

Pielęgnacyjnie znów zakupy. Kupiłam olej z czarnuszki i krem okluzyjny, bo mam wrażenie, że musze odbudować barierę hydrolipidową. I nowy spf 50 z SVR do twarzy, bo ten z Basiclab strasznie mi się świeci, musze matować bibułką, zanim się mogę ludziom pokazać. Stary zużyję na dłonie, które mi się nieładnie starzeją i też będę je traktować retinolem. Doszedł jeszcze żel do mycia twarzy i serum z niacynamidem też z Basiclab. I czekam na peptydowy tonik koreański. Jak po każdych kolejnych zakupach, obiecuje sobie że to już koniec, że wystarczy. Życie zweryfikuje…

27 października 2021 , Komentarze (14)

Wkurzyłam się dziś i zbuntowałam. Tak mi się jakoś nałożyła złość i niesprawiedliwość społeczna. Może hormony zagrały, może od dawna się zbierało… Mąż na zwolnieniu, syn na zwolnieniu, a ja?

A ja mam dogadzać i doglądać, sprzątać, prać i wychodzić z psem gdy wszyscy jeszcze słodko śpią . Kto mi da zwolnienie i zwolni z wszystkiego? 

Obiad sobie robię dopiero po 18stej, bo wcześniej nie mam czasu. Może nie to, że czuję się wściekle głodna, bo łapie w locie czasem cokolwiek wcześniej, ale kurde, gdzie w tym wszystkim jestem ja? 

Generalnie lubię moje życie i zwykle nie mam powodów do narzekań, ale dziś jakby się miarka przebrała. I ulało się…

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.